Reklama

PRASA. “Porażka z pasterzami z Islandii boli, ale szczytem żenady był Karabach”

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2022, 09:12 • 8 min czytania 20 komentarzy

Sobotnia prasówka skupia się na tematach ligowych i prezentacji Roberta Lewandowskiego. 

PRASA. “Porażka z pasterzami z Islandii boli, ale szczytem żenady był Karabach”

SPORT

Trener Śląska Wrocław Ivan Djurdjević nie ma wątpliwości, że jego zespół w meczu z Koroną Kielce zgubiła zbytnia pewność siebie.

– Nie może brakować pewności siebie, ale przesada też nie jest dobra. Cały czas konieczna jest pełna koncentracja i skupienie, a tego zabrakło. Emocje w drużynie puściły po tym, jak z Pogonią wreszcie, po długim czasie, wygraliśmy spotkanie u siebie. Gdy nie idzie, każdy chce jak najszybciej z tego wyjść, ale nie może pojawić się myśl, że teraz to już wszystko będzie dobrze. Piłka nożna to proces, nie ma łatwych meczów w ekstraklasie, nie można podejść do jakiegokolwiek spotkania inaczej niż ze stuprocentową koncentracją. Tego typu zespoły jak Korona Kielce, Stal Mielec czy Warta Poznań będą bazowały na zorganizowaniu i skupieniu. To dla nas duża lekcja, bardzo staramy się poprawić wszystkie błędy, które popełniliśmy. Nie patrzę tylko na wynik, ale na całokształt gry. W pierwszych dwóch meczach byliśmy skupieni, agresywni, teraz tego brakowało. Teraz widzimy, kto jak reaguje na porażkę, indywidualnie, ale też grupowo. Nastroje się zmieniają, po przegranej jest inaczej niż po zwycięstwie, ale krytyka ani pochwały nie mogą zmienić naszego podejścia i nastawienia przed kolejnym meczem, to element gry. Opinie często bardzo szybko się zmieniają, robi się taki pingpong. Wygramy – wszystko jest dobrze, przegramy – wszystko źle. Jesteśmy świadomi naszej pracy i dobrze się dzieje, że nasz zespół, który się buduje, przechodzi przez różne momenty, dzięki temu dojrzewa i idzie dalej.

Nie ma już Bartosza Nowaka, ale w Zabrzu przekonują, że mają rozwiązanie na niedzielną konfrontację z wicemistrzem Polski.

Reklama

Dobra wiadomość dla zabrzan przed starciem z wicemistrzem i zdobywcą Pucharu Polski jest taka, że do gry wraca już Krzysztof Kubica! Przypomnijmy, w poprzednim sezonie należał do najlepszych młodzieżowców na ekstraklasowych boiskach, zdobywając 9 bramek z czego osiem po uderzeniach głową. Teraz jest już w pełnym treningu. – Znajdzie się w meczowej kadrze, być może na boisku pomoże nam kilka minut, ale oczywiście potrzebuje jeszcze trochę czasu żeby dojść do siebie – podkreśla trener Gaul.

Pytany przez nas czy z racji swojej skuteczności piłkarz nie mógłby być przesunięty na boisku trochę wyżej, zagrać ofensywniej, szkoleniowiec odpowiedział. – Na pewno nie będziemy ułatwiać Rakowowi sprawy i zdradzać wszystkich szczegółów. Po takim meczu jak ten w Radomiu, gdzie wysoko wygraliśmy, to wielu zmian nie będzie, ale jakieś mogą być. Czy jedna, czy dwie, czy trzy, to już zobaczymy – mówi z uśmiechem trener Bartosch Gaul.

Naturalnym zmiennikiem Nowaka wydaje się Dani Pacheco. Dwa tygodnie temu w sparingowym meczu z Ruchem Lwów (4:2) zdobył w końcówce dwa gole. Na razie w lidze niewiele jednak pograł, bo w dwóch meczach bieżących rozgrywek uzbierało mu się raptem 14 minut. Jak będzie i czy doświadczony Hiszpan faktycznie przekona do siebie sztab trenerski, przekonamy się w niedzielę wieczorem.

FAKT

Robert Lewandowski zamieszka tam, gdzie inne gwiazdy Barcelony.

