Reklama

Cios w chorwackie imperium korupcyjne – Mamić z wyrokiem

redakcja

Autor:redakcja

07 czerwca 2018, 22:58 • 9 min czytania 19 komentarzy

Najpotężniejszy bonzo chorwackiego futbolu wreszcie się doigrał? Wiele na to wskazuje – tamtejszy sąd przysolił owianemu złą sławą Zdravkowi Mamiciowi karę sześciu i pół roku więzienia za finansowe szwindle, jakich miał się dopuścić przy transferach Luki Modricia i Dejana Lovrena z Dinama Zagrzeb do – odpowiednio – Tottenhamu i Lyonu. Mamić miał dowodzić całą grupą grandziarzy, która w sumie orżnęła Dinamo i rząd Chorwacji na 17 milionów euro.

Cios w chorwackie imperium korupcyjne – Mamić z wyrokiem

Karę przyklepano również bratu Zdravka, Zoranowi. Ten drugi był w końcówce lat 90-tych solidnym piłkarzem na poziomie Bundesligi, grał między innymi w Bochum i Leverkusen, ale nie dorobił się jak widać wystarczających kokosów, żeby zaspokoić chciwość. Sąd jego udział w przestępstwie wycenił na niespełna pięć lat w puszce. Dwaj inni oskarżeni – jeżeli wyrok się uprawomocni – powędrują do paki na, odpowiednio, trzy i cztery lata. To Damir Vrbanović, dawniej dyrektor Dinama, oraz Milan Pernar, inspektor podatkowy. Ten ostatni zupełnie przegapił, że przy wielomilionowych transakcjach z Zagrzebia, gdzieś wyciekają sześciocyfrowe kwoty.

Które – dziwnym trafem – wypełniały walizki, lądujące w garści Zdravka Mamicia.

Żadnego z braci Mamiciów nie było na sali sądowej, proces uznali jako intrygę, wymierzoną w ich dobre imię. Bronili się wręcz książkowo, twierdząc, że cała sprawa ma charakter polityczny. Klasyk. Pozostali skazani także nie pofatygowali się do Osijeku na ogłoszenie wyroku. Zdravko przebywa obecnie poza granicami kraju, w Bośni, dokąd prysnął we wtorek. Jak uzasadniał swoją decyzję o wyjeździe z kraju? Chęcią uniknięcia frustracji i nagłą potrzebą odnalezienia spokoju ducha.

Problem Zdravka Mamicia polega na tym, że – wedle chorwackich reguł – jeżeli wyrok skazuje delikwenta na więcej niż pięć lat więzienia, ten musi od razu wylądować za kratami, a dopiero później ma prawo apelować do kolejnych instancji. Póki co zabezpieczono tylko majątek oskarżonych. Sąd zresztą także wybrano nieprzypadkowo – postanowiono na sędziego Darko Kruslina z Osijeka, bo sądzenie Mamicia w „jego” Zagrzebiu zwyczajnie mijałoby się z celem. Prawdopodobieństwo, że sprawę rozstrzygałby sędzia usadowiony głęboko w kieszeni oskarżonego byłoby bliskie stu procent. Równie dobrze arbiter z Ku Klux Klanu mógłby wyrokować w sprawie o rasizm.

Reklama

Jednak skazany nie jest w ciemię bity. Ekstradycja nieformalnego bossa chorwackiego futbolu z Bośni jest niemożliwa, bo ma on bośniackie obywatelstwo. Choć tamtejszy minister obrony zadeklarował, że na wniosek chorwackiego rządu może spowodować, by Mamić swoją karę zaczął spędzać w lokalnym pierdlu. Za tym jednak stoi dość skomplikowana procedura, a nie jest żadną tajemnicą, iż Mamić zna odpowiednie sztuczki, aby wpływać na decyzje władz państwa.

Póki co, Zdravko jak gdyby nigdy nic rezyduje sobie w Medjugorie, choć na wstawiennictwo Matki Boskiej nie ma raczej co liczyć.

