Weekendowa prasa to zapowiedź ligowych potyczek, ale też spory wywiad z Grzegorzem Krychowiakiem. Pomocnik reprezentacji Polski odnosi się do swojej formy w meczach kadry czy transferu do Arabii Saudyjskiej.
Sport
Kevin Broll nabroił, więc do bramki Górnika Zabrze wraca Daniel Bielica.
Absencja Brolla to duża szansa dla 23-letniego Daniela Bielicy. Rok temu zabrzanin wrócił do swojego klubu po rocznym wypożyczeniu do Warty Poznań, gdzie zadebiutował w ekstraklasie. Po odejściu Martina Chudego Górnik postanowił sprowadzić bardziej doświadczonego golkipera, jakim jest, czy raczej był Grzegorz Sandomierski (w nowym sezonie będzie grał w greckim Levadiakosie). Z byłym reprezentantem Polski pożegnano się jeszcze przed końcem ubiegłego sezonu. W poprzednich rozgrywkach wystąpił w 20 spotkaniach, w pozostałych 14 bronił Bielica. Wieść niesie, że nowy trener – po przeanalizowaniu wszystkiego – postanowił szybko sprowadzić nowego bramkarza. Padło na Kevina Brolla, który nie popisał się ostatnio. Teraz, jak w zeszłym sezonie, znowu do bramki „wskakuje” Bielica. – Zagrał już swoje mecze w ekstraklasie. To co na treningu pokazuje to jest wszystko w porządku. Tutaj nie ma obawy, że wejdzie do bramki, bo takie rzeczy z bramkarzami się zdarzają. W „Białym” mamy bramkarza, który też z powodzeniem może dać sobie radę – podkreśla trener Gaul.
Ligowy klasyk, czyli mecz Legia – Górnik, okiem Marka Kostrzewy.
Jakie wspomnienia budzi u pana zbliżający się mecz Legii z Górnikiem?
– Miałem to szczęście, że grałem w Górniku, który rządził i dzielił w polskiej piłce, rok po roku sięgając po mistrzostwo. Wszystkie drużyny, z Legią włącznie, były tylko tłem dla zespołu, który w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych, bo tak wtedy nazywała się ta prawdziwa Liga Mistrzów, walczył z Bayernem Monachium czy Realem Madryt. A teraz po trofeum najlepszej drużyny na Starym Kontynencie może sięgnąć zespół, który nie był mistrzem swojego kraju. Trudno mi się z tym pogodzić, tak samo jak nie mogę zrozumieć dziennikarzy i kibiców nazywających klasykiem mecz Widzewa z Legią. W tym sezonie w polskiej lidze klasyk jest tylko jeden. Legia 15 razy sięgnęła po mistrzostwo Polski, a Górnik 14 razy. Także w pucharowym zestawieniu Legia i Górnik są na czele, a o ich meczach krążą wśród kibiców opowieści i legendy związane z najwybitniejszymi polskimi piłkarzami. Nie ukrywam więc, że czekając na mecz w Warszawie – jak przystało na pełnoprawnego emeryta – wspominam sobie miłe dla mnie chwile. Na przykład mecz z 26 sierpnia 1987 roku, kiedy w Warszawie po golu Janka Urbana wygraliśmy 1:0, a sezon zakończyliśmy z przewagą 11 punktów nad wicemistrzem, GKS-em Katowice, i 12 „oczek” nad Legią.
Jaka będzie przyszłość Maksymiliana Sitka?
Mało tego, podobno nazwisko Sitka trafiło do notesów skautów klubów zagranicznych, takich, jak np. AZ Alkmaar, czy FC Kopenhaga. W grę wchodzi również kierunek turecki. Na razie jednak żadna oficjalna oferta do Podbeskidzia nie wpłynęła, a Maksymilian Sitek, na szczęście dla bielskiego zespołu, nie zajmuje sobie głowy spekulacjami, choć do końca okienka transferowego pozostaje coraz mniej czasu. Od początku tego sezonu gra dobrze, co udowodnił w ostatnim spotkaniu. To po jego świetnym, prostopadłym podaniu Kamil Biliński strzelił piękną bramkę w Głogowie, która dała bielszczanom cenne zwycięstwo. Ponadto Sitek ma na swoim koncie jedno trafienie. Gola strzelił w Tychach, pieczętując zwycięstwo Podbeskidzia 4:1. Pewnie w najbliższych dniach przyszłość Maksymiliana Sitka się wyjaśni. Z całą pewnością kibice spod Klimczoka chcieliby, by ten zawodnik został w klubie i pomógł w walce o awans do ekstraklasy.