Reklama

Castelldefels pod Barceloną słynie z przepięknej plaży, znakomitych restauracji, umiarkowanych – jak na Katalonię – cen i tego, że kiedyś mieszkali tu Lionel Messi, Luis Suarez (obaj 35 l.) i Ivan Rakitić (34 l.). Teraz dom znalazł sobie tam Robert Lewandowski (34 l.). Na razie tymczasowy, bo zdaniem katalońskiego „Sportu” Polak i jego bliscy pozostaną tu tylko do momentu, aż znajdą sobie lokum na stałe. Nie jest jednak powiedziane, że nie zdecydują się zostać tu na dłużej. Wspomniana na wstępie trójka piłkarzy już się wyprowadziła (w Castelldefels nadal mieszka za to bramkarz Marc Andre Ter Stegen), ale to położone 25 kilometrów od Barcelony miasteczko jest bardzo cenione przez ludzi związanych z biznesem i sportem. Mają tam wszystko, czego potrzebują – oprócz restauracji i wspomnianej już plaży (jednej z najpiękniejszych w całej Hiszpanii) są tam również brytyjskie szkoły, kluby sportowe i fantastyczna marina (port jachtowy). 60-tysięczne Castelldefels jest ponadto świetnie skomunikowane z resztą świata ze względu na umiejscowione w pobliżu lotnisko El Prat. Do Barcelony można stąd dojechać w zaledwie 20 minut.

Jacek Kazimierski ostro o postawie Lecha Poznań.

FAKT: Piłkarze poważnych klubów z poważnych lig są w trakcie przygotowań do sezonu, a mistrz Polski ma już na koncie pięć porażek. Ostatnim pogromcą Lecha okazał się islandzki Vikingur Reykjavik. Wstyd?

Jacek Kazimierski: Albo szambo wylało i wyszło na jaw, że w klubie nie ma chemii pomiędzy zawodnikami i trenerem oraz korespondencji na linii zarząd – szkoleniowiec. Pewnie, że porażka z pasterzami z Islandii boli, ale dla mnie szczytem żenady było, jak dostali piątkę od Karabachu. Lech, zamiast reprezentować nasz kraj, kompromituje go.

Okazało się, że John van den Brom to za byłym trenerem Maciejem Skorżą może najwyżej torbę ze sprzętem nosić…

Doprowadził Kolejorza do mistrzostwa… Wygranie polskiej ligi to nie jest wielka sztuka, ale pracowałem z Maćkiem w Wiśle Kraków i jestem pewien, że nie dopuściłby do tego, żeby Lech grał taką padlinę jak obecnie.

SUPER EXPRESS

Mateusz Wieteska już na “dzień dobry” we Francji może zostać sprawdzony przez Messiego, Mbappe i Neymara.

Clermont zaczyna sezon od mocnego uderzenia. Jak reprezentant Polski wypadnie na tle tak klasowych graczy? – Jak zaczynać, to od razu z wysokiego C – ocenia Marek Jóźwiak, były reprezentant Polski, który zna realia ligi francuskiej. – Od gwiazd w PSG może zakręcić się w głowie. Życzę mu powodzenia. To wyzwanie dla Mateusza, będzie dla niego dużo emocji już na samym początku tej francuskiej przygody. Ma duży atut: świetnie gra głową w powietrzu w defensywie, a jeszcze lepiej w ofensywie. Poza tym on świetnie wyprowadza piłkę, choć zdarzają mu się potknięcia. Jednak jak patrzę na środkowych obrońców we Francji i porównuję ich z Wieteską, to wydaje mi się, że on ma nad nimi przewagę w tym elemencie – wyjaśnia były reprezentant Polski.

Szymon Włodarczyk rozwija się przy Lukasu Podolskim.

– Dostałem od niego takie podania, że wystarczyło tylko dołożyć głowę albo nogę. Mówimy przecież o mistrzu świata! Przy pierwszym golu podniósł głowę dosłownie na pół sekundy i już wiedział, gdzie dograć. Przy drugiej bramce, kiedy ruszył z piłką na wolne pole, spojrzałem na niego kątem oka. Kiedy zobaczyłem, że spogląda w pole karne, zrobiłem ruch do piłki i… spadła mi na nogę – wspomina okoliczności trafień Włodarczyk, nie kryjąc uznania dla klasy kolegi z szatni. Ale też dla… własnego instynktu. – Dużo gadamy ze sobą na treningach. Ja już czuję „Poldiego” na murawie, działam instynktownie. Zgaduję, gdzie piłka może spaść – dodaje.

