Reklama

“Boniek ewidentnie sam nie wie, kogo potrzebuje kadra”

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2021, 08:32 • 14 min czytania 10 komentarzy

Co dziś słychać w prasie? Wciąż szeroko komentowany jest nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Dziś lepiej poznają go czytelnicy “Wyborczej”, w której Paulo Sousę opisuje Rafał Stec. Przy okazji oberwało się Zbigniewowi Bońkowi. – Boniek ewidentnie sam nie wie, kogo potrzebuje kadra (gdzie Brzęczek, a gdzie Sousa?!), i interweniuje doraźnie, ratuje sytuację. Na konferencji niewiele wspominał o jego technicznych kompetencjach. Nakłania piłkarzy do gry odważnej i spontanicznej, dającej radość zarówno im, jak i fanom. I potrafi z patosem przemawiać. Zaprzeczenie męczeństwa, jakie serwował nam Brzęczek, trener wiecznie skrzywdzony, sponiewierany przez życie – czytamy. Co jeszcze? Sporo wieści z Ekstraklasy.

“Boniek ewidentnie sam nie wie, kogo potrzebuje kadra”

Sport

Bogdan Nather ze “Sportu” nie jest fanem Paulo Sousy. Uważa, że Portugalczyk nie zasłużył na prowadzenie reprezentacji Polski.

Nie jestem przekonany, że Zbigniew Boniek dokonał dobrego wyboru, powierzając opiekę nad reprezentacją Polski Paulo Sousie. Nie jestem nadgorliwym patriotą, który odrzuca wszystko, co nie jest polskie, ale uważam, że Portugalczyk nie zasłużył na to, by poprowadzić biało-czerwonych w mistrzostwach Europy i eliminacjach do mistrzostw świata. Paulo Sousa był nietuzinkowym piłkarzem, który zdobył wiele znaczących trofeów, ale jego dokonania na niwie trenerskiej nie rzucają na kolana. Tylko pięć miesięcy pracował w sztabie reprezentacjo Portugalii seniorów, sprawując funkcję asystenta Carlosa Queiroza. I nie wciskajmy ludziom kitu, że prowadził znamienite kluby europejskie. Gwoli odświeżenia pamięci – prowadził Queens Park Rangers, Swansea, Leicester City, węgierski Videoton, Maccabi Tel Awiw, FC Basel. Fiorentinę, chiński TJ Tiajnin, Girondins Bordeaux. Co ważniejsze, spektakularnych sukcesów nie odniósł, bo Puchar Ligi Węgierskiej, mistrzostwo Izraela i Szwajcarii, to z całym szacunkiem zasługuje co najwyżej na mrugnięcie powieką. Nie wątpię, że Portugalczyk ma dużą wiedzę, ale czy to wystarczy, by być dobrym, a przede wszystkim skutecznym selekcjonerem?

Portugalczyk Sergio Krithinas komentuje decyzję PZPN-u. 

Co jeszcze może pan o nim powiedzieć?

Reklama

– Zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że zdecydował się na objęcie funkcji selekcjonera zespołu narodowego. Dla mnie jest raczej typem szkoleniowca, który pasuje do codziennej pracy w klubie. Lubi mieć kontakt z zawodnikami, jest znany z tego, że potrafi pomóc w rozwinięciu się młodym graczom. To zwykła codzienna praca, która jest do wykonania w klubie, a nie w reprezentacji. Dlatego, jak mówię, to dla mnie zaskoczenie, że zdecydował się teraz na takie zajęcie.

Paulo Sousa jest ósmym portugalskim trenerem, który objął zagraniczną reprezentację. Skąd ten fenomen?

– Tutaj można mówić nie tylko o tym futbolu w reprezentacyjnym wydaniu, ale także w tym klubowym. Przecież Portugalczykami są szkoleniowcy klubów, które rywalizują czy rywalizowały w Champions League, jak Olympiakos Pireus, Olympique Marsylia, Szachtar Donieck. Jest Mourinho w Tottenhamie, Villas-Boas w Marsylii. Nuno Esprito Santo robi świetną robotę w Wolverhampton. Był Leonardo Jardim w Monaco. Wielu trenerów z Portugalii trenuje teraz poza granicami naszego kraju.

Jak to wytłumaczyć?

– W mojej opinii to wszystko zasługa Jose Mourinho. Kiedy zdobył z prowadzonym przez siebie Porto Puchar UEFA, a potem wygrał Champions League, to zmieniło wszystko w portugalskiej piłce. Wiele osób, dwudziestolatków, nagle zapragnęło również pracować jako szkoleniowcy, jak Mourinho. Od tego czasu datuje się to, że kładzie się nacisk na szkolenie trenerów.

Reklama

Maksymilian Sitek korzysta z danej mu szansy. Młodzieżowiec coraz lepiej spisuje się w Podbeskidziu i może liczyć na pierwszy plac.

Ruchy transferowe, jakich dotychczas dokonało Podbeskidzie, nie mogą sugerować, że coś w hierarchii młodzieżowców w zespole Roberta Kasperczyka się zmieni. Wprawdzie szkoleniowiec bielskiego zespołu mówił niedawno, że chciałby jeszcze wzmocnić rywalizację wśród takich piłkarzy, ale jak na razie żaden nowy młodzieżowiec do Podbeskidzia nie trafił. Nie licząc Konrada Sierackiego, który wrócił do pełni sprawności po niemal rocznej rekonwalescencji. W sparingu z Olimpiją Lublana Sitek przekonał zresztą, że to jemu należy się miejsce w wyjściowym składzie. Strzelił piękną bramkę. – Gole, jak i asysty, na pewno cieszą, bo dodają pewności siebie – mówi zawodnik, który w grudniu br. skończy dopiero 21 lat, a w sierpniu zeszłego roku związał się z Podbeskidziem kontraktem do końca czerwca 2023 roku. – Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku, ale wiemy, że wszystko zweryfikuje liga. Cieszy nas dyspozycja, jaką prezentujemy w sparingach; najważniejsze jest to, by przenieść ją na rywalizację o punkty. Ciężko trenujemy, w Chorwacji mamy świetne warunki, aby przygotować się do rundy wiosennej. Może nogi jeszcze nie niosą tak, jak powinny, ale na ligę świeżość przyjdzie – przekonuje Maksymilian Sitek. 

Piast trenuje w Turcji, a z pracy wykonanej na obozie zadowolony jest Waldemar Formalik.

Trener gliwiczan był zadowolony nie tylko z wyniku drugiego sparingu, ale i z faktu, że po 90 minutach doszło do nieformalnej półgodzinnej gry, w której wzięli udział piłkarze, którzy nie pograli zbyt wiele. – Służyło to t e m u , by zawodnicy, którzy do tej pory grali mniej, mogli rozegrać dodatkowe minuty. Byłem bardzo zadowolony, żeprzeciwnicy zgodzili się na taką formułę. Ustaliliśmy, że oficjalnym wynikiem będzie rezultat uzyskany po 90 minutach, a to była dodatkowa gra dla zawodników, którzy grali rzadziej lub dla zmienników – mówił po meczu z serbskim Proleterem Nowy Sad. Sam „właściwy” sparing pokazał, że gliwiczan stać na to, by znów przeważać w meczach i narzucać swój styl gry. – Był to pożyteczny sprawdzian. Dyktowaliśmy warunki, prowadziliśmy grę szczególnie w I połowie. Trzeba sobie to powiedzieć, że nie był to słaby przeciwnik, który potrafił się zorganizować w grze defensywnej, a my zdołaliśmy wykorzystać słabsze momenty gry drugiej strony, stąd wysoka wygrana, a mieliśmy też jeszcze swoje sytuacje do podwyższenia wyniku. Uważam, że był to bardzo dobry sprawdzian, a drużyna znajduje się w dobrej formie – dodał szkoleniowiec brązowych medalistów minionego sezonu.

Bruk-Bet wygrywa walkę ze Śląskiem o Sebastiana Boneckiego. Odra ma z kolei gotowych następców pomocnika.

Wyprowadzka 26-letniego środkowego pomocnika z Opola jest już praktycznie przesądzona. W najbliższych dniach Bonecki, którego kontrakt wygaśnie 30 czerwca, ma przejść testy medyczne w Bruk-Becie Termalice Nieciecza, choć w grze o niego do samego końca pozostawał też ekstraklasowy Śląsk Wrocław. Dla Odry to ostatni moment, by na nim zarobić. – Sebastian najpewniej zmieni klub, był sygnał, aby już go oszczędzić w tym sparingu i tak też postąpiliśmy. Wiem, że jest mocno zdeterminowany, by już teraz podpisać kontrakt z innym klubem i odejść. Finansowo na tym zyskamy. Oczywiście, szkoda takiego zawodnika, ale futbol nie zna próżni i szukamy już jego następcy – powiedział trener Dietmar Brehmer. Odra interesuje się Szymonem Drewniakiem z Arki Gdynia, a także środkowym pomocnikiem ostatnio występującym poza granicami Polski, który niegdyś był już podopiecznym Brehmera.

Rozwój Katowice znowu zarobiki na transferze Milika. Katowicki klub się cieszy, bo dzięki temu stanie na nogi.

Rozwój dzięki „mechanizmowi solidarnościowemu” (tzw. solidarity payment) zarobi 2 procent z kwoty transferu. Jeśli prawdą jest, że wyniesie ona łącznie między 8 a 10 milionów euro, katowiczanom należeć się będzie 160-200 tysięcy euro, czyli około 720-900 tysięcy złotych. To pieniądze w realiach poziomu rozgrywkowego nr 5 niebagatelne. […] Jeszcze niedawno mogło się wydawać, że Rozwojowi kasa za Milika może przejść koło nosa; tak stałoby się, jeśli do końca kontraktu zostałby w Napoli, a 1 lipca został zawodnikiem innego klubu na zasadzie wolnego transferu. Nasz rozmówca przekonuje jednak, że nie było to dla klubowego budżetu być albo nie być. – Raz transfer Arka w zasadzie uratował klub. Gdyby nie jego przenosiny z Ajaksu Amsterdam do Napoli i mechanizm solidarnościowy nam przysługujący, nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy Rozwoju. Dziś na szczęście funkcjonujemy na trochę innych warunkach. W żadnym roku nie zakładamy w budżecie jakichkolwiek środków transferowych związanych z Arkiem – jasno stawia sprawę wiceprezes Nowak.

Przegląd Sportowy

Andrzej Juskowiak dzielił szatnię z Paulo Sousą. Dlatego w rozmowie z “PS” charakteryzuje trenera od strony, od której w Polsce jeszcze go nie znamy.

IZABELA KOPROWIAK: Jest pan prawdopodobnie pierwszym Polakiem, który w futbolowej rzeczywistości poznał Paulo Sousę. Jakim piłkarzem był Portugalczyk, kiedy w 1993 roku spotkaliście się w Sportingu Lizbona?

ANDRZEJ JUSKOWIAK: Początki były gorące, bo on i Antonio Pacheco przyszli do nas wtedy prosto z Benfiki. Tak wiele się działo, że cała sytuacja została nazwana „verão quente de 1993”, czyli „gorące lato 1993”. Odchodząc od wydarzeń wokół transferu, już od pierwszego wyjścia na trening było widać, jak znakomitym jest piłkarzem. Przewidywał wszystko, co się działo. Ustawiał się tak idealnie, jakby miał w głowie tryb ultraslowmotion. Kiedy grałem przeciwko niemu na treningach, widziałem, jak trudno realizować swoje plany. Można było założyć, gdzie się pośle piłkę, wydawało się, że to pewna, bezpieczna opcja, on jednak potrafił to przewidzieć. Miał bardzo wiele przechwytów, co było mocno irytujące dla przeciwników. Nie był wyjątkowo szybki, ale bardzo ruchliwy. Chłodne, analityczne myślenie sprawiało, że był szalenie skuteczny. Takim też był człowiekiem. Nie ekstremalnie pobudzonym jak Ricardo Sa Pinto, Paulo był rozważny, niezbyt często zabierał głos. Kiedy się odzywał, to z sensem, rozsądnie, konstruktywnie. Tak go zapamiętałem.

Dobry trener, z trudnym charakterem – tak charakteryzują go portugalscy dziennikarze.

Pojawiały się głosy, że nowy selekcjoner ma poprawić klimat wewnątrz reprezentacji. Akurat Paulo Sousa nie jest trenerem od atmosfery. Ją mogą zrobić wyniki, ale on będzie się kierował swoimi zasadami, egzekwował je. A jeśli komuś nie będą one pasowały, droga do kadry pewnie będzie dla takiego piłkarza zamknięta. Nie wyobrażam sobie, że będzie chciał wprowadzić swój pomysł, na przykład grę trójką obrońców czy dwoma napastnikami i któryś z piłkarzy, po nieudanym meczu powie, że nie wie, jak miał grać albo że taka taktyka do tej drużyny nie pasuje. Sousa będzie wymagał bezwzględnego podporządkowania się, kroczenia za nim drogą, którą wskaże. I na tej drodze mogą też paść trupy, bo on zawsze postawi na swoim.

“Drobny uraz” Mączyńskiego chyba jednak nie taki drobny. Kapitan Śląska opuścił wszystkie mecze sparingowe w Turcji, mimo że klub próbował uspokoić kibiców.

Przede wszystkim kolejna już nieobecność Mączyńskiego to poważny sygnał ostrzegawczy. Tuż przed świętami Śląsk poinformował, że przedłużył z kapitanem wygasający w tym sezonie kontrakt do czerwca 2023 roku i dla fanów WKS była to zdecydowanie dobra wiadomość. W styczniu przyszła kolej na wiadomości złe. Najpierw Mączyńskiego nie było w składzie w pierwszym sparingu na zgrupowaniu w Turcji. Śląsk uspokajał, że to tylko drobny uraz i piłkarz lada chwila wróci do normalnych zajęć. Były reprezentant Polski nie zagrał jednak w drugim meczu kontrolnym, a teraz okazało się, że także w trzecim, co powoduje, że jeden z najważniejszych piłkarzy w zespole w styczniowych meczach w ogóle nie pojawił się na boisku. Skoro wciąż trenuje tylko indywidualnie i narzeka na jakieś dolegliwości, trudno się spodziewać, by był gotowy do gry 1 lutego w wyjazdowym meczu ze Stalą Mielec. Przypomnijmy, że Mączyński w tym sezonie zagrał dopiero w październiku, bo tuż przed sierpniowym startem rozgrywek poddał się operacji łąkotki. Zdawało się, że w końcu uporał się z problemami z kolanem, lecz jak widać, pech go nie opuszcza.

Spośród obecnych kadrowiczów Arkadiusz Milik to czwarty Polak, który zagra w Ligue 1. Co go tam czeka?

W drużynie panuje kiepska atmosfera, nie brak głosów o konfliktach między największymi gwiazdami Dimitrim Payetem i Florianem Thauvinem. – Wyjaśniliśmy to po meczu z Nimes. Nie sądzę, aby teraz spędzali razem wakacje, ale najważniejsze jest Olympique – powiedział Villas-Boas. W sobotę OM czeka prestiżowe starcie z AS Monaco, które też przeżywało kłopoty, ale je przezwyciężyło i w ostatnich pięciu meczach zdobyło 13 punktów. To przeciwieństwo Olympique, atak jest najmocniejszą stroną tego zespołu. Kevin Volland i Wissam Ben Yedder są czołowymi snajperami Ligue 1. Pierwszy z nich strzelił dziesięć goli, z czego pięć w pięciu ostatnich spotkaniach. Dołożył do tego w nich trzy asysty. Drugi= może pochwalić się dziewięcioma trafieniami, w tym dwoma w ostatnim starciu z Montpellier (3:2). Równie skuteczny duet z przodu ma jedynie PSG (Kylian Mbappe – Moise Kean). Arkadiusz Milik z Benedetto, jeśli przyjdzie im grać razem, takiej pary nie stworzy.

Duży tekst o tym, że Piotr Zieliński robi furorę w Neapolu. Nawet liczby świadczą o tym, jak duży progres, w porównaniu do poprzednich lat, poczynił.

Zieliński stał się kluczową postacią ofensywy Napoli, w dziewięciu występach strzelił trzy gole i miał dwie asysty, dzięki czemu w 17 kolejkach zebrał cztery zdobyte bramki i trzy ostatnie podania. Oczywiście, te liczby nie sprawiają, że z zachwytu komukolwiek uginają się kolana, jednak w przypadku pomocnika są symbolem progresu. Jeszcze przed początkiem rundy rewanżowej Zielińskiemu brakuje dwóch trafi eń do jego rekordowego wyniku z sezonu 2018/19 i trzech asyst do najlepszego rezultatu z rozgrywek 2016/17. […] Zieliński jest tak samo aktywny pod bramką przeciwników, za to nie musi angażować się w grę w środku i w okolicach własnej szesnastki. Tam swoją robotę mają wykonać Tiemoue Bakayoko, Diego Demme lub Fabian Ruiz. Polak ma kreować w decydujących momentach akcji. Ponadto biega po całej szerokości murawy, nie bliżej lewej flanki, jak było do tej pory. Co za tym idzie, Gattuso zwolnił Zielińskiego z obowiązków defensywnych. Średnie 0,71 odbioru i 9,29 prób pressingu na 90 minut to najsłabsze wyniki w ciągu ostatnich czterech sezonów. […] Zieliński podejmuje średnio 3,3 próby dryblingu na 90 minut, czyli częściej niż w minionych dwóch sezonach (2,22 i 2,54). Z ośmioma założonymi „siatkami” (przepuszczenie piłki między nogami przeciwnika) jest najlepszy w Serie A. Oddaje 2,59 strzału z odległości 19,3 metra – tak chętnie i z tak bliska nie uderzał w Napoli. Dla porównania – w poprzednich rozgrywkach strzelał z minimalnie gorszą częstotliwością (2,37), ale przeciętnie robił to z 23. metra. To wszystko przełożyło się na wskaźnik GCA (Goal Creating Actions), czyli ostatnich dwóch zagrań bezpośrednio prowadzących do gola (np. drybling lub podanie). Zgodnie z danymi fbref.com Zieliński razem z Hakanem Calhanoglu z AC Milan zaliczyli po 12 takich akcji i pod tym względem są najlepsi w Serie A. 

Jurgen Klopp zmaga się z największym kryzysem w roli trenera Liverpoolu. Czy “The Reds” z niego wyjdą?

– Mistrzostwo Anglii właśnie wymyka im się z rąk. W tej chwili mają stratę sześciu punktów do lidera. Oczywiście da się to odrobić, ale patrząc na obecną formę The Reds i ich kalendarz, myślę, że teraz bardziej martwią się tym, czy w ogóle skończą sezon w czołowej czwórce, a nie tym, czy obronią tytuł – uważa Jamie Carragher, legenda Liverpoolu. Klopp przeżywał już trudne chwile na Anfi eld, przecież kilka lat temu kwestionowano nawet, czy aby na pewno pod jego wodzą zespół się rozwija. Ale to było w czasach, gdy Niemiec wciąż przebudowywał drużynę po poprzednikach. Tak naprawdę dopiero teraz szkoleniowiec może mówić, że mierzy się z największym załamaniem formy swoich zawodników. – Biorę za to pełną odpowiedzialność. To moja wina – mówi. Ale co się stało z jego „chłopcami”, wyjaśnić nie potrafi. […] Drugim problemem, z jakim od dawna musi się mierzyć Klopp, są kontuzje. W ostatniej kolejce do składu wrócił wreszcie Joël Matip, ale wcześniej zespół musiał grać bez choćby jednego środkowego obrońcy. Na tej pozycji występowało dwóch defensywnych pomocników – Jordan Henderson i Fabinho. I chociaż nie można mieć do nich większych zastrzeżeń, a wręcz obaj zasługują na pochwały za realizację zadań na obcej dla siebie pozycji, to ich brak w środku pola jest widoczny. Henderson i Fabinho są zbyt daleko od pola karnego przeciwników i nie mogą pomóc w zdobywaniu bramek bezradnym obecnie napastnikom i skrzydłowym. Dlatego można się spodziewać, że jeszcze w styczniowym oknie transferowym Klopp będzie próbował sprowadzić kolejnego obrońcę, chociaż zaznacza: – Dokonamy transferu tylko wtedy, gdy uznamy, że rzeczywiście mamy odpowiedniego kandydata. Nie ma sensu robić nic na siłę.

Zima w Bundeslidze to czas dużych powrotów. Po Luce Joviciu czas na Klaasa-Jana Huntelaara. 

