Queens Park Rangers podjęło dziś u siebie Huddersfield Town w ramach drugiej kolejki Championship, remisując zresztą 1:1. Wielu z was myśli sobie zapewne teraz: “a co mnie to właściwie obchodzi?”. Faktycznie – z punktu widzenia sportowego nie jest to na pewno najciekawszy mecz weekendu. Ale spotkanie ma swoją dodatkową historię – z jednej strony smutną, a z drugiej bardzo ważną. Dotychczas ekipa QPR swoje domowe mecze rozgrywała na stadionie Loftus Road. Do żadnej przeprowadzki oczywiście nie doszło, ale dziś obiekt należy już nazywać The Kiyan Prince Foundation Stadium.
Gdyby 115-letni stadion zmienił nazwę – jak to zazwyczaj bywa – żeby podlansować strategicznego sponsora klubu, oczywiście nie byłoby sensu o tym wspominać. To norma we współczesnym futbolu. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z inną sytuacją. Kiyan Prince Foundation to organizacja charytatywna, która walczy z plagą nożowników, jaka rozprzestrzenia się po największych angielskich miastach, na czele właśnie z Londynem. Sam Kiyan Prince był piętnastoletnim zawodnikiem akademii QPR, który w maju 2006 roku został dźgnięty scyzorykiem w serce podczas kłótni z szesnastoletnim wówczas Hannadem Hasanem nieopodal swojej szkoły. To była głośna sprawa na Wyspach. Hasan zarzekał się, że chciał tylko zranić Prince’a. – Nigdy wcześniej nie użyłem noża. Chciałem go tylko okaleczyć, nie zamordować – tłumaczył się. – Nie sądziłem, że ostrze wbije się tak głęboko. Ten nóż to była zabaweczka.
Świadkowie zdarzenia opisywali jednak całą sytuację inaczej. Prince interweniował, gdy Hasan gnębił jednego z jego kolegów. Wtedy 16-latek poddusił młodszego kolegę, unieruchomił go i wielokrotnie dźgnął małym scyzorykiem, przebijając serce, przekłuwając ramię i brzuch. Chłopiec się po prostu wykrwawił.
Proces ciągnął się bardzo długo, miał swoje dramatyczne momenty, lecz ostatecznie napastnik został skazany za morderstwo. Nie bez znaczenia był też fakt, iż to nie było pierwsze wykroczenie z jego strony. Tydzień wcześniej wyrostek został wyrzucony ze szkoły za oddawanie moczu w klasie i prześladowanie innych uczniów. Wcześniej wygrażał też nożem dziewczynie, podczas sprzeczki o miejsce w szkolnym autobusie. Sędzia wydający ostateczny werdykt w sprawie przemawiał bez ogródek: – To kolejny przykład kompletnie nieprowokowanego użycia noża w miejscu publicznym. Zbrodnia na nieuzbrojonej, bezbronnej ofierze. Odebranie życia innemu człowiekowi samo w sobie jest okropne. A tutaj mówimy o zamordowaniu utalentowanego, popularnego piętnastolatka, którego morderca znał, który w niczym mordercy nie skrzywdził. Odarłeś rodzinę z syna, a jego kolegów ze wzoru do naśladowania.
Hasan – przedstawiany przez brytyjskie media jako “somalijski uchodźca” – otrzymał wyrok dożywocia, choć zapewne wyjdzie na wolność już po trzynastu latach. Jak donosił “Mirror”, Śledczy ustalili, że morderstwo, którego dokonał Hannad było wyzwaniem, jakie musiał spełnić, żeby stać się pełnoprawnym członkiem lokalnego gangu.
To tylko jeden z tysięcy przykładów, gdy dzieciak w Londynie ginie lub jest ranny po ataku nożownika. Duży materiał temu problemowi poświęciło w swoim czasie TVN24. W pełni bezpiecznie nie czują się już nawet mieszkańcy tych dzielnic stolicy Anglii, które w powszechnej opinii uchodzą za lepsze czy bardziej ekskluzywne. – Na Wyspach niemal nikt, nawet policja nie nosi broni palnej, więc nóż to ulubiona broń młodocianych gangów. Pracownicy środowiskowi mówią wręcz o “kulturze noża”. Na ulicach coraz częściej widać bramki do wykrywania metalu. Policja chce dzięki nim wyłapać osoby noszące przy sobie noże. W miejscach publicznych nie można ich przy sobie nosić, ale są niezwykle popularne wśród młodzieży, która często traktuje je jako środek do samoobrony albo do rozwiązywania konfliktów z rówieśnikami – można było usłyszeć w programie “Fakty o świecie”.
