Frankfurt był dumny z ogromnego międzynarodowego lotniska, jednego z najważniejszych na kontynencie. Z bycia siedzibą Europejskiego Banku Centralnego. Z wypuszczenia w świat Johanna Wolfganga Goethego, najwybitniejszego niemieckiego poety. Z dzielnicy nazywanej „Menhattan” ze względu na szklane drapacze chmur. I wreszcie może być dumny z Eintrachtu, który najpierw triumfował w Lidze Europy, a teraz dzięki temu zadebiutuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Eintracht nigdy nie był wielki i trochę nie pasował do wielkości miasta, które reprezentował. Niby zdobył mistrzostwo kraju, ale tak dawno temu, że nawet jeszcze nie istniała Bundesliga (1959). Niby jako pierwszy niemiecki zespół wystąpił w finale europejskiego pucharu (Puchar Mistrzów, 1960), tyle że dostał od Realu Madryt takie lanie, jakiego nikt wcześniej i później nie zebrał w meczu decydującym o triumfie (3:7). Niby zdobył Puchar UEFA (1980), jednak później czterokrotnie spadał do II ligi i rozpaczliwie walczył, by nie zbankrutować.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
A sześć lat temu był o 180 minut od piątego spadku i właśnie wtedy rozpoczęła się sportowa odbudowa klubu znad Menu.
Eintracht Frankfurt – droga do Ligi Mistrzów
Kto wie, gdzie byliby dzisiaj Die Adler, gdyby w maju 2016 to FC Nuernberg wygrało dwumecz barażowy o 1. Bundesligę? Ekipa z Frankfurtu skończyła 16. i musiała dodatkowo bić się o pozostanie w elicie. Dzięki remisowi 1:1 i zwycięstwu 1:0 uniknięto degradacji, ale widoków na przyszłość nie było. I nie dlatego, że przysłaniały je drapacze chmur z „Menhattanu”…
Drużyna wymagała zmian i misję ratunkową powierzono Frediemu Bobiciowi, byłemu napastnikowi reprezentacji Niemiec po czterech latach dyrektorowania w VfB Stuttgart.
– Bobić tak pasuje do Frankfurtu jak tradycja do Red Bulla – takim transparentem wywieszonym już w trakcie spotkania z zespołem z Norymbergi przywitano nowego prezesa do spraw sportowych.
Kibice nie dawali Bobiciowi zaufania, a szefowie pieniędzy na transfery. 2,5 miliona euro – tyle wynosił budżet na zakupy Eintrachtu tuż po wyszarpanym utrzymaniu. Może bieda nie piszczała, ale o sprawdzaniu pogody dla bogaczy też nie było mowy. Trzeba było szukać okazji, dlatego Niemiec zaczął od zatrudnienia szefa skautów, którego podebrał Hamburgerowi SV. To była najlepsza decyzja w trakcie jego pięcioletniej kadencji.
Ben Manga – w przeszłości piłkarz m.in. Fortuny Duesseldorf – był już zdecydowany na dołączenie do HSV, ale dawny znajomy z VfB jakimś cudem namówił go do zmiany zdania. Zamiast nad Łabą, zamieszkał nad Menem.
– Jeżeli ktoś strzela trzy gole, jest dobry, tylko wszyscy to widzą. Moją robotą jest dostrzec niuanse niewidoczne dla innych – tak krótko opisał swoją robotę Manga na łamach Kickera.
