Reklama

Uczynny jak Brighton. “Mewy” podarowały Chelsea trzy punkty

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2020, 00:08 • 4 min czytania 11 komentarzy

Jeśli ktoś z was szuka odpowiedzi na to, jak wiele w futbolu może zmienić jedna sytuacja, zdecydowanie powinien odpalić sobie powtórkę meczu Brighton z Chelsea. Pewnie z początku specjalnie się nie zdziwi. O, goście w ciemnoniebieskich koszulkach dominują. Ale przecież przy takich transferach nie ma się co dziwić. I wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że ciemny niebieski to kolor trykotów “Mew”, które porządnie dawały się “The Blues” we znaki.

Uczynny jak Brighton. “Mewy” podarowały Chelsea trzy punkty

Ekipa Grahama Pottera przez 20 minut miała niepodważalną przewagę na boisku. Jechała z rywalami króciutko, była coraz bliższa strzelenia bramki. Kolejna akcja Brighton zakończyła się w polu karnym Chelsea po składnej wymianie podań. Londyńczycy jeszcze jakoś się ratowali, ale widać było, że tama postawiona w “szesnastce” zaraz trzaśnie i nie będzie co zbierać. Tariq Lamptey robił z obrońców wiatraki, brakowało tylko wykończenia. I co ? I nagle w zupełnie prostej sytuacji Brighton zupełnie się pogubiło. “The Blues” założyli nieco wyższy pressing, obrońcy próbowali wyprowadzić piłkę, tyle że podali ją tak, że wpadła wprost pod nogi rywali.

Timo Werner wjeżdża w pole karne, Matt Ryan zostawia nogę. Faul, “wapno”, Jorginho otwiera wynik spotkania.

Brighton miał przewagę

Powiedzieć, że był to ważny gol dla Franka Lamparda i spółki, to nic nie powiedzieć. Bo przez długi czas pozostawał on jedyną celną próbą Chelsea w pierwszych 45 minutach. Dopiero na koniec Wernerowi znów zebrało się na ofensywny rajd, tym razem zakończony strzałem z ostrego kąta. A poza tym? A poza tym to bawiło się Brighton.

  • Christensen musiał blokować strzał Alzate własnym ciałem
  • Jorginho musiał wjeżdżać w Lampteya wślizgiem po brutalnej “dziurce” założonej Marcosowi Alonso
  • Znów Alzate, tym razem sprawdził refleks Kepy
  • Lallana sprytnymi podaniami szukał kolegów

“Mewy” wychodziły bardzo wysoko i po prostu wyglądały jak zespół, któremu bardziej zależy na wygranej. Ciekawe były pomysły zagrań na krótszy słupek – dwukrotnie po takich podaniach gospodarze dochodzili do groźnych sytuacji. Tyle że brakowało wykończenia. Tak przed przerwą, jak i po niej. A jeśli go brakuje, to Lamptey może sobie wjeżdżać między dwóch obrońców jak w masło. Bo poza tym, że chwilę pocieszymy się tym radosnym rajdem, nic z tego nie wynika.

Reklama

Kepa pomógł rywalom, rywale pomogli Chelsea

Ale jak to w takich sytuacjach bywa, najciemniej jest pod latarnią. Na początku drugiej połowy pokazało się, że najprościej będzie doprowadzić do wyrównania, dając bramkarzowi okazję do błędu. Kto by pomyślał, że taki plan może zadziałać, skoro po drugiej stronie stoi Kepa? No tak. Każdy. A na pewno Leandro Trossard, który – nie, nie powiemy nawet, że przymierzył, po prostu walnął przed siebie z dystansu, pełen nadziei. No i się nie rozczarował.

Babol? Zdecydowanie. Jeśli dokładnie tego nie widać – piłka przeszła pod ramieniem Hiszpana. Znów ciężko nie docenić tu roboty Lampteya, który po efektownych rajdach z pierwszej połowy zapewnił sobie podwójne krycie. Zwróćcie uwagę, że przy bramce skrzydłowy sprytnie wykorzystał to, że drugi obrońca zszedł, żeby asekurować kolegę przy ewentualnej próbie dryblingu. Trossard miał dzięki temu więcej czasu i miejsca. Choć nie ukrywajmy, gdyby Chelsea miała poważnego bramkarza, to i tym razem nic by z tego nie było.

Jednak Kepa tego dnia miał szczęście. Objawiło się ono nie tylko licznymi pudłami Brighton, ale przede wszystkim dniem konia Reece Jamesa. Bo nie wierzymy, że takie bramki padają bez choćby minimalnego łutu szczęścia.

Jeszcze więcej dowodów na szczęście, które sprzyjało londyńczykom? Proszę bardzo. W końcu pozostało 30 minut gry, więc wszystko jeszcze mogło się wydarzyć. W teorii, bo w praktyce Brighton sam zamknął sobie mecz. Stały fragment gry, wrzutka z narożnika. Znów James, więc całkiem precyzyjna, jednak nie powiemy, żeby strzał Kurta Zuomy był majstersztykiem. Nie, był raczej farfoclem. Ale po drodze napotkał na nogę Adama Webstera, który – chyba trochę niepotrzebnie – postanowił, że się tym strzałem zaopiekuje. Próba zablokowania, czy też wybicia piłki, skończyła się tak, jak można przypuszczać. W bramce Ryana, który zmylony rykoszetem nie miał czasu zareagować.

Reklama

***

Jak potoczyłby się ten mecz, gdyby “Mewy” same sobie nie zapaskudziły szyby sprawy? Całkiem możliwe, że Brighton zgarnąłby dziś punkty. Owszem, Chelsea potężnie się latem wzmocniła, jednak dziś widać, że jest to drużyna w budowie. Być może wpływ na to miał fakt, że “The Blues” wysłali aż siedmiu piłkarzy na zgrupowania krajowych reprezentacji? W końcu Jurgen Klopp mocno narzekał, że popsuło mu to przygotowania do sezonu. Widać było, że nowe inwestycje Romana Abramowicza, jeszcze nie do końca czują bluesa. Najlepszy dowód to chyba to zagranie Harvetza.

Natomiast Frank Lampard raczej nie ma co biadolić nad swoim losem. Skoro rywal podarował mu punkty, to trzeba je przyjąć z uśmiechem.

Brighton – Chelsea 1:3

Trossard 54′ – Jorginho 23′, James 56′, Zouma 66′

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Paweł Marszałkowski
1
City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Anglia

Anglia

City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Paweł Marszałkowski
1
City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku
Anglia

Manchester City docenił Rodriego. Piękna ceremonia dla zdobywcy Złotej Piłki [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Manchester City docenił Rodriego. Piękna ceremonia dla zdobywcy Złotej Piłki [WIDEO]
Anglia

Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Bartosz Lodko
1
Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Komentarze

11 komentarzy

Loading...