W prasie sportowej wciąż dominują wątki wojny i napaści Rosji na Ukrainę. Jest wzruszająca rozmowa z Ołeksijem Dytiatjewem oraz wywiad z Mariuszem Lewandowskim, w którym zdradza, że… prezydent Zelenski jeszcze jako komik występował na jego urodzinach. Poza tym? Zapowiedzi Pucharu Polski, czyli ważne mecze przed Lechem i Legią.
„SPORT”
Rosyjski związek i selekcjoner reprezentacji Rosji spłakali się o to, że FIFA odsunęła ich od gry w rozgrywkach międzynarodowych.
Również niezadowolony z rosyjskich wykluczeń był selekcjoner reprezentacji Walerij Karpin. – Słowa nie oddają tego, jak bardzo rozczarowany jestem po ogłoszeniu decyzji przez FIFA. Mieliśmy nadzieję, że to w meczu piłkarskim rozstrzygnie się zwycięstwo. Jest mi przykro w związku z sytuacją moich piłkarzy. Oni marzyli o tym, aby zagrać na mistrzostwach świata. Teraz musieli pożegnać się z nadziejami – mówił patetycznie Karpin, nie zauważając sedna problemu. Powszechnie wiadome jest, że rosyjska propaganda skutecznie blokuje europejskie przekazy na temat tego, co dzieje się w Ukrainie, przez co wielu Rosjan ma skrajnie wypaczony obraz działań wojennych za naszą wschodnią granicą. Wielu wspiera też jednak swoją armię. Warto natomiast przypomnieć, że pierwszym znanym rosyjskim sportowcem, który sprzeciwił się agresji Putina, był piłkarz, reprezentant Fiodor Smołow. „Nie dla wojny!” – napisał w mediach społecznościowych już w czwartek (a więc w dzień rozpoczęcia agresji) napastnik. W świecie rosyjskiego futbolu był to jednak jeden z bardzo nielicznych przypadków. Swój udział w Lidze Europy zakończył wspomniany Spartak, który nie zdążył zmierzyć się w 1/8 finału z RB Lipsk. „Werdykt jest związany ze stanowiskiem organizacji w sprawie ostatnich wydarzeń, które miały miejsce na Ukrainie” – tłumaczyli na okrętkę w oświadczeniu moskwianie. „Decyzje podjęta przez FIFA i UEFA – choć spodziewane – są niezwykle przygnębiające. Niestety, ale wysiłki naszego klubu zostały zaprzepaszczone z powodów daleko wykraczających poza sport” – pisał Spartak, dodając potem, że przez sport klub chciałby… budować mosty. Sport – dodajmy – żywo wspierany przez kremlowską politykę, wykorzystywany regularnie w celach propagandowych Putina.
Kapitan rezerw GKS-u Katowice opowiada o tym, jak na własną rękę ruszył pomagać na granicy z Ukrainą.
Na własną rękę zaangażował się pan w pomoc Ukraińcom. Raz był pan już przy granicy, wkrótce rusza pan znowu…
– To był odruch. Jak pewnie wielu z nas, spodziewałem się, że skończy się na negocjacjach i przeciąganiu liny przez polityków, a nie otwartym zbrojnym konflikcie. Obserwując to, co się dzieje, ciężko było wysiedzieć w domu, zebrać myśli. Nagle poczułem, że muszę coś zrobić. Jestem mocno związany z chrześniakiem, który ma niecałe 3 lata. Gdy pomyślałem, że tam, na granicy, też są takie dzieci… To był moment. W piątek zebraliśmy się z dziewczyną do auta, pojechaliśmy, wróciliśmy w sobotę nad ranem.
Co zastaliście?
