Złośliwe życzenia powodzenia od menadżera, który obiecywał mu znalezienie klubu w Anglii. Bezrobocie. Zapisanie się do Urzędu Pracy. Myśli o zakończeniu kariery. Tak sześć lat temu wyglądała rzeczywistość Edouarda Mendy’ego. Później też nie było kolorowo. Przegrywał rywalizację w drugiej drużynie Marsylii, przebijając się praktycznie od zera i nie licząc na nic wielkiego. Ale przebił się. Bo choć jeszcze niedawno nikt nie mógłby przypuszczać, że będzie jednym z najbardziej ekscytujących bramkarzy na Starym Kontynencie, to tak właśnie się stało. Oto jego historia.
I
Dlaczego telefon nie wibruje? Przecież agent obiecał, że napisze, że zadzwoni, że da znać, a od tygodni cisza w eterze. Edouard Mendy zaczynał się martwić i to nie na żarty. Skończył się jego kontrakt w trzecioligowym Cherbourgu, w którym radził sobie przyzwoicie, ale bez żadnego szału, przytrafił się nawet spadek do Championnat National 2. 22 lata na karku. Ciężarna dziewczyna. Musiał myśleć poważnie o przyszłości. O przyjęciu roli ojca rodziny, o zabezpieczeniu jej bytu. Miał kilka potencjalnych kierunków francuskich, ale traktował je po macoszemu. Nie uważał, że się rozwinie. Bał się, że będzie stał w miejscu.
Zasadził się na Anglię.
Agent, ten od milczącego telefonu, obiecał mu angaż w League One.
W międzyczasie wodził go za nos. Że jutro, że pojutrze, że za tydzień, że zaraz, że za chwilę, że już tuż, tuż i wszystko będzie załatwione. Klasyka materiału. Mendy wierzył, ufał, ale im dłużej trwał cały proceder, tym więcej pojawiło się wątpliwości. W końcu telefon zawibrował. Zawibrował tak, że przekreślił wszelkie nadzieje.
– Powodzenia w przyszłości – napisał złośliwie agent.
Tyle. Czarnoskóry bramkarz wiedział, że został na lodzie.
II
Mendy wiedział, że zapada się pod nim podłoga. Nie mógł znaleźć sobie klubu na przyzwoitym poziomie. Czekało go bezrobocie. Zapisał się do Pole Emploi, francuskiego Urzędu Pracy. Zaczął pobierać zasiłki. Przez głowę przeszła mu też myśl, że to prawdopodobnie koniec z piłką, koniec z marzeniami. Że trzeba będzie zająć się pracą na utrzymanie nadchodzącego życia.
CHELSEA STRZELI GOLA, A RENNES NIE LUB ODWROTNIE – KURS 2.05 W TOTALBET
– Brak pracy dla piłkarza jest równoznaczny z policzkiem, ze splunięciem w twarz, z ocucającym gongiem. To przekreśla wszystko, co zrobiłeś w swojej karierze – każdą twoją obronę, każde twoje czyste konto, każdy twój mecz, każdy twój trening. Siłą rzeczy zaczynasz myśleć, że do niczego się nie nadajesz i musisz rzucić to wszystko w cholerę – opowiadał w rozmowie z SoFoot.
Wtedy znalazł się na swoim piłkarskim dnie. Na dnie, które okazało się trampoliną.