Podkreśla też rolę Podolskiego jako wielkiego motywatora dla zabrzańskiej młodzieży. – Po pierwszej bramce od razu powiedział, żeby się jeszcze bardziej nakręcać. „Fajnie, że strzeliłeś, ale wciąż trzeba biegać. Nie odpuszczaj!” – to mogło być coś w tym stylu. To przypomnienie, że choć strzeliłeś bramkę, nie jesteś bogiem. Że musisz od siebie oczekiwać jeszcze więcej – wyjaśnia Szymon Włodarczyk.

RZECZPOSPOLITA

Przez ostatnie pół wieku Barcelona przeszła drogę od klubu, który był jedynie dumą Katalonii, do europejskiej potęgi piłkarskiej i globalnej marki. I choć w ostatnich latach popełniła wiele błędów i straciła aurę wyjątkowości, swej romantycznej duszy całkiem się nie wyrzekła. Nowy rozdział w jej historii będzie pisał Robert Lewandowski.

(…) Śmierć dyktatora w 1975 roku to był jednak w Katalonii powód do świętowania. Legenda głosi, że w Barcelonie wypito wtedy cały zapas cavy. To był już drugi powód do radości w tak krótkim czasie. Pierwszym było przyjście holenderskiego geniusza futbolu Johana Cruyffa. Trafił na Camp Nou w 1973 roku, gdy Hiszpania otworzyła granice dla obcokrajowców. Decyzja o przeprowadzce była tym łatwiejsza, że stracił właśnie kapitańską opaskę w Ajaksie, a Barcę prowadził stary znajomy z Amsterdamu Rinus Michels, twórca tzw. futbolu totalnego. Cruyff odrzucił ofertę Realu, z którym Ajax był już po słowie, i zaczął się urządzać w Katalonii. W przyszłości miała stać się jego drugim domem. Dzięki finansowaniu ze składek członkowskich Barcelona była bogatym klubem, ale pod względem sportowym nie dorastała do pięt Ajaksowi, trzykrotnemu zdobywcy Pucharu Europy. Cruyff zamieniał więc najsilniejszą ekipę na kontynencie na zespół bez spektakularnych sukcesów, a demokratyczny kraj na dyktaturę. Jako buntownik z usposobienia, nadawał się idealnie na twarz nowej Barcy i Katalonii. – To dzięki niemu wierzymy dzisiaj w siebie – mówi śpiewak operowy Jose Carreras, też Katalończyk.

Holender z miejsca stał się idolem, a gdy nadał synowi imię Jordi, zakazane za czasów Franco (święty Jordi to patron Katalonii), pokochano go jeszcze bardziej. Na pierwszy wielki mecz boskiego Johana nie trzeba było długo czekać. W lutym 1974 roku Barca wygrała 5:0 z Realem na Santiago Bernabeu. To nie było zwykłe zwycięstwo, gazety pisały o triumfie nad centralizmem. Katalończycy sięgnęli po pierwsze mistrzostwo od 1960 roku, a Laporta, który był wtedy nastolatkiem, wspominał, że nigdy wcześniej nie widział, by Barcelona cokolwiek wygrała. Tak rozpędzonego zespołu nie byli w stanie zatrzymać nawet nieprzychylni sędziowie. To wtedy El Clasico zaczęło zyskiwać na znaczeniu. Wcześniej większą renomą cieszyły się derby Madrytu (Real – Atletico). Cruyff czarował publiczność przez pięć sezonów. Wrócił w 1988 roku, już jako trener, i został aż osiem lat, choć twierdził, że szkolenie nie sprawia mu takiej przyjemności jak gra.

Może dlatego – najpierw w Ajaksie, a później w Barcelonie – kazał swoim piłkarzom, by grali ofensywnie, bo on nie zamierza się nudzić na ławce. Wysoki pressing, szybkie, krótkie podania i atrakcyjny futbol – to miał być przepis na sukces. – Wolę zwyciężyć 5:4 niż 1:0 – powtarzał. Podczas prezentacji na Camp Nou stwierdził, że może obiecać spektakl, lecz nie tytuły. Ale i one z czasem przyszły. Barca przez cztery lata z rzędu (1991–1994) zdobywała mistrzostwo Hiszpanii (trzy z nich w ostatniej kolejce), ale co najważniejsze przełamała wreszcie niemoc i wywalczyła Puchar Europy (1992).

Fot.

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...