Co dostaniemy z połączenia kung fu i futbolu? Ibrakadabrę. A co gdy połączyć taniec towarzyski i piłkę? Wtedy otrzymujemy Graziano Pelle. Włoskiego “Kiełbasę”, jak ktoś mógłby powiedzieć pół żartem, pół serio, patrząc wyłącznie na reprezentacyjne doświadczenia, bo Pelle także debiutował w wieku 29 lat, a i okrasił występ bramką. To gość unikatowy pod względem podejścia do porażek, bo zawsze w pierwszej kolejności szuka winnego w sobie, co jest tak bardzo niepolskie, a może ogólnie: niepiłkarskie. W Holandii zyskał ksywkę Italian Stallion, taka samą, jaką miał Sylvester Stallone z czasów gry… w pornosach.
Matka Pelle, Doriana, była nauczycielką tańca. Ojciec to typowy naturszczyk w tej dziedzinie, taki król remizy, ale również piruety na parkiecie były jego konikiem. Przy takich rodzicach nic dziwnego, że obie córki, Fabiana i Illaria, zaraziły się pasją do tanecznych popisów. Ale że Graziano zamarzy o byciu małym Fredem Aistairem? To nie było takie oczywiste. Zarywał popołudnia na kopaniu gały z kolegami, jego wuj prowadził treningi w klubie, a ojciec dawniej grał w Serie C. Ostatecznie młokos znalazł jednak dość czasu, by pogodzić obie pasje.
Nigdy nie opuszczał treningów tańca, ale sam przyznaje, że zdarzało mu się opuszczać zajęcia piłkarskie. Nie, nie był na tyle zwariowany, by uciekać i naśladować Patricka Swayze z “Dirty Dancing”; wolał po prostu futbol z kolegami, niż treningi wujka. Który, jak łatwo się domyśleć, przymykał oko na nieobecności członka rodziny, i dzięki tej nutce nepotyzmu Graziano zbierał pierwsze szlify w taki sposób, w jaki chciał.
Na taniec jechał często prosto z treningów wuja, przebierał się w samochodzie, bez dłuższego czasu na ogarnięcie się. Czy dlatego jego partnerką była własna siostra, a nie jakaś inna dziewczyna? Spokojnie, Pelle był wówczas dzieckiem, miał jedenaście lat. Ale pomykali z Fabianą dobrze, wygrali juniorskie mistrzostwa Włoch w tańcu latynoamerykańskim.
Pewnego dnia dostał jednak ofertę z Lecce i trzeba było zdecydować: albo poważne postawienie na futbol, albo kariera tancerza. W obu dziedzinach miał papiery na profesjonalizm, ale dziś przyznaje, że wybór nie był trudny. Ojciec od najmłodszych lat sadzał go przed telewizorem gdy grała Serie A, do tego kasety z Van Bastenem… to zrobiło swoje. W Lecce szybko stał się czołową postacią swojego rocznika, zdobył dwa mistrzostwa Primavera, był też powoływany do juniorskich kadr Squadra Azzurra.
Jak wielu, miał jednak problem z przestawieniem się na dorosły futbol i nagle zatrzymał się w rozwoju. Dostawał szanse w pierwszym zespole Lecce, ale nie potrafił ich wykorzystać. Na wypożyczeniach też nie błyszczał, a w kadrze Włoch U-21 nigdy nie strzelił bramki, choć grał tam sporo. Pojechał jeszcze na olimpiadę w 2008 roku, ale był tam tłem dla kolegów, choćby Rossiego, który został królem strzelców imprezy. Zresztą, Italia furory nie zrobiła, odpadając w ćwierćfinale.
Ojciec Pelle żartuje, że gdyby w swoim czasie po jego syna nie zgłosił się Van Gaal, to dziś Graziano jeździłby z nim vanem i handlował kawą. Do tego nie doszło i Roberto mówi o holenderskim trenerze per “guru”, a i sam piłkarz nie ukrywa, że wiele zawdzięcza obecnemu szkoleniowcowi United. Ostatnio komplementując Conte powiedział, że widzi u Antonio wiele z Van Gaala. Wymowne? Bardzo.
