Reklama

Kto wygrał Euro? Chiny. O podboju Niemiec przez Państwo Środka

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

04 lipca 2024, 10:36 • 12 min czytania 39 komentarzy

W futbolu utarło się powiedzenie, że wszyscy grają, a na końcu wygrywają Niemcy. W świecie biznesu coraz mocniej utrwala się natomiast trend, że wszyscy walczą o wpływy, a na końcu najwięcej zagarniają Chiny. Państwo Środka prowadzi tak zaskakująco skuteczną ekspansję w różnych obszarach naszego życia, że nie potrafimy już rozróżnić, co pochodzi z Pekinu, a co nie. A prawda jest taka, że prawie wszystko, co wyraźnie widać podczas Euro 2024, jest azjatyckim produktem. 

Kto wygrał Euro? Chiny. O podboju Niemiec przez Państwo Środka

Podczas Euro 2024 największą polską gwiazdą pozostaje… Szymon Marciniak. Nasz międzynarodowy arbiter wciąż utrzymuje się w turnieju, a oprócz tego jego twarz można oglądać w wielu reklamach. Napoje, golarki, systemy aluminiowe, ale również elektronika. Sędzia stał się bowiem ambasadorem wielu marek, ale najbardziej znamienna jest jego obecność przy boku potentata w produkcji telewizorów (szóste miejsce na świecie) firmy TCL, z którą związał się również PZPN. I nie chodzi nawet o koneksje naszej federacji z Marciniakiem, tylko o fakt, że Polak jest twarzą jednego z chińskich gigantów, którzy dokonują ataku na europejski rynek konsumencki podczas Euro 2024.

Pięciu sponsorów Euro

Krótko mówiąc, Marciniak stał się narzędziem w rękach chińskiej ekspansji. I zupełnie nie piszemy tego zaczepnie, wręcz możemy być poniekąd dumni, bo polski arbiter znalazł się w naprawdę elitarnym gronie. Oprócz TCL mocniej na Starym Kontynencie rozpycha się wiele innych firmy z Państwa Środka, a pięć z nich dorobiło się nawet statusu oficjalnych sponsorów mistrzostw Europy. Mowa tu o AliExpress, Alipay+, BYD, Hisense i Vivo, które reprezentowane są przez różne znane twarze świata sportu, jak David Beckham, Manuel Neuer czy Patrick Schick. Nazwy tych firm widać przede wszystkim na bandach reklamowych, gdzie pokazywane są zarówno w znanym nam alfabecie, jak i w postaci azjatyckich szlaczków.

Sam fakt, że chińskie firmy zajęły pięć z trzynastu miejsc przy stole sponsorów strategicznych Euro 2024, mówi nam już wiele o ich zapędach. Jeszcze więcej informacji dostarcza nam wiadomość, że są najpopularniejszą nacją w tym zestawieniu. A dodatkowo interesująco z punktu widzenia zmiany nawyków konsumenckich wyglądają branże, które reprezentują wspomniane korporacje. Mogą stać się realną konkurencją dla zachodniego, a w szczególności niemieckiego, rynku sprzedaży.

Reklama

Wszystko dlatego, że Europa Środkowo-Wschodnia już została „zajęta” przez Chiny. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać chińskie fabryki od Belgradu po Warszawę. Widać to też w sporcie. Właścicielami czeskiej Slavii Praga jest Sinobo i CITIC Group, a do czerwca sponsorem Lecha Poznań był AliExpress. Stąd też decyzja Xi Jinpinga, przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL), który dyktuje wszystkie kierunki rozwoju państwa i firm mu podległych, by przypuścić atak na bardziej konkurencyjne, ale i konserwatywne, choć znacznie bardziej opłacalne rynki Zachodnie. A skoro Euro odbywa się w Niemczech wybór padł na ten kraj.

