Reklama

Czy Wisła znów skradnie nasze serca?

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

01 września 2018, 09:31 • 4 min czytania 15 komentarzy

Po wczorajszym zwycięstwie na prowadzeniu w ligowej tabeli umocniła się Lechia. Zespół, który na początku sezonu imponuje wyrachowaniem. Nie zawsze gra ładnie dla oka, ale zazwyczaj piekielnie skutecznie. Wisła Kraków również solidnie punktuje, lecz w jej przypadku z pełnym przekonaniem możemy napisać, że to obecnie najbardziej efektowna drużyna w Ekstraklasie.

Czy Wisła znów skradnie nasze serca?

Spektakularne 5:2 z Lechem w Poznaniu to jedno. Wisła rozbiła również zabrzańskiego Górnika w takim stylu, że w pomeczowej relacji napisaliśmy, iż tak grającej Białej Gwiazdy nie zatrzyma żadna tama. Na starcie sezonu mamy przyjemność – właśnie, przyjemność, co w polskich warunkach nie jest tak oczywiste – oglądać zespół zarówno efektowny, jak i efektywny. Przede wszystkim taki, który – jak na razie – kreuje własnych bohaterów. No bo czy ktoś spodziewał się, że Zdenek Ondrasek wystrzeli tak mocno? Przecież kiedy Wisła żegnała się z Carlitosem, wydawało się, że w ataku krakowian powstanie ogromna wyrwa, którą, biorąc pod uwagę sytuację finansową Białej Gwiazdy, zasypać będzie wyjątkowo trudno. A jednak Czech może się już pochwalić pięcioma trafieniami w ciągu sześciu spotkań. W tym jednym, które po prostu musiało zapaść w pamięć nawet niedzielnemu kibicowi, który Ekstraklasę ogląda głównie dlatego, że skoki narciarskie startują dopiero zimą.

Wklejamy tę bramkę już w trzecim czy czwartym tekście traktującym o Wiśle, ale przyznajcie sami – jest do czego wracać.

Reklama

Do Ondraska dokooptowano choćby Dawida Korta. Gościa, który w pewnym momencie trochę pogubił się w Pogoni. Nie dość, że kompletnie zawodził – szczególnie w drugiej części poprzedniego sezonu – to jeszcze na jaw wyszły jego nocne eskapady po jednym z przegranych meczów. Za które w pewnym momencie przeprosił, ale jak to się mówi – niesmak pozostał. Nie zaryzykujemy twierdzenia, że w Wiśle na dobre odżył, bo choć we wcześniejszych spotkaniach nie odstawał od kolegów, tak naprawdę udany mecz rozegrał dopiero przed tygodniem. Jednak jest to kolejne pozytywne zaskoczenie początku sezonu.

Choć nie tak duże jak Martin Kostal, jak dotąd raczej anonimowy Słowak, który teraz niespodziewanie wystrzelił. Gol i dwie asysty z Lechem, dwie asysty przeciwko Górnikowi. Chapeau bas. A przecież wcześniej odgrywał w Wiśle marginalną rolę. Dość powiedzieć, że w poprzednim sezonie rozegrał zaledwie cztery ligowe spotkania, a tymczasem teraz – w ciągu dwóch meczów – zupełnie pozamiatał.

Wymieniamy trzy twarze Białej Gwiazdy, które zrobiły najbardziej niespodziewany postęp, ale do tego grona można dołożyć jeszcze kilku graczy. Pewnie na czele z Rafałem Pietrzakiem, który zasłużył sobie na powołanie do reprezentacji Polski. Jakkolwiek spojrzeć, w Wiśle na razie sprawdza się zasada: im gorzej, tym lepiej, bo przecież krakowski klub pod względem finansowym nie trzyma się tak solidnie jak na boisku. Oczywiście, doceniamy dotychczasowe dokonania Wisły, ale zdajemy sobie jednocześnie sprawę, że nie ma co popadać w euforię.

Bywało przecież tak, że krakowianie startowali w ostatnich latach dobrze, a potem brakowało im ławki, co odbijało się na traconych przez nich punktach. Zdaje sobie z tego sprawę trener Wisły, Maciej Stolarczyk, który stara się zachować spokój.

– Nie popadamy w samozachwyt, muszę to zaznaczyć. To dopiero początek sezonu, przed nami jeszcze trzydzieści jeden kolejek ligowych. Jasne, każdy lubi być chwalony. To naturalne. Ale nasz etap skończy się dopiero na koniec sezonu. Do każdego kolejnego meczu będziemy podchodzili w sposób, który realizowaliśmy do tej pory. Mecz po meczu – zaznacza trener. I dodaje: – W szatni nie trzeba chłodzić głów. Mam w swoim sztabie ludzi, którzy są doświadczeni. Zdobywali trofea i wiedzą, że wygranie jednego pojedynczego meczu nie jest sposobem na zdobycie czegoś. Sposobem na sukces jest regularność i potwierdzenie swojej klasy. To są elementy, które są istotne.

Szkoleniowiec Wisły zwraca przede wszystkim uwagę na ofensywę Śląska. I faktycznie, na przykład w ostatnim spotkaniu Marcin Robak potwierdził, że nie zapomniał, jak się trafia do siatki. Przód jest mocny, ale Śląsk zdecydowanie kuleje w tyłach. Taki Piotr Celeban potrafi zagrać po profesorsku, by w następnym meczu zawalić dwie bramki. Wojciech Golla również nie daje oczekiwanej jakości, a boki obrony – delikatnie mówiąc – nie stanowią monolitu.

Reklama

Trzy stracone bramki w starciu z Zagłębiem Sosnowiec nie wzięły się z niczego. – Pracowaliśmy nad planem na ten mecz. To, co dzieje się wewnątrz zespołu z Wrocławia, jest dla nas interesujące, ale nie jest tak istotne. To na pewno drużyna z potencjałem ofensywnym. Trzeba dodać, że na nowo się zgrywa, ale są to kwestie normalne, ponieważ wszystko musi się zazębiać. Koncentrujemy się na tym, co mamy do wykonania i co jest dla nas najważniejsze. Oglądałem ostatnio na żywo ich mecz z Zagłębiem, który był otwarty, a oba zespoły chciały zwyciężyć, stawiając na zadania ofensywne. Scenariusz tego meczu był delikatnie podyktowany czerwoną kartką, ale zauważalne było właśnie to nastawienie – przyznał Stolarczyk na konferencji prasowej.

Jaką Wisłę dzisiaj zobaczymy? Biała Gwiazda ćwiczyła na treningach przede wszystkim rozwiązania ofensywne, więc za wiele się nie zmieni. Oby poszła za tym regularność z ostatnich spotkań. Czyli, mówiąc wprost – efektowność, za sprawą której której wiślacy powolutku skradają nasze serca.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

15 komentarzy

Loading...