Poniedziałkowa prasa to głównie weekendowe podsumowania, ale jest też kilka innych rzeczy, na przykład ciekawa rozmowa z trenerem Podbeskidzia, Krzysztofem Brede, a także rozpaczliwy apel wiceprezesa Ruchu Chorzów dotyczący przyszłości klubu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jerzy Dudek o kryzysie Realu Madryt, który zdaje się nie przemijać.
Sezon nawet się nie rozpoczął, a w Realu wybuchł już kryzys. Kompromitująca porażka 3:7 z Atletico doprowadziła do wstrząsu. Nie wiem, jak jest z kibicami, ale ja kompletnie nie kupuję tłumaczeń Zinedine’a Zidane’a czy Sergio Ramosa, że „oni potraktowali to spotkanie jak finał, a my jak sparing”. Mecze w ramach International Champions Cup teoretycznie nie mają żadnego znaczenia. Wygrasz? Super. Przegrasz? Mniej super, ale wciąż nikt nie wyciąga jakichś poważniejszych wniosków. No ale wymówki i uzasadnienia na nic się zdają, gdy dostajesz takie lanie. Przecież do 85. minuty było 1:7! Kibice Realu z przerażeniem patrzą na wyniki swojej drużyny, która nie zachwyciła ani w meczu z Bayernem, ani przeciwko Arsenalowi, a już zdecydowanie nie pokazała nic dobrego w starciu z Atleti.
Zidane przekonuje, że do pierwszego spotkania w LaLiga mają jeszcze trzy tygodnie, że wszystko uda się poprawić, ale… powodów do optymizmu nie ma zbyt wiele, bo na razie wygląda to tak, jakby Królewscy kupowali rezerwowych, a nie pierwszoplanowe postaci. Wydawało się, że Real będzie budowany w oparciu o Edena Hazarda, bo inaczej być nie może. Żadnej innej nowej gwiazdy nie ma, bo te stare znamy przynajmniej od pięciu lat. A poprzedni, katastrofalny sezon pokazał, że konieczne są zmiany w każdej formacji. Sam Hazard nie naprawi błędów w obronie, nie wpłynie na przyspieszenie rozgrywania piłki…
Leszek Ojrzyński żegna się z Wisłą Płock, ale nie ma tu drugiego dna.
Nikt w płockim klubie nie chciał powiedzieć, o co dokładnie chodzi. W niedzielę „Super Express” podał, że powodem jest choroba małżonki trenera. O nieszukanie drugiego dna w odejściu szkoleniowca prosili w mediach społecznościowych m.in. obrońca Wisły Jakub Rzeźniczak i jeden z najbliższych współpracowników Ojrzyńskiego – asystent Patryk Kniat. „Trenera teraz czeka dużo ważniejszy mecz”, „W takich sytuacjach człowiek widzi, że piłka to nie wszystko” – pisali. O komentarz do odejścia szkoleniowca poprosiliśmy prezesa płocczan Jacka Kruszewskiego.
– To są bardzo poważne sprawy prywatne. Jeżeli trener uzna, że chce o nich powiedzieć, to opinia publiczna tylko wtedy się o nich dowie. Znam przyczynę takiej decyzji. Rozumiem ją, bo sprawa jest bardzo poważna. Próbowaliśmy rozmawiać z trenerem i namawialiśmy na pozostanie. Nic to nie dało. Z jego strony konieczność rozwiązania umowy była absolutna i niepodlegająca dyskusji. Musimy zrozumieć i uszanować. Trener Ojrzyński chce się skoncentrować na sprawach ważniejszych niż zawodowe – podkreślił prezes Nafciarzy.
Antoni Bugajski o dobrym początku Lecha Poznań.
Lech tym razem nie pręży muskułów, bo najwyraźniej zmienił komunikacyjną taktykę. Po co opowiadać, że się „idzie na majstra” – lepiej po prostu iść, a gdy się będzie szło, i tak wszyscy zobaczą. Przynajmniej zostanie trochę osłabiony efekt ewentualnego rozczarowania. Lech nie podpisuje weksla in blanco, choć w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia. Dosłużył się takiej pozycji w polskiej piłce, ma takie pieniądze i możliwości, że obok Legii jest dyżurnym kandydatem do tytułu, niczego w tej kwestii nie musiał potwierdzać ani niczemu zaprzeczać. Tyle że potem zaczynała się liga i w Poznaniu lawinowo rosła liczba sfrustrowanych fanów. Do takiego mechanizmu w zaczynają się już chcąc nie chcąc przyzwyczajać – najpierw są ostrożne nadzieje, które jednak systematycznie topnieją. Już nie mistrzostwo, ale może choć miejsce w europejskich pucharach, no dobra niech będzie górna ósemka, byle wstydu nie było, ważne, żeby z twarzą, walecznie do samego końca. Ta redukcja oczekiwań musi być dołująca i w poprawianiu poznańskich nastrojów niekoniecznie pomaga świadomość, że Legia też nie jest mistrzem. Bo skoro mistrzem jest Piast Gliwice, to do cholery dlaczego nie może być Lech?!
