Sobotnia prasa nie ma jakiegoś przełomowego materiału, ale jest kilka ciekawych tekstów ligowych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nowy bramkarz Legii Richard Strebinger opowiada o pobycie w Warszawie i nietypowych zainteresowaniach.
Zanim trafił pan do Polski, miał pewną styczność z naszym rodakiem. Pana trenerem mentalnym jest polski ksiądz mieszkający w Wiedniu Christoph Pelczar. Co daje panu taki trening?
To bardziej przyjaciel niż trener mentalny. Czasami rozmawiamy nie tylko o piłce, ale o życiu. To miły człowiek, który może ci pomóc. Piłkarz musi czuć się komfortowo pod różnymi względami. Lubię się rozwijać, rozmawiać z trenerami bramkarzy. Cieszę się, że mam przyjaciela jak Christoph, który mi pomaga być jak najlepszym na boisku.
Mówił, że daje panu rady przed wyjściem na boisko. W Polsce też pana wspiera?
Nie potrzebuję takiej motywacji przed każdym spotkaniem. Przed meczami krótko rozmawialiśmy, ale teraz nie czuję takiej potrzeby, ale dalej czasami się komunikujemy.
Ksiądz mówił mi, że pisze pan wiersze.
Tak, to prawda. W szkole niemiecki lubiłem najbardziej ze wszystkich przedmiotów, zaraz po sporcie, i byłem niego bardzo dobry. Zawsze podobało mi się pisanie. Czasami dalej to robię, piszę dla rodziny i żony.
Planuje pan wydać tomik ze swoją poezją?
Nie wiem, nigdy nie myślałem o tym. Traktuję to jak rozrywkę, inni na przykład chodzą na siłownię, a ja piszę wiersze. Innym moim hobby jest praca z dziećmi. Prowadzę szkółkę dla bramkarzy mojego imienia, otworzyłem ją latem. Lubię rozmawiać z nimi, patrzeć na ich rozwój, a po zakończeniu kariery chcę tym zająć się tym na poważnie.
Piłkarze Miedzi Legnica są już niemal pewni awansu. Dodatkowym smaczkiem byłoby pobicie najlepszego osiągnięcia w liczbie punktów zdobytych w jednym sezonie Fortuna 1. Ligi.
Drużyna prowadzona przez Wojciecha Łobodzińskiego zgromadziła dotychczas 60 punktów w 26 meczach. Do zdobycia pozostały jeszcze 24. Od sezonu 2004/2005, czyli od momentu, gdy w I lidze gra 18 zespołów, najlepszym wynikiem było zgromadzenie 77 punktów. Tej sztuki w rozgrywkach 2009/10 dokonał Widzew Łódź, a pięć lat później powtórzyli to zawodnicy Zagłębia Lubin. Gdy piłkarze RTS i Miedziowych osiągali te wyniki, po 26 kolejkach mieli na koncie odpowiednio 60 i 55 punktów. – Zawszę mówię, że zespoły, które bronią się przed spadkiem, dają od siebie 10–15 procent więcej na boisku niż te, które walczą o awans, a Miedź ma na rozkładzie jeszcze kilka zespołów z dolnych rejonów tabeli. Moim zdaniem trudno będzie im pobić ten rekord – twierdzi komentator Polsat Sport Janusz Kudyba.
Czas na Magazyn Lig Zagranicznych.
Serge Gnabry to jeden z czterech piłkarzy, z którymi Bayern chce przedłużyć teraz kontrakt. Ale negocjacje idą topornie.
26-letni skrzydłowy ma umowę do końca przyszłego sezonu, więc i w jego przypadku jasne jest, że jeśli nie przedłuży jej w najbliższym czasie, to latem zostanie spredany, żeby za rok nie odszedł za darmo. Problem w tym, że Gnabry chce spore podwyżki, na którą Bawarczyków obecnie nie stać, biorąc pod uwagę, że więcej chcą również zarabiać Neuer, Müller oraz Lewandowski. Gnabry za rok gry dostaje obecnie dziesięć milionów euro, ale chciałby dwa razy tyle. Stuprocentowy wzrost zarobków zamierza traktować jako formę docenienia, ponieważ uważa – lub daje sobie wmówić przed menedżerów i doradców – że nie jest należycie respektowany w zespole mistrza Niemiec.
Z jednej strony można go zrozumieć, ponieważ odkąd występuje w zespole w Monachium rok w rok prezentuje się na bardzo przyzwoitym poziomie. Ale z drugiej strony, gdy gra się w jednym zespole z mistrzami świata lub najlepszym piłkarzem świata, to trudno znaleźć się w centrum uwagi. A Gnabry uważa, że jednak powinien. I stąd między innymi życzenie aż stuprocentowej podwyżki.
