Reklama

Wrzutka do Bońka: Przypominamy najdłuższy wywiad z nowym prezesem (część I)

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2012, 00:54 • 39 min czytania 0 komentarzy

W lutym tego roku rozpoczęliśmy cykl „Wrzutka do Bońka”, który – nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości – okazał się w sumie najdłuższym, niekończącym się przez blisko pół roku wywiadem z nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dzień wyborczej gorączki zdaje nam się całkiem dobrą okazją, by ten cykl nieco odkurzyć. Zobaczcie, jak nowy prezes odpowiadał na pytania czytelników Weszło. Począwszy od tych najbardziej oderwanych od rzeczywistości – o wąsy, czy ulubioną pizzę – a na sprawach fundamentalnych, dotyczących również działania PZPN-u, kończąc. Pytania zadawaliście po kolei, jedno po drugim – od lutego aż do Euro. Przed wami jakieś 135 tysięcy znaków tekstu Powodzenia!

Wrzutka do Bońka: Przypominamy najdłuższy wywiad z nowym prezesem (część I)

Poniżej część pierwsza:
Jak wyglądają Pana relacje z Janem Tomaszewskim?
– Nigdy do niego nic nie miałem, to jest wesoły, fajny chłopak, razem mieszkaliśmy w pokoju w czasie mundialu, czasami jego stwierdzenia wprawiają mnie w dobry nastrój. Raz, kiedy przekroczył granicę, uznałem, że muszę bronić swojego imienia i pozwałem go do sądu. Teraz gdy go widzę, to uśmiecham się i mówię: – Jeszcze nie przeprosiłeś! A on odpowiada, że się musi zastanowić. Janek jest jednym z najbardziej zacietrzewionych komentatorów w Europie, lubi się bawić w ogrodnika, czyli przesadzać. Ale ma do niego słabość.

Yogi15: Ostatnio często słyszymy o jakichś aferach a właściwie „balowaniu” piłkarzy. Najpierw afera z Nildo, potem afera z piłkarzami Górnika. Media bardzo podsycają atmosferę, przez co trenerzy karzą ich za ich zachowanie. Jak kiedyś zachowywali się trenerzy wiedząc, że pewna grupa piłkarzy idzie do klubu się zabawić i jak takie imprezy odbierały media?
– Z jednej strony wiadomo, że jeśli jesteś lekarzem, policjantem, nauczycielem czy sprzedawcą to po wykonanej pracy masz prawo odreagować, zabawić się. Piłkarzom też należy się prawo do odprężenia, ale w jakichś przyzwoitych normach. Pójść na miasto i kogoś pobić – to nie jest najlepszy pomysł. Piłkarz musi pamiętać, że jego ciało jest jego narzędziem pracy i musi o nie dbać, jak kierowca rajdowy o silnik w samochodzie. Kiedyś oczywiście zdarzały się identyczne sytuacje, ale to była inna rzeczywistość, inne media. Dzisiaj prasa jest agresywna, wiele spraw wychodzi na światło dzienne – i to jest zrozumiałe, tak dziś wygląda świat. Zawodnicy muszą się do tej sytuacji przystosować. Ci, którzy nie są zawodowcami, trafiają na tapetę.

Wojciech Ćwiklik: Mario Ballotelli jak jest odbierany we Włoszech. Czy specjaliści, media widzą w nim lidera włoskiej kadry na Euro? Jakie jest pana prywatne zdanie o Ballotellim?
– Uważam, że piłkarsko jest to zawodnik bardzo zdolny, jeden z najlepszych tak młodych, jakich widziałem. Jednak w piłkę nie gra się tylko od brody w dół, ale także od brody w górę. W głowie Mario jest permanentne zamieszanie, dlatego ciągle dobre mecze przeplata złymi. Nigdy nie jest w równej formie przez długi czas. Z tego względu ma więc wciąż duże rezerwy, bo będzie znacznie lepszym piłkarzem, jeśli zdoła osiągnąć wewnętrzny spokój. Włosi mają słabość do Mario, lubią Mario, ale nie wydaje mi się, by widzieli w nim ostoję reprezentacji. Ten zawodnik może wygrać mecz, ale drużyna przynajmniej na razie nie może się na nim opierać.

Patrick Olechnicki: Na nowej arenie Juventus Stadium każdy z sektorów został nazwany imieniem i nazwiskiem piłkarza, który szczególnymi sukcesami zapisał się w historii turyńskiego klubu. Jednemu z sektorów przypisywano patrona w postaci pana Zbigniewa Bońka. Jego kandydaturę zablokowali jednak kibice Starej Damy. Dlaczego się na to nie zgodzili? Pan Boniek odnosił przecież wiele sukcesów w barwach Juventusu. Czy sprzeciw fanów miał związek z transferem pana Bońka do Romy?
– Trzeba spytać się o to tych kibiców. Ja od klubu dostałem list, koszulkę, podziękowania. Zostałem nominowany do grona 50 największych gwiazd w historii „Juve”. Potem przyszedł nowy prezes i uległ presji jakiejś grupy kibiców, bodajże liczącej 4 tysiące osób, którzy twierdzili, że jestem Romanistą i że jestem wręcz anty-Juve. To śmieszne, Roma to mój ostatni klub, mam dla niej dużo szacunku, ale oczywiście dla Juventusu również. Zresztą, wydaje mi się, że przy tworzeniu takiej galerii sław należałoby rozważać, co zawodnicy zrobili na boisku, a nie, co działo się po latach. Tymczasem zamiast mnie w pięćdziesiątce znalazł się Edgar Davids, który z Juventusem nie zdobył żadnego międzynarodowego trofeum, za to pauzował z powodu dyskwalifikacji za doping.

Reklama

Dawid Kuling: Niecały rok temu powiedział Pan takie zdanie, iż nie wyobraża Pan sobie kadry na Euro bez Sebastiana Madery. Podtrzymuje Pan swoje stanowisko ? W karierze tego piłkarza ostatnio nie wiedzie się najlepiej. (pytanie z marca 2012 roku)
– Oczywiście, że nie podtrzymuję. Nie sądzę, bym mówił, iż nie wyobrażam sobie kadry bez Madery. Raczej mówiłem, że jest to zawodnik, który ma na tyle duże możliwości, że mógłby się w reprezentacji znaleźć. Teraz jest w dołku, jest stosunki z poprzednim klubem nie były najlepsze, ma też problemy fizyczne. To tylko pokazuje, że nic w futbolu nie jest wieczne i że żadne stwierdzenie nie wytrzyma próby czasu. A może się zwyczajnie pomyliłem?

Łukasz Mielniczuk: Czy dla Roberta Lewandowskiego, przejście do klubu z czołówki Serie A (Roma, Juve, Milan, Inter) byłoby korzystne? Czy to lepsze kluby i rozgrywki, niż Borussia Dortmund i Bundesliga?
– Z zespołu dobrego zawsze trzeba się starać trafić do lepszego. W Borussii Robert jest szczęśliwy, dobrze gra, ale to mimo wszystko nie jest europejska czołówka. Kiedy wymieni się dziesięć najpotężniejszych klubów w Europie, to – biorąc pod uwagę poziom sportowy, ale też prestiż, tradycję, wartość zawodników – niestety Borussii raczej w tej dziesiątce nie będzie. Myślę, że pod względem umiejętności Robert poradziłby sobie w najlepszych zespołach włoskich i mam nadzieję, że będzie w tym kierunku dążył. Jeśli potrafisz dobrze śpiewać, marzysz o występie we włoskiej La Scali.

Karol Kociubiński: Zbigniew Boniek ma wiele powiązań z Włochami i z tego względu chciałbym się dowiedzieć jaką pizzę najbardziej lubi?
– Margherita. Raz na tydzień zabieram Mateusza i Julię, moich wnuczkow, na pyszną pizzę do dobrej włoskiej restauracji.

Andrzej Pstwa: Panie Zbigniewie, mam pytanie czy po awansie do Ekstraklasy Zawiszy Bydgoszcz jest szansa, albo inaczej – czy miałby Pan chęć wspomóc bydgoski zespół w jakiś sposób? Czy dał sobie Pan spokój już całkowicie z tematem Zawiszy? Nie wiem czy były jakiekolwiek rozmowy na ten temat z Panem Osuchem.
– Pomogłem Zawiszy w trudnym okresie, ale nigdy nie mówiłem, że chcę być jego właścicielem, tylko mówiłem, że chcę go doprowadzić do pierwszej ligi. Lubię, szanuję Zawiszę, Bydgoszcz to moje miasto, stale śledzę, co się w Zawiszy dzieje, ale ten etap uważam za zakończony. Nie uważam, żebym mógł z panem Osuchem działać w klubie, chociaż to fajny, wesoły człowiek. Ale niech się bawi sam. Chociażâ€¦ nigdy nie mów nigdy.

