Reklama

Wesoły powrót Wisły. Europa niestraszna polskim pierwszoligowcom

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

11 lipca 2024, 23:04 • 4 min czytania 100 komentarzy

Sympatycznie i bezboleśnie przebiegły oba powroty: Wisły Kraków do europejskich pucharów i nasz na krajowe podwórko. Słowo „podwórko” pasuje tu doskonale, bo mecz „Białej Gwiazdy” z kosowskim FK Llapi sporo wspólnego miał z gierkami, w których każdy z nas brał udział w dzieciństwie. Sędzia rzucił piłkę i ruszyli, ile sił w nogach. Na szczęście w tej ciut zwariowanej potyczce zdecydowanie lepsi okazali się Polacy.

Wesoły powrót Wisły. Europa niestraszna polskim pierwszoligowcom

Wspomnień, które odżyły przy okazji dzisiejszego meczu uzbierałby się pełen plecak.

Uwierzylibyście, gdyby w lutym 2012 roku ktoś powiedział wam, że kolejny mecz w europejskich pucharach krakowska Wisła rozegra za dwanaście lat? I że trener zasiadający na ławce będzie ten sam, czyli Kazimierz Moskal? No i że „Biała Gwiazda” przystąpi do tego meczu jako pierwszoligowiec. Uwierzylibyście?

Los to figlarz.

Dwanaście lat to dużo czasu. Jak dużo, najlepiej obrazuje skład z ostatniego meczu Wisły w pucharach. 23 lutego 2012 roku na murawę w Liege wybiegli: Pareiko, Jovanović, Jaliens, Chavez, Diaz, Nunez, Wilk, Iliev, Garguła, Melikson i Genkov. Tak, dwanaście lat to bardzo dużo czasu.

Reklama

Łącznikiem z tamtymi prehistorycznymi czasami, w których gra Wisły w Europie była czymś tak naturalnym, jak smok na Wawelu, jest Kazimierz Moskal, który dziś po raz trzeci zadebiutował przy Reymonta w roli trenera.

No cóż, początki zawsze są trudne – rozpoczął przedmeczową wypowiedź Moskal. Po czym po kolei punktował problemy, z którymi zmaga się od kilku tygodni: trzy razy więcej transferów wychodzących niż przychodzących, kontuzje, brak ogrania i czasu, by wszystko to ogarnąć.

„No cóż, początki nie zawsze muszą być trudne” – pomyślał Igor Sapała i już po 82 sekundach gry strzelił gola na 1:0. Chwilę wcześniej Bartosz Jaroch wrzucił piłkę w pole karne zza linii bocznej. Przebitka. I tu wkroczył Sapała, który uderzył mocno w stronę bramki. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Jeśli witać się z Europą po latach rozłąki, to właśnie w ten sposób!

Strzelony gol dodał wiślakom otuchy. Przyjemnie patrzyło się na debiutujących w krakowskiej drużynie Oliviera Sukiennickiego i Rafała Mikulca, którzy napędzali grę po lewej stronie. – Przyszli tu po to, aby grać – tłumaczył przed pierwszym gwizdkiem Moskal. A dopytywany przez reportera Polsatu, czy nie obawia się, że dla 21-letniego Sukiennickiego, który jeszcze kilka tygodni temu biegał po drugoligowych boiskach, będzie to za duży przeskok, odparł: – To jak z pływaniem: trzeba go wrzucić na głęboką wodę i niech się uczy.

Reklama

Były zawodnik Stali Stalowa Wola udowodnił, że pływać potrafi całkiem nieźle. Dobrze radził sobie również Patryk Gogół – kolejny 21-latek. Znamienne, że wymieniliśmy już kilka nazwisk, a żadne z nich nie wywodzi się z Hiszpanii. Otóż w pierwszej jedenastce Wisły wybiegło zaledwie trzech zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Zaledwie, bo – dajmy na to – na mecz ostatniej kolejki poprzedniego sezonu do Niecieczy pojechało aż ośmiu hiszpańskich piłkarzy. Tymczasem dziś w składzie sześciu Polaków plus kolejnych ośmiu na ławce. Kilku młodych chłopaków bez najmniejszych kompleksów i strachu przed zagranicznym rywalem.

Choć umówmy się, że absolutnie nie było, kogo się bać. Goście pierwszy groźniejszy strzał oddali po 20 minutach gry, ale zdecydowanie bliżej byli wpisania się w świeżutkie trendy z Niemiec i skierowania piłki do własnej siatki. Obrońcy nie byli najpewniejszym punktem ekipy z Bałkanów. Zresztą trudno było znaleźć wśród gości jakikolwiek pewny punkt. Nie najlepiej świadczy o kosowskim futbolu fakt, że przy Reymonta prezentował się wicemistrz tamtejszej Superligi.

Przez większość czasu oglądaliśmy wesoły mecz. No, trzeba przyznać, że była to pewna odskocznia od tegorocznych – smutnych jak wiadomo co – mistrzostw Europy. Taka gierka typu Gruzja kontra Turcja, tylko oczywiście w nadwiślańsko-kosowskim wydaniu – na plecaki zamiast bramek. Od pola karnego do pola karnego. Od lagi do lagi. Środek pola parzy. Generalnie chaos. Ale wesoły chaos, sympatyczny.

Pod koniec drugiej połowy goście sprawiali wrażenie zadowolonych z wyniku. Wiedzieli przecież, że za tydzień będą mieli po swojej stronie więcej atutów – z bałkańskim ukropem na czele. I za tę postawę zostali ukarani. W piątej minucie doliczonego czasu gry na 2:0 podwyższył Angel Rodado, który spokojnie zabrał się z odbitą od poprzeczki piłką przed pole karne i stamtąd pokonał bramkarza FK Llapi. Raz na „dobry wieczór”, dwa na „dobranoc”. Zasłużenie, proszę państwa.

Tak więc sezon 2024/25 nad Wisłą oficjalnie otwarty. Dość tej niemieckiej nudy. Czas wracać na polskie, uśmiechnięte boiska. Niech dzisiejsze zwycięstwo „Białej Gwiazdy” będzie jak bocian zwiastujący rychłe nadejście słonecznej Ekstraklasy, I ligi i czego jeszcze radosna dusza polskiego kibica zapragnie. No i oczywiście punktów w europejskich rankingach, bo i te dziś dopisaliśmy, dzięki ekipie Kazimierza Moskala.

A za tydzień czas na rewanż w Podujewie. Fajnie, że wiślacy pojadą do Kosowa z dwubramkową zaliczką. Naprawdę fajnie.

Wisła Kraków – KF Llapi 2:0 (1:0)

Sapała 2′, Rodado 90+5’

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

100 komentarzy

Loading...