Reklama

Pierwsze zwolnienia w LaLidze? Będą zatrudniać!

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2021, 09:05 • 10 min czytania 6 komentarzy

Sezon na zwolnienia w lidze hiszpańskiej można uznać za otwarty. Pierwszy pracę stracił Paco Lopez, które przez ponad trzy sezony prowadził Levante. W poniedziałek Getafe zdecydowało się na zwolnienie szkoleniowca. Co czeka oba kluby? Jak zostaną zapamiętani trenerzy, którzy przed momentem stracili pracę? Kto zajmie ich miejsca? Dzieje się, więc rozkręcamy karuzelę.

Pierwsze zwolnienia w LaLidze? Będą zatrudniać!

LEVANTE ZWALNIA PACO LOPEZA

Choć Hiszpan pożegnał się z Granotas po kompromitującej serii szesnastu spotkań ligowych bez zwycięstwa, to wcześniej wykonaną pracą i sposobem bycia zasłużył na słowa uznania. Rzadko się zdarza, by trener po tak długiej serii niepowodzeń cieszył się tak dużą sympatią, szacunkiem i wsparciem zarówno ze strony kibiców klubu, z którym się żegna, jak i osób postronnych oraz dziennikarzy.

Wspomniana wcześniej seria, rozbita na końcówkę poprzedniego sezonu i początek obecnego, doskonale odzwierciedla skalę kryzysu, który dopadł Levante. W pewnym momencie zatracili głód sprawiania niespodzianek i odwracania losów spotkań. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej, a mecz z Mallorką zakończył ważną epokę w dziejach klubu. Epokę Paco Lopeza, który sprawił, że Levante choć przez moment przestało być chłopcem do bicia, a przeciętny kibic Granotas mógł wybiec myślami do czasów EuroLevante.

Mecz Mallorki z Levante zakończył się wynikiem 1:0, choć remis był w zasięgu gości. W ostatnim kwadransie karnego zmarnował Jose Luis Morales, który na ogół dobrze wykonuje jedenastki. Co ciekawe Morales w ostatnich latach był jedną z najważniejszych postaci w układance Lopeza, a tym razem zawiódł na całej linii. Morales przez lata nie był w stanie ugruntować swojej pozycji na poziomie LaLigi, lecz u boku Lopeza stał się prawdziwym liderem i piłkarzem regularnie zdobywającym bramki w hiszpańskiej elicie.

ZANIM ZACZĘŁO SIĘ PSUĆ

W marcu 2018 Quico Catalan podjął ryzyko, które ostatecznie się opłaciło. Levante było w rozsypce i jednym z kilku kandydatów do spadku. Juan Muniz pomimo świetnego początku nie podołał trudnemu zadaniu, więc został zwolniony. Nie zważając na trudną sytuację, prezes Levante zaufał trenerowi rezerw, który nigdy nie prowadził klubu na poziomie Primera Division, a w rubryce z napisem wiek z przodu widniała już piątka. Paco Lopez, zanim trafił do rezerw Levante prowadził również rezerwy Villarrealu i Valencii, wcześniej pracując w kilku mniejszych klubach. O awansie wewnętrznym Lopeza zadecydowała doskonała znajomość klubu, ponieważ w przeszłości występował na Ciutat de Valencia, a cała jego rodzina kibicuje Levante.

Reklama

Obstawiaj La Ligę na Fuksiarz.pl

Celem nadrzędnym miało być wówczas utrzymanie, ale wyniki przerosły wszelkie oczekiwania. Lopez z Levante dokonał niemożliwego. Optymistów było niewielu, a Lopez w końcówce kampanii 18/19 wywalczył z Levante 22 punkty na 27 możliwych. Ponadto pod jego wodzą klub zyskał duszę, a drużyna tożsamość szalonego zespołu, który wielokrotnie sprawiał problemy potentatom.