– Wszyscy chętni do pomocy kierowali się do Medyki, Korczowej, czyli na te największe przejścia. Policja już zawracała auta, bo było ich zbyt wiele, co utrudniało pracę pogranicznikom. Dlatego udaliśmy się do Przemyśla, przyjeżdżają tam pociągi z Kijowa czy Lwowa. Kupiliśmy rzeczy, które uznaliśmy za najpotrzebniejsze. Pierwszy obrazek… Chyba nie wymażę go z pamięci do końca życia. Udało się zaparkować blisko dworca, a ten w Przemyślu jest charakterystyczny, z dużymi, dosyć wąskimi oknami. Za nimi były malutkie dzieci, siedzące na podłodze, bawiące się… To łamało serce, ale wiedzieliśmy, na co się piszemy. Przeszliśmy na peron, non stop z pociągów wychodziły matki z dzieciakami – płaczącymi, wystraszonymi. Straszny widok, przykre doświadczenie, choć w oczach tych kobiet było coś pozwalającego sądzić, że cieszą się z ucieczki przed wojną; że tu ich może czekać coś lepszego.
Śląsk wygląda słabiutko w defensywie, nie wygrał od siedmiu meczów. Czy to problem w ustawieniu? Czy jednak kłopoty są z formą i jakością piłkarzy?
Ostatni raz Śląsk nie stracił gola w meczu ligowym 23 października ubiegłego roku, gdy rozgromił w Krakowie „Białą gwiazdę” 5:0. Na kolejne czyste konto wrocławianie czekali 11 kolejek. – Trudno powiedzieć, czy zmiana systemu pozwoliła zremisować 0:0, bo nie sprawdzimy tego – powiedział trener Magiera. – Być może, gdybyśmy zagrali tak samo jak wcześniej, w systemie 3-4-3, mecz byśmy wygrali, tego nie wiemy. Oczywiście, pracowaliśmy cały tydzień nad grą defensywną, ale i ofensywną. Zazwyczaj najwięcej goli Śląsk tracił po błędach indywidualnych, nie po pięknych akcjach przeciwnika, tylko wtedy, kiedy było złe wyprowadzenie piłki, poślizgnięcie się i inne rzeczy. Zmiana systemu była konieczna z wielu powodów, nawet z racji tego, aby w zawodnikach była jeszcze większa koncentracja, odpowiedzialność za to, co się robi na boisku. Co będzie dalej? Czas pokaże, czy będziemy dalej grać czwórką w obronie, czy trójką.
Zatrzymać Lecha i awansować do półfinału Pucharu Polski – to cel Górnika Zabrze. Ale łatwo z Kolejorzem nie będzie.
Jak w takim razie zatrzymać poznańską maszynę, która przecież w sobotę w kilka minut rozniosła w pył i puch silną i marzącą o tytule mistrza Polski Pogoń? – Oglądałem ten mecz. Poznaniacy mają dobry zespół, ale też trzeba pamiętać o ich terminarzu i o tym, że w weekend czeka ich kolejne bardzo ważne spotkanie z Rakowem. Nie będzie im łatwo, ale my patrzymy na siebie. Z każdym kolejnym meczem, z każdym kolejnym dniem jest nowa szansa i tak patrzymy na środowe spotkanie. Mam nadzieję, że pokażemy co potrafimy. A co będzie kluczem do sukcesu? Trzymać ich jak najdalej od naszej bramki, bo mają jakość z przodu, mają dobrych zawodników, potrafią dogrywać piłki z bocznych sektorów. Jest dobry napastnik Ishak. A my? Musimy spróbować ich skontrować. Mamy dobrych i szybkich napastników. Jest szansa, a poza tym liczę, że będzie wielu kibiców, że doda nam to jeszcze więcej animuszu, wsparcia, energii. Spróbujemy wygrać ten mecz – zaznacza Słoweniec. Czeka na debiut Przed starciem na Stadionie im. Ernesta Pohla trener Jan Urban jest w znacznie korzystniejszej sytuacji kadrowej niż było to w sobotę przed spotkaniem przy Okrzei. W ostatnim dniu zimowego okienka transferowego zabrzanie pozyskali hiszpańskiego napastnika Higinio Marina. Do dyspozycji szkoleniowca będzie też, wszystko na to wskazuje Lukas Podolski, który w Gliwicach nie grał z powodu urazu mięśniowego odniesionego w starciu z Rakowem wcześniej.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Awansujemy do finału baraży bez gry? FIFA wciąż się zastanawia i rozważa różne opcje. Jeśli za Rosję wskoczy ktoś do baraży o mundial, to będzie to ktoś z trójki: Węgry, Słowacja, Norwegia.