Bynajmniej jednak ich relacja nie była kryształowa. Holender wiele go nauczył, ale początki były trudne. Pelle przypomina anegdotę: – Przed transferem do AZ rozmawiałem z nim o wyborze numeru. Chciałem dziewiątkę, bo jest klasyczna dla napastnika. Ta była jednak już zajęta, więc trener zaproponował mi 19, 90 bądź 99. Kręciłem nosem i w końcu zażartowałem, że skoro tak, to nie pójdę do Holandii. Louis był wściekły. Potraktował moje słowa bardzo poważnie i od razu naskoczył na mojego agenta. Pytał co ja sobie wyobrażam, jak to możliwe, że wycinam taki numer. Przeprosiłem jednak, wszystko wytłumaczyłem, udało nam się ułożyć. To wspaniały szkoleniowiec.
– Alkmaar? Ładne miasto. Mają festiwal sera – tak lakonicznie mówił o miejscu, do którego trafił, ale wkrótce okazało się, że znalazł tam swój dom. Zaczął porządnie grać, aczkolwiek snajperem nie był, dziewiątka się nie należała. Ktoś patrząc na jego statystyki mógłby powiedzieć, że był przeciętniakiem – pierwszy sezon trzy gole, potem też trzy, następnie dwa. Nie ma sensacji, ale po prostu miał inną rolę w drużynie. O jego klasie powinien raczej świadczyć fakt, że ponownie otworzyła się szansa powrotu do Serie A: sieci na Graziano zarzuciła Parma. Niestety, pobyt w tym klubie zakończył się klęską, tak samo jak wypożyczenie do Sampdorii. Jakoś wciąż nie mógł się oswoić z rodzimym futbolem. Dlaczego nigdy mu się nie udało?
– Rozmawiałem o tym ostatnio z Ciro Immobile – mówi Pelle – wydaje mi się, że we Włoszech wszyscy są zbyt krytyczni, ciągle na nie, do tego dochodzi wielka presja. Za granicą dostałem więcej zaufania i to zaprocentowało.
Trafił więc do Feyenoordu i to Koeman zmienił go w maszynkę do strzelania bramek. Już w pierwszym sezonie niemal podwoił liczbę goli, jaką ustrzelił w karierze. Stał się postrachem golkiperów Eredivisie do tego stopnia, że dziś Gido Vader, jeden z szefów Feyenoordu, mówi o nim tak: – Straciliśmy wówczas Guidettiego (20 goli w 23 meczach), a tymczasem Pelle nie tylko idealnie go zastąpił, ale jeszcze dołożył więcej. W szybkim tempie stał się ikoną naszej drużyny. Czasem niósł zespół na swoich plecach do zwycięstwa.
To w Holandii zyskał ksywkę “Italian Stallion”. – To pewnie przez strzelanie goli, ale nie wchodzę w szczegóły! – Tłumaczy, koledzy z Southampton przekonują jednak, że Pelle ma trochę bzika na punkcie swojego wyglądu. Jack Cork: – We wtorki mamy zwykle podwójne sesje treningowe, schodzimy z boiska po siódmej. Nawet wtedy Graziano starannie układa sobie włosy, stawia je na żel. Zawsze zastanawiam się: po co mu to? Przecież jesteśmy zmęczeni i to taka pora, że czas iść do domu i spać! Ale on ma taki styl. Trochę jakby go wyjąć z katalogu Dolce&Gabbana i wstawić do szatni.
Można się śmiać, bo wielu nie lubi takiego zachowania u piłkarzy, ale fakty są jasne: dziewczyna supermodelka nie wzięła się przypadku. Jego aktualną partnerką jest seksbomba z Węgier, Viky Varga.
Koeman obejmując rządy w Southampton wiedział, że Pelle będzie mu potrzebny. Cenią się, ale nawet trener podkreśla, że mają różne charaktery: – Graziano jest bardzo emocjonalny. My w Holandii jesteśmy nieco chłodniejsi niż ludzie z południa, na przykład z Włoch ale Hiszpanii. Ale to procentuje, dobrze się zgrywamy. Nie mam problemu, by wprost powiedzieć co mi się nie podobało w jego grze, a Graziano ceni uwagi.
