Reklama

Możemy udawać, że B-klasa kształtuje charakter. Młodzi szybko się zrażają

redakcja

Autor:redakcja

16 października 2019, 15:00 • 10 min czytania 0 komentarzy

Każdy ekstraklasowy arbiter może jak z rękawa rzucać historiami z niższych lig. Po latach to już tylko wesołe anegdoty i nigdy nie doliczymy się, ilu młodych sędziów po kolejnym wyzwisku, kolejnym rzuconym z trybun jajku, kolejnej pogadance pod szatnią czy bunkrowaniem się w pokoju dla sędziów nie wytrzymało i zawiesiło gwizdek na kołku.

Możemy udawać, że B-klasa kształtuje charakter. Młodzi szybko się zrażają

– Możemy udawać, że jesteśmy silnymi osobowościami, że B-klasa kształtuje charakter, ale tak naprawdę tylko ci młodzi arbitrzy wiedzą, przez jaką szkołę życia przechodzą, ile kosztuje ich to zdrowia, nerwów, a czasami w dodatku jak widać, jest to nie tylko zagrożenie zdrowia, ale być może i życia. Słabsze jednostki bardzo szybko się zrażają, odpadają. O statystyki można zapytać w regionalnych związkach, ale myślę, że po pierwszym roku rezygnuje ponad  połowa sędziów, po drugim kolejna połowa z tych, którzy pozostali – mówi Tomasz Kwiatkowski, jeden z najbardziej uznanych sędziów w Ekstraklasie, popierający ideę #SzacunekDlaArbitra.

Co bardziej doświadczony kolega po fachu czuje, gdy czyta kolejne doniesienia o arbitrach pobitych w niższych ligach?

Każdy sędzia jest zażenowany, że cały czas dzieją się takie rzeczy. Te patologie teraz nagle wypłynęły, ale to nie znaczy, że nie występowały wcześniej. Jeśli pytasz, co czuję – zażenowanie, współczucie, jest mi po prostu przykro. Szkoda tych chłopaków. Z drugiej strony cieszę się, że sprawa została nagłośniona. Być może wcześniej nikt nie miał odwagi o tym mówić, pisać, apelować. Wszyscy przechodzili nad tym do porządku dziennego. Wydaje mi się, że to idealny moment, by zacząć o tym głośno mówić. Bo to po prostu patologia. W normalnym kraju jak ktoś kogoś uderza głową z przysłowiowego „byka”, dostaje wyrok, a w skrajnych przypadkach idzie do więzienia.

Powiedziałeś dość znamienne słowa: wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Czasami odnoszę wrażenie, że lżenie z sędziego jest już uznawane jako coś normalnego, mało kogo w ogóle kłuje w uszy, bo sędziów obraża się zawsze i wszędzie, z zasady.

Reklama

Za moich czasów posędziowanie meczu C-klasy czy B-klasy było dla sędziego wyzwaniem, próbą charakteru. Te zachowania, nazywam je patologicznymi, działy się również wcześniej. Na pewno nie powiem o żadnym cichym przyzwoleniu, bo każdy z nas, młodych arbitrów, chciał z tym jakoś walczyć. W niższych ligach zawsze sędziowało się ciężej. Często na meczu byłeś sam, nie jechałeś trójką sędziowską. Nie wiem, może dla zawodników była to forma odreagowania? Zamiast iść na ulicę się bić woleli odreagować na boisku? Nie potrafię zdiagnozować tego zjawiska.

