Co słychać w prasie po weekendzie? Jest ciekawie. Jerzy Dudek atakuje Sousę, Nestor Polakow diagnozuje choroby w polskiej piłce, a Marek Papszun uderza w sędziów – Piotra Lasyka i Jarosława Przybyła. – Jestem człowiekiem szczęśliwym i mało we mnie zazdrości, natomiast Michałowi zazdroszczę tego, że sędziują mu tacy panowie jak Przybył czy Lasyk, którzy nas notorycznie krzywdzą i chciałbym dożyć takiego momentu, że tych dwóch panów nie będzie nam sędziować – mówił po meczu z Cracovią opiekun zespołu z Częstochowy.
Sport
Podsumowanie kolejki w wykonaniu “Sportu”. Plusy, minusy i felieton.
WYGRANI…
Jeszcze nieco ponad tydzień temu dorobek bramkowy Filipa Starzyńskiego był skromny – zdobył zaledwie jednego gola z rzutu karnego. Jednak dwie bramki sprzed tygodnia w meczu z Cracovią obudziły byłego piłkarza Ruchu Chorzów. W ten weekend również ustrzelił dublet. Co więcej, w drugim meczu z rzędu zdobył bramkę po kontrze, a do tej pory nie był znany ze swoich walorów szybkościowych.
PRZEGRANI…
Górnik Zabrze bezbramkowo zremisował z Wisłą Kraków, choć wcale nie musiało tak być. Alex Sobczyk w 55 minucie spotkania znalazł się w odpowiednim miejscu w polu karnym, otrzymał dobre podanie ze skrzydła i… fatalnie się pomylił. Napastnik w dość prostej sytuacji, gdy spora część bramki była odsłonięta, zamiast uderzyć, nadepnął na piłkę, a później zagrał ją ręką. Więc zamiast gola sędzia odgwizdał przewinienie snajpera…
LIGOWIEC
Po jednym z pierwszych tegorocznych ligowych meczów – konkretnie Górnika z Lechem – rozmawiałem z Janem Kowalskim, byłym świetnym piłkarzem jedenastki z Zabrza, a potem aż pięciokrotnym trenerem górniczej drużyny. Zwrócił uwagę, że w ekstraklasowych spotkaniach nie brakuje walki, ale za to nie ma jakości, czyli tego, co obserwujemy w innych, silniejszych ligach. A mamy ku temu wiele możliwości. O ile w dawniejszych czasach, z braku transmisji telewizyjnych, nie oglądaliśmy tego, co na co dzień tam się dzieje, o tyle obecnie wystarczy przełączać się z kanału na kanał. Te słowa byłej gwiazdy Górnika i polskiej ligi mocno utkwiły mi w pamięci, a szczególnie przypominają się, gdy ogląda się takie mecze, jak na przykład starcia z ostatniej ekstraklasowej kolejki, Wisła Kraków – Górnik czy Raków – Cracovia. Ambicji i zaangażowania piłkarzom nie można było odmówić, no ale co z jakością? Tej niestety brakuje. Po meczu w Bełchatowie zagadnięty na ten temat Michał Probierz powiedział, że wystarczy tylko spojrzeć na stan murawy, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak grać na takim boisku, które wygląda, jakby przeleciało po nim stado dzików. Fakt, pogoda nie sprzyja płynnej i dobrej grze, ale przecież w przeszłości nie było pod tym względem lepiej; ba, było dużo gorzej!
Trenerzy o meczu Piast Gliwice – Stal Mielec. Leszek Ojrzyński ma już dość i nie przebiera w słowach.
Waldemar FORNALIK: – Był to nasz trzeci mecz w ciągu tygodnia. Dostaliśmy sporą dawkę emocji. Najpierw mecz w Białymstoku, później Puchar Polski w Warszawie, teraz przyjechał do nas zespół zdesperowany, który gra o być albo nie być w lidze. Tym bardziej jesteśmy zadowoleni z trzech punktów. Był to trudny mecz, który niekoniecznie musieliśmy wygrać.