Michalp246: Czy mając na uwadze pana znajomości, nie zachęcał Pan jakiegoś klubu z czołówki Serie A do otworzenia swojej szkółki piłkarskiej na terenie Polski?
– Dzisiaj szkółki zagranicznych drużyn to… merchandising, a nie szkolenie. Jeśli mówimy o szkoleniu, to musimy sobie zdawać sprawę, że jakość bierze się z ilości. Kiedy Polacy zaczną aktywnie uprawiać sport, kiedy zaczną spędzać czas na powietrzu, to z tej ilości wyjdzie też jakość. Natomiast szkółki to zabieg marketingowy. Przecież Barcelonie nie chodzi o to, że ona wyszkoli w Polsce talenty. Spójrzmy na to inaczej – ci zawodnicy kształcą się, uczą, dojrzewają z myślą o Barcelonie. Z takiego jednego piłkarza rodzi się… sześciu kibiców, bo przecież on będzie kibicował Barcelonie, ale też jego rodzice, rodzeństwo, dziadkowie. Mówimy o kształtowaniu, wzmacnianiu brandu, o zabiegach mających na celu popularyzację klubu i zwiększanie przychodów.

Ujikol: Kiedyś na Weszło pojawił się cytat Pana lub któregoś z boiskowych kolegów brzmiący mniej więcej: „kiedyś bieganie po górach eliminowało pizdusiów i wyrabiało charakter”. Jak zapatrywałby się Pan na obecny poziom obciążenia zawodników polskiej ligi do sezonu/rundy wiosennej w porównaniu do czasów Pana gry w polskiej lidze/Serie A?
– Zmieniła się piłka, nie można porównywać dwóch różnych epok. Nasz futbol był bardziej „tlenowy”, wyglądem przypominaliśmy biegaczy na 800 czy 1500 metrów. Dzisiaj natomiast gra się na mniejszej przestrzeni, w tłoku, między linią ataku i obrony czasami jest tylko 30 metrów. Dlatego częściej się przyspiesza i hamuje, gra się zrywami, bardziej potrzebne są mięśnie, trzeba upodabniać się do sprinterów. Siłą rzeczy – zmieniła się też forma przygotowań. Jednak mam wrażenie, że dwa tygodnie dobrego chodzenia po górach mogłoby czasami stanowić naturalny przesiew, by wyeliminować tych, dla których granie przy dwudziestu stopniach to udręka i którzy marudzą przy każdej nadarzającej się okazji.

Reklama

WD: Kogo uważa Pan za najbardziej przecenianego piłkarza polskiej ligi, a kogo za najbardziej niedocenianego – szczególnie czołowych klubów (Wisła, Legia, Lech, Śląsk, Polonia, Ruch)? Oczywiście z krótkim uzasadnieniem.
– Myślę, że niedocenianych u nas tak naprawdę nie ma, my wszystkich troszeczkę przeceniamy. Dla przykładu – podoba mi się Wolski, ma potencjał, żeby się rozwijać, będzie grał w piłkę, bo ma technikę. Jednak dzisiaj jest zalew wywiadów z nim, ludzie zastanawiają się, do jakiego klubu trafi… A spokojnie, on na razie zagrał kilka meczów na przyzwoitym poziomie. Co do przecenianych piłkarzy – dla mnie przeceniany był zawsze Burkhardt, bo to taki piłkarz, po którym może się wydawać, że coś zrobi, ale w zasadzie… to on tak nic nie robi do końca. Podpadnę też kibicom Legii, ale przeceniany zdaje mi się także Danijel Ljuboja, który w Legii jest od wszystkiego, ale w tym „wszystkim” jest za mało konkretów.

Underdog: TVN 24 poinformował, iż wrocławska prokuratura postawi zarzuty Michałowi Listkiewiczowi odnośnie ukrywania „milionów” Widzewa. Jako człowiek związany z klubem prosiłbym o krótki komentarz Pana osoby.
– Ta sprawa dotyczy okresu, kiedy zupełnie inni ludzie zarządzali Widzewem. PZPN wysyłał pieniądze na jakieś inne konta i pomijał czekających w kolejce komorników. Mam za mało wiedzy, żeby się na ten temat wypowiadać. Po prostu zaczekam na finalne rozstrzygnięcia.

Bartek B: Messi czy Cristiano Ronaldo – jeżeli miałby Pan taką możliwość wyboru, którego z nich wziąłby Pan do zespołu trenowanego przez siebie i dlaczego właśnie jego, a nie tego drugiego? Który z nich Pana zdaniem, miałby większy wpływ na wyniki Pana zespołu i dlaczego?
– Obaj są zawodnikami, którzy każdemu zespołowi gwarantują wielki postęp. Może gdybym miał kogoś takiego w drużynie, to by dzisiaj nie mówili, że nie umiem trenować. Ale to żart, moja historia z trenerką to temat na inną opowieść i na pewno nadarzy się jeszcze odpowiednia okazja… Co do meritum – wydaje mi się, że Messi jest w większym stopniu piłkarzem, który tworzy zespół, natomiast Ronaldo to jednak indywidualista. Dlatego wolałbym Messiego.

Gabriel Batistuta: Podczas starań Polski i Ukrainy o Euro, wszędzie było pełno Pańskich wypowiedzi, że nie ma sensu bo i tak wygrają Włosi. Włosi to, Włosi tamto i w ogóle najlepiej nic nie robić. Okazało się, że Euro będzie w Polsce, a Pan nagle stał się w tej kwestii bardzo aktywny. Moje pytanie brzmi, czy żałuje Pan tamtych słów i czy nie jest Panu po prostu głupio? I po co były te proroctwa, nawet gdyby przegrali – nie mogliśmy spróbować?
– To jest kompletna głupota, bo to ja byłem jednym z tych, którzy wraz z Michałem Listkiewiczem wykonywali pierwsze kroki, by Polska wraz z Ukrainą w ogóle ubiegały się o zaszczyt organizacji Euro. Nie zmienia to jednak faktu, że to Włosi byli faworytami – nie tylko moimi, ale też np. bukmacherów. Fakt, że ostatecznie dostaliśmy osiem głosów to wielka niespodzianka, ale też wielka przyjemność. Podam przykład – dzisiaj za faworytów Euro 2012 uważa się Hiszpanów albo Niemców. A jak wygrają Polacy albo Czesi to co – niby źle? Nie. Przewidywany wynik a upragniony wynik to dwie zupełnie inne kwestie. Ja przewidywałem sukces Włochów, ale bardzo cieszę się z naszego.

Jakubek: Mówi się, że Pańskie wąsy są najsłynniejsze w Polsce po wąsach Lecha Wałęsy. Niewątpliwie jest to jeden z Pana bardziej charakterystycznych elementów wizerunku. Czy rozważa Pan w najbliższej przyszłości ich zgolenie? Byłby Pan w stanie złożyć jakąś deklarację, której przedmiotem byłoby zgolenie przez Pana wąsów? Przykładowo taką deklaracją mogłoby być zgolenie wąsów pod warunkiem wyjścia reprezentacji Smudy z grupy.
– Nasza reprezentacja nie ma prawa nie wyjść z grupy, więc nie ma sensu uzależniać moich wąsów od celu, który – po tak korzystnym losowaniu – powinien być dla kadry obowiązkiem. Mogę jednak powiedzieć, że dwa albo trzy lata temu w czasie wakacji zgoliłem wąsy i… nie mogłem na siebie patrzeć. Przyzwyczaiłem się do obecnego wyglądu i nie planuję go zmieniać. Za duży szok.

