Błąd techniczny sędziego to błąd, który nie wynika z przeoczenia czy błędnej interpretacji danego zdarzenia, ale z nieznajomości przepisów. Ma miejsce na przykład wtedy, kiedy sędzia przerwie grę i wznowi ją w nieprawidłowy sposób. Świetną ilustrację problemu mieliśmy w 2005 roku, kiedy w azjatyckich play-off’ach przed mundialem Uzbekistan mierzył się z Bahrajnem. Uzbek wykonywał rzut karny, ale jego partner zbyt wcześnie wbiegł w pole karne. Arbiter, zamiast nakazać powtórzenie jedenastki, zarządził rzut wolny dla Bahrajnu. I na tej podstawie FIFA unieważniła wynik meczu i nakazała jego powtórkę.
No to jeszcze filmowa prezentacja zagadnienia błędu technicznego:
Spróbujmy też osadzić problem w przepisach gry, które jednoznacznie nie definiują, czym jest oraz czym skutkuje błąd techniczny. Mamy jednak taki oto zapis: „Decyzje podejmowane przez sędziego, będą podejmowane na najwyższym poziomie zgodnie z Przepisami Gry i „duchem gry” i będą opierały się na obiektywnej ocenie w celu podjęcia odpowiednich kroków w ramach Przepisów Gry.” A zatem decyzje podejmowane niezgodnie z przepisami i leżące poza ich ramami mogą stanowić podstawę dla precedensów, takich jak właśnie powtórzenie meczu.
Dlaczego o tym wspominamy? Otóż jest całkiem możliwe, że wspomniany błąd techniczny zaistniał w ostatniej kolejce ekstraklasy w meczu Legii z Jagiellonią. Daniel Stefański skorzystał bowiem z powtórek systemu VAR już po wznowieniu gry, co jest sprzeczne z obowiązującymi przepisami. Gol zdobyty przez Jagiellonię nie powinien zostać uznany, to kwestia bezsporna. Ale też arbiter wznowił grę – gwizdnął, a jego mowa ciała jednoznacznie także wskazywała, że gramy. Legioniści wymienili trzy podania i Stefański grę przerwał, by powrócić do analizy sytuacji bramkowej. Zdarzenie zostało precyzyjnie przedstawione we wczorajszej Lidze+Extra:
Czy zatem zachowanie Stefańskiego wynikało z nieznajomości przepisów? Odwróćmy pytanie – czy gdyby je znał, to w tak jawny sposób by sobie z nich zakpił? Z pewnością są pewne przesłanki, by interpretować ten błąd jako techniczny, choć absolutnie sprawy nie przesądzamy. Szczęśliwie Jagiellonia pewnie wygrała, więc – pomimo że formalnie została w tej sytuacji pokrzywdzona – nie ma powodów, by składać oficjalne protesty.
Wyobrażamy sobie jednak sytuację, w której Arkadiusz Malarz nie traci koncentracji i nie robi karnego dla Jagi, dalej przez cały mecz dalej broni jak w transie, a Legia wciska w końcówce jakiegoś farfocla ze stałego fragmentu gry. Pamiętając przebieg całego spotkania wydaje się to zupełnie nierealne, ale wciąż przecież możliwe. I wtedy dopiero mielibyśmy zabawę, bo protest Jagiellonii byłby jak najbardziej zasadny, a piwo nawarzone przez Stefańskiego zdecydowanie trudniejsze do wypicia.
Skończyło się jednak w taki sposób, że nie mamy najmniejszych wątpliwości, iż sprawa rozejdzie się po kościach. Nie zakładamy bowiem, że protestować w sprawie nieuznanego gola dla Jagiellonii będzie Legia. Tym bardziej, że w całej sytuacji koniec końców podjęto sprawiedliwą decyzję i nie uznano nieprawidłowego gola. Tyle że w toku podejmowania tej decyzji sędzia Stefański – co piszemy z przykrością – zwyczajnie się skompromitował.
Inna sprawa, że tego typu problemy z VAR mogą powtarzać się w przyszłości. Jedyne rozwiązanie, jakie przychodzi nam tu do głowy, to większa wstrzemięźliwość przy rozpoczynaniu gry po tego typu skomplikowanych sytuacjach. Stefański powinien dostać na ucho sygnał, że sprawdzanie jest w toku. Te kilka sekund nikogo by nie zbawiło, a pozwoliłoby podjąć prawidłową decyzję oraz wyjść z sytuacji zgodnie z regulaminem. A tak smród pozostał…
Fot. FotoPyK