Mniej więcej raz w tygodniu publikujemy “Niewydrukowaną tabelę”, w której staramy się uwzględniać wszystkie pomyłki sędziowskie. Rzecz jasna trudno zakładać, że to właśnie tak wyglądałby układ sił w lidze, gdyby panowie z gwizdkiem nie mylili się wcale, bo to tylko teoria. Cofnięcie błędu arbitra zmieniłoby przebieg wszystkich dalszych zdarzeń w meczu i nie sposób przewidzieć, jak wpłynęłoby na ostateczny wynik.
Wyobrażamy sobie sytuację, w której nieuznanie nieprawidłowego gola mogłoby nawet pomóc “forowanej” drużynie. Gdyby na przykład w niedawnym meczu Legia-Wisła Mariusz Złotek odgwizdał rękę Żyry, gospodarze mogliby wyjść na drugą połowę z większą mobilizacją i ostatecznie zwyciężyć. To oczywiście czyste spekulacje, ale takiego wariantu nie można przecież wykluczyć.
Tyle słowem wstępu, teraz przejdźmy sedna. Według “Niewydrukowanej tabeli” (KLIK) jednym z największych beneficjentów pomyłek sędziowskich jest Legia. Rzut oka na czołówkę nie pozostawia wątpliwości – Lech stracił na błędach arbitrów cztery punkty, Jagiellonia trzy, a Wisła aż sześć. Natomiast podopieczni Henninga Berga znajdują się na przeciwległym biegunie, bo oni zyskali, i to aż cztery oczka. Łatwo policzyć, że w naszej tabeli dystans pomiędzy Legią i Wisłą to nie dziesięć punktów, ale okrągłe zero.
Nie będziemy jednak tworzyć karkołomnych teorii, bo wierzymy, że to zwykły przypadek. W tym sezonie pomyłki sędziowskie sprzyjają Legii, a w kolejnym może być na odwrót. Właściwie to nawet współczujemy legionistom, bo w takich okolicznościach każdy ewentualny sukces będzie poddawany pod wątpliwość. A chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, że wszyscy piłkarze wolą zwyciężać dzięki własnym umiejętnościom, a nie roztargnieniu arbitrów.
Rzecz jasna od Legii nie oczekujemy skruchy czy czołobicia, bo nie ponosi ona żadnej odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Chcielibyśmy jednak, by ludzie związani z warszawskim klubem umieli obiektywnie spojrzeć na sprawę. Żeby nie zaklinali rzeczywistości i potrafili przyznać, że w tym sezonie na błędach sędziowskich stratni nie są. Tego wymagałaby elementarna uczciwość.
Tak jak można zrozumieć niektóre komentarze rozemocjonowanych kibiców, czy piłkarzy tuż po końcowym gwizdku, tak trudno nam przejść do porządku dziennego nad nieroztropnymi słowami ludzi z najwyższego szczebla. Takich jak Dariusz Mioduski, który jest jednym z właścicieli klubu i – co ważniejsze – człowiekiem z klasą. Akurat po nim nie spodziewalibyśmy się niesprawiedliwych i populistycznych osądów. Tymczasem pan Dariusz zaskoczył nas na Twitterze:
Często gramy w 10 ostatnio….pewnie dlatego, że nam sędziowie pomagaja. Co nas nie zabije, to nas wzmocni…
— Dariusz Mioduski (@DariuszMioduski) kwiecień 11, 2015
Mamy nadzieję, że to tylko niefortunne zdanie, i że Mioduski nie próbował skonfrontować tezy “sędziowie pomagają Legii” z ostatnimi czerwonymi kartkami. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Ondrej Duda, a wcześniej Arkadiusz Malarz, słusznie zostali usunięci z boiska. Co więcej, gdyby obaj panowie za swoje zagrania nie obejrzeli czerwieni, można by mówić o rażących niedopatrzeniach i o prawdziwym skandalu.
To że sędziowie słusznie usunęli legionistów z boiska w dwóch ostatnich meczach wyjazdowych, o niczym nie świadczy. A już na pewno nie o tym, że we wcześniejszych spotkaniach panowie z gwizdkiem nie pomagali Legii. Rozumiemy, że Mioduski próbował zdjąć z klubu łatkę ulubieńców arbitrów, ale zrobił to w najgorszy możliwy sposób. I, jak przypuszczamy, osiągnął cel odwrotny do założonego.
Fot. FotoPyK