Reklama

Lech się pośmiał, ale to Rayo śmieje się ostatnie. Remontada w Vallecas!

Szymon Janczyk

06 listopada 2025, 23:18 • 5 min czytania 54 komentarzy

Lech Poznań pozwolił sobie na szturchnięcie rywala przed meczem i delikatną szyderkę z warunków w szatni dla gości na Estadio de Vallecas. Niektórzy spodziewali się, że taka odważna zaczepka skończy się marnie i Rayo Vallecano odgryzie się mistrzom Polski na murawie. I długo wydawało się, że nie, że Lech ponabija się z rywala także na boisku, ale wyszło, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Lech się pośmiał, ale to Rayo śmieje się ostatnie. Remontada w Vallecas!

Od Luisa Palmy bije aura sympatycznego gościa, pozytywnego ducha szatni, to raz. Dwa, że taka sama aura towarzyszy mu na murawie. O hiszpańskiej drużynie mówiło się w kontekście intensywności – także technicznej. Poziom wyszkolenia tych gości sprawia, że momentami mogą pływać po murawie, nie zaliczając nieudanych zagrań.

Reklama

Luis Palma na ich tle wyglądał tak, jakby nie wyszedł na boisko z tej samej szatni, którą Lech Poznań zaprezentował w mediach społecznościowych, lecz jakby, jakimś przypadkiem, uchował się wśród gospodarzy i po prostu pomylił koszulki.

Liga Konferencji. Luis Palma z genialnym występem w meczu Rayo Vallecano – Lech Poznań

Co dobre, to on. Już na starcie spotkania Luis Palma narobił kłopotu obrońcom i sędziemu, który nie potrafił ocenić, czy reprezentant Hondurasu tak wszystkimi zakręcił, że Lechowi Poznań należy się rzut karny, wolny, czy jednak zbyt dużo dodał od siebie. Ostatecznie gospodarzy uratował VAR (sprawdzano potencjalną czerwoną kartkę), ale niewiele to pomogło. Defensywa Rayo nie poradziła sobie z Luisem Palmą także sto dwadzieścia sekund później. Florian Lejeune dał się wyciągnąć i przepchnąć Mikaelowi Ishakowi, który odegrał do boku, do Joela Pereiry.

Kto przynajmniej parę razy widział w akcji Pereirę, ten wie, że w takich okolicznościach — mając czas, bez nacisku rywala — potrafi dorzucić na nos. I dorzucił. Może nie na nos, ale na głowę, którą Palma uderzył tak, jakby odtwarzał bramkę strzeloną kilka dni temu przez Newcastle w Champions League. Idealnie się ustawił, jeszcze lepiej przymierzył, perfekcyjnie dokręcił. Nie ma w tym przypadku, bo to jego trzeci gol głową dla Lecha. Nieźle, jak na faceta średniego wzrostu.

Pereira potem spróbował powtórzyć tę akcję, ale tym razem wrzucał na głowę Antoniego Kozubala, który tak sprytny w tym elemencie gry nie jest. Niemniej mogło to przynieść gola, bo wszystko finalizował Palma, który zgarnął piłkę przed polem karnym i pokusił się o strzał z dystansu. Takie rzeczy powtarzały się jak w zapętleniu. Gdy tylko Lech robił coś istotnego w ofensywie, to Palma był tym, który mieszał rywalami łapiącymi na nim kartki; albo tym, który sprytnym, kapitalnym podaniem szukał kolegów (znakomita piłka do Leo Bengtssona!).

Wyglądało to tak, jakby zdawał sobie sprawę nie tylko z tego, że jest w oknie wystawowym, ale też z tego, że Vallecas to najbardziej latynoamerykańska dzielnica w Madrycie, Hiszpanii – ba, może w całej Europie. Na każdym kroku znajdziemy tu jego krajan, którzy prowadzą knajpki z genialnym honduraskim jedzeniem, równie świetną importowaną z ojczyzny kawą. Palma w Hondurasie to geniusz, piłkarski bożek i tu, na Estadio de Vallecas, oglądało go wielu, którzy tak właśnie na niego patrzą. Zaprezentował się im w najlepszy możliwy sposób.

Liga Konferencji. Lech Poznań przegrał z Rayo Vallecano rzutem na taśmę

Gola numer dwa wypracował zresztą ten, który też chciał przypodobać się lokalsom. Pablo Rodriguez na konferencji prasowej opowiadał o tym, że kiedyś chciałby wrócić do Hiszpanii, tłumaczył, dlaczego Rayo Vallecano jest klubem wyjątkowym pod wieloma względami. Po trudnym początku wskoczył na właściwe tory, wrócił odmieniony po ostatniej przerwie na kadrę i zaczyna się rozkręcać w Poznaniu. Asystował już w Pucharze Polski, ale teraz poprzeczka poszła w górę, i to znacznie.

Kozubalowi dogrywać górą się nie opłacało, więc Rodriguez znalazł go płaskim podaniem. Znów pole do popisu zostawili obrońcy Rayo i precyzyjnie kopnięta przez rozgrywającego dobry mecz młodzieżowego reprezentanta Polski wpadła do siatki.

Na tym jednak skończyły się hulanki i swawole poznaniaków na Estadio de Vallecas. Pierwsza część gry przyniosła sporo strzałów dla rywali, lecz nie takich, które wymagałyby wytężonego wysiłku. „Wystarczyło” dobrze się ustawiać, ofiarnie blokować uderzenia i jakość gospodarzy gdzieś umykała. Im większą liczbę najważniejszych postaci w zespole Inigo Pereza widzieliśmy na boisku, tym trudniej było utrzymać taki stan rzeczy.

Bartosz Mrozek stanął na rzęsach i odbił strzał z bliska Alvaro Garcii, jednak Rayo pokazało, że ma swojego Joela. Pedro Diaz znakomicie dograł piłkę w piątkę, gdzie absolutny lider gospodarzy – Isi Palazon – władował ją do siatki jak rasowy napastnik (którym, warto dodać, nie jest). Potem było tylko gorzej. W końcówce piłkę dał sobie zabrać Taofeek Ismaheel, pechowy rykoszet zaliczył Antonio Milić i Michał Gurgul, który nie połapał się w tym wszystkim, oglądał tylko jak największa gwiazda Rayo, Jorge de Frutos, dopadł do piłki jak hiena do padliny, doprowadzając do wyrównania.

Strzał w poprzeczkę Alfonso Espino pozwalał sądzić, że przynajmniej szczęście jest po stronie Lecha. Nie było. Porażkę przyniósł pomysł polski – laga na napastnika skrzydłowego, wybitnie szybkiego skrzydłowego, jednego z najszybszych w LaLiga. Alvaro Garcia domknął opowieść o meczu w Vallecas, prezentując to, o czym powiedzieliśmy na wstępie. Intensywność i wybitną technikę. Uciekł, przyjął, strzelił, zmieścił.

Inigo Perez mówił, że w Europie Rayo Vallecano żadne zwycięstwo nie przychodzi łatwo i miał rację, ale chyba nawet on nie spodziewał się remontady i TAKIEGO wieczoru.

Rayo Vallecano — Lech Poznań 3:2 (0:2)

  • 0:1 – Luis Palma 11′
  • 0:2 – Antoni Kozubal 39′
  • 1:2 – Isi Palazon 58′
  • 2:2 – Jorge de Frutos 83′
  • 3:2 – Alvaro Garcia 90+4′

WIĘCEJ O RAYO VALLECANO – LECH POZNAŃ NA WESZŁO:

fot. Newspix

54 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama