Reklama

PRASA. Michniewicz: Nie zamierzamy być tylko statystami z Leicester

redakcja

Autor:redakcja

30 września 2021, 08:49 • 8 min czytania 11 komentarzy

Czwartkowa prasa to przede wszystkim materiały przed meczem Legii z Leicester. Ponadto Krzysztof Brede deklaruje pełną gotowość do powrotu na ławkę trenerską.

PRASA. Michniewicz: Nie zamierzamy być tylko statystami z Leicester

PRZEGLĄD SPORTOWY

Legia nie zamierza pełnić roli statysty w meczu z Leicester.

Zapraszam na karuzelę – rzucił z uśmiechem trener Czesław Michniewicz, wychodząc z konferencji prasowej poprzedzającej starcie z Leicester. 51-letniemu szkoleniowcowi humor dopisuje, do Warszawy przyjeżdża mistrz Anglii sprzed sześciu lat, którego menedżerem jest Brendan Rodgers, a to jeden z tych trenerów, na których wzoruje się Michniewicz. Przy ulicy Łazienkowskiej szykuje się futbolowe święto. Stadion Legii ma być wypełniony do ostatniego krzesełka, bilety wyprzedano w ubiegłym tygodniu, teraz w internetowej sprzedaży pojawiają się pojedyncze sztuki od kibiców, którzy w ostatniej chwili rezygnują z możliwości obejrzenia meczu na żywo. – Zamierzamy być częścią tego święta, a nie tylko statystami. Nie chcę, by moi piłkarze czuli jakąkolwiek presję związaną z starciem z Leicester. Mają wysokie umiejętności, oby je pokazali. Mamy bardzo dobrych piłkarzy, a rywale wybitnych – twierdzi Michniewicz.

W pierwszym spotkaniu grupowym Legia nieoczekiwanie wygrała w Moskwie ze Spartakiem 1:0. Dzień po tamtym meczu piłkarze warszawskiej drużyny oglądali starcie rywali, czyli Leicester i Napoli. – A potem Josue mówił na treningu, że chyba popsuł mu się telewizor, bo piłkarze biegali w przyspieszonym tempie – opowiadał Michniewicz.

Reklama

Tak się złożyło, że portugalski pomocnik był wczoraj na konferencji prasowej. – Tempo rozgrywania akcji w Premier League jest inne niż w jakiejkolwiek innej lidze na świecie, do polskiej nawet nie ma co tego porównywać. Na szczęście zagramy 11 na 11, a opinie, że nie mamy nawet jednego procenta szans na korzystny wynik, tylko dodają mi motywacji – stwierdził Josue Pesqueira. – Doceniamy klasę rywala, ale mamy już trzy punkty i nie chcemy na tym poprzestać, szukamy więcej. Z tygodnia na tydzień idzie nam lepiej, z Rakowem zagraliśmy jeden z najlepszych meczów, odkąd przyszedłem do Legii. Mieliśmy pewne kłopoty po stracie piłki i przy stałych fragmentach, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku – dodał.

Grzegorz Rasiak wspomina współpracę z Brendanem Rodgersem, obecnym menedżerem Leicester.

Legioniści muszą zaakceptować, że głównie będą w tym meczu biegać za piłką? Leicester przyzwyczaiło, że niezależnie z kim się mierzy, prowadzi grę.

Filozofia trenera Rodgersa jest jasna. Znam tego trenera bardzo dobrze, pracowaliśmy razem w Watfordzie, potem sprowadził mnie do Reading. Podkreślał, że poza zdobywaniem bramek, najprzyjemniejsze w futbolu jest być przy piłce. Chce grać ofensywnie, ale pamiętając o zabezpieczeniu tyłów. Wpaja to wszystkim swoim zespołom. W październiku byłem w Leicester, oglądałem treningi pierwszego zespołu, zajęcia drużyny do lat 23. Porozmawialiśmy, to bardzo otwarty człowiek, z chęcią mówi o piłce, ma świetne podejście do młodych zawodników. Widzimy, ilu piłkarzy się u niego wybija. Podstawą jest u niego ciężka praca, potrafi ją docenić. Przykładem jest transfer Ryana Bertranda, z którym pracował w Reading, a który tego lata trafił do Leicester z Southampton.

Krzysztof Brede jest gotowy, by wrócić do pracy na ławce trenerskiej.

Czeka pan na telefon wyłącznie z ekstraklasy, czy jest pan mniej wybredny?

