Gdy ostatnio sprawdzałem w Polskim Związku Piłki Nożnej dyrektorów, doradców i specjalistów było pod dostatkiem. Cała długa lista nazwisk. Ktoś wie, co się z nimi wszystkimi stało? Bo coś się chyba stało, skoro żaden nie wychyla się spod kamienia, gdy w stronę PZPN kierowane są poważne i rażące zarzuty dotyczące organizacji meczu z Holandią?

Ostatnie godziny — czy ostatnia doba — przyniosły PZPN masę wrażeń z grupy tych niekoniecznie przyjemnych. O wyniku kadry mówi się sporo, ale jednak mniej niż o tym, że:
- mecz z Holandią został przerwany przez race wrzucone na boisko,
- mnóstwo ludzi narzeka na to, jak potraktował ich organizator wydarzenia i służby porządkowe, które nie stanęły na wysokości zadania.
Miło byłoby, gdyby ktoś z Polskiego Związku Piłki Nożnej wyszedł i wziął na klatę to, co się stało. Wytłumaczył się, przeprosił, niech nawet zrzuci winę na cokolwiek, co przyjdzie mu do głowy. Po prostu wypada zająć stanowisko w sprawie, która żywo interesuje tysiące ludzi. Tymczasem w PZPN, jak to w PZPN — nikt niczego nie wie, nikt o niczym nie słyszał.
Race na murawie Narodowego. Już lepszy piknik niż taki chlew
Polska — Holandia. Problemy z organizacją meczu, kibice nie mogli dostać się na Stadion Narodowy. Co na to PZPN?
Czasami faktycznie trzeba usiąść na spokojnie, ale chyba jednak nie teraz. Nie teraz, bo z godziny na godzinę przybywa zarzutów pod adresem federacji, która była organizatorem wydarzenia na Stadionie Narodowym. Obrzucanie boiska racami było skandaliczne, nieakceptowalne i niewytłumaczalne. Natomiast tego dnia nie była to jedyna skandaliczna, nieakceptowalna i niewytłumaczalna sprawa, której byliśmy świadkami.
Zbierzmy garść pierwszych z brzegu problemów, z jakimi mierzyli się kibice w Warszawie:
- problemy z wejściem na Stadion Narodowy — gigantyczne kolejki, zapchane bramki, chaotyczny i zdezorganizowany sposób wpuszczania kibiców,
- wydrukowane bilety, które nie działały i ludzie, którzy odbijali się od wejść, nie mogąc uzyskać żadnej pomocy,
- agresywne działania służb porządkowych,
- przesadnie drobiazgowe kontrole — według członków grup kibicowskich zaglądano im nawet do majtek.
Kibice wściekli na policję: „Grzebano nam w majtkach”
Z łatwością znajdziemy zdjęcia, na których tłum osób skupionych pod stadionem piekli się, bo nie zobaczy pierwszych minut meczu. Bez problemu trafimy na relacje rozgoryczonych kibiców, zwykłych kibiców, którzy zostali wciągnięci w ten chaos i nikt się nimi nie zainteresował. Czy ci, którzy nie dostali się na Stadion Narodowy, mogą się ubiegać o zwrot kosztów? Czy ktoś ich przeprosi za to, że organizator nie stanął na wysokości zadania i nie potrafił sprawić, że ludzie, którzy zapłacili ciężkie pieniądze za wejściówkę, dostaną to, co kupili?

Zwykle w sytuacjach, w których organizator popełnia takie błędy, pierwszym działaniem, jakie się podejmuje, jest próba szybkiego zrekompensowania strat; pokazania, że klient to nie dojna krowa, lecz człowiek, którego traktuje się poważnie i uczciwie. PZPN stać było jednak tylko na to, żeby wydać oświadczenie, w których potępia race. Żadne próby kontaktu, żadne szukanie odpowiedzi przez nas i inne redakcje, nie przynosi skutków.
A umówmy się, kilka pytań, na które przydałoby się odpowiedzieć, mamy.
Kibice z poważnymi zarzutami do PZPN. Federacja wystawiła stowarzyszenie, z którym się dogadała
Gdzieś z boku jest przecież sprawa całego zamieszania z ultrasami. Z boku nie dlatego, że jest nieistotna, lecz dlatego, że trzeba ją traktować odrębnie. Z samego tylko wywiadu Mateusza Pileckiego ze stowarzyszenia „To My Polacy” w Kanale Sportowym można wyciągnąć konkretne zarzuty, z których PZPN powinien się wytłumaczyć. I nie, nie chodzi o stwierdzenie, że federacja „rzucała race rękami kibiców” – nawet przy ograniczonym zaufaniu do naszego związku możemy dać wiarę, że akurat w to ekipa Cezarego Kuleszy zamieszana nie była!
Szef stowarzyszenia kibiców bardzo konkretnie jednak opisał, jak wyglądała współpraca z PZPN:
- 19 października federacja miała otrzymać szczegółową rozpiskę i raport odnośnie oprawy meczowej, co do której rzekomo nie było żadnych zastrzeżeń;
- jeszcze dłużej, bo od kwietnia związek wiedział, że na Stadionie Narodowym ma zostać zamontowane gniazdo dla prowadzącego doping;
- 30 października PZPN otrzymał prośbę o kolejne akredytacje dla osób, które miały pracować przy oprawie na obiekcie.
Szef kibiców szokuje: „Rzucili te race naszymi rękami”

