Najciekawszy punkt środowej prasówki? “Rozprawa” Jana Urbana z Górnikiem Zabrze i Lukasem Podolskim. Trener zdradza kulisy rozstania ze śląskim klubem i to, jaką rolę odegrał w tym Niemiec.
Sport
W Zabrzu w końcu mają mieć cztery trybuny.
W tym roku mają się rozpocząć prace przy budowie czwartej trybuny stadionu Górnika Zabrze, gotowa ma być w 2025. – Kiedy patrzymy na grę naszych zawodników, aż się chce budować – mówi prezydent miasta Małgorzata Mańka-Szulik. […] Nowa trybuna będzie zarazem główną. To tam znajdzie się wejście główne na arenę, która po zakończeniu budowy będzie miała pojemność 32 tys. miejsc. – Planujemy oddanie obiektu do użytku na przełomie pierwszego i drugiego kwartału 2025. Dokumentację projektową mamy od 2011, wraz z pozwoleniem na budowę. Są zrobione kosztorysy inwestorskie i z nich wychodzi, że powinno nam pieniędzy wystarczyć – zaznaczył. Przyznał, że krzesełka z burzonej trybuny zostaną sprzedane kolekcjonerom.
Damian Kądzior ostatecznie trafi do Lecha Poznań? Jest kolejna oferta.
Sytuacja zmieniła się w ostatnich dniach, a może i godzinach. Damian Kądzior rozegrał w niedzielę bardzo dobry mecz przeciwko Stali Mielec, a w Poznaniu chyba uważnie go oglądali, bowiem na Okrzei dotarła kolejna tego lata oferta, tym razem przekraczająca pół miliona euro. Profesjonalne podejście to jedno, ale przy Okrzei mają problem. W klubie też są już zmęczeni tą sytuacją i myślano, że temat został odłożony przynajmniej do zimy. Okno transferowe zamyka się za tydzień i trzeba podjąć konkretną decyzję. W klubie muszą rozważyć wszelkie za i przeciw. Taki piłkarz jak Kądzior byłby bardzo potrzebny drużynie, ale z drugiej strony widać, że pomocnik chciałby odejść do mistrza Polski, a poza tym Piast sfinalizował niedawno powrót Jorge Feliksa i dopina jeszcze jeden transfer tego lata.
Wiceprezes Ruchu Chorzów o aktualnościach i Wielkich Derbach Śląska.
Zahaczyłem o rezerwy, ale kibiców elektryzują przede wszystkim derby z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski. Mają odbyć się przy udziale ponad 400 fanatyków Górnika. Nie mieliście wątpliwości, by otwierać na ten mecz sektor gości?
– Żadnych. Chcemy jeździć wszędzie, być przyjmowani wszędzie, więc wszystkich tych, którzy chcą się pojawić u nas, będziemy przyjmować. Wiadomo, że jest to mecz podwyższonego ryzyka, więc liczba biletów dla gości jest ograniczona do przepisowych 5 procent całej puli.
To dla Ruchu duże wyzwanie organizacyjne?
– Nie wydaje mi się, by ten mecz odbiegał wiele choćby od majowego finału baraży z Motorem Lublin, który też miał status imprezy masowej podwyższonego ryzyka. Pamiętaliśmy, co zadziało się z Motorem kilka miesięcy wcześniej (przy sektorze gości doszło nawet do szarpaniny między kibicami Ruchu i Motoru – dop. red.). Jesteśmy przygotowani. Jasne, że ten mecz wymaga od nas odpowiedniego zabezpieczenia. Raczej podchodzimy do tego jak do święta – w dobrym tego słowa znaczeniu. Cieszymy się, a nie odbieramy tego jako jakiś twardy orzech do zgryzienia.
W sierpniu były 4 mecze w 12 dni. Teraz 8 dni oddechu – i 4 mecze w 13 dni. Czujecie, że Ruch gra z ponadprzeciętną częstotliwością, czy wszystko jest OK?