Tyszanin: Co Pan sądzi o Młodej Ekstraklasie? W Polsce te rozgrywki nie przynoszą wymiernego efektu, na zachodzie chyba wygląda to lepiej?
– Moja ocena Młodej Ekstraklasy jest bardzo, bardzo negatywna. Mówiąc krótko – jest to kompletny niewypał. Moim zdaniem zawodnik, który ma 19 lat, a co dopiero taki, który ma 21 czy 22 lata, powinien grać o stawkę, przy adrenalinie, przy odpowiedzialności za wynik. Jeśli nie łapie się w swoim klubie, powinien być wypożyczany do drugiej albo trzeciej ligi – gdzieś do miasteczka, w którym kibice oczekują sukcesu, w którym jest zaangażowany burmistrz, w którym jest jakaś presja. Granie dla grania w Młodej Ekstraklasie nie ma sensu, bo piłkarz nie powinien być pod kloszem, piłkarz musi cały czas stykać się z konkretnymi oczekiwaniami. Myślę, że przez Młodą Ekstraklasę ograniczył się ruch, o którym wspomniałem – zbyt rzadko młodzi piłkarze są wypożyczani do klubów z niższych lig, w których mogliby rywalizować na normalnym, seniorskim poziomie.

arrtolini 1910: Panie Zbyszku, szanuje Pana jako piłkarza, człowieka i eksperta, ale ostatnio dostrzegam brak jakiejkolwiek więzi z łódzkim Widzewem, w którym niegdyś Pan świetnie grał, a później uratował przed wielkim upadkiem. Najpierw Pan usunął się z klubowych władz, później nie
przyjeżdżał na mecze (co kiedyś było w zwyczaju), a teraz wygłasza jakieś chore pomysły o fuzji z ŁKS-em. Co się stało?

– To tylko troska o Widzew. Dzisiejszy Widzew dogorywa, ma problemy finansowe i będzie miał jeszcze większe, o ile nie znajdzie się nowy bogacz czy oligarcha. Trzy razy większe problemy ma w dodatku ŁKS. Moja propozycja nie musi się podobać, ale moim zdaniem jeśli ktoś w Łodzi myśli o wielkiej piłce, to w tej konkretnej rzeczywistości, w łódzkiej rzeczywistości, nie jest ona możliwa. To miasto niestety – bardzo żałuję – może mieć tylko jeden silny klub. Dzisiejszy podział, to całe spętanie animozjami, sprawia, że sponsorzy nie chcą inwestować w futbol, nie chcą opowiadać się po którejś ze stron. Mówienie tego nie sprawia mi żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie, ale Łódź zawsze rozdawała karty w futbolu, a teraz staje się ośrodkiem trzeciorzędnym. My czasami unosimy się chorą ambicją, a przecież nie chodzi o to, by historie dwóch klubów wyrzucić na śmietnik, tylko o to, by z dwóch pięknych historii stworzyć jedną jeszcze piękniejszą. Bez takiego odważnego posunięcia, Łódź będzie pałętała się gdzieś w ogonie ekstraklasy, o ile w ogóle w ekstraklasie będzie…

Marcin Piechocki: Sezon powoli wchodzi w decydującą fazę, lada moment zacznie się okienko transferowe; Czy widzi Pan w Polskiej lidze zawodnika/zawodników którzy mogli by po sezonie wyjechać do Serie A i poradzić sobie w tej lidze? (tzn. w miarę regularnie grać). Pozdrawiam.(Pytanie z kwietnia 2012 roku)
– Oczywiście nie mówimy o czołowych włoskich klubach – Interze, Romie, Juventusie, Milanie… Myślę jednak, że w tych słabszych zespołach grają naprawdę nieszczególni piłkarze i nie ma sensu się nimi zachwycać. Gdyby Rybus nie pospieszył się z wyjazdem do Rosji, to co – nie mógłby grać w średnim zespole Serie A? Oczywiście, że by mógł. Pawłowski już został kupiony do Udinese i wcale nie jestem przekonany, że będzie grzał ławkę, bo zdaje mi się, że Handanović może już zostać wysłany do dużego klubu. Naprawdę, nie przeceniajmy średnich i słabych zespołów z Włoch. Łukasz Trałka spokojnie dałby sobie radę w jakiejś – nie wiem – Sienie. Albo Cezary Wilk – widzę po tym chłopaku, że się szybko uczy, że w dobrym otoczeniu podnosi poziom, rozwija się, jest inteligentny. Jest możliwe, że idąc do Włoch osiągnąłby klasę, która pozwalałaby mu na grę np. w Lazio. Ale może podświadomie źle życzę Lazio, haha.

Redakcja: – A jak wygląda sytuacja z Wolskim i Romą?
– Według mnie to jest fantazja menedżerów. Oni czasami muszą opowiadać pewne historie, żeby zawodnicy im ufali, podpisywali kolejne umowy, żeby czuli, że coś w ich sprawie się dzieje. Moim zdaniem, na dzisiaj Roma w ogóle nie interesuje się Wolskim, ponieważ gdyby się interesowała, zostałbym zapytany o zdanie na temat tego piłkarza, a nic takiego nie miało miejsca. Ale hipotetycznie mogę powiedzieć, że dałbym mu dobrą rekomendację, tylko najpierw chcę zobaczyć, jak ten Wolski wygrywa Legii w pojedynkę ze trzy mecze. W pojedynkę.

Maciej Pankowski: Claudio Gentile słynął z ostrej gry, uciekał się do różnych prowokacji (szczypanie, łapanie za genitalia itp). A jak zachowywał się w trakcie treningów w stosunku do kolegów z drużyny? Czy jak ktoś zalazł mu za skórę to również potrafił stosować takie „zabiegi” wobec partnerów z Juventusu ?

– To był bardzo ambitny zawodnik, stuprocentowy zawodowiec. Miał specyficzny styl gry. Nie pamiętam, żeby kogoś brutalnie kopnął. Raczej pomagał sobie rękoma, łapał w odpowiednim momencie w pół albo za koszulkę, nie pozwalał wystartować, potrafił być bardzo nieprzyjemny dla przeciwnika, ale jednocześnie… dyskretny. Na pewno trudno grało się przeciwko niemu tym zawodnikom, którzy dysponowali podobną szybkością. A co do treningów – Claudio był w czasie zajęć bardzo spokojnym zawodnikiem, nie było z nim żadnych problemów.

Kuba Mutkowski: Czy otrzymał Pan jakakolwiek propozycje ze strony rządu dotyczące objęcia stanowiska np. Ministra Sportu. W publikacjach prasowych często był Pan wymieniany…
– Proponował mi to jeden z premierów, ale to było 8 albo 9 lat temu. W ogóle mnie to nie interesowało. Grzecznie podziękowałem. Teraz nie było takiego tematu.

Kacper: Moje pytanie może i jest banalne, ale jaki jest najlepszy piłkarz przeciwko któremu pan gral?
– Maradona. Zdecydowanie. Lepszego za moich czasów nie było. Pamiętam mecz w Neapolu, który wprawdzie skończył się wynikiem 0:0, ale na Maradonę nie mieliśmy żadnego sposobu. W przerwie mówimy sobie – niech ktoś się nim w końcu zajmie! A kilku dobrych przecinaków mieliśmy – Tardelliego, Cabriniego, Boniniego. W 60. minucie powiedzieliśmy: – Zostawmy go, jest za dobry, zajmijmy się wszystkimi innymi. Oczywiście, grało się wtedy trochę inaczej, było ostre, indywidualne krycie i jeśli Maradona zagrał dla Napoli ze 250 meczów to 250 razy kryty był indywidualnie… Absolutnie, zawodnik z innej planety.

