Reklama

Klopp wygrywa piątkowy wieczór. Rock and roll na Stamford Bridge

redakcja

Autor:redakcja

16 września 2016, 23:04 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jeśli mieliście przed meczem dylemat, czy zamiast oglądania Chelsea – Liverpool pójść na imprezę albo obejrzeć film, a jednak oglądaliście Kloppa z Conte, to żałować nie mogliście. To było jak filmy akcji z Sylvestrem Stallone. Londyn jest tej nocy czerwony, ale wcale nie przez brytyjskie czerwone autobusy, budki telefoniczne, ani nawet (zwłaszcza) przez Arsenal.

Klopp wygrywa piątkowy wieczór. Rock and roll na Stamford Bridge

Ekipa Kloppa od początku grała mocny rock. W żadne rozgrzewanie publiczności popem się nie bawiła. Ale muzyka grana przez Liverpool nie spodobała się chyba Ivanoviciowi, który już na początku przeszedł po Lallanie. Niestety nie dostał nawet żółtka, więc potem dalej robił swoje. Kilka składnych akcji i wreszcie ta, która przyniosła efekty. Coutinho dostaje piłkę na lewym skrzydle, nie czeka długo z wrzutką na dalszy słupek, gdzie stało…trzech zawodników Liverpoolu. Piłkarze Conte odpuścili ich sobie tak, jak Dąbrowski z Czerwińskim przy pierwszym golu BVB Mario Goetze. Lovren uderzył piłkę w przeciwną stonę do kierunku jej lotu i kibice The Reds mogli zacząć śpiewać na jego cześć coś w deseń „Somebody to Lovren”, jeden zero drodzy państwo!

Gramy dalej, a raczej dalej gra Liverpool, aż tu nagle wyrzucenie piłki z autu, ta trafia pod nogi Cahilla, który – jakże by inaczej! – zagrywa do Hendersona przed pole karne. A Jordan uderzył tak, że te zapięte pasy nic nam nie dały. Co. Za. Gol. Absolutne mistrzostwo i ekipa The Normal One odjeżdża Conte. Do końca połowy Chelsea próbowała, ale wyszło z tego niewiele.

Druga część to już przejęcie inicjatywy przez Chelsea, nie ma co się dziwić. Minął kwadrans i to, co zrobił Matić, należy nagrodzić nagrodą asysty dnia. Przyjęcie piłki od Hazarda, pociągnięcie do linii końcowej i ni stąd ni zowąd podcinka na piąty metr do Costy, a ten zrobił to, co musiał zrobić. Bramka kontaktowa była najagresywniejszym ciosem Brazylijczyka w tym meczu. Nikogo nie kopnął, nikogo nie opluł, nikomu nie zasadził gonga. Tylko gola strzelił. Takiego Costę akceptujemy. Co prawda miał on jeszcze patelnię na 2:2, nie trafił i skończyło się na zwycięstwie Liverpoolu, ale i tak jesteśmy z chłopa zadowoleni.

Będąc gospodarzem meczów w Juve, Antonio Conte przegrał dwa na 57 spotkań. Na Stamford Bridge dziś: Conte raz! Życzymy dobrej passy w kolejnych 54 meczach.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Anglia

Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Bartosz Lodko
0
Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...