Po ogłoszeniu wyroku, enfant terrible chorwackiego futbolu zwołał specjalną konferencję prasową. – Zostanę tutaj i będę stąd walczył – oświadczył. – Nie wierzę chorwackim instytucjom. Nie chciałbym być w skórze ludzi, którzy mnie w to wpakowali. Czeka ich odpowiedź, jakiej jeszcze nikt u nas nie widział.

*

Tak to wygląda na dziś, ale kłopoty chorwackiego futbolu, związane przede wszystkie z korupcyjną działalnością Mamicia i jego szajki, zaczęły się już lata temu. Jeżeli was kiedyś zastanawiało, dlaczego Chorwacja – przy tak niewyobrażalnym potencjale – nie potrafi od dwóch dekad zrobić wyniku na wielkich piłkarskich imprezach, jedną z odpowiedzi na te wątpliwości jest właśnie nazwisko Mamić. Jeżeli kiedyś rozkminialiście, jak to możliwe, że Dinamo Zagrzeb produkuje więcej światowej sławy talentów w ciągu roku, niż dziesiątki tysięcy innych klubów razem wziętych, to odpowiedź znów brzmi: Mamić.

Efekty są takie, że reprezentacja Vatrenich co dwa lata robi wynik najwyżej niezły, a Dinamo Zagrzeb w europejskich pucharach praktycznie nie istnieje. No, nie licząc może słynnego meczu z Olympique Lyon w 2011 roku. To dopiero były ciekawe sceny w ostatniej kolejce fazy grupowej Champions League. Ajax Amsterdam miał przed sobą mecz z Realem, osiem punktów na koncie, z kolei Lyon pięć oczek i znacznie gorszy bilans bramkowy.

Reklama

Real wygrał 3:0, nie uznano Holendrom dwóch goli. Dinamo przerżnęło 1:7, a to, co wyczyniał wtedy obrońca Modrich, Domagoj Vida, przechodziło ludzkie pojęcie. Przyłapano go nawet, kiedy mruga porozumiewawczo w stronę zawodnika rywali. UEFA nie podjęła śledztwa, oddając sprawę w ręce chorwackiej federacji. Sensacja – ta także nie dopatrzyła się niczego bulwersującego w całej sytuacji.

*

Mamić rozpuścił pajęczą sieć korupcyjnych powiązań niczym Aragog w Zakazanym Lesie, a do tej pory budził w kraju większe przerażenie, niż pupil Hagrida wzbudzał u Rona Weasleya. Całą sprawą zajmował się już Leszek Milewski TUTAJ, w 2014 roku. Warto zerknąć w formie ciekawostki, bo być może właśnie pod wpływem tej lektury Dariusz Mioduski ściągnął po latach do Polski niejakiego Romeo Jozaka, ale nie o tym teraz mowa. Oto kilka pikantnych kawałków na temat Mamicia.

Eduardo przyjechał w wieku szesnastu lat na Bałkany i podpisał z Mamiciem nie umowę, a cyrograf. Według niej, do końca swej kariery miał zrzekać się połowy swoich zysków na rzecz Mamicia i brazylijskiego agenta, Suzano, który przywiózł go do Europy. (…) Chorwat w sądzie argumentował, że Eduardo podpisał umowę z własnej woli. Ale sędzina przychyliła się do wniosku Brazylijczyka: – Eduardo da Silva w momencie zawierania kontraktu miał szesnaście lat, nie znał języka chorwackiego, nie znał chorwackiego prawa. Nie został doinformowany o wszystkich zapisach. Wykorzystano jego niewiedzę, celowo wprowadzono go w tę niekorzystną sytuację.

Podobnie, do pewnego stopnia, uzależniony od Mamicia był Luka Modrić. Jego agentem był Mario Mamić, syn Zdravka. Wszystko też skończyło się w sądzie. Schemat już chyba sami zauważacie: młodzi gracze są zmuszani do podpisywania cyrografów z agencją menadżerską prowadzoną przez Mamiciów. To nowoczesne piłkarskie niewolnictwo według reguł: wychowujemy was na dobrych piłkarzy i dajemy stempel Dinama, który wiele znaczy w futbolu. W zamian chcemy haraczu z waszych zarobków.