Sverc: Jak widzi Pan przyszłość polskiej piłki w najbliżej dekadzie? Czy uważa Pan, że dalej będziemy pogrążać się w tym marazmie ligowym jaki obserwujemy szczególnie w 2 ostatnich sezonach (nie mówię tutaj o pucharach), czy też infrastruktura i coraz wyższe kontrakty przełożą się na poziom ekstraklasy i jej prestiż? Pozdrawiam.
– Jestem bardzo zaniepokojony tym, co widzę. Aktualnie powinniśmy przeżywać okres rozkwitu, to powinien być najbardziej dynamiczny czas dla polskiej piłki. Tuż przed Euro, na nowych, świeżych stadionach, sponsorzy powinni pchać się drzwiami i oknami. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że wszystkie kluby są do kupienia, a jeśli już kogoś zaprasza się do sky-boxa, to tylko po to, żeby pokazać mu klub jak mieszkanie wystawione na sprzedaż. Co więc będzie „the day after”? Kiedy Euro się skończy, kiedy już zniknie turniejowa gorączka, możemy spotkać się z prawdziwym marazmem…

Piotr8888: Z zainteresowaniem przeczytałem pana odpowiedź do Cezarego Kucharskiego i nasunęło mi się takie pytanie – dlaczego z takimi kontaktami pan nie chciał zostać menedżerem?
– Też się kiedyś zastanawiałem… Ostatecznie miałem inne plany i tego nie żałuję, a jeśli mogę komuś pomóc jakimiś kontaktami czy podpowiedzą, to służę radą, pomagam. Piłka jest dla mnie największą przyjemnością, jest moją pasją, dała mi popularność, ale dziś realizuje się w biznesie od niej oderwanym. Poza tym, może nigdy nie byłbym tak dobrym menedżerem jak Cezary Kucharski, a w takim razie lepiej się w ogóle za to nie zabierać:)

Bartosz Balcer: Wypowiedział się Pan na temat Mariusza Rumaka zaskakująco, bo powiedział Pan coś w stylu że nic jeszcze nie udowodnił, a już się „reklamuje”… Czy ta wypowiedź nie przedstawia Pana jako hipokrytę? Niech Pan opowie nam krótko jak to było/jest być trenerem.
– Trenera Rumaka szanuję, zdaje się, że to inteligentny człowiek, ale moim zdaniem trenerzy nie muszą dbać o swój PR. O PR dbają wynikami. Trener, który nie wygrywa, to kariery nie zrobi, a trener który wygrywa – zrobi ją bez względu na stosunek do mediów. Jeśli widzę, że ktoś zaczyna swoją pracę od chodzenia po programach telewizyjnych i opowiadania, co to nie on, to myślę sobie: niech poprowadzi najpierw zespół w dziesięciu meczach, a potem się wypowiada i promuje. Inaczej mówiąc – Zbigniew Boniek też musiał strzelić kilka goli, zanim mógł powiedzieć, że jest dobry. Ł»yczę trenerowi Rumakowi jak najlepiej, ale powściągliwość jest lepsza niż przesadna pewność siebie, zwłaszcza niepoparta jeszcze pracą. Rozumiem, że dostał szansę i chce ją wykorzystać, ale czasami jak się za szybko wejdzie w zakręt, to można wypaść.

Elmer: Ile zespołów w pana opinii powinno występować w polskiej ekstraklasie, a ile w pierwszej lidze? Kiedyś optował pan za bardzo małą liczebnie ligą. Zmienił pan zdanie?
– Generalnie byłem za małą ligą, bo był to jeden z elementów walki z korupcją. Przypominam, że w tamtym czasie zrobiłem też „Fryzjera” personą non grata w polskiej piłce i… miałem przeciwko sobie dziennikarzy. Krzyczeli, że nie mam żadnych dowodów i faktycznie dowodów nie miałem, ale smród czuło się na odległość… Myślę, że aktualnie liga 16-zespołowa jest w porządku.

Kuba: Panie Zbyszku, jaka jest w Italii opinia o naszych młodych talentach, Piotrze Zielińskim lub Przemysławie Frąckowiaku? Mówi ktoś coć o nich w ogóle?
– Nie wiem, kto jest ich menedżerem. Wolę nic nie mówić, bo boje się, że Kucharski i że znowu będzie mnie męczył telefonami:)

Hony: Panie Boniek. Wszyscy w Polsce uważają, że niski poziom szkolenia oraz braki w bazie treningowej są powodem naszej słabości. Czy nie uważa pan, że jednym z głównych powodów jest zła organizacja rozgrywek? Czy jest to normalne, że 1 liga i klasy niższe kończą rozgrywki w połowie listopada, a potem grają tylko od połowy marca do pierwszych tygodni czerwca, co daje łącznie 6,5 miesiąca grania i przerwę zimową na okres przeszło 4 miesięcy. Pozdrawiam HONY.
– Oczywiście, że terminarze pierwszej ligi są bardzo trudne do zaakceptowania. O ile w przypadku ekstraklasy wszystko jest robione raczej z głową, bo za terminarz odpowiada pan Marcin Stefański, który się na tym zna, o tyle pierwsza liga stoi na głowie. Nie rozumiem, jak to możliwe, że przerwa była tak długa, nie rozumiem też, jak to możliwe, że Piast gra nagle bodaj 12 meczów u siebie z rzędu. Wiem, że w Gliwicach budowany był stadion, ale jak budujesz stadion to musisz sobie znaleźć obiekt zastępczy – tak, aby zachowana była jakaś proporcja. Raz grasz na wyjeździe, raz u siebie…

Benio McCarthy: Zibi, nie uważasz, że powierzanie takiej firmy jak Inter takiemu młokosowi jak Stramaccioni to chybiony pomysł?
– Nie, uważam, że piłka jest dla młodych piłkarzy i dla młodych trenerów – takich, jak w Polsce Skorża, Probierz, Michniewicz, Rumak, Hajto… Młody trener to trener energiczny, pełny werwy, a zarazem dojrzały człowiek, bo przecież jak ktoś ma 34 czy 37 lat to już jest dojrzałym człowiekiem. U nas szkoleniowcy zaczynają bardzo późno, muszą przechodzić te wszystkie szczeble, natomiast spójrzmy na Włochy. Jaki był pierwszy klub w karierze trenerskiej Fabio Capello? AC Milan! Mourinho chwilę się bawił gdzieś niżej, bo nie miał dobrego piłkarskiego „backgroundu”, ale zaraz trafił do FC Porto. Jak ktoś ma 18 lat to może grać w piłkę rano i wieczorem, to najlepszy wiek, żeby strzelać bramki. A jak ktoś ma 35 lat to śmiało może chwytać się trenerki. Stramaccioni może być za słaby, ale nie może być za młody.

Mjs91: Panie Zbyszku, w niższych ligach angielskich gra Boniek Forbes, piłkarz urodzony w 1983 roku, a więc w czasie gdy Pańska kariera była u szczytu. Jak Pan się zapatruje na fakt nadania dziecku (w tamtym czasie, tj. w 1983 roku) imienia od Pańskiego nazwiska? Pozdrawiam.
– To sympatyczne, nawet nie wiedziałem o tym piłkarzu. Kiedyś Włodek Smolarek fascynował się grą Eusebio i potem dał synowi na imię Euzebiusz.

Kamil Zamorano: Co zdecydowało, że przed Mundialem 1982 roku nie wybrał Pan Barcelony
tylko Juve?

– W tamtym czasie najmocniejsze kluby były we Włoszech, tam był najlepszy futbol. Ówczesna Barcelona nie równała się z ówczesnym Juventusem. Chociaż rzeczywiście z Barceloną też rozmawiałem, w moim mieszkaniu przy ulicy Narutowicza w Łodzi odwiedził mnie nawet Helenio Herrera.

Kamil Zamorano: Czy miał Pan duży żal do Górskiego, że nie wziął Pana na Igrzyska do Montrealu (zabawne, że bardzo dobrze grał tam Platini)? Czy ten zespół z Bońkiem w składzie mógł ograć NRD w finale i obronić złoty olimpijski medal? Ś.p. Kazimierz Górskie podobno powiedział wtedy, że jest Pan młody i nie jedne Igrzyska przed Panem. Czy jednak czasem wtedy już nie było wiadomo, że przepisy dotyczące występów piłkarzy ze strefy UEFA na Igrzyskach Olimpijskich zmienią się dość radykalnie już od Moskwy 1980?
– Wydaje mi się, że bym tej drużyny nie osłabił, wręcz przeciwnie. W tamtym czasie wybrano mnie najlepszym piłkarzem rundy wiosennej, byłem w dobrej formie. Jednak trener Górski miał prawo uważać, że z generacją piłkarzy z 1974 roku pomoże mu obronić olimpijskie złoto. Trudno mieć o to do niego pretensje, konkurencja była wtedy niezwykła. Z panem Kazimierzem śmialiśmy się potem z tego. Mówił mi: – Myślałem, że jeszcze na igrzyska pojedziesz, a… nie pojechałeś.

Trudno, nie mam żalu, pod względem finansowym olimpijskie stypendium nie jest mi potrzebne, a pod względem sportowym złoty medal olimpijski to nie jest trofeum szczególnie istotne. Na igrzyskach startują najlepsi zawodnicy w swoich dyscyplinach, za wyjątkiem… piłki nożnej.

