Reklama

Takie Zagłębie zlałby nawet III-ligowiec. A, sorry, przecież już zlał

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2018, 20:20 • 3 min czytania 8 komentarzy

Wydawało się, że wstydliwa porażka z Huraganem Morąg i tąpnięcie w klubie po tej klęsce musi odbić się na piłkarzach Zagłębia Lubin. Że zaczną grać odważnie, bezkompromisowo. No chociażby ciut lepiej niż w ostatnich tygodniach. Ale żadnej cudownej odmiany w starciu z Pogonią Szczecin nie oglądaliśmy. Portowcy klepnęli ich gładko 2:0, a ozdobą meczu był cudowny gol Radka Majewskiego.

Takie Zagłębie zlałby nawet III-ligowiec. A, sorry, przecież już zlał

Przed meczem myśleliśmy – no, skoro mówi się o tym, że to mecz o posadę Mariusza Lewandowskiego, to piłkarze Zagłębia muszą zagrać ambitniej.

Po golu na 0:1 dla Pogoni myśleliśmy – nie no, teraz to już na pewno…

Po golu na 0:2 dla Pogoni – dobra, czekamy na kolejne kary dla piłkarzy i sztabu.

Zagłębie po prostu wyszło na to spotkanie czekając na kolejne ciosy. Jeśli podobną popelinę odstawili w Morągu, to wcale nie dziwimy się, że dalej gra III-ligowiec, a lubinianom pozostaje się skupić na lidze. Prezes klubu po kompromitacji walnął ręką w stół – sztab musiał zapłacić za zorganizowane na ich prośbę zgrupowanie, zaordynowano kary finansowe, a posada trenera zawisła na włosku. Ale rozdawanie batów niczego dobrego nie przyniosło (przynajmniej doraźnie) – Miedziowi w sobotę zaprezentowali się po prostu słabiutko.

Reklama

A pokarała ich Pogoń, która przecież po fatalnym starcie sezonu dopiero ostatnio zaczęła się wydrapywać z dna tabeli. Do gości pomocną dłoń wyciągnął Jakub Tosik, który w iście idiotyczny sposób powalił w polu karnym Adama Buksę. Ricardo Nunes dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, ta frunęła gdzieś za dalszy słupek, tymczasem na wprost bramki Tosik postanowił złapać rywala. Po co? Nie mamy zielonego pojęcia. Rezolutność godna trampkarza.

Skutecznie z wapna strzelił Kamil Drygas, a gospodarze po tym ciosie byli kompletnie rozkojarzeni. Jeśli wola walki byłaby mierzona żółtymi kartkami, to lubinianom nie moglibyśmy jej odmówić. Natomiast jeśli odnowę Zagłębia mielibyśmy mierzyć dobrą grą i stwarzanymi sytuacjami strzeleckimi, to oglądaliśmy postępujący regres. Starzyński nie mógł oswobodzić się spod krycia Drygasa, Sirotow i Bohar byli kompletnie nieobecni, Jagiełło zniknął w tłumie i jedyne Matuszczyk próbował robić COKOLWIEK w środku pola.

W pierwszej połowie gonga przyjęło Zagłębie, ale i Jakub Mares (znokautowany przez Sebastiana Walukiewicza), który zakończył swój występ już po dziewięciu minutach. Ledwo ustali na nogach zderzenie głowami Filip Jagiełło i Kamil Drygas. Generalnie więcej do roboty mieli lekarze i masażyści obu zespołów niż Łukasz Załuska w bramce Pogoni.

Ten mecz zapamiętamy jednak przez Radosława Majewskiego. To on brał na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie niemal każdego ataku Pogoni. To on popisał się pięknym no-look passem piętą w końcówce spotkania. To wreszcie on zdobył cudowną bramkę na 2:0. Ładnie zgasił piłkę do lewej nogi, huknął z półwoleja, zadzwoniło aluminium po odbiciu piłki od poprzeczki, a później zatrzepotała siatka. Widać po Majewskim, że powoli – jak cała Pogoń zresztą – odżywa.

Puentą niech będą okrzyki kibiców Zagłębia, którzy przywitali piłkarzy gromkim “biegać, walczyć i się starać, a jak nie to wypierdalać”.

[event_results 527513]

Reklama

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...