Polska poznała go trzy lata temu, gdy był połową duetu napastników, z którego Irlandia była (choć bardziej z dwuznaczności ich nazwisk) dumna: Long-Cox. Przypomniała go sobie na wiosnę tego roku, gdy doprowadził w ostatnich minutach do remisu 1-1. A teraz jest, po zostaniu bohaterem narodowym, nadzieją Irlandii na zwycięstwo w Warszawie. Bohaterem, mimo bycia napastnikiem, dość niespodziewanym.
Reading, West Bromwich Albion, Hull City, Southampton – życiorys Longa na kolana nie powala. Nie powalają też statystyki – ani razu nie strzelił w Premier League więcej niż osiem bramek. A przecież potencjał ma, zdaniem ekspertów, niemały – jest szybki, silny, ma niezły wyskok. Taki ktoś powinien walić bramkę za bramką. Jedni mówią, że to kwestia głowy, inni, ze po prostu brakuje mu umiejętności.
– Wydaje mi się, że nie ma tej mentalności. Shane potrafi trafiać pięknie, ale chcemy, żeby był świetnym strzelcem – mówił niedawno Martin O’Neill, selekcjoner Irlandczyków. Dlatego w ostatnim meczu – z Niemcami – posadził go na ławce tak samo jak w spotkaniu z Polską. W jednym, i drugim przypadku po wejściu na boisko odpłacił się bramką. Ale dopiero trafieniem z Niemcami przeszedł do historii irlandzkiej piłki.
Dla miłośników minimalizmu – najpiękniejsza bramka pod słońcem. Podanieod bramkarza, sprint z piłką i uderzenie w same widły. Euforia, która trwała jeszcze długo po gwizdku sędziego, nawet w trakcie wywiadu. To wtedy Long zaskarbił sobie miłość fanów. Jeszcze w szoku, jeszcze na fali entuzjazmu, napastnik zdołał wydusić z siebie tylko okrzyk, który stał się symbolem euforii w jaką wpadli Irlandczycy po pokonaniu mistrzów świata.
W tej rozmowie padają trzy inne nazwiska: Raya Houghtona, Jasona McAteera i Robbiego Keana. To legendarni już strzelcy bramek dla Irlandczyków w najważniejszych meczach. Gol pierwszego dał zwycięstwo z Włochami na mundialu w USA, drugi pokonał Holandię w eliminacjach MŚ 2001, trzeci wyrównał stan meczu z Niemcami na mistrzostwach w Korei i Japonii. To tamtejsi Domarscy, Laty i Bońkowie. Teraz do tej ekipy, jak u nas Sebastian Mila, dołączył Shane Long.
I jest bohaterem. Obecnie poza zasięgiem mediów, bo trwa zgrupowanie, więc dziennikarze zainteresowali się jego urodziwą żoną. Zresztą sam najpewniej niewiele by powiedział, bo na pochwały reaguje nieśmiałością. – Chris Brunt zagrał mi na nos i udało mi się dobrze przyjąć piłkę – mówił o golu z Aston Villą przed dwoma laty. O tym golu:
Jamie Carragher, ekspert Sky Sports, porównał wówczas Longa do Dennisa Bergkampa. – Zawsze mówiłem, że on wie o czym mówi. Ale to już przeszłość – opowiadał Guardianowi. Nie jest to wymarzony rozmówca dla dziennikarzy.
Przez lata był jednym z wielu piłkarzy w Premier League, czasem zdarza mu się tylko pieprznąć jakąś ładną bramkę. Dla Irlandczyków kolejnym napastnikiem, któremu czegoś brakuje. Nikt by nawet nie pomyślał by porównać go do Keana, 35-letniego napastnika, który w tych eliminacjach jest najlepszym strzelcem Irlandczyków. W Tottenhamie trzykrotnie był piłkarzem sezonu, w USA rok temu był MVP. Sports Illustrated uznało go za najlepszy transfer w historii MLS, a więc lepiej niż Davida Beckhama i Thierry’ego Henry’ego. Keane to piłkarz-legenda.
Teraz Long uczynił pierwszy krok, żeby być kimś podobnym. Oby następnego nie wykonał w niedzielę. I nie dał Irlandczykom powodów, by śpiewać tę piosenkę.