Całkiem przyzwoity wtorek w prasie – wywiady z trenerami Śląska Wrocław i Ruchu Chorzów, sylwetka Lukasa Hrosso i sporo wieści transferowych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Michał Pazdan nadal będzie grał w Ankarze, ale już nie dla Ankaragucu, tylko beniaminka tureckiej ekstraklasy Genclerbirligi.
Na obrońcę, który rozegrał świetną rundę w jego barwach, sieci zarzuciła połowa klubów Süper Lig. Chciały go m.in. Alanyaspor, Trabzonspor, a także beniaminek Denizlispor – te kluby najpoważniej zabiegały o zatrudnienie byłego gracza Legii Warszawa, proponując mu sowite pieniądze. Dla każdego z nich „wyciągnięcie” naszego kadrowicza nie było wielkim kłopotem, bo w umowie z Ankaragücü zawartej zimą tego roku, grupa Unidos reprezentująca interesy kadrowicza wpisała symboliczną sumę odstępnego. Jakiej wysokości? Jak żartobliwie usłyszeliśmy: „kwota nie przekracza wartości samochodu średniej klasy z silnikiem 1,6 pojemności”.
Klub ze stolicy Turcji ani myślał łatwo pozbyć się gracza, który uporządkował defensywną grę Ankaragücü, zdecydowanie będąc jej filarem, dokładając cegiełkę w ofensywie i bez słowa przesady w najwyższym stopniu pomagając swojemu zespołowi w utrzymaniu. Ankaragücü mocno walczyło, by Pazdan został w jego szeregach, ale nie było w stanie zaproponować mu takich pieniędzy, jak bogatszy rywal zza miedzy. Według naszych informacji reprezentant biało-czerwonych może zarobić za sezon, sporo ponad milion euro.
Lukaš Hroššo, który kiedyś stracił szansę na transfer do Besiktasu, chce odbudować formę w Krakowie.
O ile dla większości piłkarzy Cracovii występy w europejskich pucharach to nieznany ląd, o tyle Lukaš Hroššo, nowy bramkarz Pasów, ma z Ligą Europy całkiem bogate doświadczenia. W jej fazie grupowej grał zarówno w barwach Slovana Bratysława, jak i później w Slovanie Liberec. Możliwość odświeżenia tych przeżyć była dla niego silną motywacją przy transferze do Krakowa ze zdegradowanego do I ligi Zagłębia Sosnowiec, w którym spędził ostatnie pół roku. – Awans do fazy grupowej będzie strasznie trudny, bo musielibyśmy wyeliminować aż czterech rywali, ale mecze w Lidze Europy to moje najlepsze piłkarskie wspomnienia – nie ma wątpliwości Hroššo. A mierzył się z poważnymi przeciwnikami. – Przeciwko Paris Saint-Germain musiałem obronić aż trzydzieści pięć strzałów. Grali tam wtedy m.in. Javier Pastore, który zrobił na mnie wielkie wrażenie, czy Nene, a więc pierwsze wzmocnienia, których dokonali katarscy właściciele. Drugie świetne wspomnienie to mecz z Sevillą i możliwość bronienia uderzeń choćby Kevina Gameiro. Dzień wcześniej urodził mi się pierwszy syn, więc czułem się świetnie. W obu meczach dobrze się spisałem – podkreśla.
Denys Bałaniuk to następny napastnik, który u trenera Macieja Stolarczyka w Wiśle Kraków ma odzyskać skuteczność.
Eksplozja talentu Bałaniuka byłaby mile widziana, bo po odejściu Kolara sytuacja w ataku jest kiepska. Wiosną jako wysunięty napastnik grywał czasem Krzysztof Drzazga, ale on sam nie ukrywa, że lepiej czuje się za plecami atakującego. Kontrakt na kolejny rok podpisze Brożek, ale w jego przypadku trudno oczekiwać, by udźwignął ciężar regularnej gry w podstawowym składzie. Trudno powiedzieć, by Ukrainiec wrócił z wypożyczenia do ojczyzny jako lepszy piłkarz. W minionym sezonie ukraińskiej ekstraklasy wystąpił tylko w ośmiu spotkaniach, wiosną w ogóle nie wybiegał na boisko. Trzeba go odbudować pod każdym względem. Przed rokiem Stolarczyk nie zdążył z nim za długo popracować, bo po ledwie jedenastu dniach od zatrudnienia trenera w Wiśle piłkarz został wypożyczony.
Trener Śląska Wrocław, Vitezslav Lavicka z transferami chce iść na jakość, nie na ilość.
