Dwa czerwcowe zwycięstwa miały nas wpuścić na autostradę do Euro i co tu kryć: tak też się stało. Droga jest prosta, korków brak, pogoda świetna, nic tylko pewnie jechać do celu. Biorąc pod uwagę przewagę punktową, terminarz, a jeszcze podpórkę z Ligi Narodów, trzeba by się wyjątkowo postarać, żeby to spieprzyć.
Ile punktów wystarczyło do awansu przy eliminacjach do Euro 2016 (rozważamy tylko grupy sześciodrużynowe).
Grupa A: 21; Grupa B: 22; Grupa C: 22; Grupa: D 21; Grupa E: 21; Grupa F: 20; Grupa G: 20; Grupa H: 20;
W grupie G, w której walczyło tylko pięć drużyn, awansowała Albania z czternastoma oczkami na koncie. Do tej grupy nie dolosowywano zespołu z szóstego koszyka, czyli koszyka Gibraltaru i San Marino. Należy zakładać, że zespół, który jedzie na Euro, takie zespoły opędzluje – ile mamy wtedy oczek? Wymowne 20.
Nie ma szczególnego powodu by sądzić, że teraz nagle będzie potrzeba zdobyć punktów znacznie więcej. Według tej symulacji, większość potrzebnych punktów JUŻ mamy, wystarczy około dziesięciu punktów w pozostałych spotkaniach.
Przed nami mecze:
6 września: Słowenia (wyjazd)
9 września: Austria (dom)
10 października: Łotwa (wyjazd)
13 października: Macedonia Północna (dom)
16 listopada: Izrael (wyjazd)
19 listopada: Słowenia (dom).
Powiedzmy sobie szczerze, że zaledwie dziesięć punktów przy takim terminarzu byłoby klęską. Dziesięć punktów miałaby tu obowiązek zdobyć nawet reprezentacja późnego Beenhakkera z Darkiem Dudką grającym to na lewej, to na pomocy, to na stoperze.
Gdybyśmy jakimś zrządzeniem losu spadli na trzecie miejsce, dalej możemy awansować. Baraże dają cztery miejsca. Tym razem wyglądają trochę inaczej niż przy eliminacjach Euro 2016: wtedy były czytelne zasady, zespoły z trzecich miejsc biją się między sobą. Zasady są tak czytelne, że błąd popełniło nawet France Football, publicznie chwaląc, że Portugalia po wygraniu Ligi Narodów awansowała na Euro. Jak to więc działa?
Z każdej dywizji Ligi Narodów – A, B, C, D – ma drogą barażową wejść jeden zespół. Najbardziej czytelne to będzie w przypadku Ligi Narodów D: ci, którzy wygrali zeszłoroczne granie, zmierzą się w turnieju o awans. Jeśli jednak na przykład Macedonia, która wygrała swoją grupę Ligi Narodów D, wyjdzie z naszej grupy eliminacyjnej, jej miejsce w grze o awans przechodzi na kolejną drużynę.
Podobnie jest u nas, ale z tym zastrzeżeniem, że przecież z Ligi Narodów A prawie wszyscy i tak wyjdą.
Ile będzie niespodzianek? Jedna, może dwie? Możliwe. W tym wypadku, gdy nie zgromadzi się nawet czterech chętnych do rozegrania barażu, do turnieju dołączeni zostaną następni najlepsi. Znowu jednak z zastrzeżeniem, bo Liga Narodów gra swój własny turniej barażowy – do turnieju barażowego Ligi Narodów A zostaną więc dołączeni ci, którzy nie awansują normalną ścieżką eliminacyjną i byli dość daleko w Lidze Narodów B, by nie załapać się na jej baraż.
WIĘC, będąc konkretnym: jeśli Bośnia, Ukraina, Dania i Szwecja nie wywalczą awansu w grupie, grają między sobą o jedno miejsce w barażu Ligi Narodów B. Jeśli z Ligi Narodów A awansowało tradycyjną ścieżką jedenaście zespołów, wtedy do dwóch pozostałych – powiedzmy Islandii – dołączają Rosja, Austria i Walia. Chyba, że któraś z tych drużyn wywalczyła awans w grupie, wtedy dalej patrzymy kto jest niżej. WAŻNE: decydują miejsca zajęte w Lidze Narodów, więc można zająć i ostatnie miejsce w grupie eliminacyjnej, a potem grać baraże.
Wiemy, że to skomplikowane, ale wniosek jest taki: nawet jak zajmiemy miejsce poniżej drugiego, baraż mamy pewny.
Na ten moment wszystkie karty są w naszych rękach. Zepsuć wciąż się go da, nie takie historie widział świat, ale nie postawilibyśmy na to złamanego grosza. Szczerze mówiąc liczymy, że jeśli awans zostanie klepnięty, to bez takiej pompy i fety jak przy Euro 2016. Tam to było jakoś uzasadnione: pierwszy awans wywalczony od około dekady, bo Euro 2012 w prezencie. Tutaj? Panowie, nie róbmy jaj z szampanami, one mogą strzelać dopiero po wyniku na turnieju.