Na temat Roberta Lewandowskiego można tworzyć peany. Bo to napastnik kompletny, który przy zabójczej skuteczności, efektywności, powtarzalności i regularności jest zwyczajnie genialnym piłkarskim artystą. Decyduje o zwycięstwach, strzela lewą i prawą nogą, głową, z daleka, z bliska, potrafi podać, przetrzymać futbolówkę, rozegrać, nie przegrywa pojedynków, przepycha stoperów rywali, absorbuje uwagę i mistrzowsko wykonuje stałe fragmenty gry. I choć jego Bayern nie wygląda jeszcze zbyt spektakularnie, to może się cieszyć, że ma w składzie fenomenalnego Polaka, bo z nim może spokojnie punktować.
Tym razem, kompletując hat-tricka, właściwie w pojedynkę pokonał Schalke. I wszystkie bramki doskonale ukazywały jego snajperski kunszt:
20. minuta spotkania, trafienie numer 1:
Rzut karny dla Bayernu. Wiadomo, kto go wykona. Absolutny mistrz w tym elemencie gry, który w czasie swojej przygody na niemieckich boiskach ligowych wykonywał dwadzieścia siedem „jedenastek”, z których pomylił się tylko trzykrotnie. Podchodzi, charakterystycznie zwalnia na krok przed uderzenie, kompletnie myli tym golkipera drużyny przeciwnej i mistrz Niemiec może cieszyć się z prowadzenia 1:0.
50. minuta spotkania, trafienie numer 2:
Rzut wolny dla Bayernu. Dalsza odległość. Wielu postanowiłoby dośrodkować. Kapitan reprezentacji Polski ma jednak zupełnie inne plany. Szykuje się do strzału, nadbiega, idealnie ustawiona stopa, perfekcyjna trajektoria lotu i Alexander Nubel jest całkowicie bezradny.
75. minuta spotkania, trafienie numer 3.
Kingsley Coman napędza szybki atak swojej drużyny. Kiedy jest na wysokości dwudziestego piątego metra kieruje futbolówkę w stronę Roberta Lewandowskiego. Ten mając na plecach jednego ze stoperów Schalke, idealnie przyjmuje piłkę, odwraca się z nią i silnym uderzeniem ustala wynik na 3:0.
To był kolejny wspaniały wieczór z ubiegłorocznym królem strzelców Bundesligi w roli głównej. Jego spokój, opanowanie, konsekwencja i łatwość z jaką przychodzi mu strzelanie goli na niemieckich boiskach jest godna podziwu. Drugiego takiego zawodnika nie ma. Brakuje już przymiotników i określeń, żeby opisywać jego kunszt.
Problem w tym, że jego trzy bramki nieco ukrywają marny obraz, jaki pozostawiła po sobie ekipa Niko Kovaca. Na tle słabiutkiego przeciwnika monachijski gigant wcale nie imponował. Brakowało zgrania, błysku w środku pola, kreatywniejszych rozwiązań akcji. Co więcej, bardzo przeciętne zawody rozegrały prawie wszystkie nowe nabytki klubu. Benjamin Pavard był jednym z najgorszych piłkarzy na boisku, grał nonszalancko, popełnił mnóstwo strat, niedokładności i w ogóle nie przypominał siebie z mistrzostw świata 2018. Jego kolega ze złotego zespołu, Lucas Hernandez, choć przyczynił się do czystego konta Bayernu, również jeszcze nie prezentuje poziomu, który pozwalałby mu być pewniakiem do występów w pierwszym składzie.
Z ławki na boisku pojawił się duet Ivan Perisić, który wykazał się jedynie bezsensownymi pretensjami do Lewandowskiego o brak podania w jednej sytuacji i Philippe Coutinho, po którym wszyscy spodziewają się najwięcej, ale w kilkanaście minut przypominał siebie bardziej z czasów Barcelony niż Liverpoolu. Flegmatyczny, snujący się po murawie w poszukiwaniu złotych rozwiązań, ale… po prostu ich nie znajdujący.
Taki Bayern na pewno nie jest europejskim potentatem, a wydaje się też, że nie jest specjalnie groźny nawet dla swoich największych ligowych rywali, którzy bardzo wzmocnili się w letnim oknie transferowym. Właściwie jednym człowiekiem, który zdaje się trzymać ten zespół w ryzach i trzymać go ponad poziomem innych, jest prawie nigdy niezawodny Robert Lewandowski. Niestety, coraz częściej osamotniony.
Bayern Monachium 3:0 Schalke Gelsenkirchen
Lewandowski 20′, 50′, 75′
Fot. newspix.pl