Legia zagra ze zwycięzcą fazy wstępnej, czyli z Sant Julia (Andora) lub Europa FC (Gibraltar), natomiast Cracovia zmierzy się z DAC Dunajska Streda (Słowacja). Legia miała farta, ale umówmy się – w tej fazie eliminacji rozstawieni legioniści powinni sprać każdego. Pecha miała za to Cracovia – może ogranie DAC to nie wyzwanie na poziomie wyeliminowania BATE przez Piasta, ale “to nie są leszcze, Stefan”.
Aż się prosi o to, by legionistom napisać “nawet tacy goście jak wy, nie są w stanie tego spierdolić”, ale przypominamy, że w zeszłym roku odprawili ich Luksemburczycy. Niemniej losowanie dla Legii było wyjątkowo przyjazne. Mógł być lot do Gruzji, mógł być mecz w Czarnogórze, a są ogórki do ogolenia. Sant Julia to lider ligi andorskiej, dwukrotny mistrz kraju, który przed rokiem nie zdołał przejść wstępnej fazy LE, a w przeszłości potrafił dostać bęcki 0:9 w dwumeczu od Lewskiego Sofia. Jeśli Andorczycy przejdą ekipę z Gibraltaru, to Legii przyjdzie zagrać na stadionie Sant Julii, który mieści… 1,5 tysiąca widzów. Co do Europa FC – to wicemistrz Gibraltaru, który w zeszłym sezonie w Lidze Europy przyjął na dzień dobry bęcki od Prisztiny. Uważać będzie trzeba na pewno na Tjaya de Barra, wschodzącą gwiazdę gibraltarskiego futbolu, 19-letniego reprezentanta kraju.
Nie no, dajmy spokój, na kogo będzie trzeba uważać?
Przejście tych ekip to dla Legii obowiązek. Wyrżnięcie się na Andorczykach czy drużynie z Gibraltaru powinno skutkować skierowaniem wszystkich piłkarzy do pośredniaka.
Zdecydowanie gorzej trafiła Cracovia. Chociaż – zależy jak na to patrzeć, bo ze względów logistycznych trafiła najlepiej – do Dunajskiej Stredy z Krakowa jest jakieś 380 kilometrów. Ale już-nie-łysy-z-UEFA mógł wyciągnąć lepsze kulki – chociażby tę z Żalgirisem Kowno czy ze zwycięzcą dwumeczu między ekipami z San Marino i Andory. Chcielibyśmy napisać, że Cracovia zagra ze Słowakami, ale tak naprawdę zagra tylko z zespołem ze Słowacji, który jest klubem mniejszości węgierskiej w tym kraju. Kilka lat temu grał tam nawet Grzegorz Szamotulski. Głośno o DAC było w zeszłym roku, gdy federacja zakazała im wywieszania węgierskich flag. Co zatem zrobili miejscowi kibice? Zrobili oprawę z napisów “czerwony”, “biały” i “zielony”. 200 IQ.
Generalnie na stadionie DAC (zresztą całkiem niedawno otwartym) doping prowadzi się po węgiersku, wszystkie wskazówki logistyczne są w tym języku, hymn klubowy jest węgierską piosenką. W mieście grubo ponad połowa ludzi jest pochodzenia węgierskiego – nie są to może jakieś oszołamiające liczby nominalne, bo w Dunajskiej Stredzie mieszka ledwo ponad 20 tysięcy osób.
No dobra, a co o samym klubie pod względem piłkarskim? Wicemistrzostwo z tego roku to ich historyczny wynik, w składzie mają kilku ciekawych piłkarzy – chociażby Zslota Kalmara (przez kilka lat był piłkarzem RB Lipsk, który wypożyczał go to do Broendy, to do Frankfurtu, to do Stredy właśnie), Mate Vidę (reprezentant Węgier, 23-latek kupiony z Vasas), Christiana Herca (kapitan słowackiej młodzieżówki) czy Eirca Davisa z Panamy (48 meczów w kadrze narodowej). W poprzednim sezonie zdobyli tyle samo punktów co Żylina, a więcej od Ruzomberoka czy Spartaka Trnawa. Odjechał im tylko Slovan Bratysława.
W europejskich pucharach grali – przed rokiem gładko odprawiło ich Dynamo Mińsk (1:3, 1:4), a na przełomie lat ’80 i ’90 dostawali bęcki od Bayernu i Salzburga. Dobrze żyją z Wolverhampton, więc niewykluczone, że Wolves jeszcze przed meczami z Cracovią odpalą im kogoś do ogrywania się. A jeszcze niedawno potrafili opędzlować piłkarza do Celtiku za ponad dwie bańki euro (napastnik Bayo). Generalnie to naprawdę fajny projekt – ze świetną bazą (pozdrowienia od pana Orbana), coraz lepszym skautingiem, niemieckim trenerem i młodym składem.
Zatem spinając to do kupy – Legia trafiła doskonale, a Cracovia będzie musiała się pomęczyć. Cracovia pierwszy mecz zagra u siebie, drugi na wyjeździe. Legia odwrotnie. Pierwsze starcia 11 lipca, rewanże tydzień później.
fot. FotoPyk