W dużym stopniu dzięki niemu udawało się za grosze sprowadzać zawodników, którzy najpierw gwarantowali wynik na boisku, a następnie w bilansie finansowym. Wyszukiwali piłkarzy do odbudowy albo młodych z wielkich klubów, w których musieliby na szansę czekać, czekać i czekać, a i tak nie wiadomo, czy by ją wreszcie dostali. Szczególnie na napastnikach ubijali złote interesy:
- Sebastien Haller kupiony za 7 milionów i sprzedany za 50 milionów
- Luka Jović kupiony za 23 miliony i sprzedany za 63 miliony, a następnie wypożyczony z powrotem za milion
- Andre Silva wykupiony za 3 miliony i sprzedany za 23 miliony
Według raportu Deloitte, kiedy Bobić odchodził do Herthy Berlin w czerwcu 2021, wpływy z transferów stanowiły połowę rocznych przychodów Eintrachtu. A z pieniędzmi szły wyniki, bo od 2016 roku Die Adler zdobyły Puchar Niemiec (pierwsze trofeum klubu od 30 lat) i wygrały Ligę Europy (42 lata po triumfie w Pucharze UEFA), a ponadto wystąpiły w finale krajowego pucharu i półfinale LE. A przed nimi debiut w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Co prawda 11. pozycja w minionym sezonie 1. Bundesligi nie powala na kolana, ale to cena za rewolucję ostatniego lata i zwycięstwo w LE. Poza Bobiciem z Eintrachtu odszedł trener Adi Huetter (do Borussii Moenchengladbach), którego zastąpił Oliver Glasner i potrzebował czasu do ogarnięcia wszystkiego. Ekipa z Frankfurtu prędziutko odpadła z Pucharu Niemiec (wyeliminowana przez III-ligowy Waldhof Mannheim), a w lidze premierowo wygrała dopiero w 7. kolejce. Z kolei wiosną, kiedy tylko na horyzoncie zamajaczyła okazja do sukcesu w LE, zupełnie odpuszczono sobie krajowe podwórko. W 2022 roku Die Adler zdobyli ledwie 15 punktów, dwa więcej od Greuther Fuerth, spadkowicza.
Trzeba szukać gdzie indziej
Pewnie bez ryzyka można rozgrywki 2021/22 określić jako przejściowe, ale tylko sportowo. Finansowo Eintracht harmonijnie rośnie w siłę, o co dba rządzący od 22 lat prezes Peter Fischer. W 2021 roku osiągnięto 60-procentowy wzrost przychodów komercyjnych na przestrzeni poprzednich pięciu lat. Na korzystnych warunkach przedłużono umowę z firmą Indeed, sprzedano miejsca na rękawach DPD i prawa do nazwy stadionu Deutsche Bankowi, zainicjowano partnerstwo z Uberem.
Władze Eintrachtu doskonale zdawały sobie sprawę, że do rywalizacji z najlepszymi trzeba pieniędzy, a że nie mogły liczyć na rodzinną fortunę właściciela, zaczęły szukać alternatywnych źródeł dochodu. W 2019 roku powołano do życia EintrachtTech, spółkę technologiczną zależną od klubu, której kierowanie powierzono Timmowi Jaegerowi, w przeszłości konsultantowi strategicznemu w Boston Consulting Group i liderowi zespołu planowania w BMW Group.
– Ponieważ nie mamy inwestorów zewnętrznych i nie występujemy w Lidze Mistrzów każdego roku, jesteśmy w mniej korzystnej sytuacji finansowej. Chcielibyśmy rywalizować z tymi najmocniejszymi na boisku i aby móc pozyskać najlepszych piłkarzy, musisz być konkurencyjny również ekonomicznie. To był powód, dla którego powiedzieliśmy: „OK, musimy być bardziej innowacyjni niż inni, bardziej cyfrowi niż reszta” – wyjaśniał Jaeger portalowi SportsPro.
Ale co to znaczy konkretnie? Przede wszystkim stworzono aplikację Mainaqila, która łączy w sobie treści na temat Eintrachtu, sprzedaż biletów, e-commerce i narzędzia do angażowania kibiców. To kluczowy projekt. Dzięki niemu Die Adler nie tylko nawiązują kontakt z fanami, lecz także gromadzą dane, które pomagają coraz lepiej zaspokajać ich potrzeby. W większości klubów sprzedaż biletów czy gadżetów odbywa się za pośrednictwem zewnętrznych platform i to one zbierają informacje o nabywcach, nie kluby.
– A my mamy własnych analityków danych w EintrachtTech. Jesteśmy właścicielami każdego cyfrowego punktu kontaktu z kibicem, generujemy wiele informacji i możemy naprawdę stworzyć kompleksowy obraz każdego fana. Pod względem jego preferencji zakupowych, dotyczących treści itp. – tłumaczył Jaeger.
Ponadto poprzez Mainaqilę użytkownicy mogą kupować bilety komunikacji publicznej, ubezpieczenia czy taryfy energetyczne.
To nie wszystko, bo we współpracy z Deutsche Bankiem oraz Mastercard stworzono systemem płatności przeznaczony dla kibiców Eintrachtu – Mainpay. Co fundamentalne, to cyfrowy portfel działający poza stadionem, na zasadzie Apple Pay czy Google Pay, więc można dzięki niemu płacić w zwykłym sklepie, zupełnie nie związanym z Die Adler.
📲💳 Ob Merle oder Amin, ob Peter oder Axel, ob du oder ich – mainpay kann jeder. Einfach und schnell auf deinem Smartphone.
