Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI
Telefon dostałem o drugiej w nocy. Miałem się spakować i rano być na drugim końcu Polski. Szaleństwo? Nie, taki fach. Przecież się teraz na stare lata nie przebranżowię, nie zostanę nagle – powiedzmy – trenerem ligowym. Jestem budowlańcem i takie są realia. Spakowałem się do kombiaka, pożegnałem z żoną, dziećmi i ruszyłem. Zajechałem na budowę i już wiem, że nie będę zaczynał od zera, choć wolałbym od zera, bo taki tu burdel. Murowana ściana wschodnia […]