Reklama

Barcelona ucieka od Atletico, wolny Messiego zadecydował

redakcja

Autor:redakcja

04 marca 2018, 18:43 • 3 min czytania 2 komentarze

Niespecjalnie dzisiaj czarował, ale pomimo tego został bohaterem meczu, zdobywając piękną bramkę z rzutu wolnego. Trzeci raz z rzędu w lidze! O kim mowa? Dobrze wiecie, oczywiście o Leo Messim, który dał Barcelonie trzy punkty, a przy tym strzelił gola numer 600 w karierze.

Barcelona ucieka od Atletico, wolny Messiego zadecydował

Ernesto Valverde na konferencji prasowej mówił, że dzisiejszy mecz nie jest finałem Ligi Mistrzów. Trudno się z nim nie zgodzić, bo Barcelona miała nad Atletico – przed tym spotkaniem – pięć punktów przewagi. Mogła więc nawet przegrać, a nadal pozostaliby na fotelu lidera. Remis? Całkiem dobry wynik, bo przecież utrzymałaby pięć oczek przewagi. Natomiast Los Colchoneros mogli, a nawet powinni ten mecz traktować jak finał. W końcu dzisiaj była najlepsza okazja, by nadrobić kolejne oczka do „Barcy”. Tymczasem piłkarze Simeone wyszli kompletnie zaspani, przymuleni i najzwyczajniej w świecie słabi. Przez 90 minut ani razu nie zagrozili bramce ter Stegena. Co prawda był strzał Thomasa z okolic trzydziestego metra, ale to bardziej argument świadczący o bezsilności w ataku, a nie szalonych atakach gości.

Gospodarze zaczęli bardzo spokojnie, ale było widać w ich grze, że zaraz mogą wrzucić wyższy bieg. Zaczęło się od strzału Iniesty, który został zablokowany. Następnie Hiszpan miękko wrzucił do Luisa Suareza – pomysł naprawdę dobry – ale Urugwajczyk faulował w polu karnym… Chwilę później Barcelona miała rzut wolny, do którego podszedł Leo Messi. Co prawda kąt był ostry, ale Argentyńczyk ostatnio jest w takiej formie, iż można było spodziewać się bezpośredniego uderzenia. Skończyło się na strachu fanów Atletico, bo 30-latek pacnął w mur. Cóż, Leo mruknął pod nosem: – „co się odwlecze, to nie uciecze”. I wiecie co? Miał rację, bo długo nie czekaliśmy, a Blaugrana znów otrzymała rzut wolny z okolic 25-metra. Oczywiście do futbolówki podszedł Messi Pan Kosmita i przemierzył tak, że nawet Oblak – najmniej straconych bramek w La Liga – nie dał rady wyciągnąć tej piłki. Ale tutaj nie ma co pisać, tutaj trzeba oglądać.

Reklama

Ernesto Valverde posłał do boju Andre Gomesa, który zmienił kontuzjowanego w pierwszej połowie Andresa Iniestę. Z konieczności, żeby utrzymać kontrolę nad spotkaniem, aczkolwiek nawet koledzy z boiska nie za bardzo mu ufają, więc można polemizować nad efektami tej decyzji. Portugalczyk w swoim stylu niecelnie podawał, zwalniał akcje i tracił piłkę. Choć Gomes pojawił się na boisku w 36. minucie, szybko zapracował sobie na miano pierwszego do zmiany. Trener „Barcy” chyba jednak nie chciał go upokorzyć, bo inaczej nie można wytłumaczyć tego, że trzymał go na boisku do końca… Swoją drogą mógł sobie na to pozwolić, bo Barcelona w ofensywie i tak radziła sobie nieźle. Kilka dobrych akcji przeprowadził Coutinho, ale zawodziło jego wykończenie. Brazylijczyk uderzał prawą i lewą nogą. Brakowało mu jednak precyzji, by pokonać Oblaka, którego nie zmylił nawet rykoszet.

Słoweński bramkarz był dzisiaj najlepszym zawodnikiem gości, bo wybronił również fenomenalny strzał Busquetsa z ostrego kąta. To też swoją drogą najlepiej świadczy o dzisiejszej postawie Rojiblancos. Trzeba jednak przyznać, że silnej konkurencji nie miał. No bo kogo tu wyróżniać? Ewentualnie któregoś z obrońców, ale i to byłoby trochę na wyrost. Atletico bowiem grało jakby na przetrwanie, jakby wolało utrzymanie drugiej pozycji niż walkę o pierwsze. Kompletnie zawiódł Griezmann, który przez niemal cały mecz był niewidoczny. Raz, gdy znalazł się w dobrej pozycji do oddania strzału, uderzył w okolicę miejsca, z którego przybył do nas Leo Messi.

Wydaje się – choć oczywiście możemy się mylić – że walka o mistrzostwo Hiszpanii, tym razem już definitywnie, została zakończona. Nie wyobrażamy sobie, by Barcelona wypuściła z rąk tak dużą przewagę.

Barcelona – Atletico 1:0 (1:0)

1:0 Messi 26′

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

2 komentarze

Loading...