Wszystko to na sam koniec — tu też otrzymaliśmy konkretny termin: 11:50 w dniu meczowym — zostało wrzucone do kosza. To wtedy związek zakomunikował kibicom, którzy odpowiadali za organizację dopingu oraz oprawy, że „mogą sobie tylko wejść i pośpiewać”. Kolejnym konkretem, który wysunęło stowarzyszenie, jest zarzut, że PZPN wykiwał ich po konsultacjach z rządem. Pilecki wprost i pod nazwiskiem mówi, że:
- jeżeli PZPN zgodziłby się na realizację wcześniej ustalonego planu, do prokuratury trafiłby wniosek przeciwko federacji, która odpowiadałaby za „spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa publicznego”;
- dowiedział się, że „ktoś z MSWiA” przekazał PZPN, że „jeżeli dogadają się z kibolami, to ich zniszczą”.
Fakty są takie, że obrzucanie racami boiska wystawia kibolom najgorsze świadectwo, ale fakty są też takie, że ktoś się z tymi ludźmi na coś dogadał, ktoś klepnął tematy, wydał zgody i doprowadził do tego, że masa osób zainwestowała pieniądze i czas tylko po to, żeby na koniec zostać kopniętym w tyłek bez większych wyjaśnień, logicznych argumentów.
Policja o oprawie: „Troska o bezpieczeństwo kibiców”
Taktyka PZPN na kryzysy wizerunkowe – przemilczeć, ludzie zapomną! (PS. Nie zapominają)
Kompletna cisza w sytuacji, gdy w przestrzeni latają tak konkretne i mocne zarzuty, nie wygląda dobrze. Można zrozumieć, że w PZPN pali się teraz dosłownie w każdym gabinecie, ale sorry — tak wyglądają wizerunkowe pożary. I po raz kolejny związek nie potrafi sobie z tymi wizerunkowymi pożarami radzić, mimo że zatrudnia kilku specjalistów od PR czy komunikacji.
W zasadzie ciężko przypomnieć sobie kryzys, z którego związek wybrnął w należyty sposób, ale to już inna sprawa…
Niedawno opisywałem sprawę działacza PZPN i wiceprezesa Śląskiego ZPN, który — prowadząc Skrę Częstochowa — stosował odrażające i nieuczciwe zagrywki, któremu ludzie zarzucają masę świństw i niespłacone długi. Czy doczekało się to jakiejś reakcji, wyrzucenia tego człowieka ze struktur, przynajmniej zapowiedzi, że czynione będą starania, żeby pomóc poszkodowanym i ustalić, jak do tego doszło? Absolutnie, temat przemilczany, może ludzie zapomną.
Czy teraz dowiemy się, w jaki sposób PZPN zamierza zadośćuczynić tym, którzy nie zrobili niczego i nie weszli na mecz przez problemy organizatora? Oby, choć wygląda na to, że po przyklepaniu drugiej kadencji związek Cezarego Kuleszy jeszcze bardziej kładzie wiadomo co na zwykłego człowieka, dla którego w teorii powinien pracować. Ważne, żeby utrzymać się na stołkach, jak to mówiono wśród betonu „tak jak żeśmy się dogadali”.
Ty kibicu płać, płacz i daj nam święty spokój. Łączy nas piłka!
P.S. Po kilkudziesięciu minutach doczekaliśmy się oświadczenia PZPN, w którym związek reaguje na zarzuty po meczu Polski z Holandią. Znajdziecie je TUTAJ. Zapraszamy!
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- To reprezentacja, która da się lubić
- Mecz z Maltą ma duże znaczenie. Tłumaczymy, dlaczego
- To był najlepszy mecz od czasów Nawałki
- Jakub Kamiński. Największy wygrany kadencji Urbana
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK