Jakieś niewyobrażalne rzeczy działy się w czternastej kolejce – któryś już raz, chyba trzeci, sędziowie nie wypaczyli żadnego wyniku. No bo na dobrą sprawą, co? Śląsk – Lech, gdzie niby Arajuuri zdemolował Flavio Paixao? No dajcie spokój. Podbeskidzie – Piast, bo karny dla gospodarzy inaczej ustawiłby mecz? Też nie. W tym tygodniu nasza niewydrukowana tabela raczej nie jest potrzebna. No chyba, żeby przypomnieć, że trzeci błąd w tym sezonie zanotował Jarosław Przybył. Nie tak wielki jak w 6. kolejce (karny na Ślusarskim, zabranie dwóch punktów Bełchatowowi), ale jednak. Przed nim już tylko Paweł Gil i Marcin Borski.
Ogólnie trzeba przyznać, że nie jest źle. Pamiętacie, co działo się w poprzedniej kolejce. Na osiem spotkań tylko w jednym obyło się bez błędów. Teraz sędziowie albo się skoncentrowali, albo show skradli im łamacze nóg albo zwyczajnie zdjęli w końcu klapki z oczu. Daj Boże, żeby co kolejkę ludzie na forach dyskutowali o tym, że Mariusz Złotek o piętnaście sekund za dużo przedłużył mecz Legii z Ruchem. Wypaczeń nie widzimy. Błędy wynotowaliśmy dwa.
W meczu Podbeskidzie – Piast (2:4) podyktowalibyśmy karnego na Sokołowskim. Nie widzieliśmy przepisu o puszczaniu gry, gdy piłkarz kopie po głowie rywala, a to uczynił Piotr Brożek. Błąd zapisujemy na konto sędziego Jakubika, ale trudno tu mówić o jakiejś weryfikacji. Oczywiście – pierwszy gol często ustawia mecz, a karny w założeniu, że nie strzela go Vrdoljak to jakieś 80 procent bramki. Ale Piast był w tym meczu dwa razy lepszy, do 90. minuty prowadził 4:1. Nie będziemy się wygłupiać.
Wątpliwości nie mamy też przy spotkaniu Cracovii z Zawiszą (1:0). Tam odnotowujemy karnego za rękę Micaela. Piłkarze Podolińskiego i tak ten mecz wygrali, ale zaćmienie Jarosława Przybyła zastanawiające.