Helter-Skelter: Panie Zbyszku, w najbliższym czasie ukaże się książka o Andrzeju Iwanie, piłkarzu z pańskiego pokolenia. Kiedy Pan pokusi się o podsumowanie swojej kariery w jakiejś publikacji? Wydaje mi się, że taka pozycja byłaby wręcz wskazana, zwłaszcza w trudnych czasach dla polskiej piłki, której brak wzorców i wielkich osobowości. Młodzi często kojarzą Bońka z ogólnego medialnego wizerunku bądź… skrótów na youtubie (dobrze że są). Na pewno miałby Pan wiele ciekawych historii do opowiedzenia.
– Czasami się nad tym zastanawiam, mam kilka propozycji. Pociąga mnie myśl o napisaniu książki, w której przedstawione byłoby 10 najważniejszych meczów, w których brałem udział, z całym bogatym tłem, bo przecież mecz zawsze może być punktem wyjścia do wielu innych opowieści. Ale czy ja wiem, czy jest sens to pisać? Może za cztery lata, na 60. urodziny? Może to będzie moment, by pewien etap życia podsumować?

Muszę natomiast powiedzieć, że z wielką ciekawością oczekuję na książkę Andrzeja. Wiem, że 23 kwietnia odbędzie się w Warszawie wieczór autorski dla zaproszonych gości, z wielką chęcią się na nim pojawię, już sobie ten termin zakreśliłem w kalendarzu. „Ajwen” to była i jest osoba nietuzinkowa, ciekawa, miałem z nim zawsze dobre relacje i cieszę się, że napisał książkę. A jeśli jest z niej zadowolony – cieszę się podwójnie.

FAULIK: Moje pytanie jest proste. Jakich napastników powinien powołać Smuda? Czy widzi Pan Arka Piecha w kadrze?
– Niewątpliwie Piech jest jednym z niewielu napastników, którzy wyróżniają się w naszej lidze. Jeżeli na Euro pojedzie 23 piłkarzy, to można zgadywać, że powinno to być 3 bramkarzy, 8 obrońców, 8 pomocników i 4 napastników. Bo jeśli chcemy zagrać w tym turnieju minimum cztery mecze, to minimum tych 4 zawodników pierwszej linii powinniśmy zabrać. Dzisiaj trudno jest wymienić czterech napastników i nie wymienić Piecha – takie są realia naszej piłki. Co do tego zawodnika, to muszę powiedzieć, że zawsze miał przekonanie do swoich umiejętności. Kiedy nie radził sobie w Widzewie, chciałem go ściągnąć do Zawiszy Bydgoszcz. Rozmawialiśmy na ten temat, Piech powiedział mi: – Ja jestem przekonany, że mogę zaistnieć w ekstraklasie… I miał rację!

Kochamiwonkę: Panie Zbigniewie dlaczego został Pan w Italii po zakończeniu kariery? Co Pana tak urzekło i jak wygląda typowy dzień w słonecznej Romie?
– Nic mnie nie urzekło. Dzisiaj świat jest mały, podróż z Katowic do Warszawy trwa tyle samo, co z Rzymu do Warszawy. Dwie gazety, kawa i jest się na miejscu. Chodziło o coś zupełnie innego – we Włoszech do szkoły chodziły moje dzieci, miałem też na miejscu różne biznesy. Chciałem zaczekać dwa czy trzy lata, zastanawiałem się, co dalej… Ale mężczyzna żyje tam, gdzie chcą żyć jego żona i dzieci. Okazało się, że pozostanie w Rzymie było dobrym rozwiązaniem.

Jak wygląda mój typowy dzień? Wcześnie wstaję, około siódmej rano. Zawsze chodzę do tej samej kawiarenki na śniadanie, tam czeka już na mnie kawa i gazety. O 8.30 jestem w biurze, gdzie siedzę do 13, sprawdzam, co się dzieje, wykonuję zwykłe zawodowe czynności. Od 13 mam już czas dla siebie. Gram w tenisa, w piłkę pięcioosobową, w golfa, często oglądam polską ligę albo idę do studia włoskiej telewizji.

Kermit: Wiele się mówi, że to kim jest Jakub Blaszczykowski to zasługa śp. Doktora Wielkoszynskiego. Czy to prawda, że pan tak wspaniale grał w meczach europejskich (Puchar Mistrzów) i nazywany był pięknością nocy dzięki współpracy ze śp. doktorem i takim doborem treningów, aby wtedy być w lepszej formie niż np. w Serie A?
– Doktora Wielkoszyńskiego szanowałem i lubiłem, to był znakomity specjalista. Kilka razy był mocno zaskoczony moimi wynikami, ale muszę przyznać, że o formę dbałem przede wszystkim sam. Miałem też szczęście trafiać na dobrych trenerów, poczynając od trenera Piechniczka. Do Włoch trafiłem w wieku 26 lat i tam często zostawałem sam po treningach, żeby jeszcze mocniej dać sobie w kość, wywiozłem z Polski pewną kulturę przygotowania do meczów, co mi pomagało.

MACIEK OBORSKI: Co Pan uważa o tzw. profesjonalizacji sędziów w Polsce? Ma to w ogóle sens? Czy sama zmiana stosunku pracy na podstawie którego pracować będą sędziowie cokolwiek zmieni? Jakie zmiany dodatkowe Pan by widział jako niezbędne do poprawienia jakości sędziowania na polskich boiskach.
– Zawodowi sędziowie są milej widziany przez UEFA i FIFA, niewątpliwie trzeba będzie iść w tym kierunku, natomiast można dyskutować, jak to zawodowstwo powinno zostać zorganizowane. Dzisiaj na portalu Interia.pl napisałem na ten tekst, w którym poniekąd zgadzam się z wieloma wnioskami zawartymi kilka dni wcześniej na Weszło. Moim zdaniem nie można uciec od tego, że sędziowie powinni się promować dobrą formą, że powinna być konkurencyjność, że nie może to był zawodowstwo na zasadzie „czy się stoi, czy się leży”. Nie uważam też, by sędzia bezwzględnie nie mógł pracować od poniedziałku do piątku – jest wiele zawodów, które śmiało można połączyć z sędziowaniem.

Bartgor: Kiedyś w jednej z gazet przeczytałem artykuł, ze polskie największe kluby są obecnie w stanie zapewnić piłkarzom zarobki na poziomie słabszych klubów Serie A. Mam takie pytanie. Czy w tej chwili w tych „gorszych” zespołach Serie A są rzeczywiście piłkarze, którzy potrafili by podnieść jakość naszych najlepszych drużyn i czy myśli Pan że tacy piłkarze w ogóle byliby zainteresowani grą w takiej lidze jak polska?
– Popularność polskiej ligi nie jest zbyt wielka, chociaż to się oczywiście zmienia. Co do piłkarzy z Włoch to dziś nawet ci z Serie B mogą być w naszej ekstraklasie wyróżniającymi się postaciami, tak jak Edgar Cani – strzelił dla Polonii 10 goli, a przecież we Włoszech nie był piłkarzem, który się wybijał, grał w drugoligowej Modenie. Myślę, że dla takich zawodników liga polska może być lepszą trampoliną do pokazania się na rynku międzynarodowym, przy czym ta polska trampolina jest coraz bardziej atrakcyjna finansowo. Dlatego warto przeczesywać ten rynek.

d.zakrzewski: Z jakim trenerem w trakcie piłkarskiej kariery najlepiej się Panu współpracowało? Który z tych trenerów zasługuje na szczególne docenienie i dlaczego?
– Miałem szczęście do dobrych trenerów. Już jako dziecko w Zawiszy trafiłem w ręce fachowców, potem dobrze wspominam Leszka Jezierskiego, Jacka Machcińskiego, dużo mnie nauczył Antoni Piechniczek. Natomiast jeśli miałbym wybrać numer jeden to wskazałbym Giovanniego Trapattoniego, który był dla nas zawodników jak dobry ojciec, niezwykle pomocny, interesował się wszystkim, co nas dotyczyło.

Radek: Witam, jak wiadomo pierwszym murzynem w naszej lidze był właśnie Zbigniew Boniek.
A ja mam pytanie skąd właśnie taka “ksywka” bo umówmy się, że z murzynem to na pierwszy rzut oka ma Pan wspólnego tyle co ja z samochodami drogimi czyli nic?