Eintracht Frankfurt, @DeutscheBank und @MastercardDE erklimmen die nächste große Stufe in Eintracht Frankfurts Digitalisierungsstrategie 👇#SGE
— Eintracht Frankfurt (@Eintracht) July 19, 2021
Działacze z Frankfurtu zarabiają również na stadionie – Deutsche Bank Park. Jak podawał Bild, od maja do września na stadionie było lub będzie 18 imprez, najwięcej w Europie. Dla porównania w tym czasie:
- na Stade de France w Paryżu – 15
- na Wembley w Londynie – 13
- na RheinEnergieStadion w Kolonii – 6
- na Allianz Arena w Monachium – 6
Zgodnie z wyliczeniami niemieckiego dziennika, wynajmowanie obiektu na wydarzenia muzyczne generuje pięć milionów euro dochodu dla Eintrachtu, a po odliczeniu kosztów zostaje trzy milionów zysku.
Według raportu Deloitte za ostatni przedpandemiczny sezon Die Adler pierwszy raz w historii znaleźli się wśród 20 najbogatszych klubów Starego Kontynentu. Pandemia uderzyła w finanse, zamknięte trybuny oznaczały stratę mniej więcej 70 milionów, ale na ostatniej edycji LE zarobiono 30 milionów, a kolejne 30 milionów pojawi się na koncie z okazji występu w fazie grupowej LM.
Słowem – można się spodziewać, że Eintracht niedługo znów znajdzie się wśród najbogatszych.
To wszystko rzecz jasna wpływa na popularność Die Adler. Gdy w 2000 roku Fischer obejmował stanowisko, klub z Frankfurtu miał pięć tysięcy członków. W trakcie minionego sezonu osiągnięto 100 tysięcy. Wcześniej tylko czterem drużynom w Niemczech udało się dobić to tego poziomu – Bayernowi Monachium (293k), Borussii Dortmund (157k), Schalke 04 Gelsenkirchen (160k) i FC Koeln (115k).
Wyjście z grupy – standard
W gabinecie prezesa do spraw sportowych nie ma Bobicia, za to jest wyciągnięty z Lipska Markus Kroesche, który ze wsparciem Mangi idzie już wytyczoną ścieżką. Na samym starcie swojej kadencji ściągnął za darmo Rafaela Borre (strzelca gola w finale z Rangersami), wypożyczył na półtora roku Ansgara Knauffa z Borussii Dortmund czy zapłacił 7 milionów euro Broendby za Jespera Lindstroema. Natomiast tego lata wyłożono 6 milionów za Lucasa Alario, 4 miliony za Maria Goetzego czy 2,5 miliona za Hrvoje Smolcicia oraz za 10 milionów wykupiono Jensa Pettera Hauge i za 3,5 miliona Kristijana Jakicia. Ewidentny progres w zestawieniu z debiutanckim oknem transferowym Bobicia i Mangi, co nie znaczy, że zrezygnowano z wypożyczeń. Ot, wyszperano z Juventusu Lukę Pellegriniego czy z Paris Saint-Germain Juniora Dinę Ebimbe.
W fazie grupowej LM Eintracht zmierzy się z Tottenhamem, Sportingiem Lizbona i Olympique Marsylia – poważni przeciwnicy, ale przecież w drodze po LE Die Adler musieli uporać się z Betisem, Barceloną czy West Hamem. Solidne przetarcie.
Od rozgrywek 2014/15 zwycięzca LE występuje w następnym sezonie w LM i fani zespołu z Frankfurtu mogą czuć optymizm, biorąc pod uwagę historię. Oto bilans triumfatorów LE w LM:
- 15/16: Sevilla – 3. miejsce w grupie
- 16/17: Sevilla – 1/8 finału
- 17/18: Manchester United – 1/8 finału
- 18/19: Atletico Madryt – 1/8 finału
- 19/20: Chelsea – 1/8 finału
- 20/21: Sevilla – 1/8 finału
- 21/22: Villarreal – półfinał
Jak widać, tylko raz nie udało się zakwalifikować do fazy play-off, więc nad Menem mogą oczekiwać, że w najbliższych miesiącach udane mecze w LM jeszcze podkręcą tempo rozwoju Eintrachtu.
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Lewandowski wraca do Monachium. Smaczki losowania Ligi Mistrzów
- Liga Mistrzów w Warszawie. Wiemy, z kim zagra Szachtar Donieck
foto. Newspix