Reklama

Wielki piłkarz dziś świętuje. Już 37 świeczek na torcie Gerrarda

redakcja

Autor:redakcja

30 maja 2017, 09:25 • 2 min czytania 4 komentarze

Ikona. Legenda. Jeden z najlepszych w historii klubu. Epitetów do opisywania Stevena Gerrarda jest absolutnie mnóstwo. Jedyne, czego kapitanowi brakowało w mieście Beatlesów to… mistrzostwo Anglii. Jednak pewnie niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że był taki moment w jego życiu, że kariera Anglika wisiała na włosku. Czas na przypomnienie o sukcesach Gerrarda jest idealny. Dzisiaj były reprezentant Anglii obchodzi 37. urodziny.

Wielki piłkarz dziś świętuje. Już 37 świeczek na torcie Gerrarda

Zakładamy, że w przeszłości graliście z kolegami w piłkę na jakimś kartoflisku, gdzie naprawdę łatwo było o kontuzję. Jeśli ktoś z was po jednym z takich spotkań wylądował pod skalpelem, to możecie mówić, że mieliście w pewnym stopniu podobne przeżycie do Gerrarda. Jako młokos, to właśnie przez taki brak wyobraźni czy własną głupotę Stevenowi poważnie groziła amputacja dużego palca u nogi. Lekarze-ortopedzi zajmujący się wówczas młodym Anglikiem zakwalifikowali ten brak operacji jako prawdziwy cud. Jak się pewnie domyślacie, granie bez palca u nogi byłoby niewykonalne.

Stevie ewidentnie lubił w młodości straszyć zarząd Liverpoolu. Po tym, co wywinął z nogą, przyszedł czas na potencjalne odejście do innego zespołu. Ponoć 13-letni Gerrard wraz z rodzicami lekko się irytowali upływającym czasem i chcieli wywrzeć presję na prezesie, więc wysłali syna na testy do Manchesteru United. Nie od dziś wiadomo, że oba zespoły nie pałają do siebie zbytnią sympatią, więc i wywołało to niemałe zamieszanie. Trzeba było reagować. Gdy tylko Stevie wrócił do Liverpoolu, tamtejszy prezes wystartował do niego ze świeżutkim kontraktem na siedem lat. Steven podpisał go, tym samym gasząc pożar w juniorskim centrum „The Reds”.

Pomimo wielu goli, asyst czy świetnych meczów, Gerrard z Liverpoolem żegnał się z małym niesmakiem. Mógł zostać bohaterem i odejść z miasta Beatlesów w glorii mistrza kraju, a skończyło się tak, że Stevie stał się obiektem drwin na całym świecie. Ileż było memów z legendarnym już poślizgnięciem się w meczu z Chelsea, który koniec końców przesądził o braku mistrzostwa dla Liverpoolu. Gdyby coś takiego zrobił jakiś inny grajek „The Reds”, to na ulice tego miasta mógłby już nie wychodzić. Jednak to był Gerrard i on mimo wszystko był kochany i niemal noszony na rękach. Szacuneczek!

Reklama

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...