Lopez nie bał się starć z możnymi tej ligi. Wciąż żywe pozostają wspomnienia z meczu 37. kolejki sezonu 2018/19. Levante w imponującym stylu ograło Barcelonę 5:4 w meczu pełnym indywidualnych błędów i popisów jednostek. Spotkania takie, jak to sprawiały, że na utratę punktów z zespołami z drugiej części stawki przymykano oko. Lopez może jedynie żałować, że nie było mu dane poprowadzić zespołu w finale Pucharu Króla. W poprzednim sezonie jego Levante dotarło do półfinału i odpadło po dogrywce, tocząc wyrównany bój z Athletic Bilbao. Zwykle Levante w Pucharze Króla radziło sobie przeciętni bądź słabo, a priorytet stanowiło utrzymanie w Primera Division. Puchar traktowano jako dodatkową jednostkę treningową, lecz tym razem zrobiono wyjątek.

ŻYCIOWE DOŚWIADCZENIE

Paco Lopez zawsze na pierwszym miejscu stawiał relacje międzyludzkie i ciężką pracę. Zwykł powtarzać, że czynnikiem decydującym o sukcesie jest atmosfera pracy. Ta w ostatnich miesiąca ze względu na rezultaty uległa pogorszeniu. Lopez nie bał się podejmowania trudnych decyzji. Można rzec, że w jego szaleństwie była metoda, a zarazem klucz do osiągania dobrych wyników, który z czasem wypadł mu z ręki i utknął w nieznanym miejscu. Szaleństwo nie wykluczało kolektywu. Levante nie szastało pieniędzmi na prawo i lewo, na co godził się Lopez, a było to na rękę prezesowi klubu, którego ograniczały limity płacowe. Często do Levante trafiali piłkarze z drugiej ligi (np. Mickael Malsa, Son, Enric Franquesa, Pablo Martinez) lub wychowankowie dużych akademii, którzy szukali dla siebie nowego miejsca na ziemi (Dani Gomez i Jorge de Frutos). W takich warunkach działał Lopez. Skromnie. Po kosztach.

Zanim Lopez objął Levante, u jego żony zdiagnozowano raka piersi. Ta sytuacja wpłynęła w znacznym stopniu na jego życie i postrzeganie świata. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że poza sportem są rzeczy o wiele ważniejsze. „Talent ma swoje ograniczenia. Wiara, wysiłek i przekonanie już nie”. To zwykle słyszeli gracze przed wyjściem na boisko. Lopez starał się nie gryźć w język. Zwykle mówił, co leżało mu na sercu. Potrafił publicznie zganić, ale i pochwalić, ale w osądach zwykle był sprawiedliwy, a jego wypowiedzi wnosiły koloryt. Bardzo żałował niewykorzystanych sytuacji w meczu z Realem. Odnosił się do nich bezpośrednio, stroniąc od podejścia „szanujemy punkt”. Jemu zależało na zwycięstwie. Być może gdyby wówczas Cantero lub Morales wykorzystali jedną z sytuacji, to zespół wstałby z kolan?

DETERMINANTY NIEPOWODZEŃ I PRZYSZŁOŚĆ

Pomimo słabych wyników przed Lopezem nie stawiano ultimatum, ale każdy dostrzegał, że koniec jego ery zbliża się wielkimi krokami. Ktoś może powiedzieć, że wydarzenia z ostatnich kilku spotkań były splotem niesprzyjających okoliczności, ale jeśli mówimy o horyzoncie czasowym obejmującym szesnaście spotkań oraz przygotowania do sezonu, to znak, że pewne proporcje zostały zaburzone, a projekt nie zmierza we właściwym kierunku. Wypuszczone zwycięstwa z Realem, Cadizem i Rayo nie mogły pozytywnie wpłynąć na zespół, który potrzebował trzech punktów, jak tlenu, ale seria szesnastu spotkań zawiera również pozostałych trzynaście spotkań, w których należało grać skuteczniej.

Reklama

Do pewnego stopnia Lopeza broni sytuacja kadrowa. Ograniczone pole na rynku transferowym to jedno, lecz przez ostatnie dwa sezony trener stale łatał dziury po piłkarzach, którzy nadspodziewanie często nie byli do jego dyspozycji z powodu urazów. Bardhi, Campana, Melero, De Frutos, a zwłaszcza Sergio Postigo, który wypadał na kilka kolejek średnio dwa razy na rundę, to stali bywalcy gabinetów lekarskich. W takim otoczeniu ciężko o dobre wyniki, zwłaszcza że wymienieni piłkarze, będąc w pełni sił, mogliby dać tej ekipie dużo jakości.

