Reklama

Małecki wraca do gry?

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

30 sierpnia 2019, 19:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

W tygodniu – spore zamieszanie i spore zmiany w Zagłębiu Sosnowiec. Z funkcji prezesa zrezygnował Marcin Jaroszewski, który przejmował klub w trudnym momencie, gdy ten odradzał się i grał w drugiej lidze. Przez kilka lat swojej prezesury zrobił – jak wspominał – prawie wszystko.  Zreformował akademię, stworzył drugą drużynę, wczołgał się z sosnowiczanami do Ekstraklasy. Ale tam zaczęły się schody, ostatnio – co przyznał prezydent Sosnowca – przestał radzić sobie z krytyką i postanowił powiedzieć stop. Jak zareagowała na tę zmianę drużyna, która po spadku weszła w nowy sezon w co najmniej średnim stylu? Cóż, na razie – za sprawą Patryka Małeckiego – umowne nowe otwarcie okazało się udane, bo Zagłębie pokonało Stomil na jego terenie, gdzie przecież wygrywa mało kto.

Małecki wraca do gry?

Mało wskazywało na to, że mianem man of the match określimy niegdysiejszy talent polskiej piłki, który po półrocznych wczasach – nie zdał testów w FK Aktobe i Okżetpesie Kokczetaw – zdecydował się na powrót do Polski, do Sosnowca. A jednak. Małecki, mimo że podczas dzisiejszego meczu nie wyskakiwał nam z lodówki, bo nie był przesadnie widoczny, zadał dwa decydujące ciosy. Najpierw – odpowiadając na trafienie olsztynian, którzy skontrowali Zagłębie po rzucie rożnym gości, co skończyło się skutecznym wykończeniem Lecha – zachował zimną krew, gdy dostał piłkę z boku pola karnego. Wszystko za sprawą niefrasobliwości Wiktora Biedrzyckiego. Zawodnik gospodarzy stracił piłkę, Pawłowski rozprowadził akcję, a Małecki ją wykończył. W międzyczasie Stomil – z przebiegu gry lepszy, stwarzający sobie więcej sytuacji – nie wykorzystał rzutu karnego i się zemściło.

Niby rzut rożny dla Stomilu, niby wszystko pod kontrolą, niby bezpieczna sytuacja. Ale gdy piłkę wypiąstkował Perdijić, a zawodnicy z Sosnowca przyśpieszyli, zrobiło się bardzo, bardzo groźnie. Efekt końcowy? Gol na 2:1 Małeckiego. Potem jeszcze kilka sytuacji, na czele z ewidentnym rzutem karnym za faul na Fabianie Piasecki, przy którym zaspał sędzia i zamknięcie spotkania przez Pawłowskiego. Kolejny gol w doliczonym czasie gry, rzecz jasna po kolejnej kontrze.

Ale skoro wspomnieliśmy i o przewadze Stomilu, i o Matko Perdijiciu… Cóż, bez chorwackiego bramkarza nie byłoby tego triumfu Zagłębia. To on na samym początku wybronił bardzo mocno strzał zza pola karnego, to on świetnie radził sobie na przedpolu, to on chociażby dwukrotnie zatrzymał Niedziele, w tym raz po katastrofalnym kiksie Ratkowskiego, który najwyraźniej zbytnio zainspirował się występami Piotra Polczaka w poprzednim sezonie w Ekstraklasie. Wreszcie – to on, obok Małeckiego, koniec końców okazał się niekwestionowanym bohaterem drużyny z Zagłębia Dąbrowskiego.

A sam Małecki? Ostatnie półtora roku było dla niego bolesną degrengoladą, ale… może się zmienił, może dojrzał, może wszystkie grzeszki ma już za sobą?  To dziś facet z trzema dychami na karku, być może dojrzalszy niż sodziarz sprzed dekady. Oby częściej wyglądał tak jak dzisiaj, a nie jak podczas niezdanych testów w Okżetpesie.

Reklama

Stomil – Zagłębie Sosnowiec 1:3

1:0 Lech 10′

1:1 Małecki 26′

1:2 Małecki 60′

1:3 Pawłowski 90′

Fot. Newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

0 komentarzy

Loading...