Reklama

Raków znów Pragi nie uciszył, ale do domu wraca z cennym punktem

Mikołaj Duda

06 listopada 2025, 21:06 • 3 min czytania 21 komentarzy

Wielkiego spektaklu w Pradze nie ujrzeliśmy. Marek Papszun nie rzucił wszystkich sił do ofensywy. Jego zespół swoją grą dał jasny sygnał, że do stolicy Czech przyjechał przede wszystkim nie przegrać, a o coś więcej powalczy, gdy będą do tego sprzyjające okoliczności. Sparta nie była w stanie znaleźć sposobu na defensywę przeciwnika, a Raków nie zdołał zadać zabójczego ciosu. Wicemistrz Polski do kraju może wracać usatysfakcjonowany po wywalczeniu bezbramkowego remisu.

Raków znów Pragi nie uciszył, ale do domu wraca z cennym punktem

Ostatnim razem, gdy Raków wybrał się do Pragi, grał ze Slavią. Tamten mecz decydował o awansie do fazy grupowej Ligi Konferencji. Górą w ostatniej akcji byli gospodarze, którzy odrobili straty z pierwszego meczu w Częstochowie i wyeliminowali piłkarzy Marka Papszuna z rozgrywek. To wtedy padło pamiętne stwierdzenie Szymona Janczyka o uciszeniu stadionu po groźnym strzale z rzutu wolnego Iviego Lopeza.

Reklama

Wartościowy bezbramkowy remis do przerwy

Raków w pierwszych minutach grał trochę nerwowo w obronie, co powodowało niepotrzebne zagrożenie pod bramką Oliwiera Zycha. Dość szybko piłkarze z Częstochowy nabrali więcej spokoju w swoich poczynaniach i zdali sobie sprawę, że przeciwnik wcale nie jest taki straszny, jak mogło im się wydawać.

Podopieczni Marka Papszuna zaczęli realizować założenia swojego trenera. Pozwolili przeciwnikowi utrzymywać się przy piłce, ale jednocześnie praktycznie zablokowali dostęp do własnego pola karnego i czekali na odpowiedni moment, by zaskoczyć przeciwnika szybkim atakiem.

W końcu Sparta – poprzez wyciągnięcie z bloku obronnego Bogdana Racovitana – skutecznie się przedarła. Do siatki trafił doskonale znany w Polsce Lukas Haraslin, którego nie byłoby na boisku, gdyby nie kontuzja Albiona Rrahmaniego na początku spotkania. Słowak był na ewidentnym spalonym, co natychmiast zasygnalizował arbiter, czym uratował wicemistrzów Polski przed utratą gola.

Końcowe minuty pierwszej części gry przyniosły więcej konkretów ze strony gospodarzy. Po nieuznanej bramce w przeciągu kwadransa:

  • Raków rozpaczliwie się wybronił z wielkiego zamieszania w polu karnym
  • Oliwier Zych końcami palców odbił piłkę na rzut rożny
  • przy dośrodkowaniu z rogu boiska Zych wypuścił piłkę z rąk, Raków znów oddalił zagrożenie z dużą dozą szczęścia

Milimetry od zwycięstwa…

Po przerwie Raków starał się bardziej kontrolować mecz i to fragmentami się udawało. Częściej był w stanie odgryzać się dominującemu przeciwnikowi, a równo po godzinie rywalizacji Michael Ameyaw wpakował piłkę do siatki, jednak – podobnie jak wcześniej Lukas Haraslin – znajdował się na niezaprzeczalnym spalonym.

Sparta przypominała Raków z wielu meczów Ekstraklasy. Czesi mieli przewagę w posiadaniu piłki, optyczną przewagę, ale grali tak, jakby kompletnie nie mieli pomysłu, jak w ataku pozycyjnym zaskoczyć przeciwnika. W efekcie z ich prób nic konkretnego nie wynikało, a piłkarze z Częstochowy czekali na tą wyśnioną okazję, po której przechylą szalę na swoją stronę.

Ta nadeszła tuż przed końcem regulaminowego czasu gry. Po centrze z rzutu rożnego walkę w powietrzu wygrał Apostolos Konstantopoulos, ale Grek trafił tylko w słupek.

Raków do ostatniego gwizdka sędziego zachował koncentrację i nie pozwolił gospodarzom na stworzenie nawet najmniejszego zagrożenia. Piłkarze z Częstochowy byli na tyle dobrzy w defensywie, że można było mieć pewność, że Sparta ich już na ostatniej prostej nie zaskoczy. Po zakończeniu spotkania zdecydowanie lepszy humor panował po stronie podopiecznych Marka Papszuna. Wśród Czechów widoczne było spore rozczarowanie brakiem wygranej.

Sparta Praga – Raków Częstochowa 0:0

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

21 komentarzy

Legenda w rodzinie głosi, że piłka podobno towarzyszyła mu już podczas narodzin. Jego pierwsze wspomnienia sięgają do MŚ w Brazylii w 2014 roku, kiedy jako siedmiolatek z zafascynowaniem oglądał jak przyszły piłkarz Górnika Zabrze sięga po trofeum. 100% na 100% jego uwagi zajmuje polska piłka. Przy trzeciej godzinie monologu o rezerwowym Radomiaka jego słuchacze często tracą cierpliwość. We wtorek i środę zbiera siły przed czwartkowym wieczorem, spędzanym wspólnie z jego ulubioną Ligą Konferencji. Gdy ktoś się go zapyta o piłkarza o imieniu Lamine, to bez zawahania odpowie Diaby-Fadiga

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama