Reklama

Kiwi Lewandowski inspiracją dla tysięcy Nowozelandczyków

Wojciech Piela

09 października 2025, 13:26 • 11 min czytania 4 komentarze

W ojczyźnie nazywany jest przez niektórych kibiców Kiwi Lewandowski. I choć do naszego gwiazdora sporo mu brakuje, to pod kątem wpływu, jaki wywarł na nowe pokolenie kibiców w swoim kraju, spokojnie można ich zestawiać. Chris Wood dla całego regionu jest inspiracją, pokazującą, że da się wyjechać nawet z niewielkiego Waikato czy Hamilton i przebić do czołówki Premier League.

Kiwi Lewandowski inspiracją dla tysięcy Nowozelandczyków

Nie wiadomo, czy dzisiaj dojdzie do pierwszej w historii rywalizacji Lewandowskiego z Woodem, bo mecz towarzyski rządzi się swoimi prawami. Okazję do występu mogą otrzymać zmiennicy. Gdyby jednak piłkarz Nottingham Forest zagrał, to dla środkowych obrońców naszej kadry stanowiłby zdecydowanie większe wyzwanie niż napastnicy Finlandii czy być może nawet Memphis Depay z Holandii.

Reklama

Najdroższy piłkarz w historii Oceanii. Strzelał gole gwiazdom 

33-latek strzelił w Premier League już 91 goli grając dla pięciu różnych klubów. W najlepszej lidze świata pokonywał takich bramkarzy, jak Alisson, David de Gea czy Ederson. Jest najdroższym piłkarzem w historii Oceanii, a także najlepszym strzelcem Nottingham Forest i Burnley w Premier League oraz oczywiście najskuteczniejszym graczem w dziejach kadry naszych dzisiejszych rywali.

To, z jakim napastnikiem mamy do czynienia, dobrze widać po zestawieniu najlepszej jedenastki poprzedniego sezonu Premier League wybieranej co roku przez Stowarzyszenie Zawodowych Piłkarzy. Linię ataku stanowi tercet: Alexander Isak, Mohamed Salah i… właśnie Chris Wood. Zapracował sobie na to zdobyciem 20 bramek dla Nottingham Forest, które miało bronić się przed spadkiem, a długo znajdowało się na podium najtrudniejszej ligi świata.

– Chris urodził się, by strzelać gole w sposób, którego nie da się wytrenować. Jest latarnią morską, neonowym znakiem, że dla wszystkich tych młodych dzieciaków tutaj możliwości mogą być nieskończone – wspomina w rozmowie z Guardianem były reprezentant Nowej Zelandii Mike Groom, który był świadkiem dorastania Wooda w Hamilton. Zaczął tam występować po tym, jak w wieku 14 lat zadebiutował w seniorskiej ekipie Cambridge, na czwartym poziomie rozgrywek. Szybko przebił się do nowozelandzkiej ekstraklasy, a także młodzieżowej reprezentacji. Już wtedy mógł pochwalić się słusznym wzrostem, bo mierzył 183 centymetry.

Wychowywał się w otoczeniu rugby czy krykieta, ale postawił na futbol, chcąc dorównać osiągnięciom słynnego w kraju Wyntona Rufera. W czasach jego młodzieńczej kariery to on był oknem na świat nowozelandzkiego futbolu. Rufer wraz z Werderem Brema zdobywał mistrzostwo i Puchar Niemiec, a także Puchar Zdobywców Pucharów. Wood nie ma w swojej gablocie takich trofeów, ale wzbudza podziw także u samego Rufera. Jako dzieciak trenował zresztą w jego akademii, a były napastnik Werderu dobrze poznał jego rodziców. – Chris nadal podpisuje karty z autografami, które co roku rozdaję zawodnikom. Jesteśmy w kontakcie i mocno mu kibicuję – opowiadał w jednym z wywiadów.

W wieku 16 lat zagrał z Nową Zelandią na Mistrzostwach Świata U-17 w 2007 roku w Korei Południowej. Cóż, podczas srogiego lania w grupie od Anglików (0:5) zapewne nie przypuszczał, że za kilka lat spotka się na jednym boisku w Premier League z autorem dwóch goli w tamtym meczu Dannym Welbeckiem. Nowozelandczycy przyjęli w grupie także siedem trafień od Brazylijczyków i przegrali nawet z Koreą Północną 0:1. Słaby bilans zespołu nie przeszkodził jednak w wypłynięciu Wooda na szersze wody.

Jego talent został dostrzeżony przez działaczy West Bromwich Albion, do którego polecił go pracujący wcześniej w Nowej Zelandii doświadczony angielski trener Roger Wilkinson. – Był bardzo naturalny w tym, co robi. Zawsze potrafił znaleźć metr czy dwa dla siebie w polu karnym – opowiada Wilkinson we wspomnieniach.

Wood od początku imponował chłodną głową oraz dojrzałością. Nigdy nie krążyły wokół niego afery typowe dla piłkarskiego świata związane z rozwiązłym trybem życia czy nadmiernymi ambicjami. Rzetelnie wykonywał swoje obowiązki, a splot kontuzji kilku bardziej doświadczonych kolegów sprawił, że już kilka miesięcy po transferze w 2009 roku zadebiutował w Premier League. W kwietniu został wpuszczony na boisko z ławki przez trenera Tony’ego Mowbraya w meczu przeciwko Portsmouth stając się piątym Nowozelandczykiem w najlepszej lidze świata. W ekipie rywali na boisku byli choćby Peter Crouch, Sol Campbell czy David James. Inna piłkarska epoka, a Wood przecież wciąż utrzymuje się na najwyższym poziomie.

Jego pierwszy przelot z wielkim piłkarskim światem nie od razu zaowocował jednak odwzajemnioną miłością. West Brom spadł z Premier League, a nowozelandzki snajper musiał złapać doświadczenie w Championship. W sezonie 2009/10 The Baggies wywalczyli ponowny awans, jednak Wood strzelił w 18 meczach tylko jednego gola. Mimo to jego rozwój był widoczny, co sprawiło, że został powołany na Mistrzostwa Świata do RPA w 2010 roku.

Wood stał się tym samym częścią dosyć niezwykłej ekipy, która przeszła do historii. Nowozelandczycy nie przegrali bowiem wówczas ani jednego meczu, ale po trzech remisach pożegnali się z mundialem już po fazie grupowej! Wood wchodził z ławki w dwóch meczach – z Paragwajem (0:0) oraz broniącymi tytułu Włochami (1:1). – Miałem wtedy zaledwie 18 lat i żałuję, że nie wykorzystałem szansy, którą miałem przeciwko Włochom. Minąłem Cannavaro, ale strzał lewą nogą minął bramkę. Cieszę się, że niebawem znów zagramy na mundialu, bo to niezwykłe wspomnienia – mówił Wood w rozmowie z The New Zealand Herald.

Chris Wood podczas Mistrzostw Świata 2010

Chris Wood łapie się za głowę po zmarnowanej okazji z Włochami

Po mundialu w RPA młody napastnik wpadł w okres typowych dla tego wieku turbulencji. Zbierał szlify na aż pięciu wypożyczeniach. Z West Bromu odchodził do Barnsley, Brighton, Birmingham, Bristol City i Millwall. W tamtym okresie miał choćby okazję zasmakować gry w Lidze Europy. Miało to miejsce w Birmingham, które – mimo spadku w sezonie 2010/11 – wywalczyło Puchar Ligi i zarazem przepustkę do europejskich rozgrywek. Wood strzelił nawet gola w wygranym starciu z Clubem Brugge.

