Reklama

Zmarnowane szanse Lecha. Zmarnowana szansa Lecha

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2016, 23:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pawłowski, Pawłowski, Gajos, Jevtić, Majewski, Kownacki, Jevtić i na końcu znów Majewski. Wypisanie wszystkich dogodnych sytuacji lechitów i zmarnowanych szans na zdobycie bramki w meczu z Cracovią to spory wyczyn. Przez 44 minuty pierwszej i 47 minut drugiej połowy Lech Poznań atakował, prowadził grę, tworzył kolejne okazje i nękał Grzegorza Sandomierskiego. 

Zmarnowane szanse Lecha. Zmarnowana szansa Lecha

Jedni mieli szeroki arsenał – klepka Kownacki-Majewski na lewym skrzydle; dorzut ze skrzydła; płaska piłka na szesnastkę; uderzenie z dystansu; strzał po przedryblowaniu trzech obrońców. Raziła zwłacza akcja Majewskiego, gdy biegł z piłką w polu karnym i zamiast podać ŚWIETNIE ustawionemu Kownackiemu sam na nią uderzył. Fatalnie, bo ani mocno ani celnie, a wprost w Sandomierskiego.

Drudzy mieli tylko jeden żelazny pocisk. Bombę Budzińskiego z 30. metra, w jego stylu, czyli na czołówkę jakiegoś programu z najlepszymi golami tygodnia.

Wynik? A jakże, po jeden.

Potężny niedosyt lechitów ma wiele wymiarów. Kolejne sytuacje tworzone choćby przez tyrającego od skrzydła do skrzydła Dawida Kownackiego, kolejne strzały Macieja Gajosa, kolejne klepki, kolejne rajdy Jevticia (w kilka minut przedryblował chyba łącznie koło ośmiu obrońców w trzech etapach) – to jeden aspekt. Niedosyt wynika w prostej linii z przebiegu dzisiejszego meczu, z porównania liczby groźnych strzałów pod obiema bramkami i ogółem zestawienia kultury gry obu drużyn.

Reklama

Ale jest i drugi aspekt. Dziś przegrali swoje mecze i liderzy z Białegostoku, i wiceliderzy z Gdańska. Kiedy, jeśli nie w takich kolejkach Lech ma odrabiać stratę do Jagiellonii i Lechii? Kiedy, jeśli nie wykorzystując ich oczywiste potknięcia zmniejszać dystans do jedynej pozycji interesującej poznańskich kibiców – tej pierwszej, na szczycie tabeli. A przypominamy, że mogli dziś, w ostatniej chwili przed przerwą w rozgrywkach, wskoczyć na podium i wygrzać sobie na nim miejsce przez zimę.

Mamy więc liczne zmarnowane szanse na murawie i jedną wielką zmarnowaną szansę w tabeli.

Cracovia? Może przesadzamy, ale naszym zdaniem z jakimś rozsądnym gościem na „dziesiątce” też mogła dzisiaj solidnie ukąsić gości. Za każdym razem jednak przy potencjalnie groźnych kontratakach brakowało celnego podania do Piątka czy Szczepaniaka. Próby prostopadłych piłek lądowały albo w rękawicach bramkarza, albo na nogach Bednarka i Nielsena. A kiedy już Piątek odnajdywał się w polu karnym – raz źle obliczył tor lotu piłki i zabrał się do niej jakimś dziwnym obiegnięciem, raz z kolei postanowił się położyć ze wzrokiem błagającym o rzut karny, zamiast walczyć o dopchnięcie piłki do pustej bramki.

Na bohatera wyrósł jednak wówczas Lasse Nielsen. Najpierw wytrącił Piątka z rytmu, końcem buta wybił mu piłkę trochę dalej od bramki, przez co uniemożliwił szybki strzał po minięciu bramkarza, a już chwilę później wykończył wrzutkę Majewskiego i zdobył bramkę na 1:1. Jasne, było to trochę kanciaste, strzelił sobie prawą nogą w lewą i tym zmylił Sandomierskiego, ale ustalmy: nikt go do „Kolejorza” nie ściągał dla technicznych uderzeń.

To swoją drogą znamienne – swoje okazje miały wszystkie strzelby, rewolwery i szable Lecha, od Pawłowskiego, przez Gajosa, Majewskiego, Jevticia po Kownackiego, Robaka i Formellę. Uratowała zaś ich wszystkich ruda maczuga.

xy0QsZC

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...