Teraz jednak Szwedzi i Czesi prawdopodobnie będą nalegać, aby Polacy z kimś zagrali. Mogą uznać, że to nie fair, iż oni muszą 24 marca rozegrać zapewne trudny mecz, który zwycięzcę będzie kosztować sporo sił, jakiś piłkarz może obejrzeć czerwoną kartkę czy doznać kontuzji, a Polaków to ominie. W ten sposób nasz zespół miałby przewagę nad rywalem w finale baraży. Wreszcie nieoficjalny lobbing mogą zacząć Węgrzy lub Słowacy. Zwłaszcza ci pierwsi, bo mają chyba większe szanse zostać dołączeni do rozgrywki o mundial. Na dodatek w przeciwieństwie do Słowaków nie wydali oświadczenia, że tego nie oczekują. „Pragniemy podkreślić, że Słowacja nie osiągnęła w kwalifikacjach do MŚ 2022 takich wyników, które uprawniałyby ją do dalszej walki o awans do turnieju finałowego. Dlatego nie chcemy składać żadnych automatycznych roszczeń dotyczących dodatkowej możliwości awansu i będziemy w pełni szanować każdą decyzję FIFA i UEFA w tej sprawie” – napisano w komunikacie tamtejszej federacji, zostawiając jednak furtkę, na wypadek gdyby FIFA to Słowaków zaprosiła do baraży. Węgrzy wolą milczeć. „Decyzja będzie podjęta przez FIFA i UEFA, w tej chwili węgierska federacja nie ma żadnych informacji na ten temat” – napisał nam Gergő Szabo, rzecznik tamtejszej federacji. Media nad Dunajem poświęcają temu zagadnieniu mało miejsca, bo – jak tłumaczą tamtejsi dziennikarze – nie wierzą, że ten scenariusz jest możliwy. Podobnie podchodzą do tematu słowackie i norweskie portale internetowe i gazety. Skandynawska federacja zapewniła, że nie będzie starać się o miejsce w barażach, chyba że to tylko zasłona dymna przed zakulisowymi zabiegami na ten temat. Zarówno z Węgrami, jak i Słowacją nasza drużyna ma rachunki do wyrównania. Przecież to m.in. za sprawą porażki 1:2 z naszymi południowymi sąsiadami Polacy nie wyszli z grupy na EURO, a przegrana z Madziarami (też 1:2) na koniec eliminacji mistrzostw świata kosztowała nasza ekipę utratę rozstawienia w barażach.
Mariusz Lewandowski opowiada o swoich odczuciach względem wojny na Ukrainie. Żal mu pięknego kraju i pracowitych ludzi. Opowiada też historię o tym, jak… prezydent Zełenski występował na jego urodzinach.
Wtorkowe obrazki z oblężenia Charkowa były wstrząsające – dzieci w piwnicach, ogromna eksplozja na największym placu w mieście…
Charków, Kijów, Mariupol – serce się kraje… Grałem w Sewastopolu, kiedy zaczęto mówić i przewidywać inwazję Rosji na Krym. Pozostawało mi jeszcze pół roku kontraktu, ale wszyscy przyjęli ze zrozumieniem moją decyzję o rozwiązaniu umowy. My właściwie stamtąd uciekaliśmy, i to w panice. Najpierw żona z dziećmi, potem wyjechałem ja. Niedużo czasu minęło, nim jak Krym został zajęty. Wtedy jednak aż tak dramatycznych scen i takich walk, bombardowań nie było. Pamiętam, że naprawdę szybko pakowaliśmy manatki, nasz konsulat w Sewastopolu też był zamykany na szybko. Nie byliśmy mile widziani w tym rejonie, oczywiście przez Rosjan. My bardzo pomagaliśmy Ukrainie, co z kolei nie podobało się tym drugim, oni tego nie tolerowali. Przeżyłem w tym kraju naprawdę wspaniałe czasy jako piłkarz, ale byłem też świadkiem pomarańczowej rewolucji, zbliżenia z Europą, a potem kolejnego zwrotu ku Rosji. Ukraińcy byli trochę jak my przed II wojną światową – tam Niemcy, tu ZSRR i nie wiadomo, co zrobić.
