Reklama

Mbappe rozpoczął w Warszawie erę jeszcze bardziej galaktycznego Realu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 sierpnia 2024, 23:13 • 5 min czytania 51 komentarzy

Nawet najlepsze scenariusze zyskują, gdy doda się do nich element improwizacji: dowodem scena z cannoli w „Ojcu Chrzestnym”. Czasami jednak do wielkiego show wystarczy dostarczenie tego, co przewidywał pierwotny plan. Kylian Mbappe miał w Warszawie zadebiutować, strzelić gola i sięgnąć po Superpuchar Europy, pierwsze trofeum w barwach Realu Madryt. I tak właśnie się stało.

Mbappe rozpoczął w Warszawie erę jeszcze bardziej galaktycznego Realu

Polska może być domem dla wielkiego futbolu. Mistrzostwa Europy rozegrane nad Wisłą wspominają do dziś nie nasi rodacy, lecz zagraniczni żurnaliści, którzy po kolejnych turniejach z mniejszymi lub większymi fakapami wzdychają: a pamiętacie, jak fajnie było w Polsce?

UEFA ma podobne wrażenia, dlatego stosunkowo często do nas wraca. Zorganizowaliśmy już finał Ligi Europy (Gdańsk), dostaliśmy finał Ligi Konferencji (Warszawa), przypadł nam także młodzieżowy mundial. Wisienki na torcie, spotkania o puchar Ligi Mistrzów, nie będzie, bo Stadion Narodowy to przykład sztuki polskiego absurdu — gdy wszem wobec wiadomo było, że na finał Champions League potrzebne jest minimum sześćdziesiąt tysięcy miejsc, postawiliśmy obiekt o dwa tysiące krzesełek mniejszy.

Superpuchar Europy, który od dekady krąży po Starym Kontynencie, stał się więc jakąś formą rekompensaty. Być może jedyną okazją ku temu, żeby w stolicy Polski Real Madryt powalczył o międzynarodowe trofeum.

Kylian Mbappe spełnił oczekiwania

Trzeba to podkreślić, bo żaden to mecz o pietruszkę. W natłoku trofeów, turniejów i eventów, przez które kluby ciągane są z jednego końca świata na drugi, Superpuchar Europy nie stracił na ważności, często oferuje konfrontacje z najwyższej półki. Atalanta Bergamo jako topowy rywal dla Realu Madryt się nie jawi, jednak rangę wydarzenia podbijał debiut Kyliana Mbappe w nowych barwach.

Reklama

Nie w jakimś Super Meczu, jak James Rodriguez i nie na kwadrans, jak Neymar. W dodatku nie rozdrobniło tego żadne truchtanie w sparingach: Mbappe faktycznie pierwszy raz założył meczowy trykot właśnie tutaj, w Warszawie.

Polska ziemia najwidoczniej sprzyja takim scenom. Pomijając już przekopanie Neymara przez piłkarzy Lechii Gdańsk, nad Wisłą doszło przecież i do debiutu Carlo Ancelottiego na scenie Ligi Mistrzów (wizyta włoskiej Parmy w Łodzi), i do premierowego dwumeczu Pepa Guardioli w tych samych rozgrywkach (gra z Wisłą Kraków w eliminacjach).

Kylian Mbappe tę noc zresztą uświetnił w najlepszy możliwy sposób. Co prawda przez ponad godzinę Isak Hien rzucał się na niego jak — tak, naprawdę to napiszemy — hiena na kości, ale w końcu mur determinacji, ofiarności i zaciekłości pękł. Francuz zabrał się z piłką, walnął w górny róg i nie było co zbierać. Momentalnie zmazał tym wszystkie przegrane pojedynki, a nawet strzał gdzieś hen, w trybuny.

Kilkadziesiąt tysięcy osób grzecznie podziękowało, kilkudziesięciu dziennikarzy odetchnęło z ulgą, że już nie trzeba łapać za telefon za każdym razem, gdy futbolówka niebezpiecznie zbliżała się do Mbappe w okolicach pola karnego. Odbębnione, zobaczone, nagrane.

Nie ma nic lepszego niż spełnione oczekiwania, nie ma wspanialszej nagrody niż wdzięczność uradowanego ludu.

Reklama

Real Madryt będzie galaktyczny

Mbappe po bramce odpłynął, my zresztą też pozwoliliśmy sobie na oddalenie się myślami od tego, co bramkę Kyliana poprzedzało. Z kronikarskiego obowiązku trzeba więc nadmienić, że nie był to nawet pierwszy gol Realu tego wieczoru, bo parę chwil wcześniej Fede Valverde dostawił szuflę do pustaka, gdy wszystkich w znakomity sposób wymanewrował Vinicius Junior.

Tak właśnie ma grać nowy, jeszcze bardziej galaktyczny Real. Może i migawek z pierwszej połówki starczyło organizatorom na tak krótki pokaz (mimo strzałów w poprzeczkę po obu stronach!), że trzeba było dokleić do niego obrazki z drogi Atalanty oraz Królewskich do poszczególnych finałów, żeby jakoś dociągnąć do gwizdka rozpoczynającego drugą część gry, ale zawsze gdzieś ma kryć się któryś z obecnych Zidanes, który zrobi swoje.

Atalanta, jak to Atalanta, organizowała się wzorowo, ale i ją przytłaczała czasami obecność Viniciusa, Bellinghama oraz Rodrygo w tym samym sektorze boiska. Albo ta wymienność: Vini niespodziewanie rusza do środka, w rolę skrzydłowego wciela się Bellingham. Jeśli ktoś potrafi nie ekscytować się tym, jak będzie to wyglądało w kolejnych przypadkach, na przestrzeni całego sezonu, najwidoczniej nie darzy futbolu miłością dostatecznie wielką.

Atalanta była Atalantą, ale na Real to za mało

Wspomnijmy jednak i o tych, którzy – przykre to, lecz prawdziwe – byli dla tego wydarzenia tłem. To znaczy: mieli być, bo Atalanta parę razy nóżką tupnęła, tak łatwo się nie poddała. Gian Piero Gasperini w okresie przygotowawczym urządzał podopiecznym połajanki, gdy ci rozczarowywali, wysoko przegrywając z St. Pauli czy Parmą. W Warszawie także zobaczyliśmy standardowy pokaz furiackich gestów, przebieżek i okrzyków w jego wykonaniu, ale gdy emocje opadną, posypie się pewnie kilka pochwał.

Brakowało Atalancie konkretu, bez którego Real ciężko ukąsić. Ademola Lookman, autor hatrricka w finale Ligi Europy, wpadał w pole karne to tu, to tam, jednak o strzał pokusił się tylko raz, z szesnastu metrów. Grozą powiało, gdy blokowane dośrodkowanie trafiło w poprzeczkę, choć po prawdzie kibice w bieli strachu najedli się bardziej wtedy, gdy Marten de Roon uderzał głową i zmusił Thibaut Courtoisa do efektownej parady.

Gdy porównamy to z liczbą okazji Realu, który tylko w drugiej połowie zasypał włoski zespół jedenastoma strzałami z szesnastki. Może się też pochwalić szansami Viniciusa czy Bellinghama, którym nie udało się wpisać do notesu arbitra, wyjdzie to, czego każdy spodziewał się od samego początku. Triumf był pisany Realowi i tylko Realowi.

Pozostaje się zastanowić, jak często w tym sezonie powtórzymy to zdanie?

Real Madryt – Atalanta Bergamo 2:0 (0:0)

Valverde 59′, Mbappe 68′

WIĘCEJ O REALU MADRYT I ATALANCIE BERGAMO:

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

51 komentarzy

Loading...