– Zawsze byłem biały, słońce mnie nie łapało, więc koledzy – dla przekory – zaczęli wołać na mnie „Murzyn”. Byłem więc pierwszym „Murzynem” w naszej lidze. I w naszej reprezentacji.

Piotr Burkhardt: Panie Zbyszku, osiągnął Pan niesamowity sukces jako piłkarz, jeden z największych w polskiej piłce. Czy nie uważa Pan, że właściwie to ma Pan obowiązek (!) bardziej zaangażować się w polską piłkę? Mówię przede wszystkim o zrobieniu porządku z PZPN-em. Wiem, że to trudne, ale jeśli nie Pan, to już chyba nikt.
– Byłem już wiceprezesem PZPN i wtedy sporo spraw zaczynało się układać – centralizacja praw telewizyjnych, sponsorzy, pierwszy po latach wyjazd na finały mistrzostw świata. Ale każda demokracja ma jedną zaletę – ktoś jest przez kogoś wybierany. Ja podobno jestem z tych niewybieralnych, za to szanowanych. Wolę cieszyć się poparciem i szacunkiem kibiców niż być mile widzianym przez wąską, kilkudziesięcioosobową grupę, która decyduje, kto zostanie prezesem związku.

Dominik Szymański: Jak Pan ocenia pomysł i możliwą realizację, aby połączyć rozgrywki Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy w jedną formułę? Czy to szansa dla słabszych lig, jak nasza, czy wręcz przeciwnie – odcięcie możliwości konkurowania nawet w słabszej LE?
– Trwa dyskusja na ten temat. Myśli się o rozbudowaniu Ligi Mistrzów do 16 grup po 4 zespoły, co oznaczałoby 32 drużyny w fazie pucharowej. Może jak UEFA zrobi jedne rozgrywki, do których wrzuci wszystkich, to i nam uda się wreszcie dostać. Reforma Michela Platiniego miała na pomóc, ale jak do dzisiaj nie pomogliśmy sami sobie. W każdym razie – na pewno nic nie zmieni się do 2015 roku, bo do tego czasu podpisane są kontrakty telewizyjne.

Bartekb9: Panie Zbigniewie, czy mógłby Pan wyrazić swoje zdanie na temat przyszłości Juventusu Turyn? Jak zapatruje się Pan na szanse tego klubu na scudetto, na sukces w przyszłorocznej Lidze Mistrzów? Czy Juve wreszcie wróci na szczyt europejskiej piłki? Utrzymuje Pan kontakty z obecnymi władzami klubu i posiada jakieś przecieki na temat letniego mercato? Pozdrawiam serdecznie.
– Juventus już dziś walczy o mistrzostwo, jest jedną z ewidentnie najlepszych drużyn we Włoszech, jest teraz w Turynie dobry klimat dla piłki. Klub po trudnym okresie, związanym z aferą korupcyjną, wychodzi na prostą i wydaje mi się, że jest bliski pełnego odbudowania utraconej renomy. Natomiast rzeczywistość jest dziś taka, że drużyny włoskie odbiegają poziomem od hiszpańskich, co widzieliśmy wyraźnie w dwumeczu Milanu z Barceloną, dlatego nawet dominacja we Włoszech nie musi oznaczać sukcesów w Europie. Na razie rządzi Barcelona.

Panie Zbyszku czy faktycznie gra przy sztucznym oświetleniu miała dla Pana jakieś znaczenie? Pozdrawiam, Tomasz Kryński.
– Znaczenia nie miała. We Włoszech występowałem przez sześć sezonów i na swoim kominku mam 4 statuetki dla najlepszego ligowca na swojej pozycji – była kiedyś taka klasyfikacja prowadzona przez kilka gazet. To oznacza, że bez względu na porę rozgrywania meczu byłem zawodnikiem równym, przez cały okres gry w Serie A. Z drugiej strony, na pewno wolałem grać przy sztucznym oświetleniu, tak jak każdy piłkarz, a europejskie puchary nakręcały mnie szczególnie.

misiek21bum: Ile jest prawdy w transferze Łukasza Piszczka do Interu Mediolan?
– Gdybym był na miejscu dyrektorów Interu, to robiłbym wszystko, żeby Łukasza Piszczka ściągnąć, bo to jeden z trzech najlepszych prawych obrońców w Europie. Dla samego zawodnika przejście z Borussii do Interu byłoby krokiem do przodu, nawet jeśli w przyszłym sezonie Inter nie zagra w Lidze Mistrzów. Borussia zagra i co z tego, skoro odpadnie w fazie grupowej? Zresztą, trudno mi się zgodzić z opinią, że Borussia jest najlepszym niemieckim klubem. Gra fajną piłkę, ale Bayern Monachium przeciwników, którzy radzili sobie z Borussią w grupie Ligi Mistrzów z łatwością ogrywa. Bayernowi brakuje stabilizacji, natomiast szczytowych możliwości obu drużyn nie ma sensu porównywać.

Pomorzanin: czy zdarzył się panu w karierze taki mecz, po którym był pan tak wkurwiony jak ostatnio Radek Janukiewicz?
– Tak, ale trzymałem fason. Wściekły byłem po meczu z Rosją w czasie mistrzostw świata w Hiszpanii. Byłem wtedy zdruzgotany żółtą kartką, która wykluczyła mnie z meczu półfinałowego, a która absolutnie mi się nie należała. Natomiast takiego monologu jak ten bramkarz nie wygłosiłem. I muszę przyznać, że puszczałem to nagranie kilku znajomym i śmiechu było co nie miara.

Kamil „Zamorano” Rosiak: W książce biograficznej Stanisława Terleckiego wyczytałem, że po meczu towarzyskim w Nowym Jorku Cosmos – Juventus Turyn (2:1) zwierzył się Pan polskiemu skrzydłowemu, że Juve przegrało, bo większość drużyny dzień wcześniej zabalowała. Czy w poważnym, zawodowym futbolu na zachodzie były takie sytuacje miały?
– W przypadku poważnych, oficjalnych meczów oczywiście nie zdarzało się, by zabalować dzień wcześniej. Natomiast do Nowego Jorku pojechaliśmy na wycieczkę, zwiedzenia, poszliśmy do dobrej restauracji… Absolutnie nie nastawialiśmy się, by grać z Cosmosem na poważnie i za wszelką cenę wygrać. I potem, po porażce, nikt do nikogo nie miał żadnych pretensji.

Maciej Kukuć: Witam Panie Zbyszku jak ocenia Pan zachowanie trenera Smudy w sprawie alkoholowych „występów” Peszki i Wasilewskiego?
– Moje zdanie jest takie, że z zawodnikami były, są i będą problemy i każdy z nas może w każdej chwili wymienić stu czy dwustu, którym przydarzają się różne przygody. Peszko postąpił źle, natomiast najgorzej postąpili jego przełożeni. To jest trochę śmieszne, kiedy Smuda, Rząsa i Lato wypowiadają się na ten sam temat i każdy mówi co innego. Franek zabrał głoś 20 minut po zajściu. Powinien zaczekać, rozesłać komunikat, że jest zaniepokojony, zbada sprawę i decyzje podejmie w stosownym momencie. Zadziałał szybko, a takie szybkie decyzje rzadko są decyzjami przemyślanymi. A już kompletnie śmieszne jest, że selekcjoner reprezentacji pojechał na komisariat, aby przeprowadzić śledztwo. Zastanawiam się – a co by zrobił, gdyby Peszko narozrabiał w burdelu? Też Smuda by robił wizję lokalną? Całą sprawę można było załatwić lepiej, o czym sporo pisało się na Weszło… Z drugiej strony – nie będę płakał po Peszce, bo nie wydaje mi się, by jako piłkarz wnosił jakąś wartość do drużyny. Mamy na tę pozycję innych zawodników, dla których to może być nowe otwarcie. Peszki jest mi więc żal jako człowieka, ale nie sądzę, by jego sprawa miała mieć znaczenie w kontekście wyniku podczas Euro 2012.