– W ubiegłym roku brytyjska policja przyjęła prawie 22 tysiące zgłoszeń o atakach z użyciem noża. W niemal 300 przypadkach skończyły się śmiercią ofiary. Na Wyspach od dwóch lat nóż można kupić tylko za okazaniem dowodu osobistego, ale badania prowadzone w Londynie z udziałem nieletnich wolontariuszy wykazały, że sklepikarze sprzedają noże nawet 13-latkom, podobnie zresztą jak alkohol i papierosy. Dla nastolatków z biedniejszych dzielnic często jedynym sposobem na ochronę przed gangami jest wstąpienie do jednego z nich – dowodzą dziennikarze TVN w swoim materiale.
Statystyki przedstawiane przez “Guardiana” są jeszcze bardziej zatrważające. Od 2014 do 2019 roku liczba napaści z użyciem noża wzrosła prawie o 80 procent.
Mapa Londynu z oznaczonymi strefami wpływów rozmaitych grup przestępczych. Tutaj cały artykuł The Sun na ten temat.
W walkę z tym problemem zaangażował się ojciec zamordowanego wychowanka QPR, Mark Prince. Na pewno kojarzą go… fani boksu. Prince w latach dziewięćdziesiątych był zawodowym pięściarzem i mierzył się nawet z niepokonanym wtedy Darkiem Michalczewskim w pojedynku o pas mistrza świata WBO. “Tygrys” ciężko znokautował wówczas swojego przeciwnika w ósmej rundzie, ale Prince to jest specjalista od podnoszenia się z kolan po ciężkich ciosach, nawet jeżeli wymierza mu je nie rywal w ringu, ale okrutny los.
Mark w 2007 roku założył fundację, nazwał ją imieniem swojego syna i rozpoczął mozolną pracę u podstaw, chcąc ratować nastolatków przed angażowaniem się w jakieś gangsterskie historie czy porachunki. – Kiedy dowiedziałem się o śmierci syna, chciałem po prostu zemsty. Miałem jednak wybór – albo samemu pójść do więzienia, albo uwolnić się od tych myśli i ból przekuć w coś pozytywnego. Pomogła mi wiara w Boga. Doszedłem do wniosku, że Kiyan został mi odebrany nie bez powodu. W domu płakałem godzinami, ale jedną ulgę sprawiała mi możliwość ofiarowania komuś miłości. Staram się docierać do dzieciaków, które myślą tak samo jak morderca mojego syna. Chcę uwolnić ich umysły, skierować je na dobrą drogę.
W swojej biografii (“Prince of Peace”) były bokser opisywał swoje trudne dzieciństwo. Handlował narkotykami, był bezdomny, sam też zawsze miał przy sobie nóż. Dopiero sport pozwolił mu wyrwać się z szemranego towarzystwa uliczników. – Marnujemy kolejne lata. Od śmierci mojego syna minęło ich aż dwanaście, a młodzież nie otrzymuje wystarczającej pomocy. To my, dorośli, jesteśmy winni tego, jak zachowują się kolejne generacje. Wychowaliśmy nasze dzieci w umiłowaniu do chciwości i przemocy. Nie można wskazywać palcem i powiedzieć: “to wina policji”, albo “to wina agresywnej muzyki”. To cała kultura przemocy.
– Nie można pozostawać z boku. Rodzice muszą zacząć działać. Jeżeli to oznacza wezwanie policji na własnego syna – trzeba to zrobić – apeluje Prince.
Działalność Prince’a i jego fundacji spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem społecznym. Pogrążony w rozpaczy ojciec początkowo miał rzeczywiście kłopoty, żeby zapanować nad emocjami, ale szybko udało mu się skoncentrować na pomocy innym. Otrzymał nawet za swoje wyczyny Order Imperium Brytyjskiego. Przez jego fundację przewinęło się przeszło 80 tysięcy problematycznych nastolatków. Nie każdemu udało się pomóc, ale były pięściarz ma swoje sukcesy pedagogiczne. Wrócił zresztą nawet na ring, żeby przykuć jeszcze więcej uwagi do działań fundacji.
