W poświątecznej prasie m.in. wywiady z Piotrem Stokowcem, Szymonem Matuszkiem, Jackiem Bąkiem i Bogdanem Wilkiem, Michał Kucharczyk mówi o swoich ambicjach z Pogonią Szczecin, a prezes Górnika Zabrze uchyla rąbka tajemnicy odnośnie planów na zimowe okienko transferowe.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Życzenia Dariusza Dziekanowskiego na 2021 rok.
Lewandowski sprawia, że nasze piłkarskie życie odbywa się w dwóch różnych wymiarach. Z jednej strony jest Lewy, który walczy o najważniejsze trofea – zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Z drugiej strony mamy ligową rzeczywistość. Wyobrażam sobie, że przeciętny kibic futbolu mieszkający na przykład w Anglii i nie znający realiów ekstraklasy, patrząc na Lewandowskiego być może czasem zastanawia się, czy w ojczyźnie Roberta znajdują się zawodnicy (jego rodacy), którzy mają szansę pójść w jego ślady. Rzut oka na klasyfikację strzelców i co? Dopiero na 7. miejscu mamy Jakuba Świerczoka (6 goli). I kiedy spojrzymy na historię napastnika Piasta Gliwice, od razu nasuwa się pytanie: „Co poszło nie tak?” Pamiętamy przecież, że był to dobrze zapowiadający się piłkarz. Niestety pamiętamy też, że od początku w rozwinięciu talentu nie pomagały mu kontuzje oraz trudny charakter.
Życzyłbym sobie, żeby w 2021 roku objawił nam się młody napastnik, o którym będzie można powiedzieć: „potencjalny następca Lewandowskiego”. Szkoda byłoby nie wykorzystać koniunktury na futbol, którą Robert i jego sukcesy powinny napędzać. Z całym szacunkiem do prowadzącego w klasyfikacji strzelców Tomaša Pekharta, ale to smutne, że gra mistrzów Polski opiera się na dosyć archaicznym i ograniczonym napastniku, a Legia nie ma alternatywy dla Czecha. Zwłaszcza wśród zawodników rodzimej „produkcji”.
Piotr Stokowiec o ostatnich miesiącach w wykonaniu Lechii Gdańsk.
Jest pan zadowolony z tego miejsca, w którym jest Lechia?
Piotr Stokowiec (trener Lechii Gdańsk): – Cóż, na pewno dużo znaczy dla nas ostatnia wygrana. Znaleźliśmy się w dołku i pokazaliśmy, że potrafimy wyjść z trudnej sytuacji. Możemy z czystymi głowami przystąpić do rundy wiosennej. Kilka meczów przegraliśmy na własne życzenie. To był pierwszy taki nasz dołek wynikowy odkąd jestem w Gdańsku. Trzeba jednak przyznać, że prawdziwą porażką było spotkanie z Wisłą Płock. W nim rzeczywiście graliśmy i wyglądaliśmy słabo.
Nie ukrywał pan swojej złości.
Za długo pracuję na swoje nazwisko i za dużo meczów mam za sobą w ekstraklasie, żebym pozwolił na taką grę mojej drużyny. Byłem mocno wzburzony i od razu po spotkaniu powiedziałem, że Lechia nie może i nie będzie tak grać. Był to dla nas burzliwy okres. Przeprowadziliśmy wiele rozmów w różnych konfiguracjach osobowych. Ale w końcu, kto zna lepiej ten zespół ode mnie? Przed meczem z Cracovią mówiłem, że wiem jak wyjść z tego impasu. Spotkanie w Krakowie, to dopiero początek. Do rundy wiosennej przystąpimy przy wyostrzonych zmysłach, bo jednak porażki stawiają ludzi do pionu. Zmuszają do dodatkowej pracy i wytężonej koncentracji. Porażka może być dobrym lekarstwem pod warunkiem, że wyciąga się z niej wnioski. W meczach z Piastem, Lechem czy Legią o porażce decydowały detale. Dzisiaj nikt nie pamięta, że w meczu z Lechem zdobyliśmy (jeszcze przy stanie 0:0) prawidłową bramkę, co potwierdziła analiza w Canal +. Punktów nikt nam jednak nie zwróci. Zostawiliśmy to za sobą. W meczu z Cracovią pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną. Widok Dušana Kuciaka, który po trzeciej bramce biegł przez całe boisko, aby wspólnie z kolegami cieszyć się z gola był wymowny.