Leszek OJRZYŃSKI: – Mam już serdecznie dosyć sytuacji, w których moja drużyna ma więcej stuprocentowych okazji do zdobycia bramki niż rywal, a remisuje bądź przegrywa. Powinniśmy w pierwszej połowie „zamknąć” ten mecz, jednak nie wykorzystaliśmy dwóch świetnych sytuacji. Czasami brakuje nam szczęścia, czasami umiejętności, czasami przeciwnik wykazuje się większym cwaniactwem.
Ciekawa była także konferencja po spotkaniu Rakowa Częstochowa z Cracovią. Marek Papszun uderzył w sędziów.
Marek PAPSZUN: – Chciałbym się odnieść do słów Michała Probierza z konferencji przedmeczowej, kiedy mówił o zazdrości. Jestem człowiekiem szczęśliwym i mało we mnie zazdrości, natomiast Michałowi zazdroszczę tego, że sędziują mu tacy panowie jak Przybył czy Lasyk, którzy nas notorycznie krzywdzą i chciałbym dożyć takiego momentu, że tych dwóch panów nie będzie nam sędziować. Nie chodzi mi o czerwoną kartkę, ale o przebieg całego meczu. Absurdalne jest to, że Ivi Lopez dostaje kartkę za faul, którego nie było. Arbiter, który sędziuje z Pogonią, krzywdzi nas, przyjeżdża teraz i chce zrobić to samo. Nie zwalam też winy na sędziego, ale chciałbym, żeby to podejście było normalne i sprawiedliwe, tak jak należy podchodzić do tego zawodu. To moja jedyna zazdrość wobec Michała, że tacy sędziowie sędziują kolejne mecze Cracovii.
Michał PROBIERZ: – Źle rozpoczęliśmy to spotkanie, mieliśmy sporo problemów. Dopiero gdy zmieniliśmy lekko ustawienie, nasza gra wyglądała lepiej. Ważne dla nas było, by zneutralizować atuty Rakowa, co nam się udało. Częstochowianie mieli jedną, bardzo dobrą sytuację w ostatniej minucie pierwszej połowy. W drugiej części mogliśmy rozegrać kilka akcji lepiej, oddaliśmy dwa groźne uderzenia, były jednak niecelne. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z gry w przewadze. Byliśmy za mało aktywni w ofensywie. Muszę jednak pochwalić zawodników. Mieliśmy duże problemy ze składem. Niektórzy dołączyli do nas niedawno, inni wypadli nam ze składu przed samym meczem. Teraz ważne jest to, by zawodnicy odpowiednio się zregenerowali i przygotowali się do kolejnego spotkania ze Śląskiem.
Ciekawostka – Ireneusz Mamrot po raz pierwszy w życiu został zatrudniony w 1. lidze. Wcześniej albo do niej spadał, albo awansował.
Ciekawe, jakie myśli krążyły po głowach decydentów klubu z Alei Unii, gdy – decyzja o zmianie była już podjęta – obserwowali w sobotę, jak drużyna odrabia straty i robi wszystko, by rzutem na taśmę wrzucić jeszcze Widzewowi trzeciego gola. Stracić pracę tuż po derbach, w których wyciągnęło się wynik z 0:2 na 3:2… To zapisałoby się w dziejach piłkarskiej Łodzi. A tak? Stawowy pożegnany zostanie bez większego żalu, jako trener, który sensacyjnie przywrócony na ekstraklasową karuzelę nie dał przed rokiem łodzianom cienia nadziei na uniknięcie spadku z elity, a na jej zapleczu ruszył świetnie, lecz później coś się zacięło. Z ostatnich 9 meczów ŁKS wygrał 1, tracąc aż 22 gole. Jego następca pierwszy raz w życiu został zatrudniony w I lidze, bo Chrobrego Głogów wprowadził na ten poziom sam, a z Arką Gdynia doń spadł i trudno oprzeć się wrażeniu, że za tamtą decyzję dziś płaci.
