Maciej Kędziorek latem został asystentem trenera w Dynamie Kijów. W rozmowie z WP Sportowe Fakty szkoleniowiec opowiedział o tym, jak z jego perspektywy wyglądają realia pracy w dotkniętej wojną Ukrainie.
W przeszłości Kędziorek pełnił funkcję asystenta m.in. w Rakowie Częstochowa, Arce Gdynia i Lechu Poznań. W grudniu 2023 roku zadebiutował w roli pierwszego trenera w Ekstraklasie jako szkoleniowiec Radomiaka Radom. Przygoda ta zakończyła się w maju kolejnego roku, gdy zespół był bliski spadku do I ligi.
Polski trener opisuje realia pracy na Ukrainie
Pod koniec sierpnia tego roku Kędziorek rozpoczął pracę, znów w roli asystenta, w Dynamie Kijów. W rozmowie z WP Sportowe Fakty 45-letni szkoleniowiec m.in. przyznał, że miał obawy przed dołączeniem do ukraińskiego klubu, opowiedział też o swoich pierwszych wrażeniach po przeprowadzce do ogarniętego wojną kraju.
– Pierwsze dni w Kijowie wyglądały naprawdę przerażająco. Wracaliśmy z Lublina z pucharowego meczu z Maccabi Tel Aviv. Mijaliśmy budynek, w który dwa dni wcześniej uderzyła rakieta. Brakowało jednej ściany jak w domku dla lalek. W środku stały fotele, meble. Cały budynek był pozbawiony szyb, wysypał się gruz, cegły. Makabryczny widok – wspomina trener.
Wskazał również z jakimi ograniczeniami musi mierzyć się klub.
– Największym problemem jest podróżowanie. Grając w pucharach, po meczu ligowym w weekend, wsiadamy w nocny pociąg o godzinie 23.00, bo niebo nad Ukrainą jest zamknięte. O 11 następnego dnia jesteśmy w Chełmie. Tam odbiera nas autokar i jedziemy do Lublina. Mamy trening, następnie udajemy się na lotnisko i lecimy na mecz wyjazdowy. W ciągu tygodnia jesteśmy w trzech krajach: w Ukrainie, Polsce i miejscu, gdzie rozgrywamy spotkanie w Lidze Konferencji. To wszystko przełożyło się na fatalne wyniki ukraińskich klubów w tych rozgrywkach. Noc spędzamy na kuszetkach w pociągu. Tak wygląda nasza regeneracja – opisuje były trener Radomiaka.
Trwająca wojna ma też bezpośredni wpływ na rozgrywanie meczów.
– Jak dotąd opóźnili nam tylko jeden mecz, gdy z lotniska poderwał się rosyjski samolot mogący przenosić rakiety na dalsze odległości. Siedzieliśmy w schronie czterdzieści minut. Ale w zeszłym sezonie jedno spotkanie było przerywane trzy razy. Gdy jest alarm bombowy, wszyscy muszą zejść do schronów. Liczba kibiców jest uzależniona od tego, ile osób możesz ukryć w schronie. Na nasze mecze może przyjść maksymalnie półtora tysiąca fanów – wskazał Maciej Kędziorek.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Media: Adrian Siemieniec może przejąć zagraniczny klub
- Hajto ciągle coś załatwia, ale jeszcze nic nie załatwił
- Kosowski: Bez Lewandowskiego kadra rozwinie się szybciej
Fot. Newspix