MICHAŁ GUZ: Nie podskoczyło panu choć trochę ciśnienie po powrocie do klubu z urlopu? Potrzebowaliście nawet czterech–pięciu nowych piłkarzy, tymczasem na początku przygotowań zakontraktowanych było dwóch.
VITEZSLAV LAVIČKA: Nie miałem poczucia dyskomfortu. Idealnie byłoby mieć wszystkich już na pierwszym treningu, ale z tworzeniem drużyny przez pion sportowy jest tak, jak z budowaniem jej treningami: to musi być proces. Pracuję w tym zawodzie od 20 lat. Wiem, ile czasu niekiedy trzeba spędzić, żeby pozyskać dobrych piłkarzy i nie przepłacić. Tym bardziej że potrzebowaliśmy między innymi środkowego napastnika. Dyrektor sportowy i ludzie ze skautingu przeanalizowali wielu graczy. Praktycznie na każdej pozycji, na której szukaliśmy nowych, było 4–5 kandydatów.
Pozyskujecie samych wysokich. Lewy obrońca Dino Štiglec – 189 centymetrów wzrostu. Stoper Israel Puerto – 188 cm. A jeszcze przyjdzie napastnik Erik Exposito. Też nie ułomek – 190 centymetrów. Taki był cel czy tak wyszło?
Chciałem obrońców, którzy będą potrafi li walczyć fizycznie, bo tego wymaga ekstraklasa, ale jednocześnie dadzą konstruktywność w budowaniu akcji. Napastnik miał być nie tylko zdolny do „robienia liczb”, ale wszechstronny. Zależało mi na zawodniku dobrze grającym plecami do bramki, a przy tym też szybkim i ruchliwym.
Zaskoczył mnie pan, że nie domaga się pan dwóch atakujących. Odeszli Robak i Piech, a na ich miejsce prawdopodobnie przyjdzie tylko Exposito. Nie strach zostać z Hiszpanem, z niedoświadczonym Szczepanem i z młodzieżowcami?
To, co teraz powiem, dotyczy wszystkich formacji: interesuje mnie jakość, a nie ilość. Nie chcemy wielu średnich zawodników. Bo w konsekwencji dużo czasu zajmie uczenie ich systemu, w którym planujemy grać. Wydaje mi się, że wiosną, w okresie gdy nie było poważnych kontuzji, zespół grający w komplecie miał już pewien styl. Udało się uzyskać powtarzalność w obronie i w ataku, mimo że sytuacja w tabeli prawie cały czas była niepewna, a my wzajemnie dopiero się poznawaliśmy. Na tym chcemy bazować.
Fortuna Duesseldorf znajdzie pieniądze na wykup Dawida Kownackiego z Sampdorii.
– Walczymy o Dawida i bardzo chcemy, żeby u nas został. Wiem, że szefowie nad tym pracują – powiedział trener Fortuny Friedhelm Funkel. Dla zespołu z Düsseldorfu zapłacenie około 10 milionów euro, a tyle chcą za Kownackiego Włosi, jest ponad możliwości budżetowe. Ale w Düsseldorfi e takie pieniądze się pojawią, ponieważ drużynę opuści Benito Raman. Belgijski skrzydłowy chce odejść do FC Schalke 04, a klub z Gelsenkirchen negocjuje z Fortunę kwotę transferu. Schalke proponowało 9 mln euro, Fortuna chce 11, więc niemieckim targiem Belg ma zostać sprzedany za 10 milionów.
SPORT
Zaczyna się od podsumowań występu kadry U-21 na EURO, ale nic odkrywczego tam nie znajdziemy. Jest za to kilka ciekawych tematów ligowych.
W Rakowie intensywnie zastanawiają się, jak wesprzeć kibiców, którzy regularnie będą chcieli oglądać ekstraklasowe spotkania czerwono-niebieskich na stadionie GKS-u Bełchatów.
– Myślimy nad projektem, który umożliwi dojazd naszych kibiców nie tylko w ramach grup zorganizowanych, ale także w ramach prywatnego transportu osobowego. Byłby to taki znany już chyba wszystkim Bla Bla Car. Czyli zgłaszałyby się do nas osoby, które miałyby w swoich samochodach wolne miejsce. My byśmy przekazali taką informację potencjalnym zainteresowanym. Chcemy w tym względzie opracować strategię i rozpoczniemy działanie – tłumaczy prezes Cygan.
Rozmowa z nowym trenerem Ruchu Chorzów, Łukaszem Beretą, który ma zaledwie 28 lat.
Jaka była pierwsza reakcja na myśl, że może pan zostać trenerem Ruchu?
– Potraktowałem to jako wyróżnienie i dostrzegłem dużą szansę dla siebie jako trenera. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli w klubie zdecydują się na moją kandydaturę, to będzie to duży krok naprzód. Mam nadzieję, że sobie poradzę. Łatwo na pewno nie będzie.