Wyzwanie rzucone Volkswagenowi

Hegemonem chińskiej ekspansji w Niemczech jest bowiem BYD. I jeśli dziś wciąż ta nazwa niewiele mówi przeciętnemu obywatelowi, to za moment może stać się tak popularna jak Volkswagen, Audi czy BMW. BYD specjalizuje się w produkcji aut elektrycznych i jest uosobieniem monopolistycznych wizji Xi Jinpinga. Przewodniczący ChRL postanowił, że Państwo Środka stanie się największym producentem i konsumentem elektryków na świecie i stopniowo wdraża to w życie. Dwa lata temu BYD osiągnął 60% udziałów w globalnej sprzedaży, ale w Europie wciąż ustępuje posiadającym mocną pozycję markom jak wspomniany Volkswagen.

Obecnie udział aut BYD w sprzedaży samochodów elektrycznych w Unii Europejskiej wynosi – według statystyk podanych przez Komisję Europejską – 8%, ale już w 2025 roku ma być to o siedem punktów procentowych więcej. I tę ekspansję widać już w Europie. Tuż przed Euro do portu w Bremie zacumował ogromny kontenerowiec, z którego jeden po drugim zjeżdżały setki elektryków. Łącznie podczas pierwszej marcowej partii na niemieckiej ziemi na czterech kołach stanęło trzy tysiące takich aut, które niebawem zaleją całą Europę, a Euro 2024 ma być tylko okazją do promocji tej marki. BYD rzucił wyzwanie Volkswagenowi i innym samochodowym potentatom. By dalej utrzymywały się na szczycie, muszą stać się bardziej konkurencyjne. Chińska firma oferuje bowiem tańsze modele samochodów, podążając za silnym w Europie trendem eco.

W ubiegłym roku w Chinach sprzedano więcej aut elektrycznych BYD niż Volkswagena, a dotychczas to właśnie Niemcy świetnie sobie radzili na tym rynku. Klientów nie interesuje, co jest subsydiowane przez władze, a co nie. Chcą mieć wybór i stawiać na tańsze produkty. Stąd popularność smartfonów Vivo czy Xiaomi, które mają dobrą jakość w stosunku do ceny. Pekin ewidentnie chce pokazać się na europejskim rynku i udowodnić, że chińskie marki to jakościowy produkt, a nie „chińszczyzna”. Przed laty na piłkarskich imprezach promowały się firmy Sony czy Kodak, które kojarzyły się z dobrą jakością – powiedział w money.pl Michał Banasiak, analityk relacji sportu i polityki. BYD-ami podczas Euro podróżują wszyscy oficjele UEFA.

Reklama

Atak na niemiecką świętość

O Vivo, którego twarzą w europejskiej kampanii został Schick, już co nieco zostało powiedziane. Jest to kolejna marka, która ma być przeciwwagą dla drogich smartfonów, oferując zbliżone funkcjonalności w przystępniejszej cenie. Podobna zależność dotyczy Hisense. Firma ta zajmuje się produkcją sprzętu AGD i RTV, a na Euro 2024 promowała telewizor o przekątnej 110 cali do czego wykorzystała Manuela Neuera, umiejętnie podpinając się pod akcję reklamową Adidasa, która poniekąd jest odtworzeniem kultowych billboardów z Oliverem Kahnem z czasów mundialu w 2006 roku. Bramkarz swoim okazałym zasięgiem reklamował ogrom ekranu nowego telewizora.

AliExpress chce natomiast zaburzyć hierarchię na niemieckim rynku e-commerce. A o tym, jak silnie się on trzyma i jak kulturowo jest on mocno zakorzeniony, najlepiej świadczy układ sił w handlu internetowym. Pierwsze dwa miejsca zajmują Amazon i eBay, czyli dwie amerykańskie firmy, ale mające za Odrą długą historię. Amazon wszedł bowiem do Niemiec w 1998 roku, czyli rok po tym jak stał się spółką publiczną. Obok Wielkiej Brytanii było to pierwsze państwo na świecie, które mogło korzystać z wtedy kupna książek, a obecnie niemal wszystkiego. EBay natomiast działa na niemieckim rynku od 1999 roku. Cztery lata po założeniu wykupił niemiecki dom aukcyjny Zalando za 43 mln dolarów i do dziś trzyma się mocno. Za nimi plasuje się natomiast kleinanzeigen.de – staromodny, ale wciąż bardzo popularny portal do umieszczania drobnych ogłoszeń przez osoby prywatne.