Definitywnie z West Bromem pożegnał się pod koniec grudnia 2012 roku, gdy sięgnęło po niego Leicester. Na King Power Stadium rywalizował o miejsce w składzie z legendarnym Jamiem Vardym, więc jak się domyślacie, nie było łatwo. Co ciekawe, na wypożyczeniu z Tottenhamu przebywał tam również Harry Kane. – Jamie to świetny zawodnik, który zawsze szybko biegał. Harry natomiast imponował techniką. Widać było od pierwszego dnia, że jego strzały z prawej i lewej nogi są precyzyjne – wspominał po kilku latach Wood, już jako gracz Leeds United.

To właśnie na Elland Road jego kariera rozkwitła na dobre i po raz pierwszy mocniej zaznaczył swoją obecność na angielskich boiskach. Oczywiście, z Leicester udało mu się na chwilę znów zagrać w Premier League i strzelić nawet premierowego gola w ekstraklasie, ale to w barwach Leeds po raz pierwszy w karierze został królem strzelców. W sezonie 2016/17 strzelił 27 goli – najwięcej w Championship. W tamtym okresie klub nie był jednak w stanie przebić się do Premier League, a oferta rzędu 15 milionów funtów z Burnley okazała się być nie do odrzucenia. Fani mieli trochę pretensji do Wooda, że odchodzi, a także dlatego że rzekomo miał odmówić gry w meczu przeciwko Sunderlandowi. Później Nowozelandczyk odżegnywał się od tych oskarżeń.

– Nikt nie rozumie, że oferta złożona przez Burnley była uzależniona od tego, że nie zagram przeciwko Sunderlandowi – ​​mówił Wood dla Independent. – Wszyscy myślą, że odmówiłem gry. Ale to nie zależało ode mnie. Oferta została złożona w piątek o 15:00 i zaakceptowana o 17:00. To, czy zagram, czy nie, było całkowicie poza moim zasięgiem. Burnley wykluczyło tę możliwość, bo nie chciało, żeby stało się coś złego.

4,5 roku spędzone na Turf Moor to czas, w którym stał się brylantem pośród rzemieślników w ekipie Seana Dyche’a. The Clarets potrafili urywać punkty najlepszym, a Pep Guardiola porównał niegdyś wizytę na ich stadionie do odwiedzenia salonu dentystycznego. Wood w tym okresie jako pierwszy Nowozelandczyk w historii popisał się hat-trickiem w Premier League, a premierowego gola w nowych barwach strzelił już w debiucie przeciwko Tottenhamowi na Wembley. Wówczas, w sezonie 2017/18, Burnley zszokowało Anglię. Okazało się, że poza przeszkadzaniem dołożyli do swojego repertuaru nieco finezji i zajęli 7. miejsce w Premier League. Skutkowało to grą w eliminacjach Ligi Europy, gdzie jednak od ekipy Dyche’a lepszy okazał się Olympiakos.

Następne lata to już raczej gra w niższych rejonach tabeli, ale Wood nigdy nie schodził poniżej wyznaczonego standardu. W każdym z czterech pełnych sezonów spędzonych na Turf Moor strzelał w lidze przynajmniej 10 goli. – Ma do zaoferowania o wiele więcej niż tylko bycie atakującym – opowiadał dla The Athletic jego partner z ataku Sam Vokes. – Dobrze gra nogami, wbiega za linię obrony, jest bardzo dobry w powietrzu i stanowi zagrożenie w polu karnym. Chris wie jednak, że gra z dwoma napastnikami wymaga dużego nakładu pracy. To oznacza dodatkowy wysiłek, ponieważ trzeba nadrobić brak zawodnika w pomocy. On również cofa się po piłkę.

Końcówka jego gry w Burnley nie należała jednak do spektakularnych. Jesienią 2021 roku, w 19 meczach strzelił tylko 3 gole. Czuć było, że Wood dotarł do ściany i przyda mu się zmiana otoczenia. Jakość nie podlegała bowiem dyskusji, co potwierdził zimowy transfer. Po Wooda zgłosiło się Newcastle, które przecież chwilę wcześniej zostało wykupione przez niezwykle bogaty fundusz inwestycyjny z Arabii Saudyjskiej. Po Kieranie Trippierze Nowozelandczyk stał się drugim transferem Srok w erze nowych właścicieli –  kosztował 25 milionów funtów.

Kieran Trippier i Chris Wood w barwach Newcastle

Chris Wood i Kieran Trippier – to od nich zaczęły się transfery nowej ery Newcastle

– Nie mogłem odrzucić tej oferty – opowiadał później Wood, który pomógł Newcastle utrzymać się w pierwszym sezonie. Strzelił dwa ważne gole w wygranych meczach z Southampton i Wolverhampton. Grał w pierwszym składzie, gdy kontuzjowany był Callum Wilson, jednak latem sytuacja uległa diametralnej zmianie. Anglik wrócił do pełni sił, a przede wszystkim pozyskano za rekordowe 63 miliony funtów Alexandra Isaka z Realu Sociedad. Dla Wooda zaczęło brakować miejsca. – Eddie Howe był ze mną szczery: powiedział, że będę trzecim wyborem. Dodał również, że jeśli chce skorzystać z propozycji Forest, to możemy to załatwić. Każdy widział, ile jakości do gry wnosi Isak. Doceniam, że trener tak postąpił i nie blokował mi odejścia – powiedział Wood.

Zimą 2022 roku został więc wypożyczony do Nottingham, a pół roku później jego pobyt przekształcił się w transfer definitywny. Za kadencji Steve’a Coopera nie mógł się jeszcze w pełni rozkręcić, bo strzelił tylko 4 gole w 22 meczach ligowych. Gdy drużynę z City Ground przejął jednak Nuno Espirito Santo wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bezpośredni styl gry oraz obudowanie go szybkimi skrzydłowymi było jak miód na serce Nowozelandczyka. Trafił już w debiucie Portugalczyka, ale wtedy zakończyło się jeszcze porażką z Bournemouth.

Prawdziwe fajerwerki odpalił w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Wood wrócił na stare śmieci do Newcastle i na St. James’ Park uciszył trybuny wspierające ekipę, która przecież niedawno grała jeszcze w Lidze Mistrzów. Jego hat-trick pozwolił na zwycięstwo 3:1. – Nigdy nie wątpiłem w jego umiejętności. Zresztą, jego gole były dziś bardzo różnorodne. Cieszę się, że radzi sobie w nowym miejscu, ale my nie powinniśmy się tak zachowywać w obronie. Przecież wiedzieliśmy na co go stać – mówił po spotkaniu Eddie Howe zachowując dużą klasę.

Wood absolutnie nie zamierzał się zatrzymywać i w wieku 33 lat osiągnął najwyższy punkt swojej dotychczasowej kariery. Po tym, jak Nottingham w sezonie 2023/24 zajęło ostatnie bezpieczne – 17. miejsce w Premier League, w następnym roku do samego końca walczyło o awans do Ligi Mistrzów. Wspomnienia z czasów Briana Clougha, gdy Forest dwukrotnie zwyciężali w Pucharze Europy, odżywały. Więcej goli od Wooda w poprzednim sezonie mieli jedynie Erling Haaland, Alexander Isak i Mohamed Salah. – Ludzie dopiero teraz zaczęli go dostrzegać, ale my wiedzieliśmy to już znacznie wcześniej. Dla mnie jest supergwiazdą – zachwycał się Wynton Rufer. Pytany o to, czy Woodowi należy się Nagroda Halberga dla najlepszego nowozelandzkiego sportowca roku, tonował jednak nastroje. W ostatnich latach często przypadała choćby Lisie Carrington, a więc ośmiokrotnej (!) złotej medalistce Igrzysk Olimpijskich w kajakarstwie.