Po czterech porażkach czuł pan, że traci kontrolę nad zespołem?
Nigdy nie miałem takiego odczucia. Nie ukrywam, że byłem bardzo zły, ale złość jest lepsza niż smutek czy bezradność. Jestem trenerem warsztatowcem. Lubię popracować z zespołem, gdy ten funkcjonuje na tym, co wypracujemy i zmierza tam, dokąd zakładamy. Na pewno zabrakło nam okresu przygotowawczego. Późno skończyliśmy poprzedni sezon, graliśmy finał Pucharu Polski, a zaraz po wznowieniu przygotowań okazało się, że w drużynie wykryto koronawirusa i musieliśmy przerwać zgrupowanie. Pewnie jesteśmy jedyną drużyną w lidze, która okresu przygotowawczego nie miała wcale. Zdawałem sobie sprawę, że to będzie musiało się kiedyś odbić na dyspozycji zespołu i nie dziwi mnie, że dołek przyszedł pod koniec rundy.
(…) Widział pan wpis Sławomira Peszki po porażce z Wisłą?
Tak, coś słyszałem. Takie są uroki wolności słowa, że nawet piłkarz z okręgówki może się wypowiadać na temat trenera z ekstraklasy. Ale każdy ma wybór, kogo chce słuchać.
W 2021 roku właściciel, czyli gmina Wrocław, planuje wydać na ekstraklasowy klub 13 milionów złotych.
To oznacza utrzymanie inwestowania na dotychczasowym poziomie. Już nic nie powinno się zmienić, bo uchwała budżetowa została przegłosowana przez radnych miejskich. Pieniądze będą przekazywane w ramach podwyższenia kapitału zakładowego spółki. Inną dopuszczalną formą mogłoby być udzielanie pożyczek, ale miasto tego unika, bo w istocie powodowałoby to zadłużanie piłkarskiej spółki.
Miasto robi wszystko, by Śląsk w dalszym ciągu mógł się rozwijać mimo pandemii. – Chodzi o takie kwoty, o jakich mnie informowano, gdy zostawałem prezesem zarządu. Wszystko zatem odbywa się zgodnie z założeniami. W tym roku pandemia spowodowała, że nie mieliśmy spodziewanych przychodów z różnych źródeł, ale właściciel przekazywał pieniądze tak, jak zakładał harmonogram – podkreśla Piotr Waśniewski, który funkcję szefa Śląska ponownie pełni od dwóch lat. Wcześniej na czele zarządu stał już pięć lat. Za tej jego pierwszej kadencji Śląsk trzy razy kończył rozgrywki na ligowym podium, a w 2012 roku zdobył mistrzostwo Polski. Z klubem rozstał się rok później i od tego czasu WKS-u nigdy nie było już w czołowej trójce.
– Oczywiście z uzyskanych środków trzeba też finansować akademię, opłacić wynajem dużego stadionu, utrzymać drużynę kobiet. Poza tym nie ograniczamy się przecież do konsumpcji pieniędzy, które wpływają do nas od właściciela na podwyższenie kapitału spółki. Do momentu zamknięcia trybun dla kibiców mieliśmy czołową frekwencję w lidze, przyciągamy nowych sponsorów, sprzedajemy piłkarzy. A więc robimy rzeczy, które jeszcze kilka lat temu nie stanowiły znaczącego punktu po stronie przychodów – zaznacza Waśniewski.
Raków będzie musiał płacić wiosną 30 tys. zł grzywny za każdy mecz rozegrany poza Częstochową.
Obiekt jest obecnie przebudowywany. 21 lipca zwycięzca przetargu firma InterHall podpisała umowę, zgodnie z którą prace miały się zakończyć po ośmiu miesiącach, czyli 21 marca 2021 roku. 1 grudnia „Dziennik Zachodni” podał informacje, że wykonawca powiadomił częstochowski Urząd Miasta o możliwych opóźnieniach. Na razie jednak nie wiadomo, jak poważne one są i kiedy drużyna Marka Papszuna będzie mogła grać na własnym obiekcie.
– To informacja, z której nie wynikają konkretne terminy. Co jednak ważne – uzyskano pozwolenie na budowę, a wykonawca podpisał kontrakty z podwykonawcami. Inwestycja jest więc prowadzona, trudno powiedzieć, czy i jakie zaistnieją opóźnienia. Sytuacja na polskim rynku budowlanym jest jednak trudna i niemal wszędzie występują poślizgi – mówił „Dziennikowi Zachodniemu” Michał Konieczny, naczelnik Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta w Częstochowie.