– Trzeba byłoby przeanalizować, jak rozkłada się terminarz w przypadku innych drużyn. Nie wnikaliśmy w to, ale zdążyliśmy zauważyć, że Zagłębie Sosnowiec przed meczem z nami będzie miało 2 dni odpoczynku. Oczywiście nie będziemy płakać, mazgaić się, ale fajnie byłoby, gdyby wszyscy byli traktowani tak samo, mieli podobny terminarz i możliwość równej rywalizacji. Zdajemy sobie sprawę, że nie jest to łatwe do zorganizowania. Podbeskidzie też będzie miało od nas 2 dni więcej. Przy takim nagromadzeniu meczów każdy dzień ma znaczenie dla regeneracji. Ale nic z tym nie zrobimy. Musimy przyjąć to, co jest, a jeśli będziemy widzieć coś strasznie ewidentnego na naszą niekorzyść, to będziemy reagować.
Dariusz Dudek o porażce 0:5 z GKS-em Tychy.
Rzeczowo ocenił spotkanie także Dariusz Dudek, który musiał przełknąć bolesną porażkę, bo choć w minionych siedmiu kolejkach Sandecja jeszcze nie zaznała smaku zwycięstwa, to przecież pięć razy zremisowała. – Na pewno to był nasz najsłabszy mecz odkąd pracuję w Sandecji – podkreślił trener zespołu z Nowego Sącza. – Wyjątkowo słabo zagraliśmy w defensywie. Na początku kontrolowaliśmy mecz i można powiedzieć, że pierwsza połowa nie wyglądała najgorzej w naszym wykonaniu. Wydawało się, że jesteśmy bliscy strzelenia gola. Niestety w 45 minucie przydarzył się fatalny błąd w kryciu i straciliśmy bramkę, która spowodowała, że na drugą połowę wyszliśmy z chęcią odbudowania się. Niestety indywidualne, proste błędy i czerwona kartka, która nas dobiła, zamknęły nam drogę do odrobienia strat.
Super Express
Nic ciekawego.
Fakt
Czesław Michniewicz spotka się w Barcelonie z Robertem Lewandowskim.
Selekcjoner już rozpoczął tradycyjne tournée, by spotkać się z kadrowiczami jeszcze przed zgrupowaniem, a dziś będzie miał okazję zobaczyć w akcji kapitana reprezentacji. Michniewicz pojawi się na towarzyskim meczu Barcelony z Manchesterem City i po raz pierwszy z wysokości trybun obejrzy grę Roberta Lewandowskiego (34 l.) w nowych barwach. A że „Lewy” coraz lepiej czuje się w zespole Xaviego (42 l.), to selekcjoner może liczyć na to, że zobaczy kilka efektownych akcji w wykonaniu swojego najlepszego piłkarza. Panowie pewnie będą też mieli okazję spotkać się chwilę po meczu i spokojnie porozmawiać. W końcu przygotowania do mistrzostw świata za chwilę wkroczą w decydującą fazę i już powoli trzeba podejmować najważniejsze decyzje. I choć ostatnie zdanie zawsze należy do trenera, to nie jest tajemnicą, że nawet najwięksi selekcjonerzy konsultują swoje pomysły z najważniejszymi piłkarzami.
Przegląd Sportowy
Jan Urban mocno o pracy w Górniku Zabrze i Lukasie Podolskim.
Z dwóch ostatnich klubów – Śląska i Górnika – został pan zwolniony, kiedy mało kto się tego spodziewał. We Wrocławiu drużyna zaczynała wychodzić na prostą, a w Zabrzu wywalono pana tuż po rozpoczęciu przygotowań do sezonu.
No tak, rzeczywiście w Polsce można trenerowi skutecznie wybić piłkę z głowy. Przykre, szczególnie że w Zabrzu czułem się jak u siebie, bo przecież z Górnikiem spędziłem wiele lat jako piłkarz i sporo osiągnąłem, a na koniec dostałem kopniaka. Zabolało, ale tłumaczę sobie, że wyrzucili mnie ludzie, którzy nie chcieli ze mną pracować. Nie miałem na to wpływu, nie decydowały wyniki, jednak można było tę kwestię załatwić inaczej. Ale taki jest futbol – trzeba się mierzyć i radzić sobie z przykrymi sytuacjami. W czerwcu dostałem obuchem w głowę. Wydawało mi się, że przede mną i Górnikiem jest do zrobienia kolejny krok po udanym sezonie. Wiedzieliśmy, co trzeba poprawić – przede wszystkim grę defensywną, bo co z tego, że w poprzednich rozgrywkach wiele goli strzelaliśmy, skoro też bardzo dużo traciliśmy (Górnik skończył sezon 2021/22 z bilansem bramkowym 55–55 – przyp. red.) i mieliśmy nad tym pracować. No ale w tym przypadku robi to już nowy trener, dla którego to też było oczywiste. Początek nowego sezonu jest podobny do tego, co było. Górnik dalej strzela i traci (po pięciu meczach bilans bramkowy 7–7 – przyp. red.).