Kamil „Zamorano” Rosiak: Zakładając, że nie ma afery na Okęciu czy zespół Kuleszy miał by medal w Hiszpanii Pana zdaniem? Czy dało się w jednej jedenastce zmieścić Smolarka i Terleckiego (wiem, że w Cosmosie grywał na prawym skrzydle pomocy czasem)? Jak bardzo zespół Piechniczka różnił się stylem gry od zespołu Kuleszy?
– Afera na Okęciu, która zresztą w rzeczywistości nie była żadną aferą, osłabiła reprezentację. Terlecki stanowił wartość dodatkową, był w wielkiej formie, na fal wznoszącej, potrafił sam wygrać mecz, był szybki, nieprzewidywalny… Co do trenera Kuleszy – za jego czasów graliśmy bardzo dobrą piłkę i trudno powiedzieć, co by było, gdyby ten szkoleniowiec pracował dalej. Stało się jak się stało, przyszedł nowy trener, zdobyliśmy medal. Ale byliśmy silni i za Kuleszy, i za Piechniczka.

Slawomir Bryla: Czy gdyby został pan prezesem PZPN, czy znalazłby pan miejsce dla Mateusza Borka? Chyba dobrze byłoby się otoczyć inteligentnymi i kompetentnymi osobami, a za taka uważam p. Borka? Pozdrawiam.
– Zgadzam się, że Mateusz Borek to człowiek inteligentny, zna się na piłce, zna piłkarzy, ale Mateusz to przede wszystkim jeden z najlepszych komentatorów, jest świetny w swoim fachu. Zmiana zawodu niekoniecznie musiałaby być najlepszym wyjściem dla niego, jak i dla nas – telewidzów.

Damian: Tyle się ostatnio mówi o sportowym trybie życia, który powinni prowadzić zawodowi piłkarze. Ja mam pytanie do Pana, czy to prawda, że za czasów Pańskiej gry w Juve paliło się papierosy po prostu w szatni i trener nie widział w tym nic zdrożnego?
– Kompletna bzdura. Absolutnie nic takiego nie miało miejsca. Fantazja. Czasami po kolacji ktoś zapalił jednego papierosa, ale jeden papieros nie odbiera siły, nie ogranicza wydolności. Natomiast nie wiem, skąd się biorą opowieści o nałogowych palaczach w Juventusie i o pewnej frywolności w tym względzie. Cóż, czasami lubimy tworzyć legendy.

DonCorrado: Panie Zbyszku jak we Włoszech odbierany jest Artur Boruc? Czy to solidny bramkarz o którym się mówi w kontekście dużych włoskich i europejskich klubów, który mógłby np. zastąpić Abiattiego w Milanie, czy to raczej średniak który broni przyzwoicie nie wychylając się ani na plus ani na minus i jego miejsce jest w średniakach ligi włoskiej?
– O Arturze Borucu we Włoszech mówi się tylko dobrze. Zasługuje na uznanie, prawie zawsze gra na bardzo wysokim poziomie. Ale jaka jest jego przyszłość? Nie wiem. Mówi się, że Fiorentina chce odmłodzić skład i że Artur mógłby odejść, natomiast nie znam jego planów. Ewidentnie jest to bramkarz, którego transfer do lepszego włoskiego klubu dla nikogo nie byłby zaskoczeniem. W ogóle we Włoszech ludzie się śmieją, kiedy słyszą, że dla kogoś Artur może być problemem. Artur nie stanowi problemu, wręcz przeciwnie – stanowi atut.

Lingwista: Panie Zbyszku, ile czasu zajęło panu opanowanie języka wloskiego? Jakie inne jezyki pan zna?
– Jestem Polakiem, więc mówię po polsku. Mieszkam we Włoszech, więc mówię po włosku. Do tego dogadam się w dwóch czy trzech językach, ale nie powiem, że je znam, bo to byłaby przesada. Po prostu jak wsiądę do taksówki w Londynie, Paryżu albo w Moskwie to na pewno dogadam się z taksówkarzem i nie zawiezie mnie na posterunek policji:) Włoskiego nauczyłem się bardzo szybko. W ogóle zacząłem się go uczyć na trzy miesiące przed transferem do Juventusu i kiedy już pojechałem do Włoch to od razu udzielałem wypowiedzi w języku włoskim. To były takie czasy, że dziennikarze po meczu wchodzili do szatni i tam na gorąco przepytywali zawodników. Ja przygotowałem sobie pięć czy sześć regułek, które wykułem na blachę i w zależności od przebiegu spotkania sięgałem po jedną z nich. A potem poszło już szybko, bo grałem z chłopakami z zespołu w karty, więc musiałem nauczyć się włoskiego.

Krencina: ma pan żal do siebie, że tak naruszył swój wizerunek przez prowadzenie reprezentacji Polski?
– Absolutnie. Prowadziłem reprezentację w pięciu meczach. Dwa wygrałem, dwa przegrałem, do tego jeden remis. To był początek pracy, której niestety – bardzo żałuję – nie mogłem kontynuować ze względów prywatnych. Oczywiście, przegraliśmy wtedy z Łotwą, co nie było dobrym wynikiem, ale przecież takie mecze się zdarzają – inni selekcjonerzy przegrywali z Armenią i mimo to potrafili wywalczyć awans, prawda? Wszystko było więc jeszcze przed nami, po dwóch meczach eliminacyjnych mieliśmy trzy punkty, uważam, że mogło to w przyszłości dobrze wyglądać. Ale jeśli ktoś ma inne zdanie – akceptuję to.

Patrick Olechnicki: Która z piłkarskich autobiografii jest Pana zdaniem najlepsza i z czystym sumieniem polecił by ją Pan wszystkim czytelnikom Weszło ?
– Czytam książki, ale innego gatunku, raczej omijam książki sportowe. Jak byłem mały to pięć razy przeczytałem „Do przerwy 0:1”. Tych dobrych, szczerych biografii czy autobiografii jest naprawdę mało. Przeczytałem Ibrahimovicia, teraz czekam na Iwana.

Juventino: jak ocenia pan poziom polskiego dziennikarstwa sportowego w porównaniu z włoskim?
– My jesteśmy bardzo agresywni i mamy też dużo miejsca, żeby się tym dziennikarstwem pobawić – jest w Polsce bardzo wielu dziennikarzy, pracujących w bardzo różnych miejscach. I z nimi jak z piłkarzami – są lepsi i gorsi. Czasami mnie zastanawia, że zdarzają się tacy, którzy nie znają dogłębnie materii, którą się zajmują. Rozmawiam z nimi pięć godzin po jakimś meczu ligowym i pytam o wynik, a w odpowiedzi słyszę: – A nie wiem, dzisiaj miałem inne rzeczy na głowie… Generalnie szkoda mi jednego – że nie było takiej prasy, takich medialnych możliwości, kiedy grałem w piłkę. Przy tym wszystkim, co się wygrało, co się widziało, można byłoby zrobić sympatyczne przedstawienie. Wszyscy byśmy się zabawili w pisanie o poważnym futbolu.

Włodek Stachnik: Panie Zbyszku czy mógłby Pan pokusić się o wymienienie 11 wszechczasów Juventusu Turyn?
– Zależy, jakie zastosować zasady doboru. Ale tak na szybko: Buffon, Gentile, Scirea, Cannavaro, Cabrini, Tardelli, Pirlo, Platini, Ibrahimovic, Del Piero… A jedenastego niech sobie każdy doda wedle uznania:)

Gruby Janusz: W drugiej połowie lat 80-tych grał Pan w Serie A. Wtedy występował tam również Diego Armando Maradona. Obydwaj graliście w czołowych zespołach włoskiej ligi. Na pewno kilka razy zagraliście przeciwko sobie. Jak Pan ocenia pozapiłkarskie (jego umiejętności piłkarskie są powszechnie znane) zachowanie Diego? Czy był on zarozumiałym, aroganckim bufonem, czy też normalnie zachowującym się zawodnikiem walczącym dla swojej drużyny, któremu jak każdemu zdarzają się chwile słabości (faule, wyzwiska, bójki itp.). Czy poza boiskiem można było z nim normalnie porozmawiać, można było go lubić, czy też dało się odczuć z jego strony jakieś poczucie wyższości? Czy kiedykolwiek zdarzyło się Panu grać z nim w jednej drużynie (np. jakiś mecz charytatywny, towarzyski itp.)?
– Oczywiście, graliśmy kilka razy w jednym zespole. Muszę powiedzieć, że Diego miał swoje słabości, natomiast nie znam nikogo, kto powiedziałby o nim cokolwiek złego, jako o człowieku. To fantastyczny, wspaniały, przyjemny facet, który lubi sobie pogadać, lubi pożartować. Jasne, że miał przekonanie co do swojej wartości, ale to normalne. Jedynie my w Polsce często uważamy, że jak ktoś jest najlepszy to powinien się czołgać przez życie i broń Boże nie wywyższać. Naprawdę, na tyle, na ile poznałem Diego mogę powiedzieć, że to bardzo pozytywny człowiek.

