Reklama

Jaga może mieć pretensje do sędziego, ale przede wszystkim – do siebie

redakcja

Autor:redakcja

05 maja 2017, 23:05 • 3 min czytania 111 komentarzy

To był mecz z kategorii tych, które wygrać trzeba, jeśli chce się nieco ułatwić sobie przyszłość. Bo skoro Jagiellonii dopiero przyjdzie mierzyć się z Legią, Lechem, czy Lechią to na takich zespołach jak Korona, które nie grają już raczej o nic, punkty nabijać trzeba. I choć jakąś tam zdobycz białostoczanie z Kielc dziś wywożą, to dość powiedzieć, że to skromne oczko powinni, patrząc przez pryzmat ich gry, oblewać w autokarze co najmniej przez połowę trasy.

Jaga może mieć pretensje do sędziego, ale przede wszystkim – do siebie

Ile znaczy luz, brak presji, możliwość swobodnego eksperymentowania na boisku, pokazała dziś Korona. Zespół który w schyłkowej fazie rundy zasadniczej wydawał się kompletnie przerażony walką o górną ósemkę, a w decydującym meczu z Bruk-Betem wyglądał wręcz na sparaliżowany, dziś – przeciwko liderowi Ekstraklasy – zagrał futbol naprawdę dobry. Kielczanie wyszli na boisko bez jakichkolwiek kompleksów i nawet absencja kilku zawodników nie poskromiła ofensywnych zapędów zespołu. Raz że podopieczni Macieja Bartoszka grali z polotem i całkiem przyjemnie dla oka tworząc sobie kolejne sytuacja bramkowe, a dwa – obcykane dziś do perfekcji mieli stałe fragmenty gry. Bo gdyby ciut lepsza precyzja pod bramką, to praktycznie już do przerwy Korona mogła wsadzić ze trzy gole po akcjach rozpoczynanych ze stojącej piłki.

Jaga w pierwszych 45 minutach kompletnie nie istniała i gdyby przyjrzeć się statystykom to taki Sheridan miał pewnie podobną liczę kontaktów z futbolówką, co chłopcy do podawania piłek stojący za bandami reklamowymi. Nie funkcjonował atak pozycyjny, a i fiaskiem kończyły się jakiekolwiek próby kontrataków. No nie tak, nie tak powinien wygląda mecz lidera z drużyną, która nie walczy już praktycznie o nic, bo po pierwszych 45 minutach tak naprawdę ciężko byłoby wskazać kto jest kim.

Jako że był to pierwszy z raptem sześciu ostatnich kroków na drodze do ewentualnego mistrzostwa, to Michał Probierz też postanowił nie przebierać w środkach. Efekt? Wprowadzenie na plac w przerwie Konstantina Vassiljeva, który – choć świeżo po kontuzji – miał złapać zespół za pysk i nadać rytm jego grze. Nie zdążył jednak nawet Estończyk rozejrzeć się po boisku, a Jagiellonia przegrywała 0:1. Strzelcem Pylypczuk, a asystentem? No cóż, według wszelkich przekazów bardzo aktywny dziś Aankour, ale i trudno tu nie docenić roli sędziego liniowego… Błąd. Wielbłąd.

Reklama

Michał Probierz nie zdążył jednak wylać jeszcze całej swojej frustracji poza boiskiem, a już okazało się, że sama obecność Vassiljeva na boisku jest jego kolegom piekielnie pomocna. Novikovas bowiem w stylu właśnie Kosty przełożył piłkę na lewą nogę i z ponad 20 metrów sieknął tak, że Borjan nie miał prawa sięgnąć futbolówki.

I trochę nawet ta bramka obudziła białostoczan, ale umówmy się – dwa, trzy dobre ataki na 90 minut meczu to trochę za mało jak na zespół, który ma aspiracje mistrzowskie. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę to, co działo się w ostatnim kwadransie. Najpierw niewiele brakowało, a piłka dotarłaby w szesnastce do Aankoura, który miałby przed sobą już tylko bramkę, a chwilę później w stuprocentowej sytuacji znalazł się Palanca. I chyba nawet sam Hiszpan nie wie jakim cudem nie pokonał Kelemena…

Kiepsko, naprawdę kiepsko oglądało się to, jeśli chodzi o drużynę z Podlasia. Z tak nieszczelną defensywą, z tak mało efektywną ofensywą nawet ten punkt osiągnięty w Kielcach jest dziś sukcesem.

Wz82wPM

fot. FotoPyk

Reklama

Najnowsze

Anglia

Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Bartosz Lodko
0
Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Komentarze

111 komentarzy

Loading...