Trwa seria Ruchu Chorzów.
Ale te serie na razie wciąż trwają; Ruch w tym roku przegrał przecież ledwie raz, 23 kwietnia u siebie z Radunią Stężyca 0:1. Poza tym w meczach o stawkę zanotował 13 zwycięstw i 9 remisów. Ani razu w 2022 nie poniósł porażki na wyjeździe. Ta ostatnia zdarzyła się 5 grudnia, w ostatniej ubiegłorocznej kolejce II ligi – co ciekawe, również w województwie łódzkim, bo w Bełchatowie (1:2). Po awansie chorzowianie z obu wyjazdów wracali bogatsi o 3 punkty, uzyskując je w Głogowie i Rzeszowie. Dziś są ostatnim zespołem spośród wszystkich grających na dwóch najwyższych szczeblach rozgrywkowych, który w tym sezonie nie znalazł jeszcze pogromcy. Dziś Ruch zaczyna serię spotkań z silnymi przeciwnikami, a kończy maraton. Będzie to jego spotkanie nr 4 w ciągu ostatnich 12 dni. – Zwykle dwa dni po meczu zawodnicy mają wolne, by mogli się zregenerować, dojść do siebie, ale nie narzekajmy, nie skupiajmy się tylko na tym. Sporo mówi się o terminarzu. Powtarzam, że my możemy grać często, ale niech wszyscy grają w tych samych terminach, mają takie same przerwy. Wtedy byłoby uczciwie, sprawiedliwie i nie byłoby powodów, by cokolwiek komentować – przyznaje trener chorzowian.
Fakt
Dziś nic ciekawego.
Super Express
Szymon Włodarczyk przed meczem z Legią.
– Ciarki chodzą po plecach?
Szymon Włodarczyk: – Nie. Ale mam sentyment do Legii, bo tu stawiałem pierwsze kroki w poważnej piłce. Cieszę się, że teraz będę mógł z nią rywalizować w lidze.
– A może jest żal do siebie, że nie zrobił pan wszystkiego, by Legia zaproponowała panu pozostanie?
– Może i mogłem więcej dać z siebie w tych meczach, w których dostawałem szansę, choć nie było ich zbyt wiele: zazwyczaj epizody, w których nie było łatwo młodemu zawodnikowi. A może w Legii po prostu komuś zabrakło większej cierpliwości do mnie?
– Bramka na Legii też jest w planach? Zepsułby pan koledze akcję „Murowane pomaganie”…
– Oczywiście, że jest w planach. Po to gram! A teraz chcę ustrzelić kumpla z ławki (śmiech)! Kacper co prawda wie, jak strzelam, ale ja z kolei wiem, jak on broni i gdzie celować.
Przegląd Sportowy
Grzegorz Krychowiak w dłuższej rozmowie z “Przeglądem Sportowym”.
A jak podszedłeś do decyzji Macieja Rybusa, który zdecydował się nie opuszczać Moskwy?
Nie każda decyzja jest tylko czarna albo tylko biała. Wiele czynników ma wpływ na to, że podejmuje się takie, a nie inne kroki. Maciek podjął decyzję i jako kolega z reprezentacji ją szanuje.
Co przede wszystkim zadecydowało o podpisaniu kontraktu z Al-Shabab?
To dla mnie nowe doświadczenie. Nowa liga, nowe miejsce, nowa kultura, nowy język. Przed podjęciem decyzji o przenosinach rozmawiałem z moim kolegą Everem Banegą. Opowiadał mi, że poziom jest bardzo dobry, a zespół chce grać w piłkę, co mi jak najbardziej odpowiada. Są oczywiście pewne niewiadome, ale tak jest zawsze przed rozpoczęciem gry w nowym klubie.
Jak zareagowałeś na opinie, że jeden reżim zamieniłeś na drugi?