Szymon Matuszek latem odszedł z Górnika Zabrze do Miedzi Legnica i… został czołowym strzelcem I ligi. Z Łukaszem Olkowiczem rozmawia jednak znacznie szerzej.
Przenosimy się o kilka lat do przodu. Latem po 4,5 roku pożegnał się pan z Górnikiem. I było to rozstanie z rozsądku, bo widać było po reakcjach kibiców, że coraz rzadziej wam po drodze.
Na początku słuchałem komentarzy z boku, czytałem. To może być i przykre, bo każdy chciałby słuchać o sobie pozytywnych opinii. Mnie to męczyło, bo psychikę mam taką, że później o tym myślę.
Jest na to prosty sposób. Nie czytać.
Nauczyłem się już tego unikać, komentarzy nie czytam. Dla mnie to nauczka. W piłce interesuje mnie, kto z kim wygrał, strzelcy goli, chcę
zobaczyć bramki. Zdarza się obejrzeć mecze bez komentarza. Wolę samemu wyrobić sobie opinię, a nie sugerować się zdaniem innych, tym, co ktoś myśli o zawodniku czy meczu.
Dlaczego nie zdobył pan zaufania kibiców Górnika?
Tak naprawdę nie miałem publiki za sobą, podobnie jak dziennikarzy. Z drugiej strony to nie oni mnie zatrudniają, nie oni mi płacą, nie oni wystawiają mnie w składzie. Jasne, że nie strzelam goli z 30 metrów, jak chcieliby kibice, ale to nie jest dla mnie weryfikacją.
Musiał pan odejść z Górnika?
Idealnie dla mnie byłoby zostać, przedłużyć kontrakt i być ważną częścią drużyny. Ale nie grałem, a trener środek pomocy układał inaczej. Widziałem, że nie ma dla mnie miejsca i powoli przygotowywałem się na odejście.
Przeszkodą okazał się też pana wiek. Musiał pan zrobić miejsce młodszym. Gra 22-letni Alasana Manneh, dużo sobie obiecywali po 20-letnim Krzysztofie Kubicy.
Widziałem kierunek, w jakim zmierza Górnik. Powoli nie czułem się częścią… Może źle to ująłem, nie czułem się potrzebny. Obserwując z boku trenera, potrafiłem przewidzieć, kto wejdzie na boisku. Zostało mi motywowanie tych chłopaków. Zrozumiałem, że mój czas w Górniku się skończył, a teraz czekają mnie zmiany i nowe wyzwania. Władze klubu szukały oszczędności, również w kontraktach zawodników.
SPORT
Robert Lewandowski wygrał plebiscyt FIFA, a wczoraj w Dubaju otrzymał nagrodę Globe Soccer Awards dla najlepszego piłkarza i triumfował w 63. Ankiecie Polskiej Agencji Prasowej na dziesięciu najlepszych sportowców roku w Europie. To tylko niektóre jego trofea.
(…) Triumfował m.in. w plebiscytach FIFA, UEFA, magazynu „FourFourTwo” czy brytyjskiego dziennika „The Guardian”. W tym roku, odwołano natomiast słynny plebiscyt „France Football”. Nikt nie otrzymał więc „Złotej piłki” za 2020 rok, która niemal na pewno przypadłaby Lewandowskiemu. Do wymienionych wyżej trofeów nasz piłkarz dołożył kolejne. Zwyciężył bowiem w corocznej Ankiecie PAP na 10 najlepszych sportowców Europy mijających 12 miesięcy. Kapitan polskiej reprezentacji i zawodnik Bayernu Monachium w głosowaniu 25 agencji, które wzięły udział w tej edycji ankiety, zgromadził 180 punktów i o cztery wyprzedził mistrza świata Formuły 1 Brytyjczyka Lewisa Hamiltona oraz o 11 szwedzkiego tyczkarza Armanda Duplantisa. W czołowej dziesiątce, na dziewiątej pozycji, znalazła się triumfatorka tegorocznego turnieju wielkoszlemowego French Open w Paryżu Iga Świątek. Uzyskała 32 pkt. Uznanie dziennikarzy zyskało jeszcze dwóch Polaków – siatkarz Wilfredo Leon z sześcioma punktami został sklasyfikowany na 36. pozycji, a triumfator prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni Dawid Kubacki zebrał trzy punkty i przypadła mu 58. lokata.