Żal minął?
To przykra sytuacja, ale nie będę teraz chodził, płakał i się skarżył. Dotąd niewiele wypowiadałem się w mediach w tej kwestii, decyzję podjęły osoby, które widziały inny kierunek rozwoju dla Górnika, odmienny sposób budowania i funkcjonowania drużyny. To normalna rzecz w piłce. Spotykałem się z czymś takim, że przychodzi nowy prezes i chce się otoczyć swoimi ludźmi. Nienormalne było tylko to, że zwolniono mnie tuż po rozpoczęciu przygotowań do sezonu.
Zawiódł się pan na Lukasie Podolskim, który nie wstawił się za panem w konfrontacji z prezesem?
Dobrze nam się współpracowało, dużo i często rozmawialiśmy – na różne tematy. Podolski opowiedział się po drugiej stronie, mówiąc, że nie chciałby kolejnemu prezesowi tłumaczyć swojej koncepcji na pobyt w Górniku. Nie bardzo rozumiem, co i dlaczego piłkarz miałby tłumaczyć szefowi klubu, skoro ma podpisany kontrakt. Powiedział też, że dziwi go to całe poruszenie, które nastąpiło po moim zwolnieniu, bo takie rzeczy dzieją się na całym świecie. Zgoda, ale są zwolnienia normalne, nienormalne i zaskakujące. To moje do normalnych nie należało. Ciekawe, jak on by się czuł, gdyby w taki sposób został potraktowany w Köln. Niech gra w piłkę, zamiast pouczać innych, starszych od siebie. Żalu nie czuję, ale nie przejdę nad tym do porządku dziennego, ponieważ na razie to ja coś zrobiłem dla Górnika i zapisałem się w historii tego klubu, a on dopiero na to pracuje.
Czy miał pan propozycję pracy po zwolnieniu z Górnika?
Telefon nie miał prawa zadzwonić, przecież zdymisjonowano mnie zaraz po rozpoczęciu przygotowań. Wszędzie wszystko było już poukładane, sztaby skompletowane, każdy szykował się do rozgrywek. Nie wykluczam powrotu na trenerską ławkę.
David Balda, były dyrektor Rakowa, o meczu ze Slavią.
Niektórzy kibice zastanawiali się, dlaczego Slavia zagrała bez typowego napastnika, a najbardziej ofensywnym piłkarzem był nominlany ofesnywny pomocnik Ondřej Lingr.
To jeszcze nie było takim zaskoczeniem, bo Lingr czasami występuje na tej pozycji, więc nie tutaj tkwił problem Slavii. Nie wiem, co w środku defensywny robił bardzo słaby Eduardo Santos, który popełniał błędy i zmniejszał pewność siebie drużyny, kiedy była przy piłce. Oscar Dorley wypadł z lewej obrony po kontuzji, a po drugiej stronie boiska grał Ivan Schranz, który w ogóle nie występuje na tej pozycji. Tak więc jej skład wyglądał co najmniej dziwnie. Byłem zaskoczony, że Trpišovsky nie postawił na doświadczonych zawodników, mających za sobą występy w pucharach i reprezentacji. Brakowało mi w jedenastce Lukaša Masopusta, Stanislava Tecla, Ibrahima Traore. Kiedy spojrzałem na ten skład, wiedziałem, że Raków wygra.
Widział pan bardziej słabość Slavii czy siłę Rakowa?
Slavia takim składem sama odebrała sobie część potencjału, ale Raków oczywiście zagrał dobrze. Zespół Papszuna na boisku był spokojny, przy własnej publiczności czuł się komfortowo, Slavia nie wywierała na niego presji.