Boks pomagał mi każdego dnia po śmierci Kiyana – mówił Prince. – Początkowo nie sądziłem, że przetrwam ten okres. Cały czas pytałem Boga o drogę i w końcu spojrzałem na świat inaczej niż przez pryzmat pragnienia zemsty. Ruszyłem na ulice. Do więzień. Do najgorszych szkół. Dotarłem do członków gangów, zacząłem z nimi rozmawiać. Myślę, że niektórym otworzyłem oczy. Jestem potężnym facetem, zawodowym bokserem. To pozwala im spojrzeć na mnie trochę inaczej niż na nauczyciela czy nawet rodzica. Niektórzy obiecali mi, że już nigdy nie wezmą do ręki noża ani pistoletu. Mam nadzieję, że uda się wysłać tę wiadomość dalej. Musimy uczynić przemoc niemodną. Niefajną. Musimy uświadomić dzieciakom, że życie w gangu to nie jest żaden splendor. Część tych dzieciaków chowa nóż do kieszeni, bo myśli, że to ich chluba. Muszą zrozumieć, że robią z siebie najwyżej głupków. Czasami te rozmowy są oczywiście trudne. Czasami podczas nich płaczę, to kosztuje mnie wiele energii. Tylko kto się tym zajmie, jeśli nie ja?
Rękę do Prince’a seniora wyciągnęło Queens Park Rangers. Klub nigdy nie zapomniał o śmierci swojego wychowanka. Trudno się zresztą dziwić – w momencie tragedii, Kiyan miał na sobie nawet klubowe szorty. Żył futbolem od rana do wieczora. Już od jakiegoś czasu przyznawana jest w klubie nagroda imienia Kiyana Prince’a dla zdobywcy najpiękniejszego gola dla QPR w danym sezonie. Teraz imieniem fundacji charytatywnej został też ochrzczony stadion klubu z zachodniego Londynu.
Dzisiejsze spotkanie QPR z Huddersfield zostało – wraz z całą jego otoczką – poświęcone pamięci zadźganego przed trzynastoma laty chłopca. Co ciekawe – nazwę stadionu wybrali sami kibice w głosowaniu. Działacze klubu przedstawili fanom pięć organizacji charytatywnych do wyboru, a ci oddali przeszło 60% głosów na Kiyan Prince Foundation. – Trudno mi nawet powiedzieć, jak wiele to znaczy dla mamy Kiyana. Dla mnie, dla jego braci i sióstr. Dla wszystkich jego przyjaciół. Takie uhonorowanie fundacji jest jak spełnienie naszych marzeń. Otwiera to przed nami nowe możliwości i na pewno je wykorzystamy – mówił Mark.
Fundacja ma spore ambicje. Chce w najbliższym czasie zebrać pół miliona funtów na warsztaty sportowe dla trudnej młodzieży, na które Prince chce zaprosić między innymi Tysona Fury’ego.
– Wiecie co się dzieje, gdy młody człowiek spotyka kogoś, kto może być dla niego wzorem do naśladowania? Gdy ma okazje spędzić kilka chwil ze swoim idolem? To potrafi zmienić całe życie! To może być moment oczyszczenia, to może być tak chwila, gdy członek jakiegoś gangu pomyśli sobie: “a może w życiu czeka mnie coś więcej?”. Pół miliona funtów, które mogą odmienić życie tysięcy dzieciaków to małe piwo w porównaniu do tego, ile nas kosztuje schwytanie i utrzymanie jednego mordercy. Wszystkie firmy, które sprzedają młodzieżowe produkty powinny wspierać naszą inicjatywę. Tymczasem widzę sportowe firmy, które sprzedają kominiarki i dresy stylizowane na gangsterskie. Żeby tych chłopaków jeszcze bardziej utwierdzić w ich ulicznym stylu życia. Obudźcie się! Chcemy ratować te dzieci, a ktoś zarabia pieniądze na ich złym stylu życia – dowodzi Mark Prince.
– Dzisiaj każdy szuka szybkiej ścieżki. W głowie niektórych dzieciaków nawet nie pojawia się świadomość, że istnieje inna, dłuższa droga do sukcesu w życiu. Ja byłem bezdomny jako piętnastolatek. Nie wierzyłem, że mogę zostać facetem w garniturze, który zarabia pieniądze. TAk naprawdę to nawet nie przyszło mi do głowy coś takiego, jak założenie swojego biznesu. Mój mózg nie rejestrował takich scenariuszy. Musimy dzisiaj dać młodym ludziom przede wszystkim wiarę, że stoją przed nimi wielkie możliwości.
fot. oficjalna strona fundacji KPF
źródła cytatów z Marka Prince’a: The Guardian