Rozmowa z Jackiem Bąkiem, byłym kapitanem i 96-krotnym reprezentantem Polski.
Później, na przestrzeni trzech miesięcy, kadra zagrała aż 8 meczów. Który według pana był najlepszy?
– Wskazałbym na bezbramkowy remis z Włochami. To był naprawdę niezły występ, w którym dobrze się zaprezentowaliśmy. Później jeszcze wygraliśmy z Bośnią i Hercegowiną 3:0, ale potem wkradł się niepokój, coś niedobrego zaczęło się dziać, czegoś zaczęło brakować… Może wpływ na to miała pandemia, może to, że oprócz Roberta Lewandowskiego jest problem z innymi napastnikami, bo Arkadiusz Milik nie gra wcale, a z Krzysztofem Piątkiem bywa różnie. Zaczęli wchodzić młodzi zawodnicy, jak Kamil Jóźwiak czy Jakub Moder, i to wszystko wpłynęło na przebudowę drużyny. Od pewnego czasu mieliśmy świetne skrzydła, bo Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki, byli motorami napędowymi zespołu. Dzisiaj Kuba schodzi już powoli ze sportowej areny, a Kamil także stopniowo będzie się do tego przymierzał, chociaż życzę mu, by grał jak najdłużej. Pojawili się wspomniany Jóźwiak czy Przemysław Płacheta, ale na tych zawodnikach nie można jeszcze opierać całego zespołu. Oni będą grali dobrze, lecz ich forma będzie się jeszcze wahała.
Wskazał pan grupę piłkarzy, która tej jesieni dostała swoje szanse i zapewne pojedzie na mistrzostwa Europy. Tutaj rodzi się pytanie – czy to dobrze, że Euro odbędzie się w 2021 roku?
– W obecnych realiach wolę, by Euro było rozegrane rok później, bo dzięki temu jest czas na dokooptowanie młodzieży. Gdyby turniej odbył się w tym roku, to Jóźwiak, Płacheta, Moder czy Michał Karbownik mogliby się jeszcze nie załapać, a teraz ich sytuacja zaczyna się klarować. Trzeba pamiętać, że w odwodzie jest jeszcze Krystian Bielik, który miał poważną kontuzję. Uważam więc, że raczej dobrze wyszło, iż Euro zostanie rozegrane później.
Dyrektor sportowy Piasta Gliwice, Bogdan Wilk podsumowuje 2020 rok.
Sporo namieszał koronawirus, zatem można zapytać jak zdrowie i sytuacja w szatni?
– Prawie cała drużyna już przeszła chorobę, większość bezobjawowo. Jeśli chodzi o sztab, to wszyscy mają go za sobą. Ja także. Można powiedzieć, że łagodnie się ze mną obszedł, bo tylko cztery dni były, jak klasyczna grypa. Może się powtarzam, ale właśnie koronawirus i wszystko, co jest z nim związane mocno nam pomieszało szyki. Pewnie nie tylko nam. Nie mieliśmy optymalnego składu, przekładaliśmy mecze. Było tak naprawdę kilka okresów przygotowawczych.
Sytuacja w tabeli jest ciut lepsza niż to było jeszcze kilka tygodni temu. Jaki cel stawiacie przed drużyną na drugą część sezonu?
– Pamiętamy mistrzowski sezon i to, ile punktów straty zdołaliśmy odrobić, ale… nie będzie zbędnej presji. Mimo braku podziału na górną i dolną ósemkę, to oczywiście chcielibyśmy być w tej pierwszej. Taktyka niewybiegania w przód przynosiła w ostatnich dwóch sezonach sukces, dlatego chcemy wygrywać i punktować, a gdzie się znajdziemy na koniec, to już inna kwestia. Na dół też jednak będziemy patrzyli, bo zawsze trzeba być czujnym. Gramy też w Pucharze Polski i na pewno zależy nam na dobrym pokazaniu się i w tych rozgrywkach.
Przed obecnym sezonem miała miejsce ewolucja w składzie, zmian było stosunkowo sporo w porównaniu do innych sezonów. Jak należy ocenić nowych graczy?