AS Roma z Jose Mourinho włączyła się do walki o Ligę Mistrzów. 10 meczów Giallorossich bez porażki z rzędu to najdłuższa seria w całej lidze.
Przegrana z Juve okazała się punktem zwrotnym pod względem taktycznym – jeszcze tylko tydzień później z Cagliari (1:0) Roma zagrała w ustawieniu 4-2-3-1, z kolei od kolejnego meczu występowała w różnych wariacjach 3-5-2. I ruszyło, przynajmniej w Serie A. Giallorossi nie tylko nie ponieśli porażki od 10 kolejek i to najdłuższa seria w lidze włoskiej, lecz także praktycznie nie pozwolili przeciwnikom na stworzenie zagrożenia pod swoją bramką. W każdym z tych spotkań xG rywali (współczynnik goli oczekiwanych obliczany na podstawie m.in. skąd oddawano strzały) był mniejszy niż 1. Słowem – obrona wreszcie stała się szczelna.
Dlaczego przynajmniej w Serie A, nie w ogóle? Ponieważ w międzyczasie, na początku lutego ekipa ze stolicy Italii zaprezentowała się fatalnie z Interem w Coppa Italia (0:2).
– Jeśli nie macie jaj, idźcie do Serie C! Dlaczego jesteście zesrani?! Dlaczego jesteście mali od dwóch lat?! Z tego powodu traktują Romę jak dzieci! – wrzeszczał Mourinho w szatni na San Siro, a że na Półwyspie Apenińskim ściany mają uszy, tyrada w mgnieniu oka trafiła do mediów. Co kluczowe – poskutkowało, bo aż do ostatniego czwartku i wpadki z Bödo/Glimt w 1/4 finału Ligi Konferencji (1:2) nikt nie potrafił pokonać Giallorossich.
Karim Benzema jest w tak wielkiej formie, że Robert Lewandowski może znów nie zdobyć najcenniejszej nagrody w Europie.
Benzema w wieku 34 lat osiągnął życiową formę. Długo był w cieniu Cristiano Ronaldo i nikt nie rozważał go nawet jako kandydata do Złotej Piłki. Postęp zrobił po trzydziestce, gdy CR7 pożegnał się z Realem. Odtąd za każdym razem przekraczał 20 goli w sezonie LaLiga, co wcześniej przez dziewięć lat w Hiszpanii udało mu się tylko dwukrotnie. W tym sezonie już wyrównał najlepsze osiągnięcie w karierze: 24 trafienia sprzed sześciu lat. W Lidze Mistrzów z 11 bramkami zdecydowanie pobił osobisty rekord. – Nigdy nie sądziłem, że Benzema będzie zdobywać tyle bramek, ile zdobywa. Udowadnia, że jest jednym z najlepszych snajperów na świecie. W ostatnich latach przeszedł fantastyczną przemianę. Mocno się rozwinął jako piłkarz we wszystkich elementach gry. Praktycznie kieruje grą zespołu – komentował Santillana.
– Kiedy na niego patrzę, zastanawiam się, czy cokolwiek robi źle, gdyż prawie wszystko robi dobrze. Z czasem stał szybszy, jak na swoje lata, jest niesamowicie przygotowany fizycznie. Gra z intensywnością, która rzadko się w jego wieku – analizował piąty strzelec w historii Realu (Benzema zajmuje trzecie miejsce w tym zestawieniu).
SPORT
Czy reprezentant Gruzji i mistrz świata U-20 w barwach Ukrainy Heorhij Citaiszwili okaże się Historia i przyszłość ratownikiem Wisły Kraków?
Reprezentant Gruzji urodził się 18 listopada 2000 roku w izraelskim mieście Riszon le-Cijjon. Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Kijowie, gdzie występował w młodzieżowych zespołach tamtejszego Dynama. W 2017 roku został włączony do kadry pierwszej drużyny 16-krotnego mistrza Ukrainy, a 25 lutego 2019 roku zadebiutował w rozgrywkach Premier-lihi. Wraz z początkiem 2021 roku Citaiszwili na zasadzie transferu czasowego przeniósł się do Worskłej Połtawa, by po pół roku trafić na wypożyczenie do Czornomorca Odessa. Jego barwy reprezentował w trakcie rundy jesiennej bieżącego sezonu, notując w tym czasie 13 występów i zdobywając bramkę. Nowy skrzydłowy „Białej gwiazdy” to etatowy reprezentant Gruzji, w której rozegrał jak dotąd 7 spotkań. Ponadto ma za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Ukrainy od U-16 do U-21, a w kategorii U-20 w 2019 roku na polskich boiskach sięgnął po mistrzostwo świata.