Trudniejsze zadanie w Schalke będzie miał Huntelaar, bo w klubie z Gelsenkirchen średnio raz na rok dok o n y w a n a jest kadrowa rewolucja i Holender dopiero pozna nowych kolegów w starym miejscu. Ale były reprezentant Oranje to też inny typ napastnika od Serba, bo potrafi sam sobie wypracować dobrą okazję. Trudno już teraz przewidzieć, jak skończy się krótka, ponowna przygoda Klaasa-Jana z Schalke. Ale na pewno szefowie klubu z Gelsenkirchen podjęli słuszną decyzję. Zamiast szukać nowego napastnika, postawili na sprawdzonego. I może z nim uda się dokonać cudu, jakim będzie utrzymanie w 1. Bundeslidze. Huntelaar też niewiele ryzykuje. Jeśli strzeli kilka goli i zapewni drużynie kilkanaście punktów, spełni oczekiwania. A jeśli się nie uda, to nikt do niemal 38-letniego piłkarza pretensji mieć nie będzie. Inaczej sprawa ma się z Joviciem, który ma dopiero 23 lata i siedzenie kilka sezonów na ławce rezerwowych Realu z całą pewnością nie było jego wymarzonym zajęciem. W Bundeslidze może się przypomnieć innym klubom lub też ponownie podpisać dłuższy kontrakt z Eintrachtem/

Gazeta Wyborcza

Dla Paulo Sousy praca w reprezentacji Polski będzie jak randka w ciemno. Tak przynajmniej twierdzi Rafał Stec, który opisuje nowego selekcjonera.

Boniek ewidentnie sam nie wie, kogo potrzebuje kadra (gdzie Brzęczek, a gdzie Sousa?!), i interweniuje doraźnie, ratuje sytuację. Na konferencji niewiele wspominał o jego technicznych kompetencjach – choć skądinąd wiemy, że Portugalczyk uchodzi za elastycznego taktycznie i chętnie wzorowałby się na stylu Bayernu i RB Lipsk, opartym na agresywnym, oddalonym od własnej bramki pressingu. Nakłania piłkarzy do gry odważnej i spontanicznej, dającej radość zarówno im, jak i fanom. I potrafi z patosem przemawiać. Zaprzeczenie męczeństwa, jakie serwował nam Brzęczek, trener wiecznie skrzywdzony, sponiewierany przez życie. Prezes PZPN kilkakrotnie natomiast powtarzał, także w trakcie analizy dokonań Brzęczka, że w reprezentacji Polski widzi grupę dość rozlazłą, niechętną do ponoszenia odpowiedzialności za wynik. Innymi słowy, trzeba ją obudzić. A zarazem obłaskawić liderów drużyny. Dlatego jak nie sposób oszacować, ile trener Sousa umie, tak nie sposób przewidzieć, jak odnajdzie się w naszej kulturze. Posługując się poetyką Bońka – owszem, to jest randka w ciemno. Dla wszystkich jej uczestników.

Natomiast Arkadiuszowi Milikowi będzie do tej kadry bliżej. Mimo że wykonał krok w tył w swojej karierze.

Mimo trudnej sytuacji Milika zainteresowania nim nie stracił Juventus. Teraz jednak chciał go pozyskać dopiero po zakończeniu obecnego sezonu, by nie musieć płacić za niego żadnych pieniędzy (Polakowi wtedy kończył się kontrakt). Czekając zatem na Juventus, Milik straciłby kolejne pół roku i prawdopodobnie szansę na występ na mistrzostwach Europy. Nie grałby też zapewne w wiosennych meczach kadry w eliminacjach do mistrzostw świata, a będą one pierwszymi poważnymi sprawdzianami reprezentacji prowadzonej przez Paulo Sousę. Pisaliśmy o dylemacie Milika: zwlekać z transferem do czerwca, by wynegocjować tłustszą pensję (bo kontrahent nie zapłaci niczego Napoli), ale stracić Euro 2021, czy zrezygnować z pieniędzy, by utrzymać się w reprezentacji Polski. Gdyby zaczekał, pensję może miałby tłustszą, ale w Marsylii też parę złotych będzie mógł odłożyć.

Rzeczpospolita

Nic o piłce.

Super Express

Brak dzisiejszego wydania w sklepie.

fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...