Reklama

Real jak selekcjoner w modnym klubie

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2017, 23:20 • 4 min czytania 32 komentarzy

Mieliście kiedyś taką imprezę, na którą szliście pełni szczerej wiary, że tym razem uda się wyrwać najfajniejszą laskę w klasie? Odpicowani w najnowszą koszulę, wypachnieni dezodorantem, na który poszło prawie całe kieszonkowe? Wchodzicie, domówka zaczyna układać się idealnie: ona puszcza do was oko, sama zagaduje. Półtorej godziny później jednak zamiast się z nią całować, patrzycie jak kumpel gra w Gothica, bo ona dawno odjechała motocyklem ze starszym o dziesięć lat kolesiem,  grającym na basie w lokalnym zespole. Tak mniej więcej czuli się dzisiaj gracze Napoli.

Real jak selekcjoner w modnym klubie

Napoli to klub aspirujący do europejskiej czołówki. Chciałby być wśród najlepszych nie gościem, a krupierem. Wielu powie – mają na to papiery. Dzisiaj jednak na Bernabeu te papiery przechodziły weryfikację. Niestety dla gości z południa Włoch, weryfikację brutalną. Real był jak selekcjoner przed modną dyskoteką, który wskazał Napoli skarpety założone do sandałów. Sorry, wstępu nie będzie.

To boleć musi tym bardziej, że przecież zaczęło się idealnie. Ósma minuta, błysk geniuszu Insigne i 1:0 z triumfatorem Ligi Mistrzów na jego terenie. Bajka, prawie tak piękna, jak sam gol – intuicyjne uderzenie z pierwszej piłki, totalnie zaskakujące wszystkich, nie tylko Navasa. To nie miało prawa wpaść, a jednak wpadło. Triumf techniki nad siłą, triumf polotu nad rozsądkiem.

Ale po kwadransie Napoli zostało wygaszone. Maszyna Zinedine’a Zidane’a włączyła wyższy bieg i zaczęła spychać Włochów najpierw do obrony, potem do rozpaczliwej obrony, a wkrótce do obrony Częstochowy. Efektem kilka bajecznych sytuacji, z których najbardziej podobała nam się ta z 42 minuty: Carvajal wypuszcza Ronaldo skrzydłem, ten od razu zagrywa na dobieg Benzemie. Sam na sam, sprytny strzał, ale piłka ląduje na słupku. W zasadzie ironią, że mimo tylu pełnych rozmachu akcji, Real wyrównał stan gry sytuacją, w której tak istotną rolę odegrał Kardynalny Błąd Obrońcy, w tym przypadku Albiola.

Trzeba Napoli oddać, że po przerwie wyglądali, jakby się otrząsnęli. Zaraz po zmianie stron zainicjowali kilka akcji zaczepnych. Nie zdążyli jjdnak jeszcze dobrze się rozpędzić, nabrać wiatru w skrzydła, a dyskusję o przewadze Paternopei uciął Toni Kroos. Ta bramka też ma w sobie coś wyjątkowego, choć na pewno nie jest to tradycyjne piękno. Żadne tam zamknięcie oczy i petarda, tylko plasowane, precyzyjne… podanie. Prosto do siatki, jak zwykle w przypadku Kroosa, celne.

Reklama

Pięć minut później geniusz zespołowy, tktyczny. Real nacisnął Napoli takim pressingiem, że Reina nie miał szans spokojnie podłubać w nosie, bo już kręciło się wokół niego trzech graczy. W jego polu karnym zaczynały się zasieki Królewskich. To się sprawdziło, Realowi udało się wysoko odebrać piłkę, a zamieszanie w szeregach Napoli wykorzystał Casemiro kapitalną bombą. 3:1. Pozamiatane?

Z grubsza, Może gdyby Mertens trafił z bliska, gdy patelnię wyłożył mu Callejon. Może, gdyby jeszcze ktoś w ofensywie Napoli grał na poziomie Insigne. Ale prawda jest jednak taka, że Napoli okazało się ni mniej ni więcej a za małym rozmiarem kapelusza na taką bandę jak Królewscy. Aby wywieźć z Bernabeu zwycięstwo, Napoli potrzebowałoby chyba Maradony. W ataku prezentowali się jałowo, a w obronie Real rozrywał ich jak chciał, równie dobrze mogło się dzisiaj skończyć tak samo wysoko, jak w meczu Bayern – Arsenal. Właściwie trzeba wynik gości uznać za sukces: mogą się jeszcze łudzić, mają o co walczyć w rewanżu. Czy zasłużenie? Zdania są podzielone. Napoli przez zbyt wiele minut wyglądało, jak gdyby utalentowane nastolatki zabłąkały się na wąsatych chłopów z dorosłej drużyny.

Dla Piotrka Zielińskiego nie był to mecz, który obwieścił Europie narodziny nowej gwiazdy. Hattricka nie było, asysty też, w sumie nawet groźnego strzału. Ale nie narzekajmy, że zagrał przeciętnie – jeszcze nasza piłka nie jest taka rewelacyjna, by narzekać na tylko i aż średni występ Polaka w prestiżowym meczu Champions League na Bernabeu. Dwa razy siatki Casemiro założył? Założył. Szukał gry, nie unikał odpowiedzialności, ze trzy razy uruchomił kolegów dobrym podaniem? To wszystko prawda. Tak samo jednak jak to, że mógł lepiej zareagować przy strzale Kroosa. Epizod w końcówce rozegrał też Arek Milik, ale to w zasadzie jedyna ważna, dotycząca go wiadomość – okazji by się wykazać zwyczajnie nie miał.

Czy należy spodziewać się emocji po rewanżu? San Paolo widziało kilka cudów. Jeśli jednak to jest pocieszenie kibica, to znaczy, że za wiele rozsądku w nim nie ma.

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...