– Oceniam go bardzo pozytywnie. Niedawno wystąpił w dwóch spotkaniach reprezentacji Gruzji, więc jest w rytmie meczowym, choć nie są to – z wiadomych względów – regularne ligowe występy. Patrząc też na treningi, które z nami odbył, widać, że jest to zawodnik z dużymi umiejętnościami. Na tę chwilę nie widzę u niego problemów od strony fizycznej. Jest do naszej dyspozycji i niewykluczone, że już w niedzielę zobaczymy go na boisku. Pozyskanie przez nas skrzydłowego spowodowane było kontuzjami Młyńskiego i Cisse. Chcieliśmy piłkarza o podobnej charakterystyce, a więc szybkiego i takiego, który potrafi wejść w pojedynki, w drybling. Trafiła się okazja, więc ją wykorzystaliśmy. On może nam pomóc w tych ostatnich siedmiu meczach – mówi szkoleniowiec Wisły, który ostatnio z powodów zdrowotnych nie brał udziału w treningach, ale w niedzielę ma zasiąść na trenerskiej ławce.
Przy pustych trybunach przyjdzie piłkarzom GKS-u Katowice poszukać przełamania po dwóch ostatnich porażkach.
W niedzielny wieczór katowiczanie zakończą „domowy tryptyk”, który miał przynieść odpowiedź na pytanie, czy będą w stanie zawalczyć o coś więcej niż tylko spokojne utrzymanie. 1:2 z Polkowicami, 0:2 z Widzewem… Wygląda na to, że nie trzeba czekać z tą odpowiedzią do jutra.
– Dzisiaj walka o pierwszą dwójkę, pierwszą szóstkę, to jeszcze nie są nasze rozgrywki – mówi trener Rafał Górak. – Każdy chciałby, byśmy na Bukowej wszystko wygrywali, ale musimy być bardzo pokorni. Widzę w zespole ogromny potencjał, czerpiemy z meczów ogromną naukę. Mamy dość równą kadrę. Próbowaliśmy różnych zawodników, różnych ustawień, by mieć czyste sumienie, że wszystko odpowiednio zweryfikowaliśmy. Do tej rundy przystępowaliśmy z przewagą punktową nad dołem, ona dalej istnieje, a nawet jest ciut większa. Drużyna miała zweryfikować się w rozgrywkach pierwszoligowych. Mamy cenny obraz, jak radzą sobie zawodnicy. Azymutem dla nas jest przyszły sezon, ale nadrzędna sprawa to utrzymanie pierwszej ligi w Katowicach. Przede wszystkim o to musimy dbać.
SUPER EXPRESS
Janowi Tomaszewskiemu nie podoba się postawa Sebastiana Szymańskiego, który nadal gra w Dynamie Moskwa.
– Ja od Szymańskiego wymagam jednej rzeczy, której nie wymagam od Rybusa, bo on ma żonę Rosjankę i dwoje dzieci. Niech Szymański potępi ludobójstwo w Ukrainie, nic więcej. Niech u nas w Polsce jeżdżą ci żużlowcy, którzy powiedzą, że to jest ludobójstwo. W Rosji opinia publiczna jest zakłamana, więc to, co mówią żużlowy mistrz świata czy gwiazda rosyjskiej ligi, ma ogromne znaczenie. Nam chodzi o to, żeby oni to usłyszeli. A dobra gra Szymańskiego w meczu ze Szwecją to zupełnie inna historia.
Jakub Kamiński przed Lecha – Legia.
„Super Express”: –4 lipca 2020 r. strzelił pan Legii przepięknego gola: „rogalem” z narożnika pola karnego w długi róg stołecznej bramki. Wciąż ma pan w sobie tę młodzieńczą fantazję?
Jakub Kamiński: – Marzy mi się powtórka takiej bramki. I marzy mi się też zwycięstwo w sobotę. Może być po takim właśnie trafieniu! Rozgrywam swój trzeci sezon w ekstraklasie – najlepszy w liczbach i najlepszy, jeśli chodzi o moją formę, równą i stabilną. Trochę zmienił się mój styl gry, trochę lepiej znają mnie przeciwnicy, ale fantazja wciąż jest. Choćby po to, by wciąż być na boisku nieprzewidywalnym!
– Przed ligową wiosną przewaga Lecha nad rywalami – cztery punkty – wydawała się komfortowa. A jednak stopiła się niczym śnieg w dodatnich temperaturach. Co się wydarzyło przy Bułgarskiej?
– Powtarzałem zimą, że te cztery punkty to przewaga… zupełnie minimalna, a sprawa mistrzostwa pewnie rozstrzygnie się na finiszu, w ostatnich kolejkach. Nie patrzę już wstecz, nie rozpamiętuję pogubionych tu i tam punktów. Teraz mamy oczko straty do lidera, ale jeśli wygramy wszystkie mecze do końca, to będziemy mistrzem Polski. A będziemy – jestem o tym przekonany. Każdy mecz jest dla nas jak… finał.