Reklama

Wielki powrót Carlitosa? Raczej nie…

redakcja

Autor:redakcja

28 grudnia 2019, 12:20 • 3 min czytania 0 komentarzy

Trochę to niecodzienna sytuacja, bo jak wszystko dobrze zliczymy, wyjdzie nam, że saga transferowa Carlitosa trwała dłużej niż… jego gra w barwach Al-Wahda. Wcale o to nietrudno, skoro po niespełna czterech miesiącach Hiszpan rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron. Jak to się mówi – szybko poszło.

Wielki powrót Carlitosa? Raczej nie…

I są powody by sądzić, że to nie klub miał dość swojego piłkarza, wręcz przeciwnie. Carlitos rozegrał w Emiratach dziewięć meczów, podczas których strzelił pięć bramek. Nie najgorsza średnia. Inną sprawą jest to, że nie przełożyło się to na walkę o czołowe lokaty. Al-Wahda plasuje się póki co na siódmej pozycji, a jak zakładamy – nie po to ściągany był Carlitos z Legii za poważne pieniądze.

Powstaje pytanie: co z nim dalej?

Nie trzeba się natrudzić, by znaleźć takich, którzy ponownie zobaczyliby go w Polsce. Istnieje jednak pewien problem, który może być nie do przeskoczenia. I nie, nie mamy na myśli opinii, jaka ciągnie się za napastnikiem po ostatnim roku w Legii. Tą przeszkodą są mianowicie przepisy.

Carlitos rozegrał już w tym sezonie oficjalne mecze w dwóch klubach, a więc pole manewru przy szukaniu nowego pracodawcy ma mocno ograniczone. Zgodnie z wytycznymi FIFA, pozostaje mu…

Reklama

a) znalezienie klubu z ligi, która gra w systemie wiosna-jesień,

b) powrót do Legii Warszawa.

A więc temat Ekstraklasy póki co nie istnieje. Jeśli Carlitos wróci, to tylko do swojego byłego klubu, a o to – zważywszy na atmosferę, w której odchodził i trudne relacje z Vukoviciem – może być ciężko.

Z drugiej strony może okazać się tak, że Legia na gwałt potrzebować będzie zimą napastnika, jeśli z klubu odejdzie Jarosław Niezgoda. A Carlitos – delikatnie mówiąc – nie będzie w najlepszej pozycji negocjacyjnej, więc może zgodzić się na szereg ustępstw. No i jest sprawdzonym towarem, gwarantującym mimo wszystko wysoki, przewidywalny poziom. Może okazać się tak, że Vuković z Mioduskim przeliczą sobie koszt zatrudnienia go w stosunku do wartości, jaką może zaoferować i stwierdzą, że to wcale nie taki głupi deal. Zwłaszcza, że latem można byłoby go sprzedać ponownie do jakiegoś egzotycznego kraju. To dopiero byłby sposób na ratowanie budżetu. Ale wiadomo – to tylko gdybologia.

Z drugiej strony konieczność szukania klubu w ligach grających systemem wiosna-jesień stanowi dla piłkarza pewne ograniczenie. Carlitos będzie musiał uśmiechać się między innymi w stronę Szwecji, Norwegii, Finlandii, Białorusi, Łotwy, Stanów Zjednoczonych, Kazachstanu… Zapewne najchętniej pouśmiechałby się w stronę MLS, ale jeśli mielibyśmy strzelać, to najbliżej będzie mu pewnie do Kazachstanu. Podkreślamy – znów to tylko gdybologia.

Tak czy siak dość nieoczekiwanie dostajemy kolejną sagę, którą część warszawskich kibiców będzie żyła do momentu, w którym Carlitos podpisze z kimś kontrakt. A i my rzucimy na nią oko. Urocza sprawa, gdy klub wykłada na piłkarza we wrześniu okrągłą sumę w europejskiej walucie, a w grudniu godzi się na rozwiązanie kontraktu. Jak widać jednak są ligi, od których Polska mogłaby się uczyć absurdalnego zarządzania. 

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...