Mówimy o piłce seniorskiej, ale nie tylko. Pamiętasz, była kiedyś akcja pod nazwą KOR: Komitet Oszalałych Rodziców. Sam pamiętam mecze, gdy sędziowałem dzieciakom i nagle moja decyzja nie spodobała się jednemu czy drugiemu trenerowi i spotęgowała się wielka agresja, najpierw wśród trenerów, później wśród rodziców, a na końcu przenosiło się to na dzieci. Nagle ten jeden arbiter, który chciał posędziować dzieciakom najlepiej jak potrafił, był niemalże linczowany i ledwo schodził z boiska, bo agresja była olbrzymia. Swego czasu zaczęto z tym walczyć. Pamiętam nawet wiszące na Varsovii kartki w stylu “pamiętaj, że twój syn nie jest Robertem Lewandowskim” albo “pamiętaj, że nie sędziuje Szymon Marciniak”. Trenerzy i prezesi klubów zauważyli, że mecze nie mają nic wspólnego z rywalizacją sportową w duchu fair play.

Pamiętasz ze swojej pracy w niższych ligach sytuacje, w których czułeś się zagrożony?

Kilka razy musieliśmy wzywać policję, bo ledwo zeszliśmy z boiska do szatni, a z szatni do samochodu już nie chcieliśmy ryzykować. Kiedyś siedzieliśmy zabarykadowani w klubie i czekaliśmy kilka godzin, aż w końcu znudzeni kibice poszli do domu. Miałem raz przypadek z piłką dziecięcą, gdy agresja podsycana przez rodziców spowodowała, że w pewnym momencie ja też miałem dosyć. Po meczu powiedziałem kierownikowi parę przykrych słów na temat tego, co myślę o tym całym zachowaniu. To nie są miłe chwile, pamiętam tę sytuację do dziś, a byłem już dość doświadczonym sędzią.

Takie rzeczy na pewno dotykają każdego arbitra. Możemy udawać, że jesteśmy silnymi osobowościami, że B-klasa kształtuje charakter, ale tak naprawdę tylko ci młodzi arbitrzy wiedzą, przez jaką szkołę życia przechodzą, ile kosztuje ich to zdrowia, nerwów, a czasami w dodatku jak widać, jest to nie tylko zagrożenie zdrowia, ale być może i życia. Wydaje mi się, że idea szacunku powinna być kultywowana od najmłodszych lat. Rywalizacja dzieciaków ma być przyjemnością, aktywizowaniem ich do spędzania czasu na boisku, a nie przy konsoli. A my robimy z tego mistrzostwa świata, w których jeden błąd sędziowski może spowodować olbrzymią, niepohamowaną agresję. Ciężko mi to zrozumieć.

Długo się trzeba podnosić po meczu, w którym jesteś lżony z każdej strony? Czy po pewnym czasie nabywasz skorupę?

Reklama

Na pewno nie znam sędziego, który mógłby powiedzieć, że go to nie rusza. Rusza każdego. Słabsze jednostki bardzo szybko się zrażają, odpadają. O statystyki można zapytać w regionalnych związkach, ale myślę, że po pierwszym roku rezygnuje ponad połowa sędziów, po drugim kolejna połowa z tych, którzy pozostali. Czasami wynika to ze względów sportowych, niektórzy stwierdzają, że z różnych powodów nie jest to zajęcie dla nich, ale w dużej części wynika to z tego, że psychicznie nie są w stanie się podnieść po pierwszej, drugiej, trzeciej takiej sytuacji. To sprawa bardzo indywidualna.

Gwarantuję – nie ma osoby, która tego nie przeżywa. Czasami potrzebujesz tydzień, dwa przerwy albo kolejnego meczu, by sobie uświadomić, że OK, wtedy była patologia, ale twoje dobre decyzje też są doceniane. Każdy ma inny próg szybkiej rekonwalescencji. Ja to nazywam progiem bólu.

Zdarzył ci się mecz, który szczególnie przeżyłeś? Pojawiła się trauma?

Nie pamiętam jednego, ale na pewno były sytuacje zwątpienia. Najbardziej boli, jak podejmiesz złą decyzję na meczu dzieci, gdzie ta rywalizacja wydaje się najbardziej czysta. Nagle podyktowałeś rzut karny, pomyliłeś się, jedna drużyna przegrała przez twój błąd. Takie rzeczy bolą.