Niemcy po prostu kochają kupować online, a AliExpress ma dać im większe możliwości, dzięki darmowej wysyłce i zwrotom, co swoją twarzą reklamuje David Beckham. „Becks” stał się bowiem doskonałym narzędziem do whitewashingu, z którego korzystają nie tylko Chińczycy, ale również państwa Zatoki Perskiej. Anglik legitymuje przedsiębiorstwa z krajów, które nagminnie łamią prawa człowieka. Nie inaczej jest w Państwie Środka, gdzie nie ma wolności słowa.

Dywersyfikacja

Próba przebicia się przez tak konserwatywny układ sił niemieckiego e-commerce’u nie jest jedynym wyzwaniem, jakie Xi Jinping rzucił swoim firmom. Innym jest spopularyzowanie płatności elektronicznych, dzięki aplikacji Alipay+. Jest to o tyle karkołomne, że za Odrą panuje wszechobecna awersja do uiszczania opłat kartami bądź zbliżeniowo, a najpopularniejszym środkiem płatniczym wciąż pozostaje gotówka, o czym może przekonać się każdy polski turysta, który odwiedzi dowolną restaurację w Niemczech.

I o ile ekspansja tych pięciu firm rodem z Państwa Środka nie powiedzie się w pełni, jest to zamierzona taktyka. W końcu na Euro rozpychają się też mniejsze przedsiębiorstwa jak wspomniane TCL z twarzą Marciniaka, które pozostaje mniejszą wersją Hisense, a na rynku motoryzacyjnym prężnie działa jeszcze BAIC. Chińczycy dywersyfikują bowiem możliwości na pomnażanie zysków, i jeśli tylko trzy firmy „zażrą” na niemieckim rynku na pięć, to i tak zostanie to potraktowane w kategoriach sukcesu.

,,Chińczycy trzymają się mocno”

Jak na razie problemem chińskich firm była ich rozpoznawalność, a także świadomość odpowiedniej jakości. Euro 2024 stało się zatem odpowiednią tubą propagandową. Przedsiębiorstwa z Państwa Środka mogą pokazać, że są tak samo dobre, a nawet lepsze, i tańsze niż europejskie odpowiedniki, które nie są w stanie konkurować na etapie produkcji w związku ze znacznie liczniejszą tanią siłą roboczą z Chin. I jest to realne zagrożenie dla europejskich firm, co w swojej książce „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę” opisała Sylwia Czubkowska.

Europejczycy lubią myśleć o Chinach w kategoriach egzotyki. Widzieć w nich hybrydę pradawnego imperium, starożytnej kultury i komunistycznej ortodoksji. Taka wizja Chin samym chińskim decydentom i biznesmenom pasuje. Nam jednak bardziej niż na stereotypach powinno zależeć na zrozumieniu procesów, jakim już jesteśmy poddawani.