III
Wtedy, w 2014 roku, Edouard Mendy miał na na kogo liczyć. Uspokajała go dziewczyna, uspokajała go rodzina, uspokajali go krewni. Nikt w jego otoczeniu nie popadał w skrajności – wcześniej specjalnie nie podniecając się jego dotychczasową karierą, później specjalnie nie złorzecząc na zły los po końcu kontraktu w Cherbourgu. Pochodził z emigranckiej rodziny. Matka urodziła się w Senegalu, ojciec pochodził z Gwinei Bissau. I choć to kraje biedne, pogrążone w swoich problemach, to rodzice Mendy’ego znajdowali się bardzo daleko od prozy życia swoich ojczyzn. We Francji zasilali klasę średnią. Mieli swoje biznesy, stabilne wypłaty, stać ich było na normalne życie. Wychowywał się szczęśliwie, pod opieką kochających rodziców, wśród rodzeństwa i krewnych, w tym Ferlanda Mendy’ego, przyszłego obrońcy Realu Madryt, z którym Edouard łapał jakąś szczególną więź, może również dlatego, że obaj marzyli o wielkich karierach piłkarskich.
Domowy wzór miał więc dobry.
Na tyle dobry, że nie spanikował.
Poczekał rok, a telefon znów zawibrował. Tym razem nie dzwonił agent, a Ted Lavie, niegdyś młodzieżowy reprezentant Francji, stary kumpel z Cherbourga, który złożył mu propozycje nie do odrzucenia. Powiedział, że rozmawiał z Dominique Bernatowiczem, prowadzącym bramkarzy w akademii Olympique Marsylia, który akurat szukał dopełnienia bramkarskiej kadry jednego z najbardziej utytułowanych francuskich klubów.
Mendy pasował mu jako czwórka.
Maszyna ruszyła, choć – co najważniejsze w jego historii – swoim tempem. Bez forsowania.
IV
Dominique Bernatowicz pierwszy zobaczył w nim to, za co za kilka lat doceni go cała Europa. Warunki fizyczne, przebojowość, skoczność, zwinność, refleks, bramkarski dryg. I to nawet przy tym, że Mendy był mocno surowy. Marny w grze nogami, nie czujący swojej roli w szerszym rozumieniu ataku pozycyjnego niż wybicie z piątki, przywiązany do linii, nieco niedouczony technicznie. Materiał do szlifowania.
Kto oczekiwał historii rodem z bajki – może tu się poczuć rozczarowany. Slumdog w tym filmie nie zdobywa szturmem miejsca w pierwszej drużynie, wręcz przeciwnie. Mendy znał swoje miejsce w szeregu i poza nie nie wyskoczył, przynajmniej nie od razu.
RENNES ZASKOCZY CHELSEA I WYGRA – KURS 6.20 W SUPERBET
Balansował między pierwszą a drugą drużyną jako uzupełnienie. Przy pierwszej pomagał w czasie treningów, podglądał, uczył się od bardziej doświadczonej dwójki – Steve’a Mandandy i Yohanna Pele. Zaś przy drugiej pełnił rolę zmiennika bardziej utalentowanego Floriana Escalesa. W Marsylii B zagrał dziesięć razy. Mało, dużo? Trudno powiedzieć.
Więcej chyba mówi to, że Escales, którego wyższość Mendy przyznawał w każdym wywiadzie, występuje aktualnie na trzecim poziomie rozgrywkowym we Francji. Czasami właśnie tyle pozostaje z wielkich talentów.
V
Fragment wywiadu dla francuskiego Goal.com.
Jak wspominasz Marsylię?
Ten czas pomógł mi zrozumieć samego siebie jako bramkarza. Stać się bardziej świadomym. Poznałem tam wielu wybitnych piłkarzy, którzy zainspirowali mnie do ciągłego rozwijania się.
Ale nie grałeś.
Nie rozumiem, dlaczego ludzie mówią, że mi tam nie poszło, że nie wyszło, że się nie przebiłem. Do Marsylii trafiłem z bezrobocia. Co mogłem zrobić więcej, oprócz pokazania się w drugiej drużynie, co zaowocowało ofertami z Ligue 2? Nic.
VI
Mendy najkonkretniejszą propozycję dostał z Reims. Klubu z Ligue 2, który mocno celował w awans do Ligue 1. Nie był już surowy. W Marsylii podszkolił fach, jego ruchy zaczęły być bardziej plastyczne, eleganckie, mniej było w tym nieokiełznanego żywiołu i czystego refleksu, a więcej wykalkulowanych obron i realizacji na miarę swojego talentu.