Trudno mi za każdym razem analizować sytuację polityczną kraju, do którego przychodzę. Jest wiele państw, które są w stanie wojny, czy to w Afryce, czy na Bliskim Wschodzie. Jako piłkarz staram się podejmować pewne kroki. Tak jak to miało miejsce w trakcie gry w Rosji, gdy sytuacja działa się wręcz na naszych oczach, kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów od Polski. Jest wiele czynników, które biorę pod uwagę, gdy wiążę się z nowym klubem, ale nie jestem w stanie kierować się wszystkimi aspektami. Tak jest m.in. z sytuacją polityczną w danym kraju.
Krytyka naprawdę ot tak po tobie spływa? Przypominam sobie konferencję prasową po barażu ze Szwecją. Było widać po tobie, że nieprzychylne opinie po meczu ze Słowacją na EURO 2020 naprawdę mocno w tobie siedziały.
Wydaje mi się, że w pewnym momencie trzeba to zaakceptować i powiedzieć sobie, że to jest część piłki. Z drugiej strony nie można zawsze robić z Krychowiaka kozła ofiarnego i powtarzać, że to jego wina. Dlatego w pewnym momencie trzeba na to zareagować i powiedzieć, że jak źle gramy, to nie musi to być przeze mnie. Trzeba znaleźć odpowiedni balans między odcięciem się od pewnych spraw a tym, by nie dać pozwolić innym na zbyt dużo.
Jak działacze obserwują piłkarzy w sieci?
Nasi rozmówcy podkreślają, że choć media społecznościowe są przydatne w zbieraniu informacji przed transferem, to nie powinny być głównym ich źródłem. Tym ma być wywiad środowiskowy – rozmowy z trenerami, którzy prowadzili tego piłkarza, zawodnikami, którzy z nim grali czy nawet dziennikarzami. Kogut w trakcie skautingowych wypraw najczęściej dostaje bilety obok stanowisk prasowych. Postanowił to wykorzystać. W różnych krajach zapoznawał się z dziennikarzami, wymieniał numerami telefonów i dziś w trakcie sprawdzania zawodnika również do nich dzwoni, żeby czegoś się dowiedzieć. Paweł Golański, dbający o politykę transferową Korony jako jej dyrektor sportowy, korzysta ze znajomości wyniesionych z kariery piłkarskiej. – To pomaga, gdy w wielu zakątkach Europy masz zawodników, z którymi grałeś i możesz się do nich odezwać. Dalibora Takaca przed transferem obserwowałem trzy miesiące. Jednocześnie zbierałem o nim informacje. Odezwałem się do Pavola Stano, wtedy trenera Żiliny, z którym grałem. Zapytałem go o Dalibora. Zdobył o nim informacje, przekazał mi i już wiedziałem, że możemy decydować się na transfer. W Koronie mocno dbamy o to, żeby zawodnik pasował charakterologicznie do grupy, jaką zastanie w szatni – tłumaczy Golański. Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni Szczecin, przed transferem stara się dotrzeć do jak największej liczby osób, które znają zawodnika. Dzwoni zresztą nie tylko w przypadku piłkarza, ale i trenera. Zanim w Szczecinie zdecydowali się na Kostę Runjaicia, Adamczuk wybrał numery telefonów Mateusza Klicha i Kacpra Przybyłki, którzy pracowali z nim w Kaiserslautern. Obu podpytywał o tego szkoleniowca. Ostatnim transferem Pogoni jest Leo Borges, 21-letni Brazylijczyk, wychowanek Internacionalu Porto Alegre. Teren trudny do weryfi kacji, ale zawodnik przez sezon występował też w drużynie Porto B. – Znaliśmy trenera, który w Porto przez pół roku pracował z Borgesem. Dzięki temu mieliśmy opinię z pierwszej ręki – przybliża temat weryfi kacji Adamczuk. Pytania zadawane przez niego rozmówcom przy okazji transferów nie zmieniają się. Jak zawodnik reaguje przy słabych wynikach drużyny? Jak wtedy, kiedy ma usiąść na ławce? Udziela się w grupie czy jest odludkiem? A może ciągle ma coś do powiedzenia trenerowi? Lubi pracować czy leser?
Piotr Soczewka, kierownik Wisły Płock, o swoim klubie.
Ten pierwszy awans z Wisłą w 1994 roku to jest pana najpiękniejsze, najwspanialsze piłkarskie wspomnienie?