Nie wzbraniam się przed żadną ligą. Jeśli ktoś przedstawi fajny, ciekawy projekt i znajdzie w nim odpowiednie miejsce dla mnie – jestem do dyspozycji. Zaznaczam: nie tylko z ekstraklasy. Każdą propozycję rozważę i się nad nią pochylę. Przecież pracowałem w pierwszoligowej Chojniczance i, nie chwaląc się, nie był to zmarnowany czas ani przez klubu ani przeze mnie. Długo pozostawaliśmy w grze o awans do ekstraklasy. A przykład trenera Marka Papszuna jest idealnym dowodem, że najpierw można znaleźć swoje miejsce w niższej klasie, a po pewnym czasie dostać się na szczyt ekstraklasy, na którym jest Marek. Potrzeba zapału z obu stron – mam na myśli klub, z którym nawiązałbym współpracę. O siebie jestem spokojny. Po iluś miesiącach bez trenerskiej ławki człowiek przebiera nogami i myślami. To by zrobił, tamto. Mam mnóstwo energii.

Reklama
I oczywiście wszystko lepiej, niż w poprzednim miejscu pracy.

Oczywiście… Bo jak wspomniałem, jestem bogatszy o doświadczenie.

Z Chojniczanką ostatecznie nie udało się panu awansować, ale szefowie klubu z Chojnic mogli pluć sobie w brodę, że pożegnali pana. Po pewnym czasie, w efektownym stylu, z Podbeskidziem wszedł pan do ekstraklasy, zaś Chojniczanka spadła do drugiej ligi. A jak spędza pan miesiące w rodzinnym Gdańsku w trakcie tego odpoczynku od pracy?

Pracowicie, choć po pierwsze: już odpocząłem. Wyczyściłem głowę z emocji i przeanalizowałem 2,5-letnią pracę w Podbeskidziu. Trzeba było się zmierzyć z błędami, bo wiadomo, że je też popełniłem. Uważam, że wyciągnąłem mądre wnioski i jestem przekonany, że wykorzystam je w kolejnej pracy. Kilka razy w tygodniu jeżdżę na gdańską AWF, uczelnię, którą ukończyłem. Spotykam się między innymi z doktorem Mirosławem Piątkiem. Pod jego kierunkiem pisałem pracę dyplomową. A na AWF widuję się ze specjalistami teorii sportu, gier zespołowych, fizjologii czy biochemii. Oni odwiedzają gabinet doktora Piątka. Sposoby komunikowania się z podopiecznymi-sportowcami, obciążenia treningowe, optymalizacja zajęć – poruszamy wiele tematów, a mam ten komfort, że uczelnia jest po sąsiedzku. Podobnie jak Lechia Gdańsk, na której treningi zaglądam, wcześniej trenera Piotrka Stokowca, a teraz Tomka Kaczmarka.

SPORT

Górnik Zabrze powinien mieć teraz znacznie więcej niż 10 punktów.

Drużynie prowadzonej przez Jana Urbana sporo ligowych punktów pouciekało. Zwracał na to uwagę kilka dni temu na łamach „Sportu” Stanisław Oślizło. – Część spotkania, tak jak to było w innych meczach, jest pozytywna. Wygląda to dobrze, spokojnie się to ogląda, a potem przychodzi moment, że oddaje się inicjatywę rywalowi i to on zaczyna grać i odrabiać straty. Prowadziliśmy przecież z Lechem, z Cracovią, teraz ostatnio w Niecieczy i nie potrafiliśmy dociągnąć tego do końca. To dla sztabu szkoleniowego przyczynek, żeby się nad tym zastanowić – mówi jeden z najbardziej utytułowanych graczy Górnika w historii i wieloletni kapitan.

W meczu 2. kolejki z obecnym liderem z Poznania „górnicy” prowadzili już po kilku minutach, żeby potem na swoim stadionie dać sobie wbić trzy gole. Jeżeli jeszcze mecze z silnym Lechem można spisać na „straty”, to już inaczej wygląda sytuacja z drużynami z bliskiego sąsiedztwa w tabeli. W spotkaniu 7. kolejki z Cracovią na wyjeździe zabrzanie przez osiemdziesiąt kilka minut prowadzili 2:0, żeby w ostatnich minutach dać się dwa razy zaskoczyć ze stałych fragmentów gry i celnych główkach Mateja Rodina. Stałe fragmenty, tym razem rzuty karne, zdecydowały o tym, że zespół trenera Urbana poległ w Niecieczy z Bruk-Betem 1:3, mając przez godzinę wszystko pod kontrolą. – Już do przerwy powinniśmy prowadzić 3:0 – mówi p.o. prezesa Górnika Tomasz Młynarczyk.

Ryszard Cyroń, czterokrotny mistrz Polski z Górnikiem Zabrze, wspomina swoje niezapomniane chwile z polskich boisk.

Na gali jubileuszu 100-lecia Sparty Zabrze jednym z najbardziej rozchwytywanych gości honorowych był Ryszard Cyroń. Urodzony 11 lutego 1965 roku wychowanek mikulczyckiego klubu, mający w swoim piłkarskim dorobku m.in. 4 tytuły mistrza Polski zdobyte z Górnikiem Zabrze oraz 2 występy w reprezentacji Polski, nie ukrywał radości witając się z dawno niewidzianymi kolegami i trenerami. Ze wzruszeniem przyjął także wyróżnienie – Złotą Honorową Odznakę Śląskiego Związku Piłki Nożnej i zaproszenie przez wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, jednocześnie prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kuli do Klubu Wybitnego Piłkarza Śląska.