Jeśli chodzi o sytuacje, gdy byłem rozbity po zawodach, to szybko udawało mi się z tego wychodzić. Miałem raz asystenta, z którym pojechaliśmy w Wielką Sobotę na mecz. Całe zawody rzucali w niego jajkami, wyzywali. To był chłopak z doświadczeniem na poziomie czwartej ligi. Powiedział, że pasuje, musi sobie zrobić przerwę. I faktycznie, odpuścił na pół roku, choć to była pewnie konsekwencja wielu zdarzeń, a jajka okazały się gwoździem do trumny.

Te rzeczy na psychikę sędziego mają duży wpływ, a na psychikę młodego sędziego – bardzo duży. Stąd tak mało sędziów garnie się do tego zawodu. A jeszcze mniejsza liczba przetrwała dalej.

Co młodzi sędziowie powinni robić z obrażaniem werbalnym, od którego się zaczyna? Wielu sędziów udaje, że nie słyszy, by nie podsycać negatywnej atmosfery. To dobra taktyka czy powinno się ostro wjeżdżać z kartkami i pokazywać, że nie da się sobie wejść na głowę?

Uważam, że powinniśmy przede wszystkim postępować zgodnie z Przepisami Gry. Jeśli czujesz, że obraźliwe sformułowania są skierowane bezpośrednio do ciebie, nie powinieneś mieć skrupułów, by pokazywać w tym wypadku czerwoną kartkę. Sam pamiętam do tej pory historię, gdy byłem sędzią głównym na poziomie czwartej ligi, a asystentem był wtedy początkujący, a obecnie jeden z najlepszych sędziów Ekstraklasy. Napastnik po sygnalizacji spalonego krzyknął do niego: “Ty kondomie!”. Wyciągnąłem czerwoną kartkę, pomimo że to była decyzja niepopularna, przeciwko gospodarzom i nikomu się nie spodobała. W pewnych sytuacjach musisz być bezkompromisowy. Nie chcę by to zabrzmiało tak, że młody arbiter musi sięgać po czerwoną kartkę zawsze, gdy zawodnik mruknie coś pod nosem. To jest jasno określone w Przepisach Gry, że obraźliwe słowa muszą być skierowane do ciebie. Natomiast nie możesz udawać, że czegoś nie słyszałeś, bo nie na tym polega sędziowanie. Nie możemy udawać, że nic się nie stało.

Jestem za tym, by karać zawodników i opisywać zdarzenia, które dzieją się poza boiskiem, są poza jurysdykcją sędziego. Jest czerwona kartka, zawodnik dalej wyzywa sędziego albo agresywnie zachowują się działacze – opisz. Teraz mamy żółte i czerwone kartki dla oficjeli, wcześniej tego nie było. Wszystkie zachowania trzeba zapisywać w załączniku. To jedyna metoda, by z tym walczyć. Ukłon do organów dyscyplinarnych, by za takie zachowania karały, a nie – bo wiem, że takie sytuacje też się zdarzały – wzywały sędziów na dyscyplinę i próbowały załagodzić. Pewne zachowania można załagodzić, jeśli zawodnik przyjdzie po meczu i przeprosi. Jest to jakiś czynnik łagodzący, ale tylko łagodzący, bo konsekwencje pierwotnego czynu muszą być poniesione.

Kary dyscyplinarne twoim zdaniem dobrze funkcjonują czy powinny być ostrzejsze?

W Ekstraklasie zajmuje się tym Komisja Ligi, ma ustalone wytyczne i dobrze, by te kary były w miarę spójne. Czasami narzekamy, że jeden zawodnik dostał za swój czyn za niską karę, innym razem za podobny czyn za wysoką. Fajnie, by to było jasne i przejrzyste. Jeśli chodzi o nietykalność arbitra, wymiar kary powinien być najwyższy. Jeśli czytam, że 17-letni arbiter dostaje od kogoś w głowę, traci przytomność, dla mnie to jest dożywocie. Nie ma przeproś. Dla takich zachowań nie ma miejsca na boiskach. Nie może być na to przyzwolenia. W Ekstraklasie tego typu zachowań nie ma aż tak dużo, więc sędziowanie jest prostsze. Chłopaki w A-klasie, B-klasie mierzą się z sytuacjami podwórkowymi. Nie na tym powinno to polegać. Po to drużyna zgłasza się do rywalizacji sportowej, by walczyć fair, a nie rękoczynami.