Wielowątkowa rozmowa Łukasza Olkowicza z trenerem Podbeskidzia, Krzysztofem Brede.
(…) Łatwo było opuścić ten sztab, gdy dostał pan propozycję z Chojniczanki?
Z I ligi otrzymałem wtedy dwie–trzy oferty.
Konsultował pan to z Probierzem?
Oczywiście. Wiedzieliśmy, że odchodzimy z Jagiellonii. Już wcześniej usłyszałem od niego, że widzi u mnie predyspozycje na pierwszego trenera. Powiedział, że nie ma dla mnie lepszego startu niż samodzielna praca w I lidze. Zdawałem sobie sprawę, że dba o moje dobro. Często czułem, że zależy mu na moim rozwoju. Ile my mieliśmy rozmów do nocy…
O czym?
Widział z boku moje zachowanie na treningu, podpowiadał na co zwracać uwagę, czy wyłapuję detale, czy coś mi nie ucieka. Starał się dzielić radami od razu po treningu czy na kolacji, gdy się spotykaliśmy. Podobnie z trenerem Kaczmarkiem. Po treningach wychodziliśmy do sauny, rozmawialiśmy tam godzinami…
Dużo na wadze musiał pan stracić.
To znaczy najpierw sauna, a później odpoczynek na leżankach. I nieustanne rozmowy o piłce. Tłumaczył mi to, czego nie wyczyta się książkach czy nie nauczy na studiach. Zawsze powtarzał po rosyjsku, że praktyka jeb…e teorię. Mówił też, żebym nigdy nie liczył na wdzięczność piłkarza i nie wiązał się z nimi emocjonalnie.
Dlaczego?
Bo jej nie uzyskam. A jeśli nawet by się udało, to są jednostki i jestem szczęściarzem. Takie przyjacielskie relacje mam z Przemkiem Frankowskim. Znam się z nim od dawna, gdy jako grający trener rezerw Lechii wprowadzałem go jako 16-latka. Pracowałem z nim wiele lat w Lechii i Jagiellonii. Gdy pytał o opinię przed transferem, to mu doradzałem. Albo Bartek Drągowski. Załatwił dla mnie staż i opiekował się w Fiorentinie.
A są też ci niewdzięczni?
Grupa piłkarzy, którym starałem się pomóc, ale byłem źle odbierany. Nie doceniali tego, co chcę dla nich zrobić. Przypominałem sobie słowa trenera Kaczmarka, żeby nie liczyć na ich wdzięczność.
Tradycyjna garść anegdot od Piotra Wołosika.
Kończąc wątek lotów. Rok 2004, po zakończeniu piłkarskich mistrzostw Europy. Z Czarkiem Kowalskim jako dziennikarze „Faktu” wracamy z Lizbony do Warszawy. Trafiliśmy na zacnych sąsiadów – trenerów Oresta Lenczyka i Władysława Stachurskiego. Miło spędzamy czas, rozmawiamy o piłce, plotkujemy, nie zapominając o nawadnianiu się. Żegnając się na Okęciu ze szkoleniowcami, pan Orest zafundował nam jeszcze jedno, twarde zresztą lądowanie:
– Chłopcy, nie wstyd wam, że pracujecie w szmatławcu? – A panu nie wstyd, że pracuje pan w zupełnie skorumpowanej lidze? – wypalił Czarek. – No fakt. Dzwońcie, kiedy chcecie.
I podał numer telefonu.
SPORT
Joel Valencia chętnie wybrałby się do Anglii, dlatego zabrakło go w kadrze Piasta Gliwice na mecz ze Śląskiem.
Jak oficjalnie poinformował klub z Okrzei Valencia po meczu z Rigą FC był poobijany i narzeka na lekki uraz. Z tego powodu sztab szkoleniowy postanowił go oszczędzić i dać trochę wytchnienia. Inna teza sugeruje absencję związaną z bardzo prawdopodobną sprzedażą najlepszego piłkarza poprzedniego sezonu w ekstraklasie. Valencią ma interesować się klub z angielskiej Championship, a działacze Piasta mają czekać na konkretną ofertę. Gliwiczanie liczyli się z możliwością sprzedaży Joela od początku letniego okna transferowego. Początkowo Valencia miał propozycje z klubów rosyjskich, ale sam nie chciał zdecydować się na ten kierunek. Zdecydowanie bardziej interesuje go gra, w którymś z zachodnich klubów. Sprawa jeszcze nie jest rozstrzygnięta i zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni.
