Reklama

Przepraszamy za tekst o Grzegorzu Kalinowskim

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2011, 22:46 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wiele razy zdarzało nam się napisać tekst, którego po jakimś czasie zaczynaliśmy się wstydzić. To nieodłączny element ciągłego, codziennego klepania w klawiaturę. Dziś jesteś do czegoś święcie przekonany, następnego dnia ogarniają cię wątpliwości, a trzy dni później stwierdzasz: – Chyba mnie pojebało!

Przepraszamy za tekst o Grzegorzu Kalinowskim

Taka właśnie myśl nawiedziła nas dzisiaj. Chyba nas pojebało! Napisaliśmy bowiem kiedyś tekst o literackich zdolnościach (wątpliwych) Grzegorza Kalinowskiego, komentatora nSport. I był tam taki oto fragment…
To grafoman. Nikt nie chce tego głośno powiedzieć, bo przecież Kalinowski może zaprosić do studia nSportu i wpadną za jedną wizytę dwie czy trzy stówki (a to naprawdę dużo, jak za piętnaście minut pieprzenia o niczym). Ale pora wyznać prawdę – Kalinowski po prostu nie umie pisać. To żadne przestępstwo, żadna ujma. W zasadzie, to ten tekst powstał dla jego dobra i jeśli jest dość inteligentny – zrozumie to. Bo być może Kalinowski jest niezłym komentatorem, a próbując stworzyć felieton niepotrzebnie obniża swój prestiż. Telewidz włącza mecz i zastanawia się: komentuje ten facet, od którego tekstów chce mi się rzygać?

Wiecie, które zdanie nas boli, prawda? „Bo być może Kalinowski jest niezłym komentatorem…”. Zastanawiamy się, jak nam to mogło przejść przez usta palce i dochodzimy do wniosku, że zapewne „być może” miało sugerować, że po prostu nie wiemy, jakim Kalinowski jest komentatorem, bo wszystkich produkcji nSportu staramy się unikać. Dlatego z życzliwości (haha!) założyliśmy, że być może istnieje dziedzina, w której Kalinowski nie jest fatalny.

Było to jednak z naszej strony nieprofesjonalne. Spoczywał na nas obowiązek napisać wprost, że Kalinowski jest nędzny jako felietonista i fatalny jako komentator. Niestety, zawiedliśmy.

Dzisiaj obejrzeliśmy mecz BATE – Barcelona i – jak w przypadku felietonów Kalinowskiego – rzygać się chciało. Na początku poinformował, że dla gości to spotkanie numer 400 w europejskich pucharach, a potem… Potem się zaczęło. Liczba 400 była odmieniana przez wszystkie przypadki, po trzydziestu minutach można było odnieść wrażenie, że faktycznie cała Europa żyje tym głupawym jubileuszem. Mecz numer 400! Bramka numer 396 w meczu numer 400! Gol numer 397 w meczu numer 400? Czy będzie gol numer 400 w meczu numer 400? Przypominamy, że to mecz numer 400! Dzisiaj wspaniały dzień – mecz numer 400! 399 meczów Barcelony już za nami, teraz ten numer 400! 400, 400, 400! Ale czy będzie gol numer 400? No właśnie! Przecież to by było to! Gol numer 400 w meczu numer 400.

Drugiej połowy już się oglądać nie dało w ogóle.

Reklama

Oto Leo Messi przeprowadził rajd, typowy dla siebie, w którym mógł zagrać piłkę do partnera, ale jednak tego nie zrobił i próbował zdobyć gola. Kalinowski ubzdurał sobie, że Messi marzy o tym, by strzelić gola numer 400 w meczu numer 400 i że ta myśl go po prostu opętała. To bardzo prawdopodobne – Argentyńczyk wręcz spać nie mógł, na myśl o takim wyczynie… Tyle ma rekordów, ale gola numer 400 w meczu numer 400 – jeszcze nie! Całą karierę czekał na ten moment, prawda?

Tylko głupek mógłby uznać, że piłkarze Barcelony przejmują się golem numer 400 w meczu numer 400 (powtórzcie to 100 razy w myślach dla zachowania klimatu transmisji).

Kalinowski zaczął stękać – Messi jest sfrustrowany, bo nie może strzelić gola numer 400. Cała drużyna gra tylko po to, żeby Messi strzelił gola numer 400, ale on nie potrafi – co podłamuje wszystkich. Męczące jest patrzenie na Barcelonę, która nie chce strzelać kolejnych goli, tylko próbuje wpisać Messiego jako strzelca gola numer 400 w meczu numer 400. I tak w kółko. Stwierdził Kalinowski, że Katalończycy już przesadzają i że widać, iż nikt inny tego gola numer 400 zdobyć nie może, tylko Messi!

Aż nagle podbiegł Villa, mógł podać Messiemu na pustą bramkę, ale strzelił sam. Kalinowski: – Villa był sfrustrowany nieudanymi próbami Messiego.

Człowiek gapił się w ekran i zastanawiał: czy komentator ogląda inny mecz? Były też myśli typowe dla transmisji nSportu: czy ten gość mógłby się zamknąć? Drużyna wygrywa 5:0 na wyjeździe, grając cały czas na luzie, a ten pieprzy o jakiejś frustracji i jubileuszu, o którym wyczytał w internecie. Inteligentny człowiek zadałby sobie pytanie: czy piłkarze Barcelony przejmują się, że to mecz numer 400 w europejskich pucharach i dlaczego mają to całkowicie w dupie?

Przepraszamy wszystkich za nasz dawny tekst. Przepraszamy za zdanie, że Kalinowski „być może jest niezłym komentatorem…”. Plamę daliśmy straszną. Jest komentatorem tak samo irytującym, jak felietonistą.

Reklama

Powinien sprzedawać buty.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...