Jest jeszcze jedna ważna kwestia, na którą mało kto zwraca uwagę. Trzeba wziąć pod uwagę, że sędziowie w niższych ligach muszą mieć większy margines błędu niż w Ekstraklasie, bo oni przecież dopiero zaczynają. Tak samo jak młody piłkarz musi gdzieś zacząć grać w piłkę, tak samo młody arbiter musi gdzieś nauczyć się sędziować. Rodzic widząc młodego arbitra musi zrozumieć, że być może chłopak ma dziesiąty raz gwizdek w ustach i nie podejmuje jeszcze decyzji z automatu, uczy się, jego umiejętności są adekwatne do poziomu ligi, w której sędziuje. Trzeba to przyjąć ze zrozumieniem. Nikt się nie rodzi z umiejętnościami sędziego Ekstraklasy. To jest proces i każdy arbiter musi te wszystkie szczeble pokonać.

Kibic uważa, że “przyjechali drukować”.

Z tą patologią jest bardzo ciężko walczyć. Tutaj ogromną rolę odgrywa klub, trener. To trener narzuca standardy, jest wychowawcą dla młodych chłopców. To też droga, by nauczyć nas wszystkich normalnego kibicowania poprzez wspieranie drużyny, a nie wyzywanie. Gdy jako rodzic boisz się wziąć dziecko na mecz niższej ligi, bo wiesz, że będą tam chamskie odzywki, a jeszcze możesz dostać po głowie i nie wrócić zdrowy do domu, jest to patologia.

Wykreowaliśmy w tej rozmowie słabą perspektywę sędziowania w niższych ligach, ale chyba nie wszystko jest takie złe. Co dobrego można przeżyć zapisując się na kurs?

Wielką przygodę. Satysfakcja z dobrze posędziowanego meczu jest ogromna. Przede wszystkim sędziowie zgłaszają się na kurs ze względu na pasję do piłki nożnej, często niespełnione marzenia kariery piłkarskiej, ale w piłce można realizować się właśnie jako sędzia. Największą nagrodą dla sędziego nie jest ryczałt, który w niższych ligach jest symboliczny, a to jak po meczu przyjdą do ciebie piłkarze, trenerzy i podziękują. Nawet gdy popełniłeś błąd zrozumieją i powiedzą “OK, pomylił się pan, ale dziękujemy za zawody”. Dlatego warto nie poddawać się i liczyć na to, że z każdym sezonem będzie łatwiej. Wymaga to wytrwałości i to apel do młodych arbitrów: bądźcie wytrwali. Jak zaczynałem sędziować, też nie wiedziałem, czy sprawia mi to przyjemność. Dopiero po kilku meczach coś zaskoczyło, ktoś mnie pochwalił, udało się pojechać na lepszy mecz. Wciągnąłem się w stu procentach. Poznałem do tego świetnych ludzi, bo sędziowie to fajna grupa osób, trochę jak drużyna piłkarska, która dobrze się rozumie. Potem okazało się, że rozmawiałem przez telefon po dwie godziny dziennie dyskutując o różnych, ciekawych sytuacjach boiskowych. To niekończące się debaty, które są, nieładnie mówiąc, jak narkotyk, który cię wciąga. Zatem polecam i rekomenduję wytrwałość. Zapewniam, że sędziowanie sprawia olbrzymią przyjemność, poza patologicznymi przypadkami, z którymi należy walczyć w sposób bezkompromisowy i dzięki temu znikną z piłkarskich boisk. Wierzę, że ta walka okaże się skuteczna.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...