TUNELOWA HISTORIA

Szkoda tylko, że w ostatnim meczu Lopeza doszło do haniebnego incydentu. Sytuacja miała miejsce w tunelu, a stronami sporu był sztab Levante oraz Pablo Maffeo, który w złości rzucił do Lopeza: „zamknij się, za dwa dni stracisz pracę”. Lopez zapytany o słowa piłkarza Mallorki odpowiedział, że są rzeczy, które powinny zostać na boisku. Odpowiedź pełna pokory nie powinna dziwić, zważywszy na to, że w protokole pomeczowym znalazła się informacja o tym, że to asystent Lopeza wywołał awanturę zachowując się agresywnie przy ławce Mallorki.

Sytuacja Levante wciąż nie jest tragiczna, choć straty z pierwszych kolejek mogą okazać się decydujące w końcowej fazie sezonu. Na ten moment w hiszpańskiej prasie nie ma zgodności co do nazwiska następcy Lopeza. W kontekście pracy na Ciutat de Valencia mówi się o twórcy sukcesów Granady Diego Martinezie, Javim Pereirze (trener Henan Songshan Longmen), Francisco Rodríguezie (ostatnio Girona), Javim Gracii, który zawiódł w Valencii oraz Xisco. Ostatni z wymienionych w przeszłości grał w Levante, a kilka dni temu pożegnał się z Watfordem, z którym wcześniej wywalczył awans do Premier League.

GETAFE, CZYLI PRÓBA PRZEBICIA CRYSTAL PALACE

Przed sezonem Getafe zdecydowało się na zatrudnienie Michela, który miał wnieść świeżość do drużyny osieroconej po odejściu Pepa Bordalasa. Michel już w przeszłości prowadził Getafe i nawet zajął z tym zespołem szóste miejsce. Bazując na sentymentach, Angel Torres podjął decyzję o ponownym zatrudnieniu doświadczonego Hiszpana, którego droga powrotna na Colliseum Alfonso Perez prowadziła przez Sevillę (przeciętne wyniki), Pireus (dwa mistrzostwa i Puchar Grecji z Olympiakosem), Marsylię (fatalne wyniki), Malagę (zwolnienie uratowało go od spadku z Primera Division), miasto Meksyk (po roku zrezygnował z prowadzenia UNAM Pumas).

Michel jest doskonałym mówcą. Potrafi każdą sytuację obrócić w sukces i można odnieść wrażenie, że gdyby ktoś przyszedł do sklepu po chleb, to facet przy okazji przekonałby go do zakupu zestawu garnków. Niestety zdolności erystyczne w tym przypadku nie idą w parze z umiejętnością prowadzenia drużyny bijącej się o utrzymanie.

Wyniki Getafe w tym sezonie:

  • 0:1 z Valencią, grając od pierwszej minuty w przewadze.
  • 0:1 ze słabo dysponowaną Sevillą.
  • 1:2 z Barceloną.
  • 0:1 z Elche.
  • 0:3 z Rayo, które zdominowało Getafe.
  • 1:2 z Atletico po bramkach w 78. i 91. minucie.
  • 0:2 z Betisem.
  • 1:1 z Realem Sociedad, pomimo prowadzenia.

Ten sezon jest bezlitosny dla zawodników Getafe. Przy zachowaniu wszelkich proporcji oczekiwano, że drużyna z przedmieść Madrytu dzięki zmianie trenera i kilku transferom zmieni się z brzydkiego kaczątka w łabędzia, ale ewolucja nie przebiegła zgodnie z założeniami i dziś mowa o brzydkim kaczątku z jednym punktem.

Jose Bordalas. Trener Valencii: taktyka, charakter [SYLWETKA]

W sezonie 17/18 Crystal Palace przegrało siedem pierwszych spotkań, ale i tak zdołało się utrzymać w Premier League. Getafe podbija stawkę. Angielski zespół wygrał w ósmej serii, a Getafe podniosło sobie poprzeczkę i tylko zremisowało. Łącznie jeden punkt w ośmiu seriach spotkań, to kompromitujący wynik, ale czego się nie robi, by pozostać zapamiętanym! Po ostatnim meczu trener Realu Sociedad postanowił wesprzeć Michela, sugerując, że to dobry trener i zasługuje na utrzymanie ciągłości pracy, bo efekty przyjdą z czasem. Entuzjazmu Imanola Alguacila nie podzielił jednak Angel Torres i dziś już wiadomo, że Getafe szuka nowego szkoleniowca.