Gdy Dinamo nazywało się jeszcze Croatia Zagrzeb, popadło w gigantyczne długi. To Mamić wówczas był jednym z głównych inicjatorów przekrętu, jaki znamy i z polskiej rzeczywistości piłkarskiej: stworzył nowy klub, nazwał go Dinamo, przetransferował do niego wszystkich piłkarzy, wszystkie trofea i własności. Staremu zostawił tylko długi. Taki Robert Prosinecki mógłby zostać obecnie spokojnie spłacony, przecież Dinamo dobrze stoi finansowo. Ale nie dostanie nic, bo prawnie klub, który mu zalega z pensją, zbankrutował. Łatwość przeprowadzenia całej operacji można wytłumaczyć tylko w jeden sposób: pieniądze przeszły z ręki do ręki tam, gdzie powinny. Do tego na pewno nie zaszkodził fakt, że Dinamo to od zawsze ulubieńcy wielu politycznych decydentów.

*

Lista ekscesów Mamicia jest dłuższa, niż w przypadku Tysona Fury’ego i Harvey’a Weinsteina razem wziętych. Szantażował dziennikarzy, publicznie groził urzędnikom miejskim i ministrom (!), bił się z kibicami i innymi działaczami, molestował tancerki, tańczył roznegliżowany do cygańskich melodii, policja wyprowadzała go siłą z szatni dla sędziów, wnosił rasistowskie okrzyki, wykonywał nazistowskie gesty.

Właśnie, rasistowskie okrzyki – tutaj także UEFA, tak wyczulona przecież na tym punkcie, umyła ręce. Chorwacka federacja rzecz jasna zachowała się tak samo.

Mamy więc w zasadzie pełen pakiet wyczynów, którymi wykazują się ludzie określani zazwyczaj po prostu „kanaliami”, ale Mamić długo był zupełnie bezkarny. Na fotelu selekcjonera krajowej reprezentacji sadzał swoich figurantów i namawiał ich, do powoływania konkretnych graczy. Davor Suker, dzisiaj szef chorwackiej federacji piłkarskiej, także jest uważany za zaufanego człowieka Zdravka. Zresztą, nic dziwnego. Suker był wybitnym napastnikiem i został narodowym bohaterem w 1998 roku, ale jego kartoteka także obfituje w niezłe historie, włącznie z czczeniem faszystowskich zbrodniarzy i przywłaszczeniem sobie cennych numizmatów.

Przeciwko temu paskudnemu bajzlowi – jak to często bywa – najgłośniej i najodważniej protestują kibice. Bad Blue Boys, ultrasi Dinama Zagrzeb, od lat są najzagorzalszymi przeciwnikami Mamicia. Natomiast podczas Euro 2016, kibice reprezentacji Chorwacji sabotowali własną drużynę, wrzucając na boisko race. Wszystko po to, żeby rozbić chory, korupcyjny układ, który rządzi bałkańskim futbolem. Wyroki dla szajki z Zagrzebia to wielki sukces tej wieloletniej, wyczerpującej wojny podjazdowej.

Rodzi się jednak od razu pytanie – jaki to wszystko może mieć wpływ na postawę reprezentacji podczas nadchodzącego mundialu?

Nie zanosi się, by Vatreni mieli powtórzyć włoską przygodę z 2006 roku, gdy Squadra Azzurra wygrała mundial w cieniu afery Calciopoli. Chorwaci są typowani do roli czarnego konia na kolejnych turniejach, ale zawsze im czegoś brakuje, nie potrafią postawić kropki nad i, mniej lub bardziej zawodząc, przynajmniej od czasu magicznych mistrzostw we Francji, kiedy otarli się o finał. Dwa lata temu – także nad Loarą – zaczęli kapitalnie, lecz powietrze uszło z nich w fazie pucharowej. Teraz będzie chyba jeszcze trudniej o sukces, bo poważnych kłopotów w związku z procesem Mamicia napytał sobie Luka Modrić.