Polska podziwia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który wyrósł na męża stanu, przywódcę narodu.
To ja coś panu opowiem. W Ukrainie był przede wszystkim czas na sport i ciężką pracę. Z Szachtarem zdobyłem pięć tytułów mistrza Ukrainy, trzy krajowe puchary oraz Puchar UEFA. Ale był też czas na zabawę. Przy okazji urodzin każdy starał się pokazać przed kolegami. W 2008 roku na moich 29. urodzinach występował kabaret Kwartał 95. W jego składzie był… dzisiejszy prezydent Zełenski. Poznałem go osobiście, bawiliśmy się świetnie, ale dziś nikomu do śmiechu nie jest, a sytuacja zmieniła się niezwykle. Jak widać, życie naprawdę potrafi zaskoczyć – elektryk albo komik może zostać prezydentem. Dziś Zełenski to zupełnie inny człowiek: charakterny, z zasadami, niezłomny, stanowczy.
Ostatnia szansa dla Legii na zdobycie czegokolwiek w tym sezonie. A dla legionistów – szans na sięgnięcie po premie.
Oba kluby mają jednak w tym momencie zdecydowanie większe zmartwienia niż Puchar Polski. W ekstraklasie ich sytuacja jest opłakana, legioniści są na miejscu spadkowym, łęcznianom też grozi degradacja – mają tylko dwa punkty więcej od dzisiejszego rywala i ledwo mieszczą się w bezpiecznej strefi e. W następny piątek oba zespoły zmierzą się ponownie – tym razem na Lubelszczyźnie, w spotkaniu ekstraklasy. Teraz jednak najważniejszy jest mecz środowy – legioniści będą mocno zmobilizowani, ponieważ za zdobycie Pucharu Polski mają obiecane dodatkowe premie. To ich jedyna szansa na awans do europejskich pucharów i ciśnienie jest duże. W Łęcznej takiej presji nie ma, co oczywiście nie znaczy, że drużyna trenera Kamila Kieresia odda awans bez walki. Tym bardziej że w tym roku jeszcze nie przegrała ligowego spotkania. Od wznowienia rozgrywek zremisowała 1:1 z Wartą Poznań i ze Śląskiem Wrocław oraz 0:0 z Wisłą Kraków, a ostatnio pokonała Stal Mielec 2:0.
Antoni Bugajski w felietonie pisze o zepsuciu struktur FIFA, które gniły od lat. I o tym, jak do tego głosu FIFA dumnie nie dopasowała się Polska.
W najnowszej rzeczywistości na życzliwe wsparcie polskich działaczy mógł liczyć Infantino. Nie było aż takiej zażyłości jak za czasów „wujka Blattera”, ale ciągle działała wspólnota interesów. Opłaciła się ta wierność, czasem z pańskiego stołu coś skapnęło, jak na przykład prawa gospodarza mistrzostw świata U-20. System wzajemnego wsparcia nagle i niespodziewanie załamał się w ostatnich dniach. Po agresji Rosji na Ukrainę Infantino nie docenił powagi sytuacji, zdawało mu się, że jako głowa piłkarskiej rodziny jak zwykle jest w stanie narzucić wolę polskim wasalom. Do głowy mu pewnie nie przyszło, że hardo postawi mu się akurat PZPN. Nie wiem, czy Cezary Kulesza sam wpadł na ten pomysł, czy skutecznie przekonali go do niego politycy rządzący krajem, tutaj nie ma to większego znaczenia. Paradoksalnie liczy się to, że nowy prezes nie jest uwikłany w układy w wielkim piłkarskim świecie. On nie ma tam zobowiązań, nikomu nic nie jest winien. To, co miało być jego poważną wadą jako prezesa PZPN, nagle stało się cenną zaletą. Zbrodnie wojenne Rosji były dla Kuleszy oczywistym powodem, by postawić się największemu człowiekowi w światowej piłce, bo ten chciał działać w żenującym stylu FIFA, czyli wobec kraju Putina zastosować sankcje pozorowane. Z głowy brutalnie wybił mu to prezes polskiej federacji, którego nazwiska szef wszystkich szefów pewnie nawet nie pamiętał i w którym do tej pory dostrzegał co najwyżej nerwowo mnącego czapkę w dłoniach przestraszonego petenta. Zszokowany Infantino miał prawo tak uważać, bo pezetpeenowscy działacze na fatalną opinię pracowali od dekad.