Czy Robertowi Lewandowskiemu uda się pobić rekord Gerda Mullera? Są na to coraz większe szanse…
– Zdobycie trzech goli to zawsze coś fajnego. Najważniejsze jest jednak to, że cała drużyna zwyciężyła. A jeśli on (Lewandowski – dop. red.) dołoży do tego jeszcze rekord, to będzie jeszcze lepiej – mówił trener Bayernu Hansi Flick, nawiązując do tego, co wydaje się coraz bardziej realne. „Lewy” ma już na koncie 31 trafień po 24 kolejkach, co jest wynikiem wręcz szalonym. W 52 z 57 dotychczasowych sezonów Bundesligi Polak byłby już królem strzelców, ale ten tytuł na nikim już nie robi wrażenia. Liczyć się będzie tylko to, czy 32-latek pobije rekord Gerda Muellera, który w sezonie 1971/72 zdobył w jednych rozgrywkach aż 40 goli. Po hat-tricku z BVB jest to scenariusz bardzo możliwy! Na tym etapie sezonu „Bomber” miał kilka goli mniej niż „Lewy” obecnie, ale zaliczył piorunującą końcówkę, w której ustrzelił kilka hat-tricków. Lewandowskiemu zostało do rozegrania 10 kolejek, w których musi zdobyć 10 goli. W minionych 14 ligowych spotkaniach do siatki trafiał aż w 13, z czego 5 razy więcej niż raz. Bayern ma jeszcze przed sobą starcia z Wolfsburgiem, któremu Polak strzelił najwięcej bramek w karierze, oraz z Augsburgiem, Werderem i Mainz – które w tej klasyfikacji są, kolejno, czwarte, piąte i szóste. To może się udać!
Skandal w trzeciej lidze. Abdallah Hafez z Hutnika Kraków opluł Michała Kołodziejskiego z GKS-u Katowice.
Co zapamiętamy z sobotniego wieczora przy Bukowej? Rozczarowujący debiut Rafała Figla, który w protokole zapisał się jedynie żółtą kartką za próbę wymuszenia karnego. Środkowy pomocnik ściągnięty z Podbeskidzia nie był „pod grą” w takim stopniu, jak się tego od niego oczekuje, posyłał mało piłek do przodu, a długimi fragmentami II połowy znikał z pola widzenia. Zapamiętamy czerwoną kartkę Abdallaha Hafeza, już drugą w tym sezonie i dającą argumenty wszystkim twierdzącym, że ściąganie na 3. poziom rozgrywkowy zawodników z egzotycznych kierunków niekoniecznie jest fortunnym pomysłem. Egipcjanin „zwarł się” z Michałem Kołodziejskim, sędzia wyrzucił go za oplucie stopera GieKSy. Zapamiętamy także spięcie między Rafałem Górakiem a Arkadiuszem Woźniakiem. Najstarszy zawodnik katowickiej drużyny został zmieniony. Schodząc z boiska, nie przybił „piątki” Dominikowi Kościelniakowi, siadł wściekły na ławkę rezerwowych i zdenerwował trenera na tyle, że ten w złości kopnął butelkę z wodą.
Super Express
Dwie krótkie wspominki – Lewandowski i Salamon. Nie za bardzo jest co z nich cytować.
Przegląd Sportowy
Jerzy Dudek krytykuje powołania Paulo Sousy. Mówi, że w Hiszpanii wygląda to inaczej i powołań na zachętę nie ma.
Zastanawiam się, jaki był sens ogłaszania przez Paulo Sousę listy 35 powołanych do reprezentacji zawodników, skoro wiadomo, że dziesięciu z nich odpadnie. Dla mnie to jest trochę absurdalne. Być może celem jest danie niektórym nadziei i dodatkowego bodźca do ciężkiej pracy, ale chłopcy wyróżniający się w ekstraklasie czują, że aspirują do kadry. Oni nie potrzebują sztucznych powołań, które trudno zrozumieć. Myślę, że najbardziej zadowoleni z takiej sytuacji będą menedżerowie. […] Jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację, w której młody piłkarz udaje się na negocjacje z danym klubem i używa argumentu, że znajduje się w notesie selekcjonera, co pozwoli mu podbić stawkę. Czy to jednak wpływa na jego umiejętności i rozwój piłkarski? Szukając plusów, po cichu liczę na to, że któryś z zawodników odrzuconych zobaczy, że drzwi do kadry są otwarte i warto ciężko pracować. Byłem kiedyś w federacji hiszpańskiej i widziałem, jak tam się odbywają powołania. Selekcjoner ma w swoim gabinecie wypisanych po pięciu zawodników na każdą pozycję. Wspólnie ze sztabem obserwują tych piłkarzy, a trenerzy zdają regularnie raporty z ich występów. Różnica polega na tym, że nikt publicznie nie mówi głośno o tych zawodnikach. Jest to jedynie zabezpieczenie przed ewentualnymi kontuzjami, aby szybko móc zastąpić danego kadrowicza. To ogranicza przypadek i nie powoduje spadku jakości, bo monitorowani piłkarze muszą prezentować odpowiedni styl gry.
Ulga Pawła Wszołka. Bramka pozwoliła mu się przełamać, a skrzydłowy zadedykował jej zmarłej, bliskiej osobie.
Po przerwie dobre akcje zaczął wyprowadzać Lubambo Musonda. Jednak kiedy gospodarze przycisnęli, wtedy z rozstrzygającą akcją wyszli goście. Kapustka zagrał do Pawła Wszołka, który popędził prawą stroną, wbiegł w pole karne i mocnym strzałem pokonał Matusa Putnockiego. Po tym golu nie było wielkiej radości, Wszołek schował twarz w dłoniach, trafi enie zadedykował zmarłej niedawno, bliskiej mu osobie. Widoczna była raczej ulga – niekoniecznie dlatego, że ten mecz się nie układał, wyglądało na to, że schodzą z niego emocje, które ostatnio się nawarstwiały. Sam
po spotkaniu przyznał, że zadedykował tę bramkę bliskiej osobie, która jakiś czas temu zmarła. Ale minione tygodnie były dla niego trudne jeszcze z jednego powodu: niedawno prostował informacje, jakoby niezadowolony ze zmiany w przerwie spotkania z Wisłą Płock (5:2), miał pokłócić się z trenerem, zagrozić, że odejdzie. Niektórzy mu wierzyli, inni nie. Najważniejsze jednak zrobił w niedzielę: pokazał, jak cenny jest dla Legii. Legii, która dzięki jego bramce ma już siedem punktów przewagi nad Pogonią.
Rafał Boguski nie idzie w ton wielbienia Petera Hyballi. Ale przydaje mu się bardziej niż ci, którzy mają wściekle pressować.
O tę ojcowską miłość do Hyballi został zapytany po piątkowym meczu Wisły z Górnikiem Zabrze (0:0) Boguski i przed kamerami nie dał się wmanewrować w dyskusję o wielkim afekcie. Z jego wypowiedzi łatwo da się wyłowić zdroworozsądkowe przesłanie: poczekajmy jeszcze z tymi zachwytami nad obecną Wisłą, nie dajmy się porywać urokowi chwili. W każdym razie Boguski nie podjął ckliwej opowieści o zagranicznym trenerze, co to podbił serca wiślackich zawodników i tylko dlatego przełamali własne ograniczenia, z dziką satysfakcją odkrywając, że umieją grać w piłkę lepiej, niż im się do tej pory zdawało. Widać Boguski do takich technik motywacyjnych podchodzi z dystansem. Zdaje się, nie chce uczestniczyć w medialnym spektaklu pod tytułem „Hyballa otworzył nam uszy i oczy”. Za długo gra w ekstraklasie (pierwszy raz w 2006 roku), za dużo ma na koncie ligowych występów (w piątek zagrał po raz 350.), za wiele przeżył w Wiśle trenerów, by w takiej chwili się egzaltować. Owszem, chwali Hyballę, widzi dobre zmiany w treningu, docenia różnicę w grze i… na razie wystarczy słów. Sam chce się skupić na treningach i graniu. W drużynie Hyballi Boguski nie ma lekko, bo w wieku 37 lat trudno poprawiać parametry fi zyczne. Mimo to jest cenny. Gdyby nie jego wejście w końcówce i dwa gole w Płocku (3:1), wiślakom nie udałoby się wygrać. Hyballa przy całym zafi ksowaniu na agresywną grę, w której nieustannie liczy się odbiór piłki i atak, dostrzegł Boguskiego – jego mądrość, spryt i doświadczenie. Są momenty, kiedy na boisku taki piłkarz przydaje się bardziej niż wściekle „pressujący” kolega. Boguski dobrze wie, że jest już po drugiej stronie rzeki, że to już jego ostatnie miesiące w ekstraklasie, ale nie traci zdrowej mobilizacji, niepotrzebne jest mu wspomaganie technikami motywacyjnymi.