No i te warunki fizyczne.
Warunki fizyczne, które sprawiały, że już wtedy, w Ligue 2, obserwował go ktoś wyjątkowy. Tak wyjątkowy, że nikt by go o to zainteresowanie Mendym, nawet sam Mendy, nie mógł podejrzewać. Nawet w najśmielszych marzeniach i fantazjach. Pierwszy w pełni rozegrany sezon na zapleczu najwyższej francuskiej klasy rozgrywkowej czarnoskóry bramkarz zakończył z fenomenalnym bilansem 18 czystych kont i zaledwie 22 wpuszczonych bramek w 34 spotkaniach Ligue 1.
Wow.
VII
Edouard Mendy doszedł do Ligue 1. Cztery lata po tym, jak spędził rok na bezrobociu i trzy lata po tym, jak przegrywał rywalizację z Florianem Escalesem w drugiej drużynie Marsylii. Zaczął zwracać uwagę. Tym bardziej, że pierwsze pół roku w elicie miał absolutnie fenomenalne. Niby zaliczył dwie wpadki z Amines (1:4) i PSG (1:4), za które był krytykowany i które sprowadziły go trochę na ziemię, ale poza tym prezentował poziom absolutnie nieosiągalny dla swoich – przeciętnych, jakby nie patrzeć, na warunki tej ligi – kolegów z Reims.
Świat obiegła statystyka, która pokazywała, że w pierwszej połowie sezonu, we wszystkich ligach top pięć, tylko jemu, Alissonowi i Edersonowi udało się zachować czyste konta osiem razy do grudnia 2018 roku. Zapachniało Anglią, która zresztą dalej mu się marzyła.
– Liczby nie kłamią – odpowiadał L’Equipe.
Mendy nabrał pewności siebie. Liczby stały się jego obsesją. SoFoot powiedział, że tak jak napastnik bez goli, to nie napastnik, tak jak skrzydłowy bez statystyk, to nie skrzydłowy, tak jak ofensywny pomocnik bez asyst, to nie ofensywny pomocnik, tak bramkarz nie istnieje bez czystych kont. Prosta piłka.
Ostatni sezon w Reims zakończył z 14 czystymi kontami.
VIII
Kiedy przechodził do Rennes, za ponad siedem milionów euro, miał już status jednego z najlepszych bramkarzy Ligue 1. Status, który w nowych barwach tylko potwierdził. Nich zagrają liczby:
– 24 mecze w Ligue 1
– 19 puszczonych goli
– 9 czystych kont
Co więcej, poczynił progres. Tak, jak w Reims Mendy bronił 72,5 procent strzałów oddawanych na jego bramkę, tak po dołączeniu do Rennes ta statystyka poszybowała do 76,2 procent.
Mało?
Rennes, z nim na straży bramki, zajęło trzecie miejsce w tabeli, zapewniając sobie awans do Ligi Mistrzów.
Jeszcze mało?
Tylko Mike Maignan z Lille zachował więcej czystych kont (29) niż Mendy (23) w Ligue 1 od początku 2018-19.
IX
Meanhwile in London.
Tymczasem w Londynie. Tak chciałoby się napisać. Chelsea przebrnęła przez trudny sezon, naznaczony przez zakaz transferowy, tworzenie się nowej tożsamości, rozwijanie młodych gwiazdeczek. Była to też pierwsza kampania pod wodzą Franka Lamparda. Kampania, która została okrzyknięta sukcesem, a na pewno dobrym fundamentem pod wielką przyszłość.
Tym bardziej, że powrót utraconej wspaniałości zamarzył sobie również Roman Abramowicz.