Dziś też jasno widać, że osłabienie gospodarcze zachodniego świata wspomogło impet rozwojowy Chin, w którego wyniku Państwo Środka wyrasta na naszych oczach na supermocarstwo. A jako supermocarstwo ma bardzo konkretne interesy nie tylko na bogatym Zachodzie, ale też w Polsce, Czechach, na Litwie, Węgrzech, w Chorwacji czy czy Serbii. Poprzez skuteczne pobudzanie wschodnioeuropejskich apetytów, po cichu, jak przyczajony tygrys, zmienia oblicze naszego świata. I niczym ukryty smok samo ma znacznie większe apetyty, niż mogłoby się nam dzisiaj wydawać. Liczba publikacji, analiz, reportaży, śledztw dotyczących wpływów Chin szybko rośnie. Nic dziwnego: trudno dziś o ciekawszy temat niż strategiczne plany Chińskiej Republiki Ludowej. To, że losy Chin odegrają kluczową rolę w losach świata, przeczuwamy od dawna, jak w tym ponadstuletnim dialogu z Wesela Stanisława Wyspiańskiego, gdzie na pytanie, co tam w polityce, pada sakramentalne: ,,Chińczycy trzymają się mocno”. Dziś już nie trzymają się mocno – dziś mocno trzymają cały świat. Narzucają tempo rozwoju, wskazują kluczowe kierunki, podsuwają narracje. Ale przede wszystkim – nie ma co ukrywać – sprawiają, że stary globalny układ sił właśnie przechodzi do lamusa. Choć mamy tego świadomość, to wciąż mało uwagi przyciągają działania Chin w Europie Środkowej, która jest ich bramą do Zachodu.

Gra w Regionallidze i przejęcie koszulek

Pomimo że mówimy o Euro 2024, to mało słów pada o wpływie na futbol. A ten za moment może być znaczący. Już w 2017 roku doszło do rewolucyjnej w skali świata decyzji. Reprezentacja Chin do lat 20 dołączyła do niemieckiej Regionalligi Südwest, która w sezonie 2017/18 liczyła 19 klubów. Ta szalona idea szybko okazała się klapą. Mecze towarzyskie kadry Smoków z pauzującą w danej kolejce czwartoligową drużyną skończyły się społecznym blamażem. Na trybunach pojawiały się kibice, którzy wznosili tybetańskie flagi i skandowali hasła nawołujące do przyznania niepodległości temu narodowi. Doprowadziło to do wycofania się chińskiej drużyny z rozgrywek już po jednej rundzie, bo DFB (niemiecka federacja piłkarska) nie spełniła wymagań organizacyjnych ChRL.

Dzisiaj Komunistyczna Partia Chin szuka wpływów na całym świecie. Chce kontrolować elity gospodarcze i polityczne, uniwersytety, think tanki, media. I notuje na tym polu zdumiewające sukcesy, dotychczas w dużej mierze niezauważone. W Niemczech media skupiają uwagę na Chinach na krótko, kiedy na przykład Chiński Związek Piłki Nożnej domaga się od niemieckiego (DFB) zakazu tybetańskich flag i transparentów wokół boiska, kiedy chińscy gracze mają grać na niemieckim stadionie, potem zresztą DFB ewidentnie wykręca się z tego w publicznej debacie. Albo kiedy Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) ostrzega, że chińskie służby specjalne wykorzystują w Niemczech sieci społecznościowe takie jak LinkedIn do szukania źródeł informacji i werbowania szpiegów. „Chodzi tu o szeroko zakrojoną próbę infiltrowania parlamentów, ministerstw i urzędów”, pisał szef BfV Hans-Georg Maassen. Latem 2018 roku,,Süddeutsche Zeitung” ujawniła, że chyba pierwszy raz w historii konserwatywny poseł do Bundestagu był werbowany przez chińskich szpiegów – opisuje Kai Strittmatter w książce „Chiny 5.0 Jak powstaje cyfrowa dyktatura”.

Równo dekadę po rewolucyjnym pomyśle gry chińskiej kadry w Regionallidze dojdzie do kolejnego ataku na niemiecką świętość i pewne jest, że będzie on skuteczny. Adidas, który ubierał kadrę Die Mannschaft od 1954 roku, przegrał przetarg z Nike i od 2027 rok to ta amerykańska firma stanie się sponsorem technicznym reprezentacji. Jednak to przedsiębiorstwo jest amerykańskie tylko z uwagi na miejscu powstania. Największym producentem ubrań i obuwia z charakterystyczną łyżwą są Chiny. To tam powstała również najnowocześniejsza akademia, gdzie rodzą się talenty kreujące politykę i nowe trendy całej firmy. Kompleks w Szanghaju, który na swoim wyposażeniu ma m.in. boiska piłkarskie i koszykarskie, sklepy, stołówkę i setki biur, zatrudnia kilka tysięcy pracowników, którzy nadają tempa rozwojowi Nike.