– Mój najbardziej pamiętny mecz w Sparcie kojarzy mi się z… kontuzją – mówi zawodnik okrzyknięty w 1987 roku odkryciem polskiej ekstraklasy. – To była jesień 1983 roku. Szło mi znakomicie, bo w czterech trzecioligowych meczach strzeliłem cztery gole i pojawiły się głosy, że interesuje się mną Górnik Zabrze. Radość trwała jednak krótko, bo w spotkaniu z Lechią Piechowice złamałem nogę. Pomyślałem sobie, że moje marzenie, bo od dziecka kibicowałem Górnikowi, ucieka mi sprzed nosa. W kiepskim nastroju zacząłem więc leczenie. W grudniu byłem już jednak w pełni sił i planowałem sobie, że wiosną znowu się pokażę na trzecioligowych boiskach żeby o sobie przypomnieć. Okazało się jednak, że minister Jan Szlachta, czyli ówczesny prezes Górnika, o mnie nie zapomniał. Dostałem informację, że mam się zgłosić do drużyny prowadzonej przez Huberta Kostkę. To było dla mnie coś niesamowitego, a kiedy jeszcze 5 maja 1984 roku dostałem szansę debiutu u boku tak znakomitych zawodników jak reprezentanci Polski Waldek Matysik, Rysiek Komornicki czy Andrzej Pałasz, to aż w głowie mi się to nie mogło pomieścić. Trochę się bałem, bo jako 18-latek robiłem przecież przeskok o dwie ligi. Moi koledzy ze Sparty, a mieliśmy wtedy bardzo dobry zespół, który w lidze juniorów bez problemów wygrywał z Górnikiem, podpowiadali mi, że sobie poradzę. Kaziu Braun, którego spotykałem na gali 100-lecia Sparty, był jednym z nich, ale najbardziej ucieszyło mnie spotkanie z moim trenerem-wychowawcą Norbertem Gerlichem, który wprowadził mnie do seniorów. Jemu zawdzięczam bardzo dużo. Po każdym treningu prosiłem go, żeby został ze mną, bo chciałem jeszcze poćwiczyć rzuty wolne, a on cierpliwie tłumaczył, jak ustawić stopę. Dzięki tej współpracy już później, kiedy grałem w Górniku, chwalono mnie za technikę strzału i drybling.

SUPER EXPRESS

W składzie Leicester nie brakuje wielkich gwiazd i ciekawych postaci.

Od dekady dostępu do bramki „Lisów” broni Kasper Schmeichel. Przebył długą drogę, by wyjść z cienia ojca – legendy Manchesteru United, jednego z najwybitniejszych bramkarzy w historii. Chyba mu się to udało. Na King Power Stadium trafił, gdy Leicester grał jeszcze na zapleczu Premier League, a teraz może pochwalić się – tak jak Vardy – mistrzostwem Anglii, pucharem i superpucharem kraju, oraz ćwierćfinałem Ligi Mistrzów. – Schmeichel to pierwszy piłkarz, który cały czas chce grać nogami i nie boi się podejmować ryzykownych decyzji – zauważa Michniewicz.

Osobą łączącą te dwie postacie może być dziś James Maddison. Od lat uchodzi za wielki talent, a od kilku dobrych miesięcy jest na cenzurowanym. Pewnego razu pomocnik opuścił zgrupowanie reprezentacji Anglii, ponieważ twierdził, że jest chory. Prawda okazała się jednak inna. Cudowne ozdrowienia nastąpiło już następnego dnia… w kasynie. – Jak grasz w kadrze, to pada na ciebie wyjątkowo jasne światło reflektorów, chłopcze – powiedział mu wkurzony selekcjoner Anglików Gareth Southgate.

Czesław Michniewicz tłumaczył na konferencji przed meczem z Leicester, dlaczego Jasur Jakszibojew nie zaistniał w Legii.

– Przez trzy miesiące nie trenował z żadną drużyną. Do nas dołączył w lutym, po obozie. Trenował, nadrabiał zaległości. Zagrał w sparingu z Zawiszą, gdy zrobił fantastyczną asystę. Widać było, że potrafi grać, ale także miał problemy z fizycznością. Potem przytrafiła się kontuzja. Gdy z tego wyszedł, to był ramadan. To przeszkadzało mu w optymalnym trenowaniu. Miał zagrać w ostatnich meczach sezonu. To był jego najlepszy okres, wyglądał fantastycznie. Szykowaliśmy go na spotkanie z Podbeskidziem. Jednak dzień przed meczem zgłosił uraz. Później pojechał na urlop. Myślami był gdzieś indziej. Jego żona była w ciąży. Po powrocie złapał koronawirusa. Splot nieszczęść – opisywał szkoleniowiec.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...