TIMO WERNER STRZELI PIERWSZEGO GOLA – KURS 5.20 W TOTALBET
The Blues zaszaleli na rynku transferowym. Timo Werner. Kai Havertz. Ben Chilwell. Thiago Silva. Hakim Ziyech. Imponująca ekipa. Problem w tym, że włodarzom Chelsea dalej w głowie kołatała myśl, że niekoniecznie dobrze zabezpieczona jest bramka. Kepa Arrizabalaga kosztował fortunę, ale zawodził na całej linii. W pewnym momencie Frank Lampard był już nawet tak zirytowany jego poczynaniami, że wolał wystawiać solidnego, ale już wiekowego, Willy Caballero, nie będącego w żadnym razie rozwiązaniem problemów bramkarskich dla zespołu, który aspiruje na coś więcej niż pierwsza szóstka-ósemka w Premier League. Znamienne.
Arrizabalagę masakrowały również liczby. Procent obronionych strzałów:
2017/18 (Athletic Bilbao) – 71,2% skutecznych interwencji
2018/19 (Chelsea) – 67,5% skutecznych interwencji
2019/2020 (Chelsea) – 54,5% skutecznych interwencji
Regres, który przemawia sam za siebie.
I wtedy ujawnił się wyjątkowy człowiek, który od trzech lat obserwował pewnego obiecującego golkipera we Francji.
X
Ten człowiek to Petr Cech. Czech w 2019 roku zakończył karierę piłkarską w Arsenalu i wrócił do Chelsea, żeby pracować już w nieco innej, bardziej biurowej, roli.
– Kiedy zeszłego lata stało się jasne, że potrzebny jest nam nowy bramkarz, zasugerowałem kilka nazwisk, w tym Edouarda Mendy’ego – upierałem się, że jest najlepszy na liście. Nie dziwię się, że zastosowano się do mojej rady. Podobał mi się już w Reims, imponował mi w Rennes. Konsekwentny. Mądry. Solidny. Ale najbardziej doceniałem jego spokój – potrafi bronić spektakularnie, lubi to, ale wie, jak pozostać prostym i skutecznym tak, żeby dodawać otuchy kolegom z drużyny, a nie tworzyć wrażenie, że wyczynia wielkie cuda – opowiadał legendarny czeski golkiper, który w 2004 roku sam trafił z Rennes do Chelsea.
Anglicy zapłacili za niego 24 miliony euro. Fran Lampard również przyznał, że kluczowy wpływ na jego zatrudnienie miało zdanie Petra Cecha.
Swój swego czuje.
XI
Fragment wywiadu dla oficjalnej strony Chelsea.
Jesteś fanem Chelsea?
A wiecie, że tak! Kiedy byłem chłopcem, miałem okazję pojechać do Brighton na mecz. Angielski futbol był niesamowity. Zakochałem się. Poszliśmy do sklepu. Zobaczyłem koszulkę Chelsea, rok 2003, Ranieri był menadżerem. Kupiłem ją. Od tego momentu lubiłem ten klub. Serio.
XII
Edouard Mendy wszedł do nowego zespołu z buta. Wygrał rywalizację z Arrizabalagą (skompromitował się z Southampton), wygrał rywalizację z Caballero (wpuścił trzy bramki z WBA), złapał wspólny język z Silvą, Zoumą, Chilwellem, Jamesem, Rudigerem i resztą. Zaczął błyszczeć. Jego statystyki imponują:
– Trzy mecze w Lidze Mistrzów, trzy czyste konta, zero puszczonych goli
– Pięć meczów w Premier League, cztery czyste konta, jedna puszczona bramka
Mało?
Jedziemy dalej.
Dziewiętnaście skutecznych interwencji. 89% skutecznych obron. Jego formę fajnie pokazuje też statystyka expected goals (xG), która w przypadku strzałów na jego bramkę wynosi 5.01, co przy jego dwóch puszczonych golach, może robić wrażenie. Edouard Mendy nie bierze jeńców, a jego droga dopiero się zaczyna.
JAN MAZUREK
Fot. Newspix