Nicolasowi Otamendiemu prawdopodobnie do teraz kołuje się w głowie po tym, co zrobił z nim wczoraj przeciwnik. Florentino Perez wciąż pluje sobie w brodę, że przy próbach negocjacji z zawodnikiem nie podkręcił nieco warunków kontraktu tak, by przeciągnąć go na swoją stronę. Thierry Henry z kolei z dumą wymalowaną na twarzy po raz wtóry odtwarza skrót wczorajszego spotkania i potakując głową mruczy: „A nie mówiłem…”.
Bo o tym, że w stopach Kyliana Mbappe tkwi piekielna siła, niektórzy wiedzieli już od dawna. Jako pierwszy – ojciec Wilfried, który 12-letniego syna złapał za rękę i przyprowadził na trening AS Bondy, gdzie sam był szkoleniowcem. Zresztą także matka widziała w chłopaku smykałkę do sportu, bo tak jak jej mąż podziwiał dryg do kiwania kolegów na podwórku, tak ona – emerytowana szczypiornistka – dostrzegała w młodzieńcu niesamowite zdolności fizyczne. Zwrotność, przyspieszenie, naturalną siłę – to wszystko, co już na starcie daje przewagę nad przeciwnikiem.
– Chcę po prostu zdobyć kiedyś Złotą Piłkę – powiedział chłopaczek, którzy w za dużej o kilka rozmiarów koszulce Milanu, z rękawami tak szerokimi, że nie przebiłby ich nawet biceps Pudziana, opuszczał plac treningowy. Jak zwykle po gierce ze starszymi od siebie kolegami, jak zwykle po gierce, w trakcie której załadował niemożliwą liczbę goli. Mbappe bowiem od małego był chorobliwie ambitny i gdy tylko widział, że na tle rówieśników idzie mu wyśmienicie – popadał w samozachwyt. Rozleniwiał się, tracił motywację. To oczywiście logiczne, bo co to za zabawa tzydziesty siódmy raz przejść pół boiska, położyć bramkarza i wyłożyć piłkę do najgorszego w drużynie tylko po to, by mieć powód do kpin z przeciwnika.
Real Madryt uważnie przeczesuje francuskie rynki, więc gdy tylko na radarze trafia się jakaś perełka – automatycznie przenosi się na listę życzeń „Królewskich”. Tak było choćby z Raphaelem Varanem i tak też miało być z Mbappe. Dla młodego piłkarza Bondy było już za ciasne i pewnie nie jeden zwariowałby ze szczęścia dostając ofertę z Półwyspu Iberyjskiego. Wygrał jednak zdrowy rozsądek ojca, który zobrazował chłopakowi dwie drogi. Jedna, długa i wyboista, prowadząca przez piekielnie wymagającą konkurencję i niekoniecznie zakończona sukcesem. Druga – nieco prostsza i choć pozornie mniej atrakcyjna, to koniec końców o wiele wartościowsza. Kylian podziękował więc za możliwość terminowania w rezerwach Realu, a z dumą przyjął propozycję Monaco. A było to o tyle trudniejsze, że „Królewscy” od zawsze zajmowali cząstkę jego serca.
Jak szybko z rezerw ASM przeniósł się do pierwszego zespołu, tak szybko zaczął też się panoszyć. Najpierw stał się najmłodszym debiutantem w historii klubu, kiedy w wieku 16 lat i 347 dni pojawił się na boisku w starciu z Caen. Epizod trwał raptem dwie minuty, ale w zupełności wystarczyło to do tego, by wykreślić z kronik nazwisko… Thierry’ego Henry’ego. Nie był to jednak koniec „prześladowań” legendarnego napastnika ze strony głodnego gry i goli młodzieńca. Miał bowiem ledwie 17 lat i 62 dni, gdy wpakował bramkę w starciu z Troyes. Tu również bijąc rekord starszego kolegi.
Miesiące mijały, a młody piłkarz – choć kolejnych trafień nie kolekcjonował – coraz częściej stawał się obiektem zainteresowania. O jego talencie słyszeli już jak Europa długa i szeroka, bo ambitne podchody pod transfer robił Arsene Wenger, a i inni nie próżnowali. Mbappe cały czas trzymał się jednak swojej sztywno wytyczonej ścieżki zakładające pracę u podstaw. Budowanie swojej marki krok po kroku, bez gwałtownych ruchów. Na sezon 2016/2017 postanowił pozostać więc w Monaco.
Pozostał i zasiał masakrę. 18 meczów, 7 goli, 6 asyst, do tego jak dotychczas przyzwoite występy w Lidze Mistrzów okraszone wczorajszym show. Piękne trafienie i wrzucenie na karuzelę Otamendiego. Nic więc dziwnego, że obok kapitalnego wczoraj Falcao, to właśnie Mbappe pojawia się równie często na czołówkach gazet.
Chwalą go absolutnie wszyscy, a od komplementów może aż rozboleć głowa.
– Jest bardzo podobnym piłkarzem do Henry’ego, przypomina mi go w wielu aspektach. Jeśli wciąż będzie twardo stąpał po ziemi, jego talent eksploduje. Ma przed sobą wielką przyszłość – Arsene Wenger.
– Umiejętności zupełnie nieadekwatne do wieku – Jeremy Toulalan.
– Kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłem go w meczu z Tottenhamem, od razu chciałem poznać jego imię i nazwisko oraz historię. Widzę w nim siebie z lat młodzieńczych, widzę w nim potwornie zdolnego napastnika – Thierry Henry.
Nazwisko tego ostatniego jest zresztą regularnie zestawiane z Mbappe, a i sami panowie zdążyli się już poznać.
Nie ulega więc jakiejkolwiek wątpliwości, że mamy do czynienia z chłopakiem, który – jeśli tylko zechce, a zdrowie będzie mu dopisywać – za kilka lat przejmie pałeczkę w światowym futbolu. Już, w wieku 18 lat, jest gwiazdą jednej z czołowych lig europejskich i nie ma żadnych kompleksów, by wyjść na Manchester City i czuć się równie swobodnie jak przed laty, gdy wkręcał w ziemię kolegów z podwórka. I aż strach pomyśleć jak piekielnie zdolna bestia wyrasta właśnie w Monaco. Dokładnie tam, gdzie jakiś czas temu wyrósł jego idol – Henry.
MB