O Anglii Włoch mówi, że to raj dla każdego piłkarza: – Stadiony wypełnione po brzegi ludźmi, którzy żyją meczem od pierwszej do ostatniej minuty. Każdy mecz ma atmosferę i stawkę, bez względu na to, czy bijesz się o punkty Premier League czy jedziesz na Puchar Ligi. W Holandii czasem wystarczyło, że grałem na 80% możliwości, a wszyscy byli zadowoleni i wygrywaliśmy. Tutaj się tak nie da. Nie ma mowy o odpuszczaniu choćby na sekundę. Zawsze musisz walczyć na 110%.
Spokojnie, jeśli już chcecie przylepić mu łatkę lenia, dlatego że otwarcie opowiada jak czasem nie wkładał pełni sił w gry Eredivisie, to wstrzymajcie się. To naprawdę ambitny koleś z głową na karku. Po debiucie z Maltą, gdzie Squadra Azzurra wygrała po jego golu, był bardzo krytyczny: – Napastnika rozlicza się z bramek, ale mogłem zrobić o wiele więcej. Trener ma prawo tego wymagać. Zbyt dużo czasu traciłem na przyjęcie piłki, trzeba było grać szybciej – ciekawe, jak dobrze wie co było nie tak. To analityczne spojrzenie na własne błędy mogło być kluczem do jego rozwoju. A przecież po starciu z Maltą, Gianluca Piagluca powiedział, że Pelle może być tym dla Italii, kim kiedyś dla kadry był Vieri.
Ambicja jest tu jednak słowem kluczowym. O dobrej formie w Southampton mówi na spokojnie: – To tylko początek. Mamy październik, jeśli teraz się zatrzymamy, na koniec sezonu nikt nie będzie o nas pamiętał – przekonuje. Komplementuje też kolegów z zespołu: – W Holandii zapytano mnie kiedyś z kim chciałbym grać. Powiedziałem: z Dusanem Tadiciem. Wiele dziesiątek jest samolubnych, a on zawsze cię znajdzie, zawsze gra drużyny. To idealny pomocnik dla każdego napastnika.
Warto też powiedzieć, że doceniają go klubowe legendy, jak choćby Terry Paine, honorowy prezydent Southampton: – straciliśmy ważny duet, Lambert – Lallana. To były ważne postacie dla kibiców, idole. Ale uważam, że Pelle i Tadić są ich naturalnymi następcami. Obaj swoją grą zwracają uwagę, poruszają wyobraźnię. A moim zdaniem będą grać tylko lepiej, bo potrzeba czasu, by w pełni zaadaptować się do Premier League.
Czy tak się stanie? Ciężko to sobie wyobrazić. Przecież już bukmacherzy wyżej cenią szanse Graziano na strzelecką koronę niż Falcao, Rooneya, Van Persiego czy Lukaku. On sam w “La Gazetta dello Sport” zapowiedział, że wygra bramkową klasyfikację, a Southampton zajmie miejsce na pudle. Szaleństwo? Może dla kibica z zewnątrz. Ale jeśli bylibyście fanami “Świętych”, właśnie takiego podejścia oczekiwalibyście od swoich piłkarzy. Cenili za brak minimalizmu, a taki jest Włoch: – Nigdy nie powiem, że osiągnąłem już dość. Zawsze mam apetyt na więcej.
Historia Graziano Pelle jest kolejną, która próbuje obalić mit, jakoby piłkarze rozwijali się tylko do pewnego wieku. Zawsze jest czas na naukę, zawsze można jeszcze wypłynąć na wielką skalę. Jego początki pokazują też inną ciekawą rzecz: wszyscy trenerzy podkreślają bowiem, jak treningi taneczne pomogły mu w piłce. Teraz dzięki temu świetnie czuje się na małej przestrzeni, ma doskonałą koordynację. Kto wie, może to jest sposób? Nie uczyć młodych wyłącznie klepki, wrzutek i strzałów, ale mieszać to z innymi zajęciami? Zlatan nie byłby sobą bez kung fu, a Pelle bez tańca.
LESZEK MILEWSKI