Lider chorwackiej kadry, podobnie zresztą jak Dejan Lovren, zeznawał w całej sprawie przed sądem. Proces rozpoczął się w kwietniu zeszłego roku, poprzedziło go drobiazgowe śledztwo i żmuda praca chorwackiego urzędu antykorupcyjnego, odpowiednika naszego CBA. Gwiazdor Realu Madryt kompletnie zamotał się w zeznaniach. O jego przypadku pisaliśmy z kolei TUTAJ.

Wracając jednak do Modricia – jego sprawę opisano z najdrobniejszymi detalami łącznie z towarzystwem, które asystowało mu przy wypłatach pieniędzy z jego bankowego konta. Posłużymy się tutaj streszczeniem z Independent, oni bowiem opisali sprawę prawdopodobnie najdokładniej. – Kiedy Dinamo sprzedawało Modricia do Tottenhamu, połowa kwoty transferowej opiewającej na 21 milionów euro trafiła na konto zawodnika. W śledztwie udowodniono a zeznania Modricia to potwierdziły, że już po przelewie piłkarz udał się do banku z Mamiciami, wypłacił ze swojego prywatnego konta spory procent kwoty, po czym oddał gotówkę w ręce towarzyszy. Czynność powtarzał przy każdej transzy, finalnie przekazując Mamiciom równowartość ponad 8 milionów euro – dla siebie zostawiając niecałe dwa.

Co ciekawe, wszystkie strony mniej więcej zgadzają się co do tego, że proceder miał miejsce. Spór toczy się o moment podpisania umowy między Modriciem a Mamiciami. Według oskarżenia – aneks, według którego połowę kwoty transferowej zyskiwał sam piłkarz podpisano już po zawarciu umowy z Tottenhamem. Innymi słowy – wykołowano Dinamo na potężne pieniądze, poprzez deal z Modriciem „piorąc” kilka ładnych milionów zysku familii Mamiciów. Początkowo zeznania Modricia pokrywały się z oskarżeniem, wydawało się, że zawodnik pogrąży dawnego menedżera (dobrodzieja? opiekuna? mecenasa?).

Aż do ostatniej rozprawy. Na tej bowiem Modrić najpierw poprosił o dwukrotne odczytanie jego zeznań, po czym stwierdził, że nie pamięta – ani tego, że cokolwiek wcześniej zeznawał, ani tym bardziej rzeczy, które zeznał. Kompletna amnezja. Umowa z Mamiciem? Nie pamiętam. Transfer do Tottenhamu? Nie pamiętam. Jak podaje na Twitterze Mateusz Woźniak, zajmujący się bałkańską piłką – Luka zapomniał nawet, w którym roku zadebiutował w reprezentacji. Nikt w Chorwacji nie ma wątpliwości – tak totalne wyczyszczenie pamięci nie mogło nastąpić w wyniku oszołomienia kolejnym zwycięstwem w Lidze Mistrzów.

Największa gwiazda chorwackiego futbolu stanęła rok temu przed szansą na coś znacznie większego, niż kolejny triumf w Champions League. Mógł zadać ostateczny cios w chorwacki układ, ale tego nie zrobił. Tchórzostwo, cwaniactwo, chciwość, może szantaż? Okaże się, bo teraz pomocnikowi Los Blancos grożą konsekwencje za składanie fałszywych zeznań.

Wychodzi na to, że zaciąg piłkarzy z Ekstraklasy, który zaczyna sunąć w stronę Zagrzebia znad Wisły, podążając owczym pędem za Nenadem Bjelicą, powinien się nieco wstrzymać. Upadek imperium Mamiciów może potężnie nadszarpnąć pozycję Dinama, które – nie licząc wpadki z sezonu 2015/16 – wygrywało ligę chorwacką za każdym razem od 2006 roku. Eldorado dobiega jednak końca. Świętować mogą we wszystkich częściach Chorwacji, lecz, znając podejście trybun na stadionie Maksimira, najgłośniej z upadku kliki, która zapewniła Dinamu pozycję hegemona w chorwackiej piłce na przeszło dekadę, ucieszą się Bad Blue Boys.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...