„SUPER EXPRESS”
Dramatyczne opowieści Ołeksija Dytiatjewa z Cracovii o tym, w jakiej sytuacji jest jego rodzina na wschodzie Ukrainy.
– Miasto Chersoń leżące w pana rodzinnych stronach zostało zbombardowane przez Rosjan.
–Pozwoli pan, że wyjaśnię, bo znam szczegóły, o których nie wszyscy wiedzą. Od razu w pierwszy dzień wojny rosyjskie wojska weszły bez walki do mojego miasta Nowa Kachowka (80 km od Chersonia – red.) i tam rządzą. Wywiesili swoje flagi, miasto jest okupowane, ludzie siedzą w schronach, a Rosjanie walą z dział wielkiego kalibru w stronę wojsk ukraińskich właśnie w Chersoniu i Mikołajowie.
– Pana rodzina mieszka w Nowej Kachowce?
– Tak, tam się urodziłem. Mieszkają tam zarówno moi rodzice, jak i teściowie. Siedzą w domach, bo obowiązuje godzina policyjna narzucona przez Rosjan, czasami schodzą do schronów. Nie mogą nigdzie wyjeżdżać, czyli miasto jest zablokowane. Z każdym dniem wygląda to coraz gorzej, bo nikt nie może też wjeżdżać do miasta i zaczyna brakować wielu produktów, żywności, a z zapasów korzystają przede wszystkim Rosjanie, którzy zmieniają dyslokację, żeby było trudniej ich namierzyć. Piszą do mnie ludzie stamtąd, a ja czuję się bezradny, bo nie mogę w niczym pomóc. Zablokowane są bankomaty, nie ma gotówki, a tylko nią można płacić.
Jan Tomaszewski twierdzi, że Rosję można przywrócić do rozgrywek dopiero wtedy, gdy wojska wyjdą z Ukrainy, a Putin zostanie odsunięty od władzy.
– Rosja zawieszona w prawach członka FIFA. Co pan na to?
– Sprawiedliwości stało się zadość! FIFA wreszcie zrobiła to, co do niej należy. Dla mnie to nie jest żadna wojna, to po prostu ludobójstwo. Ostrzeliwują zza węgła ludność cywilną, kobiety i dzieci. Putin zastosował to, a naród rosyjski to zaakceptował. Z ludobójcami się nie rozmawia. Mam nadzieję, że naród rosyjski się opamięta i wyeliminuje Putina z życia. Nie tylko publicznego.
– Słowo „zawieszona” jest tutaj dwuznaczne. To oznacza, ze FIFA może chcieć ich przywrócić, jak sytuacja się trochę uspokoi.
– Nie. To zawieszenie dotyczy przede wszystkim baraży. Można ich odwiesić wtedy, jak Putin zostanie odsunięty od władzy, a wojska wyjdą z Ukrainy. Ale dopóki to się nie stanie, Rosja powinna być zawieszona. Mam pretensje do FIFA, że już teraz nie dała nam nowego rywala. Tak jak 32 lata temu – za wyrzuconą Jugosławię wskoczyli wtedy Duńczycy, którzy zdobyli mistrzostwo Europy.
fot. FotoPyk