Maniek: Kogo uważa Pan za najlepszego bramkarza w „swoich” latach? Dino Zoffa ze „swojego” Juve czy naszego Józefa Młynarczyka? A może to inny golkiper robił na Panu większe wrażenie? Pozdrawiam.
– Było kilku niezłych bramkarzy w moim okresie, na pewno Młynarczyk należał do najlepszych. Wrażenie robili Pfaff, Dasajew, kilku innych… Dino z racji, że był Włochem, miał już 40 lat, ogromne sukcesy za sobą, występował w wielkim Juventusie, uważany był za jednego z najlepszych na świecie, ale mi się wydaje, że pokonanie Młynarczyka było dla napastnika zadaniem trudniejszym niż pokonanie Dino.

Max: Kiedyś powiedział Pan takie słowa: „W przyszłości Legia powinna należeć do 20-30 najlepszych klubów Europy bo ma szalony potencjał”. Dlaczego Legia ma zostać jednym z wielkich zespołów, jeśli jest tak wiele klubów z lepszymi szkółkami, większymi i pełnymi co mecz stadionami i grających w lepszych ligach? Wydaje mi się, że mimo wszystko większość zespołów z Premier League, Bundesligi, Primera Division ma dużo większy potencjał niż Legia. Trzeba też pamiętać, że we Francji powstaje wiele nowych stadionów na Euro, nie wspominając już o Rosji gdzie wszystkie kluby w lidze będą miały stadiony powyżej 40 tys. miejsc, a w tym momencie Rosji chyba tylko tego brakuje żeby stać się potęgą.
– W sporcie zawsze jest system naczyń połączonych. Nie może być jeden klub, który przerasta wszystkie inne o 300 procent. Dlatego też mieliśmy Wisłę Cupiała, która potrafiła wygrywać w lidze jak chciała, ale nie była w stanie awansować do Ligi Mistrzów. Uważam, że przy wzroście naszej ligi to Legia – jako klub ze stolicy, gdzie są wszystkie centrale firm, gdzie są zakłady, gdzie żyje dwa miliony ludzi – ma podstawy do tego, by mierzyć najwyżej. Jednak nie może być tak, że będzie rosła Legia, a nie będzie rosła Jagiellonia, Widzew, Lech, Cracovia czy Wisły. Legia będzie tylko wówczas potężna, jeśli spotężnieją wszyscy jej przeciwnicy.

Lukasz-osa: Chciałbym się dowiedzieć jak ocenia Pan Franciszka Smudę. Czy rzeczywiście jest to taki Dyzma czy też może ktoś kogo logikę zrozumieją dopiero następne pokolenia (hehe :P)? Według Oresta Lenczyka Smuda nie ma żadnego przygotowania merytorycznego by być dobrym trenerem (wywiad z Lenczykiem z Waszej strony, w którym opowiada on, iż Smuda nie potrafił wystać przy innych trenerach podczas rozmów dłużej niż 10 minut, gdyż te go bądź nudziło bądź po prostu ich nie rozumiał), warto tu wspomnieć również o niepewnym wykształceniu obecnego trenera reprezentacji (mam tu na myśli maturę czy też jej brak) oraz to jak w kilku wywiadach z różnymi piłkarzami podkreślają oni, iż jedyną motywacją Smudy przed meczem było rzucanie przekleństw na prawo i lewo (swoją drogą mogą to być jedyne słowa języku polskim, które umie poprawie odmienić :P). Liczę na szczerą odpowiedź, proszę się nie obawiać, podobno Smuda nie ma menadżera więc nie powtórzy się historią z Kucharskim.
– Za niecałe dwa miesiące mamy Euro 2012. Jest taki dobry zwyczaj mówiący o ciszy wyborczej. Myślę, że w przypadku Franka Smudy też taka cisza wyborcza by się przydała, chociaż nie wiem, czy redakcja Weszło się ze mną zgodzi. Oczywiście, na Franka spadło wiele krytyki, ale trzeba przyznać, że to on sam dostarczał powodów, by go krytykować. Jeśli przeczytamy wywiady z nim z czasów gdy nie był selekcjonerem i porównamy z tym, co ostatecznie zrobił – bilans nie będzie dla niego korzystny. Problem jest natomiast inny. Co jest siłą Smudy? Boisko. Na czym wykłada się Smuda? Na wszystkim, co boiska nie dotyczy. Moim zdaniem ktoś powinien odciążyć go z wszelkich wypowiedzi, które nie dotyczą bezpośrednio sfery sportowej. Wyszłoby to z korzyścią dla naszego trenera.

Lenczyk może i ma rację, co do warsztatu Smudy – tego nie wiem, bo nigdy ze Smudą nie pracowałem. Natomiast nigdy nie słyszałem, żeby we Włoszech jeden trener wypowiedział się o drugim w taki sposób. Kończąc ten temat – myślę, że Franek jest trenerem wymagającym i ma szczęśliwą rękę. Już Napoelon mówił: od dwóch dobrych generałów wolę jednego, który ma szczęście.

Damian: Po internecie krąży kultowe już nagranie, w którym wyśmiewa Pan Kazimierza Grenia jako kandydata na dyrektora reprezentacji, ostatnio widziałem jednak materiał w którym Greń dosyć ciepło się o Panu wypowiadał, a nawet proponował Pana osobę jako kandydata na prezesa PZPN. Jakie są obecnie Panów relacje? Czy możliwa jest „koalicja” z Panem Greniem po to aby zluzować Grzegorza Latę na stanowisku prezesa PZPN? Pozdrawiam!
– Nie, absolutnie nie ma takiej możliwości, żebym ja z kimkolwiek zawierał koalicję. Wiedziałem, z jaką ideą idę do wyborów w PZPN, wiedziałem, co i jak chcę zmienić. Jednak żeby to zrobić, trzeba mieć poparcie ludzi, którzy na sali podnoszą rękę. Nie wydaje mi się, żeby moją rolą było zawieranie jakichś koalicji, ponieważ one później sprowadzają się do odpłacania w tej czy inny sposób za głosy. Nigdy nie byłem i nie będę niczyim zakładnikiem.

A co do Kazia – miałem i mam z nim przyjemne kontakty, bo to przyjemny chłop, ale czasami można się pośmiać. Kiedy powiedział, że chce być dyrektorem reprezentacji jak Oliver Bierhoff w Niemczech to był to właśnie moment, żeby poszydzić.

Tomek_Zajc: Czy za Pana czasów grania w piłkę dzienikarze/komentatorzy też tak skupiali się na pracy arbitra w trakcie i po każdym meczu? Czy też raczej bardziej obchodziła ich gra zawodników i przebieg meczu?
– Bardziej interesowała ich gra zawodników, ale to była inna rzeczywistość. Dzisiaj komentator uzbrojony jest w przeróżne powtórki i to go nakręca do wytykania błędów arbitrom. Kiedyś takich możliwości technicznych nie było, więc siłą rzeczy gdzie indziej kierowana była uwaga. Muszę jednak przyznać, że coraz częściej mnie to śmieszy. Zatrzymuje się akcje, powiększa, pokazuje 20-centymetrowego spalonego, tylko że to wszystko widać w telewizji, a nie na boisku. Ł»aden arbiter nie wygra z technologią. Dlatego – trochę więcej wyrozumiałości. Zamiast przyglądania się, czy ktoś kogoś tam jednak zahaczył nogą, czy jednak nie, a wszystko to w zwolnionym tempie – patrzmy jak grają piłkarze.

Najnowsze

Inne kraje

Brazylia ze skromną wygraną, ostatni taniec Luisa Suareza. Eliminacje mundialu w Ameryce Południowej

Piotr Rzepecki
0
Brazylia ze skromną wygraną, ostatni taniec Luisa Suareza. Eliminacje mundialu w Ameryce Południowej
Inne kraje

Tragiczne wieści zza oceanu. Polski bramkarz zginął w wypadku

redakcja
2
Tragiczne wieści zza oceanu. Polski bramkarz zginął w wypadku

Komentarze

0 komentarzy

Loading...