Instytuty konfucjańskie

To też pokazuje, jak mocno Chiny odciskają swoje piętno na różnych dziedzinach życia obywateli innych państw. Na cel wzięły przede wszystkim ośrodki edukacyjne, wspierając działy sinologii na uniwersytetach bądź tworząc instytuty konfucjańskie. Takie instytucje istnieją w ponad 140 krajach i jest już ich ponad pół tysiąca. W samych Niemczech jest ich 20, a klas konfucjańskich około tysiąc. Czym się takie instytuty zajmują?

Chodzi głównie o to, żeby wprowadzać do zachodniego dyskursu idee Chin. W końcu sinologię stworzył jeden z zachodnich misjonarzy i do dzisiaj jest ona zdominowana przez Zachód. Chiny, czyli my, od zawsze byliśmy przedmiotem tych studiów. Niesie to ze sobą niebezpieczeństwo, że albo będzie przedstawieni zbyt pięknie, albo obraz będzie zniekształcony – powiedziała w książce „Chiny 5.0” równie pięknie i ogólnikowo Zhang Jing z Instytutu Upowszechniania Języka Chińskiego i Kultury Chińskiej.

W rzeczywistości są to instytuty, gdzie za pieniądze przekonuje się wziętych nauczycieli, mówców, lektorów, profesorów, biznesmanów, aby głosili teorie zgodne z ChRL. Tak, by do opinii publicznej nie dostawały się informacje o łamaniu praw człowieka, a jedynie wiadomości o kolejnych innowacjach, kulturze, etosie pracy mieszkańców Państwa Środka. Ma to wykreować obraz państwa idealnego. Miejsca bez wad. W końcu nie może ich być, gdy zarządza nim dyktator. A jeśli ktoś podnosi takie głosy, szybko jest zastraszany bądź dyskredytowany. Nikt też nie powie, że instytuty stały się miejscem rekrutowania szpiegów, którym opłaca się edukację i umożliwia dostanie się w szeregi strategicznych organizacji publicznych i prywatnych.

Made in China

Doprowadziło to do tego, że Pekin opłaca całe wydziały bądź katedry sinologii na zachodnich uniwersytetach. Dzieje się tak m.in. w niemieckiej Getyndze. Uniwersytet w Cambridge otrzymuje natomiast szczodrą, blisko czteromilionową – liczoną w funtach – dotację. Coraz mniej jest miejsc na świecie, gdzie pieniądze nie przesłaniają prawdziwej idei wybielania się Chin.

Mając świadomość, jaką instytucją jest UEFA – pełną przekrętów, łapówek i matactw, które raz po raz wychodziły na światło dzienne w ostatnich latach, nie można się dziwić, że chińskie firmy tak licznie goszczą wśród sponsorów strategicznych turnieju pod egidą europejskiej federacji. Zapewne niebawem te same lub inne podobne przedsiębiorstwa znajdują wspólny język z FIFA, bo mundial to kolejna doskonała okazja do whitewashingu.

Niemniej jednak teraz trwa jeszcze Euro. Choć zwycięzcę poznamy dopiero 14 lipca, to pod względem ekonomicznym triumfatorem mistrzostw Europy mogą czuć się Chińczycy. Turniej stał się oknem wystawowym dla ich firm, co w niedalekiej przyszłości ma przynieść duże zyski i pomóc w ekspansji na cały świat. Niebawem wbrew temu, co śpiewał Happysad, wszystko może być Made in China.

WIĘCEJ O EURO 2024:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

39 komentarzy

Loading...