Reklama

Collins John oddał wszystko, co zarobił? Raczej drobną cząstkę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 września 2014, 15:32 • 2 min czytania 0 komentarzy

Od paru dni gdziekolwiek spojrzeć, wszyscy zachwycają się jakim to honorem i niespotykaną uczciwością względem Piasta wykazał się Collins John. Sensacja: największy niewypał transferowy klubu oddał całą sumę, jaką przez pół roku zarobił w Gliwicach! Z gorliwie powielanych informacji wynika, że Holender nie kosztował Piasta prawie ani grosza. Nie tylko zgodził się na kontrakt ledwie przekraczający tysiąc euro, ale jeszcze zobowiązał się, że jeśli nie dojdzie do formy, to odda wszystko za wyjątkiem kosztów zakwaterowania w hotelu.  

Collins John oddał wszystko, co zarobił? Raczej drobną cząstkę

Brzmi naprawdę pięknie, tylko że  – wedle naszych informacji – to nieprawda.

Od początku coś nam w tej sprawie zgrzytało. Collins John od kilku lat udaje piłkarza, gdziekolwiek trafi, tam się zupełnie nie sprawdza, ale nie chciało nam się wierzyć, że 28-letni Holender z taką przeszłością – z sześcioma sezonami w Twente, Fulham, Leicester – przyjeżdża do Polski i oświadcza: ok, zagram za tysiąc euro. Na dodatek z zastrzeżeniem, że jeśli się nie sprawdzi to wszystko odda? Piękna sprawa.

Tyle że podzwoniliśmy, popytaliśmy, przyłożyliśmy ucho tam gdzie trzeba i wychodzi nam z tej układanki coś zupełnie odwrotnego. Zaczynając od detali: Collins John nie musiał oddawać pieniędzy za żaden hotel, bo w hotelu nie mieszkał – raczej w eleganckim mieszkaniu w Katowicach, za ponad 3 tysiące miesięcznie, będącym zresztą własnością jednego z udziałowców klubu.

W samym Piaście zarabiał znacznie więcej niż się mówi. Po prostu – takie stawki. Jeśli 20-letni Radosław Murawski, kiedy podpisywał nowy kontrakt, mając rozegranych w Ekstraklasie ledwie kilkanaście meczów, wywalczył sobie prawie dziesięć kawałków na miesiąc, to i dla Collinsa Johna wyjątków nie robiono – dostał swoje, ponad 20 tysięcy złotych. Dużo? Pewnie dużo, przynajmniej jak na to, jakim był ostatnio inwalidą, ale kontrakt był krótki i nieobciążony prowizją menedżerską.

Reklama

W takim razie co z tym przelewem?

Pieniądze od Holendra do Gliwicach owszem przyszły, ale to nie tak, że dobrotliwie zwrócił wszystko, co zgarnął przez pół roku. Oddał mniej więcej koszt zakwaterowania, de facto równowartość jednej pensji. Tej ostatniej, która wedle podpisanej umowy mu się należała, ale tak w praktyce – niekoniecznie, skoro nagle zaginął i po świątecznej przerwie postanowił do Polski już nie wracać.

Ktoś dostał cynk tylko ocierający się o prawdę, napisał, inni powielili i tak poszło. Możecie dalej wierzyć, że gliwiczanom udało się wyjść obronną ręką i nie stracić grosza na poważnej transferowej wtopie, ale to nie prawda. Nie udało. Na dodatek wpakowali się w kolejną – drogą Collinsa Johna pewnie zmierza Dawid Janczyk. On też w Ekstraklasie nie zagrał jeszcze meczu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...