Tak, rzeczywiście. Wtedy Nafciarze pierwszy raz w historii awansowali do Ekstraklasy. Zrobiliśmy to praktycznie samymi wychowankami, więc taka sytuacja pewnie już nigdy się nie powtórzy. W tamtym czasie pojawił się „boom” na Wisłę, jeżeli chodzi o lokalną społeczność. Nagle stadion zaczął zapełniać się po brzegi. Ja jestem w czołówce, jeżeli chodzi o awanse. Czterokrotnie wchodziłem do Ekstraklasy z Wisłą i raz z Górnikiem Łęczna. Przez fakt, że tyle razy notowałem awans do najwyższej ligi, to też kilkakrotnie z niej spadałem.
Od wielu lat patrzy pan na piłkarzy z boku. Zazdrości im pan, że grają w piłkę w tych czasach?
Tak. Mamy mentalność do gloryfikowania swoich czasów. Może się narażę rówieśnikom, ale chętnie zamieniłbym się z dzisiejszymi piłkarzami. Szczególnie te lata 90. były szare dla piłki nożnej. W sporcie obecna była korupcja. Kibice nie przychodzili tak licznie na mecze reprezentacji Polski. Nawet jak grała ona na obiektach Legii czy Widzewa, trybuny nie były zapełnione. Teraz jest zupełnie inaczej. Nowe stadiony, telewizja, media i większa liczba kibiców. Zdecydowanie wolałbym grać w dzisiejszych czasach.
Czego nie miały poprzednie zespoły wiślaków, a ma ten dzisiejszy?
Gdybym powiedział, że ciężka praca sztabu i zawodników, to wiązałoby się z tym, że wcześniej wyglądało to inaczej. To nieprawda. Czasami kiedy jesteś w dołku, trudno podać powód. Podobnie jest, kiedy idzie po twojej myśli. Na to składa się wiele czynników. Przede wszystkim przygotowanie fizyczne, ale również szczęście, bo zawodnicy muszą być zdrowi. Niekiedy występuje również prawo serii. Łatwo się gra, kiedy się wygrywa.
Mocną stroną trenera Staňo jest twarda ręka i dokręcanie śruby. Czy to jest przepis na sukces?
Myślę, że tak. Jego największym atutem jest odwaga. Podoba mi się, że trener chce, aby zespół grał ofensywny futbol. Świetnie przygotował drużynę, co pokazują przebiegnięte kilometry w każdym meczu.
Bartłomiej Farjaszewski o zmianach w Warcie Poznań.
Jak zmieniła się pańska rola, oprócz sprzedanych udziałów i faktu, że nie jest już pan właścicielem? Ma pan więcej czasu, żeby móc się wyłączyć na kilka dni z życia klubu?
Teraz jeszcze nic się nie zmieniło, na to potrzeba czasu. Dalej się wszystkim przejmuję, wciąż obchodzi mnie to, co się dzieje w Warcie. I myślę, że tak zostanie, chociaż w innej roli. W różny sposób wspierać będę ją zawsze. Wiem, że kibicem też pozostanę i tego mi nikt nie zabierze. Obecnie jesteśmy w pierwszym okresie zmian, poza tym trwa okno transferowe. Zmiana właścicielska to może być duży szok. Oczywiście obecnie jest specyficzna sytuacja, ale najważniejsze, by klub nadal się rozwijał.
To nie tak, że pan chciał się pozbyć klubu, bo stał się ciężarem i plecakiem pełnym kamieni, który coraz trudniej unieść? A tak zazwyczaj kojarzymy zmiany właścicielskie w polskich klubach jako pozbycie się niechcianej zabawki.
Zawsze podkreślałem, że klub jest dobrem nadrzędnym i jeśli pojawi się ktoś, kto zagwarantuje środki, aby Warta mogła się dalej rozwijać i realizować to, co sobie założyliśmy, to ja przekażę klub w takie ręce. Z taką sytuacją właśnie mamy do czynienia. Patrząc jednak z pewnej perspektywy, to tak, zgodzę się, że to bardzo nietypowa sprzedaż, jeśli chodzi o klub piłkarski. Dodam jeszcze, że jednym z celów na najbliższe tygodnie, czyli do końca okna transferowego jest sprowadzenie jednego lub dwóch zawodników. Mam na myśli kogoś wybitnie utalentowanego, perspektywicznego do akademii. Rynek jest mocno przebrany i wiemy, że nie jesteśmy pierwszym wyborem, ale mamy swoje atuty i wierzymy, że uda nam się przekonać kogoś o odpowiednich umiejętnościach oraz talencie.