Jak pan widzi rewanż?
Wiele będzie zależało od tego, co się wydarzy w pierwszych piętnastu, dwudziestu minutach. Jeśli w tym czasie Slavia nie strzeli gola, bardzo wzrosną szanse Rakowa. Drużyna Papszuna jest bardzo solidna w obronie, gra spokojnie, pewnie, a u Czechów pojawią nerwy. Dlatego spodziewam się, że w Pradze gospodarze od początku będą mocno naciskać, podkręcą tempo, aby jak najszybciej zdobyć bramkę. I wyłączą Lopeza. Bez Hiszpana w ofensywie Raków jest bezzębny. Tym bardziej, kiedy nie ma na boisku dwumetrowego Petraška, częstochowianom trudniej o trafienie po stałym fragmencie i jeszcze mocniej gra w ataku uzależniona jest od Lopeza. I Tudora.
Radosław Kałużny o Jacku Góralskim w Niemczech.
Kiedy usłyszałem, że Jacek Góralski wybiera się do „mojej” Bundesligi, pomyślałem: jeśli stanie się to faktem – dobry ruch. Spokojnie da sobie radę, bo liga niemiecka jest dosyć twarda, a Góralowi w to graj. Jak opowiadałem – on nie zatrzymuje się, bo nawet, kiedy stoi, to truchta. Gdy nie biega, robi kilka kilometrów. Stanie ewidentnie go męczy. Poza tym jest silny i swoje na boisku wyczyści, poczesze. Kwestia, czy będzie miał ludzi do grania? Wpierniczyć się, odebrać piłkę, odegrać do najbliższego – niby wąska specjalizacja, lecz i tacy też są potrzebni. Jak niegdyś ja. W swoich zespołach byłem wśród trzech, czterech ludzi od czarnej roboty, kolejną grupkę tworzyli ci, którym piłka nie odskakiwała przy przyjęciu, a skład uzupełniali grajkowie z wiedzą i umiejętnościami, co z tą piłką zrobić. Od zawsze mówię, że taki toporek jak ja potrafił zagrać w Bundeslidze i na jej zapleczu z 80 meczów.
Jak 18-letni Marcel Ruszel trafił z USA do Torino?
Pod koniec lipca tego roku Marcel otrzymał ofertę nie do odrzucenia. Do rodziców piłkarza zadzwoniono z Włoch. Ich synem zainteresowało się Torino, które chciało go zakontraktować, i to bez testów. Propozycja od początku wydawała się strzałem w dziesiątkę, tym bardziej że Marcel chciał (znowu) grać w Europie. – Byłem w szoku. Wstałem rano na trening, patrzę na telefon, a tam pięć czy dziesięć nieodebranych połączeń od rodziców. Spanikowałem, myślałem, że stało się coś złego. Okazało się, że Torino dzwoniło. Chcą mnie w swoim zespole bez przechodzenia żadnych testów. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. To najlepsza oferta, jaką kiedykolwiek otrzymałem. Decyzję o przenosinach podjęliśmy w mgnieniu oka – wspomina Ruszel. Przymierzany był do drużyny Primavery. Marcel spędził w drugim zespole dwa tygodnie, po czym wyjechał z pierwszą drużyną na obóz na kolejne dwa. Po tym czasie otrzymał propozycję, aby wziąć udział w zgrupowaniu seniorskiego zespołu w Austrii. Polak był w szoku. Ruszel zaprezentował się na tyle dobrze, że przed początkiem ligi codziennie rano trenował z pierwszym zespołem, a wieczorami z drugim. Dla niego to ogromne wyróżnienie, tym bardziej że z „jedynką” na ogół pracuje trzech, może czterech zawodników z drugiej drużyny. […] – Bardzo liczyłem na debiut w MLS, a sądzę, że było blisko. Dobrze prezentowałem się w zespole do lat 19 czy później w drugiej drużynie. Byłem tam jednym z młodszych chłopaków, ale mimo to raz wziąłem udział w treningu pierwszego zespołu. Myślę, że z czasem zagrałbym w MLS, ale pojawiła się oferta z Torino – kończy Polak.
fot. FotoPyK