– To prawda, trochę transferów było. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale niektórzy już się zaadaptowali, a inni potrzebują jeszcze trochę czasu. Nie będę ukrywał, że są piłkarze, na których wciąż liczymy i wierzymy, że dadzą nam więcej, bo ich po prostu na to stać. Wszystko, o czym wcześniej mówiłem, miało jednak wpływ na nich i nie pomagało. Gdy patrzę na inne przypadki, to u nas większość piłkarzy potrzebowała czasu i cierpliwości. Nawet ci najlepsi, jak Jorge Felix czy Joel Valencia. Dlatego liczę, że po zimowych przygotowaniach będziemy jeszcze mocniejsi.
Górnik Zabrze chce zimą jeszcze wzmocnić kadrę. Jest szansa na kolejny transfer z Afryki.
Prezes Dariusz Czernik na pytanie czy uda się utrzymać skład z pierwszej części rozgrywek, z Przemysławem Wiśniewskim czy Jesusem Jimenezem na czele, szef Górnika odpowiada: – Myślę, że tak. Chcemy zresztą, żeby drużyna wiosną była jeszcze lepsza jakościowo, co nie znaczy, że nikt nie odejdzie. Nasze założenie jest takie, by w ramach budżetu płacowego, który jest niższy niż w tamtym sezonie, mieć lepszą jakość. Być może odejdzie sześciu-siedmiu piłkarzy, choć słowo „odejdzie” jest zbyt mocne. Planujemy bowiem sporo wypożyczeń naszej zdolnej młodzieży. Ci chłopcy muszą grać, a nie robią tego zbyt często. Są na nich chętni i chcemy, żeby najbliższe pół roku spędzili w innych klubach. Mówimy tutaj o trzech-czterech zawodnikach. Kolejnych trzech miałoby nas opuścić. W miejsce tej siódemki chcielibyśmy sprowadzić na pewno dwóch, a prawdopodobnie trzech piłkarzy, z których dwóch znalazłoby się w wyjściowej jedenastce. Mają z nami spędzić okres przygotowawczy, czyli od razu wejść w trening i do grania – tłumaczy prezes Czernik.
O szczegółach działacze klubu z Zabrza wolą na razie nie mówić. W tej wąskiej grupie zawodników, którzy mieliby wzmocnić 5. obecnie zespół ekstraklasy, ma być – najprawdopodobniej – zawodnik z Afryki.
SUPER EXPRESS
Michał Kucharczyk nie ukrywa dużych ambicji Pogoni Szczecin.
– O co Pogoń zagra w rundzie rewanżowej?
– Chcielibyśmy być w TOP 3, a jeśli życie pozwoli, to zdobyć w końcu dla Pogoni coś więcej. Jesteśmy w grze oPuchar Polski, mamy punkt straty do lidera w lidze. Wiem, że wszyscy w Szczecinie marzą, żeby jakieś trofeum pojawiło się w końcu w gablocie, i my, piłkarze, też to mamy w głowach.
RZECZPOSPOLITA
Z żadną z potęg nie rywalizowaliśmy w kwalifikacjach do dużych turniejów tak często jak z Anglią. Z żadną nie czekaliśmy na zwycięstwo tak długo.
Polskim obrońcom po nocach śnili się Gary Lineker i Alan Shearer, rzadziej Wayne Rooney, dziś szczególną opieką trzeba otoczyć Harry’ego Kane’a. As Tottenhamu został królem strzelców mundialu w Rosji i eliminacji Euro 2020, a angielskie media żyją już jego pojedynkami z Robertem Lewandowskim. – W takiej formie jak teraz chyba jeszcze nie byłem. Na pewno nigdy nie miałem tak dobrego startu sezonu – nie ukrywa Kane, który w 14 spotkaniach Premier League uzbierał dziewięć goli i dziesięć asyst (po zamknięciu tego wydania gazety Tottenham grał z Wolverhampton).
Shearer jego współpracę z Koreańczykiem Heung-min Sonem porównał do swojej relacji z Teddym Sheringhamem w reprezentacji Anglii: – Tak jak my rozumieją się bez słów, szukają się na boisku. Kane stał się w ostatnim czasie bardziej wszechstronnym napastnikiem, ale nie utracił strzeleckiego instynktu.
W kadrze partnerów do gry w ofensywie też mu nie brakuje. Są Raheem Sterling z Manchesteru City, Jadon Sancho z Borussii Dortmund, Marcus Rashford z Manchesteru United czy robiący furorę w Evertonie Dominic Calvert-Lewin. Tylko tę czwórkę portal transfermarkt wycenia łącznie na 335 mln euro! To więcej niż cała reprezentacja Polski. Kane jest wart 120 mln.
Fot. FotoPyK