Reklama

Magiera znów przegrywa z Urbanem. Ennali i Lukoszek byli dziś nie do zatrzymania

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

14 kwietnia 2024, 19:58 • 4 min czytania 62 komentarzy

W pięciu ostatnich ligowych meczach obu tych drużyn padło 20 goli, a więc zgodnie z logiką Ekstraklasy tym razem tych bramek musiało być dużo mniej. I tak też się stało. Zero zdziwienia, podobnie jak z faktu, że Śląsk nie wykorzystał arcy-wpadki Jagiellonii, by znowu zostać liderem ligi. Kto śledził tę porąbaną kolejkę uważnie, ten w ciemno mógł zakładać, że tak właśnie będzie. Szczególnie, że Jacek Magiera nie potrafi grać przeciwko swojemu dawnemu bossowi, Janowi Urbanowi. Po tym spotkaniu ma z nim bilans: remis i cztery porażki…

Magiera znów przegrywa z Urbanem. Ennali i Lukoszek byli dziś nie do zatrzymania

W obu zespołach brakowało ofensywnych gwiazd: zabrzanie musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Lukasa Podolskiego, a wrocławianie bez pauzującego za kartki Erika Exposito. Ok, Hiszpan w 2024 roku to nie jest taka ofensywna lokomotywa, jak jesienią roku poprzedniego, ale jednak w dwóch ostatnich ligowych spotkaniach strzelił dwa gole. Jego brak był tym bardziej widoczny, że w ataku Śląska musiał zagrać Patryk Klimala, czyli gość, który… cofnął się w piłkarskim rozwoju.

Od powrotu do polskiej ligi gra beznadziejnie i dziś nie zrobił w tym aspekcie wyjątku. W całym meczu miał jedną sytuację i, naturalnie, zmarnował ją trafiając w słupek, już w drugiej połowie, przy prowadzeniu 1:0 Górnika. Natomiast jeszcze w pierwszej, przy bezbramkowym remisie, popis ofensywnego nieudacznictwa dał Łukasz Bejger. Naprawdę rozumiemy, że to nie jest facet, który urodził się, by strzelać gole, ale żeby nie trafić w bramkę z trzech metrów? No dajcie spokój! I teraz hit – wiecie, co kapitan Śląska powiedział w przerwie meczu przed kamerami? 

– Musimy dostać się do pola karnego, jeszcze więcej tych strzałów oddawać!

Chłopie, przecież, żebyś ty trafił do bramki, musiałbyś chyba spróbować strzelać z linii, a i wtedy nie mamy pewności, czy dałbyś radę.

Reklama

Ok, przestańmy znęcać się nad Śląskiem, pochylmy się nad bohaterami tego widowiska. Przede wszystkim: Lawrence Ennali, cóż to jest za kocur! Jego występ najlepiej podsumował komentujący to spotkanie Kamil Kosowski: – Na następnym meczu w Zabrzu powinna pojawić się policja z fotoradarem.

Gdyby chłopcy-radarowcy zmierzyli Niemcowi prędkość na boisku, całkiem możliwe, że dostałby mandat. Już w pierwszej połowie zabrzański skrzydłowy siał swoimi rajdami spustoszenie w szeregach rywali, ale na ich szczęście nie był w stanie zamknąć żadnej z akcji asystą lub bramką. W drugiej natomiast poszedł lewą flanką z taką szybkością, że poważnie zaczęliśmy się zastanawiać, czy wybrał dobrą dyscyplinę. O ile pamiętamy, Niemcy nie mieli ostatnio wybitnych biegaczy na 100 m, niewykluczone, że jakby Lawrence postawił na sprinty kosztem piłki, dziś szykowałby się do występu na igrzyskach w Paryżu.

Jego szalony rajd zamknął Kamil Lukoszek, dla którego była to druga bramka w tym meczu. I… druga w Ekstraklasie w ogóle. Umówmy się, występ tego akurat zawodnika nie wzbudzał przed spotkaniem w kibicach Górnika szalonego entuzjazmu:

Sceptyczne podejście pana Kacpra mogło ulec zmianie już w 40. minucie. Wtedy to Górnik przeprowadził akcję, której nie powstydziliby się wielcy piłkarze tego klubu sprzed lat, tacy jak Włodzimierz Lubański, Andrzej Iwan czy… Jan Urban.

Adrian Kapralik dograł spod prawej linii bocznej piłkę do Damiana Rasaka, który zagrał ją piętką do Lukoszka. Kamil natomiast zachował się w polu karnym jakby nie dążył właśnie do zdobycia pierwszej tylko setnej bramki w Ekstraklasie. Ze spokojem, o który nie podejrzewalibyśmy takiego żółtodzioba, przełożył sobie futbolówkę z prawej nogi na lewą i strzelił z konkretną siłą. Do dziś pewnie niejeden kibic Ekstraklasy myślał, że gość nazywa się Łukoszek, po takim popołudniu na pewno każdy skojarzy już jego nazwisko.

Reklama

Tak jak Magiera popamięta (kolejną) lekcję od Urbana. Doprawdy, pan Jacek nie ma podejścia do swojego byłego szefa z Legii. Mierzył się z nim na ławce trenerskiej pięciokrotnie i nigdy nie wygrał. Trochę go szkoda, bo to przecież swój chłop, podobnie zresztą jak trener Górnika. Gdybyśmy pośród ligowców zrobili ankietę pod hasłem „Kto jest twoim ulubionym szkoleniowcem w Ekstraklasie”, pewnie obaj znaleźliby się w niej bardzo wysoko. Kto wie, być może Magiera byłby w niej nawet na pierwszym miejscu? Tego nie wiemy, pewne jest natomiast jedno – prowadzony przez niego Śląsk zagrał dziś baaardzo przeciętnie, więc nie zdołał wskoczyć na pozycję lidera…

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

62 komentarzy

Loading...