Był to pewien szok?
– Na początku nie brałem tego tematu nawet do końca na serio… Znaleźć się w szerokim gronie kandydatów – to jedno, a zostać wybranym – drugie. Nie ukrywam, że byłem trochę zaskoczony. Zwykle trzeba przejść kilka etapów, by osiągnąć cel. Można powiedzieć, że ja trenerem Ruchu zostałem za pierwszym razem.
Klub ma problemy finansowe, jest po trzech z rzędu spadkach, niewielka grupa zawodników dysponuje kontraktami dłuższymi niż do 30 czerwca. Czy skala wyzwania nie przeraża?
– Jeśli chodzi o wielkość klubu – trochę tak. A jeśli mowa o szczeblu rozgrywkowym – już nieco mniej. Nawet zimą miałem propozycję z trzeciej ligi, tyle że nie ze Śląska. Nie zdecydowałem się na nią. Przenosiny na ten poziom to dla mnie fajny krok, ale sam Ruch to ogromne wyzwanie.
Ile znaczy dla pana niebieska „eRka”?
– Bardzo dużo. Jestem z nią związany od urodzenia. Wychowałem się na Bykowinie, która zawsze była za Ruchem. Szybko trafiłem na Cichą do drużyny trampkarzy, juniorów. Grałem tu siedem lat, potem zacząłem działalność trenerską w akademii. To, co się teraz stało, jest dla mnie uwieńczeniem wcześniej wykonanej pracy. Mam nadzieję, że na tym niełatwym stanowisku dam sobie radę.
Skrzydłowy Podbeskidzia, Przemysław Płacheta podobno ma być bliski Legii Warszawa, ale na razie oficjalne ruchy w sprawie transferu wykonała tylko Wisła Płock.
W niedzielę pojawiła się informacja, że Przemysław Płacheta, młodzieżowy reprezentant Polski, jest bliski transferu do Legii Warszawa, która jest skłonna wypłacić bielskiemu klubowi kwotę odstępnego, a ta – podobno – nie jest zbyt wysoka. O komentarz tej sytuacji poprosiliśmy Bogdana Kłysa, prezesa klubu spod Klimczoka. – Temat transferu Przemka przewija się od zakończenia sezonu – przyznał sternik Podbeskidzia. – Oficjalne zapytanie otrzymaliśmy jedynie od Wisły Płock, ale nie byliśmy tym zainteresowani. Nieoficjalnymi „kanałami” pytał też Śląsk Wrocław, który chciał, aby kwotę odstępnego rozłożyć na raty, na co nie wyraziłem zgody – dodał prezes bielskiego klubu, co wskazuje, że Legia – jak dotąd – nie złożyła oficjalnego zapytania, ani oferty wykupu piłkarza, którego kontrakt „uzbrojony” jest w klauzulę odstępnego.
Jak wysoką? To tajemnica handlowa. – Jestem w kontakcie z Legią, bo sonduję możliwość wypożyczenia Kacpra Kostorza, gdyby ten nie miał pewnego miejsca w drużynie wicemistrza Polski. Na razie jednak Kacper musi przepracować cały okres przygotowawczy z nowym zespołem, a później jego sztab szkoleniowy zdecyduje, co dalej – wyjaśnił nam bardzo precyzyjnie Bogdan Kłys.
SUPER EXPRESS
Typowe tabloidowe pierdoły. Piotr Zieliński wybrał się z żoną w podróż poślubną do USA, a Arkadiusz Milik się oświadczył (i został przyjęty).
GAZETA WYBORCZA
Trzeba odkłamać młodzieżowe Euro, żeby pojąć, co nasi piłkarze na nim wygrali, a co przegrali.
Na włoskim turnieju rywalizują seniorzy, a oni nie fantazjują o przyszłości, lecz chcą wygrywać w teraźniejszości. Mnóstwo do zdobycia mieli przede wszystkim Polacy, którzy – co widać gołym okiem – nie wyglądają na tak zdolnych do podboju świata jak zjawiskowi Hiszpanie czy Federico Chiesa i Niccolò Zaniolo. Dostrzegliśmy w nich wady naszego systemu edukacji, tylko Kamil Grabara utwierdził nas w przekonaniu, że nie zaprzestajemy wychowywać doskonałych bramkarzy. Im bardziej jednak Polacy niedomagają jako jednostki, na tym wyższy szacunek zasługuje wysiłek zbiorowy całej drużyny. I tym większej nie wykorzystali szansy, przegrywając wyścig olimpijski.
Fot. FotoPyk