MARCHEWKA ZAMIAST KIJA

Jednego można być pewnym: piłkarze nie grali przeciwko trenerowi. Miał z nimi dobre relacje, ale w zespole brakowało jakości i koncentracji w kluczowych momentach. Jak sam o sobie mówi, jest trenerem marchewki, ale nie kija. Efekt odstawienia kija, do którego byli przyzwyczajeni Los Azulones okazał się brzemienny w skutkach. Michel podchodzi do wszystkiego filozoficznie. Kiedy pytano go o kiepski okres, odpowiadał, że zły czas nadejdzie, kiedy odejdzie na emeryturę. Tego typu sformułowania sprawiały, że niektórzy kibice zaczęli tęsknić za Bordalasem, lecz ten typ tak ma. Co gorsza po ostatnim meczu piłkarze Getafe zostali zwyzywani i wygwizdani przez swoich kibiców.

Z drugiej strony Michel miał też często sporo racji, np. mówiąc, że nie są tak słabi, jak wyniki to pokazują. W przypadku jego zatrudnienia zabrakło spójności strategii, wiele rzeczy nie zgadzało się od samego początku i raczej nadmierny optymizm należało traktować z przymrużeniem oka. Z czasem już nawet ręce przestały opadać, chociażby obserwując grę Maciasa, o którego bardzo zabiegał Michel. Na ten moment Meksykanin nie wnosi nic do gry zespołu, a jego juniorskie nawyki są aż nazbyt widoczne. Przy nim Sandro Ramirez wygląda, jak zawodnik zabiegający o Złotą Piłkę, a to już powinno budzić niepokój.

NIESZCZELNI I NIESKUTECZNI

Michela nie broni nawet statystyka zdobywanych bramek, ponieważ jego zawodnicy zdobyli ich tylko trzy. Pod tym względem jedynie Deportivo Alaves jest gorsze. Kiedyś żartowano z ataku Getafe opartego o dziarskich trzydziestolatków, choć każdy z nich strzelał minimum 10 goli na sezon, a dziś brakuje postaci, która byłaby gwarancją regularnego trafiania do siatki. W kwestii tracenia bramek Getafe Michela wypada równie kiepsko. Getafe i Levante dzierżą pierwsze miejsce w tej wstydliwej klasyfikacji. W ośmiu seriach spotkań wspomniane zespoły straciły po 13 bramek i nie mam w tym przypadku, że znajdują się w dolnych regionach tabeli.

Dziennikarze Cadena COPE zasugerowali, że następcą Michela będzie Quique Sanchez Flores, który już w przeszłości prowadził Getafe, więc byłby to kolejny sentymentalny powrót na Colliseum Alfonso Perez. Pytanie brzmi, czy wspomniany sentyment nie doprowadzi do tragedii? Czy nie lepiej byłoby postawić na świeżą krew, która nie będzie przywiązywała się do nazwisk? W Getafe jest wielu piłkarzy, którzy przez lata dzierżyli łatki talentów, ale z wielu powodów zaprzepaścili swoje szanse na grę o najwyższe cele. Znaleźli bezpieczną przystań, która daje możliwość gry w Primera Division, ale czy w takim układzie na długo? Kolejny trener musi pobudzić towarzystwo i liczyć się z potencjalnymi odejściami najlepszych piłkarzy, którzy nadal cieszą się zainteresowaniem ze strony bogatszych zespołów. W gronie tych piłkarzy można umieścić między innym Maksimovicia, Arrambarriego lub Oliveirę.

NA KONIEC

Biorąc pod uwagę przerwę na kadrę, należy zakładać scenariusz, że w najbliższym czasie do klubu zwolnionych trenerów dołączą kolejni. Mocnym kandydatem jest Javi Calleja pracujący w bardzo trudnych warunkach. Jego Deportivo Alaves nie prezentuje się najlepiej, w przeszłości lubiło zmienić trenerów we wczesnej fazie sezonu. Zapewne, gdyby nie zwycięstwo Deportivo nad Atletico, to Callejy już by nie było w klubie.

PAWEŁ OŻÓG

Fot. Newspix

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

6 komentarzy

Loading...