Co znaczy dla pana rozwój Warty? Jak pan widzi ten klub za dwa, trzy lata?
Na pewno musi powstać stadion. Minimum dwukrotnie powinna zwiększyć się baza sponsorów. W ciągu dwóch-trzech lat chciałbym, żeby Warta potrafiła przeprowadzić więcej niż dwa transfery na poziomie 1–2 mln euro.
Rafał Agaciński koordynuje obozy Atletico Madryt w Niemczech. Pomaga też PZPN.
Jest pan jednym z niewielu Polaków, którzy mogą pochwalić się pracą w największych klubach na Zachodzie. Przedstawmy Rafała Agacińskiego.
Pochodzę z Podkarpacia, a dokładniej z Lubaczowa, ale urodziłem się już w Niemczech. Mama była ze mną w ciąży, kiedy rodzice wyjechali z Polski. W domu mówiliśmy po polsku. Rodzice wychowali mnie w polskiej kulturze. Pojawiam się często w rodzinnych stronach. Co wakacje przyjeżdżam odwiedzić bliskich. Praktycznie cała moja rodzina nadal tam mieszka. Wszystkie święta też spędzam w Polsce. Cieszę się i jestem wdzięczny rodzicom, że nauczyli mnie „polskości”.
Wiem, że szuka pan dla PZPN piłkarzy z polskimi korzeniami w Niemczech. Jak zaczęła się pana współpraca ze związkiem?
Trzy lata temu zacząłem skauting dla PZPN. Do współpracy zaprosił mnie Tomasz Rybicki, który jest koordynatorem skautingu na Niemcy. Nasze obserwacje sięgają jednak też Belgii, Holandii oraz Austrii. Razem z nami pracuje jeszcze Grzegorz Juszkiewicz, który mieszka na stałe we Frankfurcie. Grałem na solidnym poziomie w juniorskich drużynach w Niemczech. Wtedy zadzwonił do mnie właśnie Tomasz Rybicki. To był czas, kiedy wspólnie z Maćkiem Chorążykiem startowali z programem „Gramy dla Polski” w Niemczech. Zaprosił mnie na spotkanie najpierw w roli zawodnika. Nie miałem jednak wystarczających umiejętności, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Dlatego moim celem jest pracować w innej funkcji dla wielkiego klubu. Cały czas utrzymywałem kontakt z Tomkiem Rybickim. Kiedy zacząłem studia, zadzwoniłem do niego i zapytałem, czy mógłbym pojechać z nim na obserwację, żeby zobaczyć, jak pracuje. Wyszukiwanie talentów i obserwacja ich rozwoju były czymś, co zawsze mi się podobało. Odbyliśmy kilka takich wypraw. Tomkowi podobały się efekty naszej współpracy, która trwa już trzy lata. Pracując dla PZPN, oglądam tylko mecze na najwyższym poziomie grup młodzieżowych w Niemczech. Są to chłopcy obdarzeni wielkim talentem.
Na co głównie zwraca pan uwagę podczas takiej obserwacji?
Obecnie oglądam drużyny na dość wysokim poziomie. Jeden z takich nieoczywistych aspektów, na które zwracam uwagę, to mentalność. Sprawdzam, jak zawodnik reaguje na błędy na boisku. Obserwuję jego mowę ciała, kiedy straci piłkę lub kiedy drużyna straci bramkę. Prosta rzecz, jak chociażby spuszczenie głowy po nieudanym zagraniu, dużo nam mówi o młodym piłkarzu. Kiedy grają zespoły z dolnych rejonów tabeli, często możemy wypatrzeć wyróżniającego się chłopaka. Wtedy trzeba zadać sobie pytanie: czy on tak samo błyszczałby na tle mocniejszego przeciwnika? Uważam, że mam dobre oko do selekcji tych, którzy by sobie poradzili. Przez te kilka lat widziałem różne poziomy i jestem w stanie ocenić potencjał poszczególnych zawodników.
fot. FotoPyK