Grzegorz Polakow od 70 lat śledzi nasz futbol. W “Prześwietleniu” mówi o jego problemach.
Jest cała paleta złych działań, o których trzeba by rozmawiać, uzasadniać i przyjąć jakiś kierunek, żeby sukcesywnie leczyć tę całą piłkę nożną. Ona jest w tej chwili według mnie chora. Dochodzę też do wniosku, że chyba nikomu na niej nie zależy. Poza tymi, którzy ją oglądają. Bo gdyby zależało, można byłoby się zastanowić, przyjąć plan. Natomiast ja tego nie widzę, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nikogo to nie interesuje. Nie wyciągamy wniosków i to zastanawia. Niby się pisze, mówi, podejmuje jakieś działania, ale brak jest wytyczonego szlaku, żeby odbudować czy zbudować coś nowego. […] Te wszystkie uszczerbki w polskiej piłce powodują, iż stale jesteśmy w miejscu. My nikogo nie wyprzedzamy. A znamy powiedzenie, że jeżeli stoisz w miejscu, to się cofasz. W życiu ludzi czy przyrody zmiany zachodzą nieustannie. […] Szkoła Trenerów to jest chyba jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Zasada powinna być taka, że jeśli coś ma się rozwijać i przynosić określone efekty, trzeba w tym kierunku się posuwać. A my, o czym już mówiłem, jak gdyby się cofamy. Mówiąc kolokwialnie: teraz wszyscy chcą zarobić za nic. Z tego co słyszę, Szkoła Trenerów jest szkołą dającą licencje. Kosztują określone kwoty, jedni mówią o czterech tysiącach złotych, inni o czternastu. I to jest dbanie o piłkę? Że to trzeba kupić? Mnie się wydaje, że stoimy w rozkroku pomiędzy socjalizmem i kapitalizmem i nie możemy przejść na żadną stronę. […] Wiem, że są jakieś grupy trenerskie, że się spotykają. Ja tam w życiu nie pójdę, bo wśród nich są ludzie, którzy sprzedawali mecze, kupowali. Znaczy kupowali… Może nie bezpośrednio, bo trener nie ma pieniędzy, natomiast wymagali od przełożonych, żeby im kupili. Znane było powiedzenie: „Kupujmy na początku sezonu, bo jest taniej, a w końcówce będzie drożej”. Bez kupienia meczu, jak pamiętam, nie było możliwości zdobycia mistrzostwa Polski albo utrzymania się w lidze. To były sprawy ogólnie znane. Później jeden pan powiedział, że nic nie wiedział, bo jedna kropla dziegciu w beczce miodu nic nie znaczy. Problem w tym, że tych kropli uzbierała się właśnie cała beczka. A ten pan do dzisiaj w piłce nożnej autorytatywnie uczestniczy i wypowiada sądy.
Gazeta Wyborcza
Borussia Dortmund to ulubiona ofiara Lewandowskiego. W Bundeslidze strzelił jej już 20 bramek.
Monachijczycy ostatecznie odzyskali pozycję lidera. Trzeciego gola w 88. minucie strzelił Leon Goretzka, a w następnej akcji kolejny cios zrezygnowanym dortmundczykom zadał Lewandowski. Gospodarzom pomógł pech Borussii, która po godzinie gry straciła Haalanda – po zderzeniu z Jérôme’em Boatengiem norweski napastnik nabawił się urazu ścięgna Achillesa. To może być problem, bo dortmundczyków już we wtorek czeka rewanżowy mecz z Sevillą w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pojedynek rewolwerowców nie mógł więc zostać dokończony, w końcówce Lewandowski nie miał już na boisku przeciwnika. Miał za to ofiarę – dortmundczycy pozostają jego ulubionym celem w Bundeslidze, w 14 meczach nastrzelał im 20 goli. W sumie w tym sezonie uzbierał już 31 bramek i ledwie dziewięć brakuje mu do wyrównania rekordu Gerda Müllera. Nie musi nawet utrzymywać dotychczasowej skuteczności, by go pobić.
fot. FotoPyK