GKS Katowice rywalizację w II lidze zaczął w swoim stylu, czyli od domowej porażki 1:3 ze Zniczem Pruszków.
Trzeba oddać, że kibice zgotowali nowemu zespołowi – z nowym dyrektorem Robertem Góralczykiem, nowym-starym trenerem Rafałem Górakiem, jedenastką złożoną w większości z zawodników zakontraktowanych latem – świetne przyjęcie. „Pierwsza, druga, trzecia liga, to nieważne dla nas jest, najważniejszy jest GKS…” – ta znana przyśpiewka chyba nigdy wcześniej nie wybrzmiała z „Blaszoka” z taką mocą, nie miała takiego wyrazu. Nawet gdy drużyna straciła już de facto szansę na korzystny rezultat, doping nie ustawał, a stężenie frustracji z dużym zapasem mieściło się w przyjętych normach. „GKS jesteśmy z wami!” – usłyszeli zawodnicy, gdy po końcowym gwizdku podeszli pod „Blaszok”, by podziękować publice za wsparcie. Przyda się…
O ten dość pozytywny klimat – zwłaszcza jak na rezultat sugerujący gładką porażkę – było tym łatwiej, że… GieKSa wraz z gośćmi z Mazowsza stworzyła – w realiach tej klasy rozgrywkowej – naprawdę świetne widowisko. Zważywszy, że do Katowic zawitały wozy transmisyjne TVP – była to bardzo dobra reklama II ligi. Roiło się od strzałów, ofensywnych akcji.
Seniorska drużyna Ruchu Chorzów za kilkadziesiąt godzin przestanie istnieć. Apel o pomoc wystosował wiceprezes Marcin Waszczuk, który jest bezradny w obliczu bierności trzech największych akcjonariuszy.
„W poniedziałek musimy uregulować wobec zawodników, sztabu trenerskiego i pracowników zaległe pensje, inaczej wszyscy złożą wymówienia. (…) Musimy także dokonać wszystkich opłat, żeby pierwsza drużyna mogła walczyć w III lidze, a młodzież mogła pojechać na zaplanowany obóz szkoleniowy. Widmo upadku mojego ukochanego Klubu zmusza mnie do tego dramatycznego apelu do środowiska wszystkich ludzi, którym „Niebiescy” leżą na sercu. Swój apel kieruję do każdego, kto pomoże nam uratować Ruch Chorzów. Nie ma już dla mnie znaczenia, czy to wstyd pisać taki apel, czy nie… Jestem gotowy zrobić wszystko, żeby uratować „Niebieskich”. Moje drzwi są otwarte dla każdego. W poniedziałek rano podejmuję szereg działań, żeby ostatecznie powiązać koniec z końcem, ale jeśli nie zdobędę tych środków, to drużyna, sztab trenerów i pracowników przestaną istnieć. (…). Każda pomoc jest na wagę złota. Zapraszam na Cichą 6 do Chorzowa. Przyjmiemy każde wsparcie, żeby powiązać koniec z końcem. W ten poniedziałek potrzebujemy kwoty 600 000 zł. Możemy dokonać cesji ze środków, które do 30 września 2019 r. otrzymamy od sponsora”.
SUPER EXPRESS
“SE” ujawnia powody, dla których Leszek Ojrzyński odszedł z Wisły Płock. Chodzi o chorobę żony, której stan ostatnio gwałtownie się pogorszył.
Leszek Ojrzyński nie chciał komentować i dementować plotek. Udało nam się jednak dotrzeć do jednego z bliskich przyjaciół trenera, który ujawnił, że szkoleniowiec zrezygnował z pracy, by wspierać chorą na nowotwór żonę. – Dla Leszka przysięga małżeńska o trwaniu razem w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej woli to nie są puste słowa. On bardzo kocha swoją Ulę. Dlatego na dniach wylatuje do niej do Anglii, by dać jej oparcie w walce z chorobą – powiedział nasz informator.
Pani Ojrzyńska od ponad dwóch tygodni przebywa w Liverpoolu, dokąd wyjechała z synem, 16-letnim Jakubem. Bramkarzem, który podpisał kontrakt z „The Reds”. Mama chciała pomóc Kubie w aklimatyzacji w nowym środowisku, a po kilku tygodniach wrócić do kraju. Zanim to nastąpi, będzie miała u boku męża, który wyrusza na Wyspy.
GAZETA WYBORCZA
Nic o piłce, zmarnowane 5 zł.
Fot. własne