W starciu z takimi osiągnięciami Wood musiałby chyba sięgnąć po mistrzostwo Anglii, aby w ogóle mieć nadzieję na statuetkę, ale oczywiście w plebiscytach na najlepszego nowozelandzkiego piłkarza nie ma sobie równych. Idealnie potrafi grać na granicy spalonego. Do kanonu wspomnień fanów Forest z poprzedniego sezonu przeszły akcje, gdy Wood ruszał z głębi pola na bramkę zanim koledzy w ogóle podali mu piłkę, aby w odpowiednim momencie znaleźć się na czystej pozycji i mieć możliwość oddania strzału. Tak choćby zdobył bramkę przeciwko Liverpoolowi.

Ostatecznie, po lekkiej zadyszce w końcówce poprzednich rozgrywek, Forest zajęli 7. miejsce i grają teraz w Lidze Europy. Dla klubu z City Ground to jednak nadal wielkie osiągnięcie oraz powrót do pucharów po 29 latach. Mimo wszystko, zespół nie uniknął jednak latem zawirowań, gdyż po zaledwie 3. kolejkach z posadą pożegnał się twórca tych sukcesów, a więc Nuno Espirito Santo. Ekscentryczny grecki właściciel Evangelos Marinakis nie mógł dogadać się z Portugalczykiem w kwestii transferów i sprowadził w jego miejsce Ange’a Postecoglou.

Na razie w siedmiu meczach pod wodzą Australijczyka Forest nie odnieśli żadnego zwycięstwa, a Wood nie do końca pasuje do jego wizji, polegającej na wysokim podchodzeniu atakujących do pressingu. Sprowadzenie latem nowych napastników Igora Jesusa oraz Arnauda Kalimuendo również nieco zachwiało jego pozycją w klubie. Wood jednak zdążył już w tym sezonie popisać się dubletem z Brentford oraz strzelić gola w Lidze Europy z Midtjylland.

Być może niebawem jego drogi znów skrzyżują się z Espirito Santo, który chce sprowadzić go do nowego miejsca pracy – West Hamu. W ostatnich dniach sporo mówiło się również o potencjalnym powrocie do beniaminka Premier League – Leeds. Najbliższe miesiące z pewnością będą naznaczone przygotowaniami do mundialu. – Wiem, że ma pewne kłopoty w klubie, ale to niesamowita osobowość i nasz najlepszy piłkarz. Wystarczy, aby był dobrze obsłużony i już będzie wiedział, co zrobić z piłką w polu karnym – mówi selekcjoner kadry Nowej Zelandii, Darren Bazeley.

– Nasz futbol jest na fali wznoszącej, a Chris jest dla wielu pionierem. Będziemy go potrzebowali na mistrzostwach świata – wtóruje mu Wynton Rufer.

Co ciekawe, on zaliczył w reprezentacji tylko 23 występy, głównie dlatego, że w końcówce lat 80. jego klub Zurich nie bardzo chciał go zwalniać na mecze egzotycznej kadry. Wood nie ma na szczęście takich kłopotów i na swoim koncie zapisał już 86 meczów, w których strzelił 45 goli. Nieważne, jaki był jego status w klubie, zawsze pokonywał nieco ponad 37 000 kilometrów w obie strony, aby zagrać mecze eliminacyjne z Vanuatu czy Wyspami Salomona. W 2014 roku stał się też najmłodszym kapitanem w historii All Whites.

CZYTAJ WIĘCEJ O NOWEJ ZELANDII NA WESZŁO:

fot. Newspix

4 komentarze

Uwielbia sport, czasem nawet próbuje go uprawiać. W przeszłości współtworzył legendarne radio Weszło FM, by potem oddawać się pasji do Premier League na antenie Viaplay. Formaty wideo to jego żywioł, podobnie jak komentowanie meczów, ale korzystanie z języka pisanego również jest mu niestraszne. Wytężone zmysły, wzmożona czujność i mocne zdrowie – te atrybuty przydają mu się zarówno w pracy, jak i życiu codziennym. Żyje nadzieją na lepsze jutro słuchając z zamiłowaniem utworów Andrzeja Zauchy czy Krzysztofa Krawczyka – bo przecież bez przeszłości nie ma przyszłości.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne kraje

Reklama
Reklama